Tęskniłam. Za Wami...Jesteście takim innym rodzaje powietrza, który też jest niezbędny by oddychać i żyć. Jesteście niesamowicie cenni. A ja ostatnio tak o Was zapominałam - skupiając się na tym, co absolutnie nie pragnęło mojej uwagi... Wybaczcie.
Mamy święta. Mam ogromną nadzieję, że te Wasze są takie piękne, magiczne, ciepłe i zwyczajnie przyjemne. Mało męczące... Chciałbym, byście się teraz dużo uśmiechali. Bo święta od tego są. Nie od tego, by rozrywać łapczywie opakowanie prezentów i wchłaniać nieprzerwanie pierniki... Święta są od tego, by być i karmić ludzi uśmiechem. Szczerością pływającą w tęczówkach. Liczę, że u Was tej płynnej szczerości w spojrzeniu nie zbrakło. Skoro oczekuję szczerości, to i ja taka będę. Moje święta nie były wesołe i radosne. Niestety. Były wyjątkowo płaczliwe i szare. Jedynie te bombki, które powiesiłam na choince, wkłuwają się kolorem w moje oczy. Mimo wszystko, uśmiecham się. Nie wiem, skąd biorę na to siły, ale naprawdę sie uśmiecham. Bo mam do kogo...
Harry wybył do Holmes Chapel. Gdy się o tym dowiedziałam, zrobiło mi się dziwnie błogo. Tak przyjemnie. Mam wrażenie, że to najlepsze miejsce, w jakim może teraz być, ten szaleniec. Głęboko wierzę, że tam, przy Anne, Gemmie, Rob'ie i reszcie rodziny, odpocznie i przypomni mu się, kim jest, co robi, co czuje, czego chce... Wróci do samego siebie - do takiego Harry'ego, jakim jest naprawdę. Tam nie musi uśmiechać się wtedy, gdy nie chce. Tam może paradować nawet w bordowych spodniach w kratę, od piżamy, z połowa tyłka na wierzchu. Bez lęku. Tam Harry jest Harry'm. I dlatego tak strasznie się uśmiechnęłam do samej siebie gdy dowiedziałam się, że tam Go zawiało...
Jak Wasze prezenty? I brzuszki? I wszystko inne? Jak się miewa moja Prudie? Zwolniłaś, promyczku, chociaż w te święta? Powiedz, że odetchnęłaś i czujesz, jak ładują się Twoje baterie... A Sen Chuuu? Niedługo przekażę Ci pamiętnik, żebyś mogła ręcznie się wpisać. Obiecuję, już niedługo dostaniesz go w dłonie... I...Alevue - jeszcze Twoja paczka do mnie nie doszła. Czekałam z nosem przy szybie, w Wigilię, z nadzieją, że chociaż do południa zdoła przyjść. Muszę jeszcze odrobinę poczekać... I Wunderbarnie! Wybacz mi, że list jeszcze nie lezy w Twoich dłoniach. Jest napisany i leży na biurku. Teraz potrzebuję tylko siły, by spakować go w kopertę i zaadresować do Ciebie. Juz niedługo...
Iiiii....Zapraszam Was na stronę facebookową. - > Zapachu Marzenia
Iiiii....Zapraszam Was na stronę facebookową. - > Zapachu Marzenia
Zerknąwszy
niepewnie w stronę drzwi, zmarszczyłam czoło. Odrzuciłam ciepły kocyk,
upuszczając go niechcący na zimne, drewniane panele. Szeroki fotel obity
brązowym, miękkim materiałem, w którym zasypiałam zmęczona chorobą,
przytrzymywał moje ramiona przed upadkiem na podłogę. Bordowa książka z Londynu
od Tomlinsona, którą wreszcie odważyłam się chwycić w dłonie, bezwładnie
wypadła mi z sinych palców. Duże, ciepłe skarpety, które wciągnął mi na stopy
Harry przed swoim wyjściem, zsunęły się
z lodowatych nóg. Na moją wyjątkowo zaspaną twarz wtargnęło zmęczenie i
zdezorientowanie. Wykradnięta z ramion Morfeusza, gwałtownie wyrwana ze snu,
nie wiedziałam, jaki odgłos przerwał lekką mgiełkę snu. Czy to gałązka za
oknem, czy to wracający ze studia
nagraniowego Harry. Nie. To nie mógł być Harry. Kiedy bez słowa zakładał mi
swoje skarpetki na stopy, zabierał również z szafki klucze od hotelowego
apartamentu. Potem, gdy miałam zostać sama, szepnął, żebym spała spokojnie.
Obiecał, że gdy wróci, będzie zachowywał się cichutko i sam wejdzie do środka.
Nie będzie pukał ani się szamotał. Przykrył mnie kocem szczelniej i uśmiechnął
się na widok książki Louisa. I wyszedł, troskliwie się za mną oglądając. Gdyby
to był Harry – nie zbudziłabym się. Harry wszedłby tu całkowicie
niepostrzeżenie. Starałby się oddychać tak dyskretnie, ze mógłby się nawet
udusić, byleby tylko mnie nie zbudzić. To nie był Harry. Oderwana od własnych
myśli usłyszałam pukanie do drzwi. Zmarszczyłam brwi. Przecież Harry obiecywał.
I mówił, że ma klucze. Zachrypniętym głosem zezwoliłam tajemniczej osobie wejść
do środka. Poprawiłam długie kosmyki włosów spływające na moje plecy w
kompletnym nieładzie. Przetarłszy dłoniami policzki, ziewnęłam. Kilka minut po
wybudzeniu z nieprzyjemnego snu nie mogłam jeszcze stwierdzić, czy mam gorączkę.
Czułam jedynie pulsujący ból w skroniach. Odłożyłam louisową książkę na
stoliczek, uprzednio wkładając między jej pogniecione stronice kolorową
zakładkę. Louis mnie zamorduje. Niepostrzeżenie zasypiając pogniotłam niechcący
kartki książki. Drzwi cichutko skrzypnęły, a w progu nagle pojawił się Niall
Horan. Uśmiechnęłam się szczerze, a oczy zmęczone chorobą, zaświeciły się
radośnie. Automatycznie poprawiłam rozciągniętą koszulkę, podciągając nogi
wygodniej. Mój kochany, uroczy Horan. Odwzajemnił uśmiech, zatrzaskując za sobą najciszej jak
potrafił, mahoniowe drzwi. Wypuścił z chudych objęć dłoni metalową klamkę,
przenosząc na mnie swój radosny wzrok. Widok rozpromienionego, uśmiechniętego
od ucha do ucha Nialla poprawił mi humor. Zapomniałam o bolącej głowie, o
gorączce, która prawdopodobnie mnie zaraz złapie. Zapomniałam nawet o
pogniecionych stronach dramatu, który przytachał mi Tomlinson. Tęskniłam za
Niallem tak bardzo, jak za Jacobem. Z taka różnicą, że Nialla miałam na miejscu
i w każdej chwili mogłam do niego podreptać i wtulić się. To jeszcze bardziej
działało na nerwy. Blondyn uśmiechał się nieprzerwanie, stojąc na środku
dywanu. Wreszcie ruszył tanecznym krokiem w stronę łóżka, stojącego całkiem
blisko fotela, na którym wylegiwałam się ja. Wręcz w podskokach usadowił się na łóżku, przenosząc
na mnie roziskrzone błękitne spojrzenie. Podciągnął stopę z białą trampką,
układając ją na drewnianym oparciu łóżka. Posmutniał. Uśmiechałam się do niego
wciąż z taką samą iskierką w oczach. Cieszył mnie jego widok. Nawet teraz, gdy
wygiął usta w smutnym grymasie.
- Horan, zabrakło ci jedzenia,
że mnie nawiedzasz? - rzuciłam z
rozbawieniem, poprawiając koc na nogach i posyłając mu ciepłe spojrzenie. Materiał,
którym opatulił mnie Harry przed swoim wyjściem dawał mi dużo ciepła. Zanim nie
zjechał bezwładnie na podłogę, pozwalając moim nogom zostać zaatakowanym
chłodem.
- Nie, akurat jedzenia mam
pod dostatkiem. Przyszedłem, bo chciałbym... Ja muszę ci coś powiedzieć. –
Zmroziło mnie. Automatycznie mnie zmroziło. I to wcale nie jest kwestia gorączki,
która pewnie ponownie mnie atakuje, bo Harry zapomniał kupić mi więcej
medykamentów na zbicie jej. Zmroził mnie
przeraźliwy strach, gdy Horan podniósł twarz, spoglądając na mnie. Mówił
zdecydowanie, ale dało się wyczuć nutę zawahania. Właśnie ta nutka zdradziła
mi, że powinnam się bać. Szarość jego policzków i martwe oczy sprawiły, że
serce na moment wypadło ze swojego rytmu. To nie jest moje Horanowe dziecko w
ciele dwudziestolatka. Smutny, przygnębiony Horan to nie Horan. Niall w
depresji to tak jak Harry bez loków. Albo jak Louis bez swoich dramatów w
twardej okładce i bez pasków na
koszulce. Nialler bez uśmiechu na ustach to tak, jakby Liam stracił
opiekuńczość względem całej populacji ludzkiej. Smutny Niall to po prostu nie
jest Niall!… Zdrętwiała obserwowałam jego niewyraźne rysy twarzy. Był tak
okropnie pochmurny, że odechciało mi się na niego patrzeć. Nie było sielankowo…
- Nie strasz mnie. Znam tę
minę, coś się stało...- Zaczęłam się kręcić po całym fotelu, nerwowo miętosząc
w sinych paluchach skrawki koca. Spoglądałam w stronę blondyna troskliwie i
ciepło, starając się skryć w szarych tęczówkach swój strach. On doskonale
wiedział, że swoimi słowami przyśpieszył przepływ krwi w moich żyłach. Zdawał
sobie sprawę, że na takie wieści od razu reaguję paniką wewnętrzną skrytą
głęboko w środku. Mimo wszystko, siedział cichutko na skraju łóżka, bawiąc się
sznurówką od białego trampka. Jakby ta sznurówka miała mu pomóc wycedzić
jakikolwiek słowo skierowane do mnie. Bał się. Jeszcze nie wiedziałam, dlaczego
tak trudno przechodziły mu słowa przez gardło, ale czułam, że lada chwila i ja
będę miała trudności z mówieniem…
- Że coś się stało to
raczej za dużo powiedziane. Po prostu chcę się przyznać, że przyczyniłem się do
czegoś, o czym i tak wiesz. I nie będziesz zadowolona z tego, co usłyszysz...
- Boże drogi, Nialler...
Ukradłeś Harry’emu batony? – Nie wyszło mi. Zdecydowanie moja nieudaczna próba
rozbawienia Nialla nie wypaliła. Nędzny sposób na rozładowanie napiętej atmosfery
okazał się wyjątkowo niewygodny… Po jasnej, zawsze promieniującej radością
twarzy chłopaka nie przemknął nawet ślad uśmiechu. Właśnie to uświadomiło mi,
że sprawa jest poważna. I zrobiłam się jeszcze bardziej sztywna, siedząc jak
kołek, w tym nagle coraz twardszym fotelu…Blondyn pokiwał smutno opuszczoną
głową na znak przeczenia. Zagryzł czerwone wargi, aż zaczęłam się zastanawiać,
czy nie sączy się z nich krew.
- Am…- Wziąwszy głęboki
oddech, zerknął na mnie ukradkiem. Potem znów spuścił wzrok, jakby się bał
moich oczu. Wiedział doskonale, ze nawet gdyby zrobił coś niewiarygodnie złego,
nie byłabym na niego wściekła. Na niebieskookiego nikt nie umiał gniewać się
dłużej niż kilka minut. A już zwłaszcza ja – dziewczyna, która zna go od małego
dziecka. I jak, ta, która kiedyś bawiła się we fryzjera, obcinając mu włosy
przy samym czubku głowy… Ta sama, która wyjadała mu najbardziej czerwone
truskawki z urodzinowego tortu. Ta, która pierwsza słyszała jak nieudacznie
pobrzękuje na gitarze. I dokładnie ta sama osoba, która stwierdziła, ze Horan
ma talent wokalny…Miałaby być na niego zła? Nie mogłabym. To dlaczego na litość, spuścił te płochliwe
oczy? Zabił kogoś? O ironio…Pobił
Stylesa? Zjadł wszystkie marchewki Tomlinsonowi? Powiedział w żarcie Zaynowi, że stłukł
lusterko w łazience, a on odebrał to na poważnie? Zamrugałam oczami… - Pamiętasz, jak Harry brał narkotyki? Jak
bardzo wtedy się martwiłaś? To... To przeze mnie. To moja wina, rozumiesz?
Z szoku, który nagle mnie
omiótł, otworzyłam szeroko usta. Tak bardzo nieoczekiwanie. Wargi same mi się
rozchyliły. Nie byłam w stanie nad nimi zapanować. Spojrzałam na niego zszokowana, poprawiając
nerwowo włosy. Odrzuciłam je na jedno ramię, zaciskając wargi w wąska linię.
Budziły się we mnie dziwne uczucia. Zakorzeniał się we mnie dziwnego rodzaju
strach – panika przed tym, co jeszcze usłyszę z pobielałych ust Horana.
Zesztywniał nagle, jeszcze bardziej niż przedtem. Zdenerwowany unikał moich
oczu, a ja tak bardzo chciałam w nie zajrzeć. Dostrzec to, czego nie mogę
domyślić się ze słów. Chował swoje ciepłe, niebieskie, błyszczące oczy,
izolował się ode mnie. Jak mały chłopczyk, który nabroił i nie chce spojrzeć
zawiedzonej matce w twarz. Westchnęłam, a w tym westchnieniu można było
usłyszeć, jak bardzo się trzęsę. Zaczynałam się naprawdę bać.
- Niall, co ty wygadujesz.
Nic nie rozumiem – Pokiwałam głową z niedowierzaniem. Przecież nie wierzyłam mu
w żadne słowo! Akurat nie teraz… A to
dziwne, prawda? Nie znam bardziej prawdomównej osoby od Nialla Horana. No,
dobra, Liam jest wyjątkowo szczery, a kiedy kłamie, drga mu jedna brew. Łatwo
wtedy wyłapać, gdy schodzi na sfery historii kolorowanych jego wyobraźnią… Ale
Horan? W życiu mnie nie oszukał. Mówił prawdę nawet wtedy, gdy groziło to moją
furią i wybuchem płaczu, a przecież blondyn tak nienawidzi, jak z moich oczu
kapią łzy. Tym razem zapewne też nie kłamie. Dlatego tak bardzo chciałam, by te
słowa wycedzane przez jego pobielale usta, były kłamstwami. Szczerymi,
prawdziwymi kłamstwami. Wydaje mi się jednak, że mówi całkowitą prawdę. Ze
zdenerwowania zadrgały mu usta. Spuściłam zlęknione oczy na podłogę. – Przestań
gadać głupoty…- wycedziłam natychmiastowo, rozciągając fałdki materiały
utworzone przez koc. Zaniepokojona jego słowami sama zgubiłam wzrok gdzieś na
podłodze. Tym razem to ja się bałam zerknąć mu w oczy. Mógłby dostrzec, jak
bardzo się zawiodłam. Zawiodłam się tym, że nie kłamie. Absurd…
- Niestety teraz nie gadam
głupot. Pomimo tego, że czasami zdarza
mi się pleść to, co mi ślina na język przyniesie i popełniać ogromne błędy...
- Nadal nic nie rozumiem.
Przejadłeś się, bredzisz.
Zignorował moje gadanie o
przejedzeniu się. Wzrok przeniósł gdzieś w bok, na okno i tańczącą lekko
firankę. Nie spuszczając z niego czujnego wzroku, sięgnęłam na stolik po jedną
z chusteczek. Opiekuńczo krzątający się Harry jeszcze przed wyjściem zostawił
mi cały koszyk chustek. Szkoda, że niecałe dwadzieścia minut po tym, wszystkie
zużyte poniewierały się na fotelu i moich kolanach. Niall odchrząknął,
spojrzałam na niego ciekawsko, przykładając szorstką chusteczkę do obdartego
nosa. Zmarszczyłam czoło, opróżniając nos. Ból głowy dał o sobie znać, a
chłopak siedzący niedaleko mnie, zawahał się. Wyprostował się i oparł dłonie o
uda.
- Miałem znajomego
dilera... Nie wiem, co mnie podkusiło, ale powiedziałem o tym chłopakom. Zayn,
Liam, Lou- oni wszyscy zaczęli się wręcz tarzać ze śmiechu. Bo że niby ja,
Niall, miałbym mieć do czynienia z jakimś dilerem? Żart roku, prawda? Taaa, oni
rechotali w najlepsze, ale nie Harry. On siedział chwilę w zamyśleniu, a
później najnormalniej w świecie poprosił, żebym mu coś załatwił. Coś lekkiego,
tak żeby tylko spróbować, odstresować się trochę...
Zastygłam w bezruchu
momentalnie. Chusteczka, którą delikatnie trzymałam między palcami, wysunęła
się i spadając z koca, wylądowała cichutko na błyszczącej podłodze. Zabolało. Gardlo
ściskało mi się z każdą minutą coraz boleśniej. Widok Niall’a, szemrającego te
słowa niepewnie, ze spuszczoną głową dokładał więcej bólu. Przeraźliwe zimno
opatuliło moje zastygłe ramiona. Zapadłam w letarg, tępo wpatrując się w
chusteczkę leżącą u moich nóg. Panikowałam, prawda? Moje serce przyspieszało
swój rytm, gdy wyobrażałam sobie w myślach, co jeszcze opowie mi zdołowany
chłopak siedzący na moim łóżku. Na razie milczał jak zaklęty, dając mi chyba
czas na przetrawienie słów. Te wyrazy nie były do przetrawienia. Przykro mi –
zaległy w mojej podświadomości. Nie pozbędę się ich, Niall, mów dalej… Milczałam,
wyczekując.
- Chłopacy znów zaczęli
się śmiać, tym razem z Hazzy. Ja zresztą
też. Wręcz popatrzyłem na niego, jak na idiotę. Ale on zauważył, że nie wziąłem
tego na poważnie i powiedział, że mówi serio. Wtedy Liam powiedział, że chyba
ostatni koncert tak przeciążył Harry’eo, że aż bzdury mu zaczęły po głowie
latać. Zwrócił się do nas, że wychodzimy z pokoju, a Harry ma sobie wybić to z
głowy. Wstaliśmy. Opuszczając pokój odwróciłem się w stronę siedzącego Hazzy.
Spojrzał mi prosto w oczy i poruszył ustami. Dało się wyczytać " ja nie
żartuję, albo to załatwisz, albo sam to zrobię". Nie wiem, dlaczego go
posłuchałem... Wieczorem zadzwoniłem do tamtego gościa. Koło dwudziestej
drugiej miał mi przywieźć kilka gramów jakiegoś świństwa. Zapłaciłem, odebrałem.
Długo zastanawiałem się czy dać to Harry’mu. Jednak to zrobiłem...
Zamknęłam oczy. Nie mogłam
pozwolić na to, by Nialler dostrzegł, jak moje szare oczy powiększają się od
nachodzących łez. Schyliłam się i zacisnąwszy na nasadzie nosa palce, wpatrywałam się zszokowana w
podłogę. Gdyby chłopak zobaczył, jak bardzo zakorzenił we mnie strach i ból, ja
zakorzeniłabym w nim poczucie winy. Niall zawsze bardzo wszystko do siebie
bierze. Nie mogłam sprawić, że obwiniałby się za lęk w moich oczach. Tak się
też składa, że nie umiałam się tego strachu pozbyć. Jak miałam się nie bać? Bałam
się wszystkiego. A najbardziej tego, co zostało niewypowiedziane przez
niebieskookiego. Przełknęłam ślinę i zacisnęłam nerwowo zęby.
- Niall, to nie twoja
wina, mimo wszystko. – wyjąkałam ledwo, starając się mówić wyraźnie. Ściśnięte
gardło nie pomagało mi absolutnie. Wyrwało mi się drżące, zachrypnięte
jęknięcie. Byłam bliska płaczu, oczy świeciły mi się niemiłosiernie, a pod
powiekami czułam ciepło. Dzięki Bogu, chłopak na mnie nie patrzył. Nie
dostrzegał mojego zbolałego wyrazu twarzy. Nie obserwował, jak maniakalnie
dręczę palcami materiał koca. Tak jak ja kilka minut temu, otępiała chowałam
wzrok w podłodze, tak teraz on uciekał tam spojrzeniem. Obserwowałam go
ukradkiem. Nie wydawało się, by wszystko to co, mi opowiedział, przyniosło mu
ulgę. Miałam wrażenie, że zadręczał się tym jeszcze bardziej. Jakby żałował, że
wyłowił na moją twarz przygnębienie. Fakt, że teraz już nic przede mną nie
ukrywa, że ja o wszystkim wiem, nie dała mu ani trochę spokoju. Spiął się
jeszcze bardziej, a ja już zupełnie nie wiedziałam, co mam począć. Przecież nie
dość, że byłam przerażona tym, co w opowieściach wyprawiał Harry, martwiło mnie
zachowanie Horana. Zamknięty w sobie, skulony siedział na moim łóżku, jak skazaniec. Jak małe dziecko –
zlęknione, przestraszone, ogłuszone przez świat. Bał się oczu i słów. Żałował z
całych sił – dobrze o tym wiedziałam. A ja? A ja zapadałam się pod ziemię. Również
nękały mnie wyrzuty sumienia? Gdzie ja wtedy byłam? Gdzie podziewałam się, gdy
po głowie Harry’ego przechadzały się złe myśli? Gdzie była moja ręką, gdy
powinnam była złapać Nialla za jego nadgarstek, by nie robił głupoty? I gdzie
ja jestem teraz, gdy skulony przyjaciel siedzi na łóżku, stłamszony przez ból… Nie
zdołałam podnieść skruszonego wzroku, gdy sine usta chłopaka otworzyły się
ponownie. Otwierając szeroko wargi, westchnął. I zaczął mówić.
- To jest moja wina. Całą
późniejszą noc spać nie mogłem. Myślałem, że zwariuję, gdy wszedłem do jego
pokoju, a on siedział kompletnie odizolowany od świata, z obłędem w oczach…-
Przerwał na moment, zerkając niepewnie w moje zbolałe oczy. Wiedziałam, że ma
ochotę się popłakać. Zacisnął wargi w wąską linię, powstrzymywał trzęsącą się
szczękę. Był jak małe dziecko. A ja jak zły człowiek – nawet nie podeszłam, nie
objęłam, nie pocieszyłam. Tkwiłam w fotelu, jak sparaliżowana. Ogłuszona na
wszystko co dookoła mnie. Tylko uważnie analizowałam jego ciche słowa. - Później
chciał ode mnie więcej. Już nie chciałem go słuchać. Okropnie żałowałem tego,
co zrobiłem. Reszta się nie domyśliła. Nie wiem, jakim cudem... Raz cały dzień
latałem jak oparzony i szukałem telefonu. To Harry go miał, wiesz? Ukradł go,
bo chciał numer do dilera... Chciał więcej. Próbowałem gadać z nim,
przekonywać, że to nie jest dobry pomysł. Moje słowa spływały po nim, jak woda
po kaczce. Odbąknął, że to jego życie i że wie, co robi. I że mam zapomnieć o
całej sprawie... Później ty znalazłaś u niego narkotyki. Ta cała afera…Przepraszam cię, Am. Tak bardzo
cię przepraszam... Gdybym wiedział, że będzie tak, a nie inaczej... Wybacz,
powinienem ci powiedzieć wcześniej.
Zamrugałam prędko
powiekami, marszcząc brwi. Nie wiedziałam już zupełnie. Jak mam na imię, ile
mam lat, gdzie jestem i co robię. Zabolało jeszcze bardziej, niż przedtem.
Serce kłuło niemiłosiernie, z każdą sekundą wbijając wyjątkowo ostrze
szpileczki coraz głębiej. Mój oddech stał się wyjątkowo płytki. Już nie było mi
gorąco ze zdenerwowania. Teraz stygłam. Wszystkie moje emocje topniały. Byłam
zdruzgotana tym, co się wydarzyło, wiedząc, że już nie da się nic zrobić. Pozamiatane,
prawda? Harry uciekł w narkotyki. To
jest przeszłość – prawda? Przeszłość… Prawda…? I stygłam, a słowa przyjaciela
kołatały się niemiłosiernie głośno po głowie. Zagłuszały wszelkie myśli. Kuliłam
się w sobie. Markotniałam. Gubiłam się. A potem nagle wstałam, zrzucając miękki
koc na podłogę. Nie zawracałam sobie zmęczonej głowy tym, by podnosić go
trzęsącymi dłońmi i odkładać na fotel. Zostawiłam go sponiewieranego i
dosiadłam się do Niall’a. Łóżko cichutko skrzypnęło, uginając się pod moim
niewielkim ciężarem. Blondyn nawet nie zareagował. Tak, jakbym nadal tkwiła w
tym fotelu naprzeciw niego, a nie obok. Podniósł smutne oczy. Objęłam go
gwałtownie, zaciskając dłonie w jego pasie. Wtuliłam się, jak mała dziewczynka.
Przyśpieszył mu oddech, a potem wypuścił powietrze ze świstem, przymykając
powieki. Opuścił głowę, przykładając policzek do mojego gorącego czoła. Wypuściwszy
sznurek od bluzy z palców, położył dłoń na mojej.
- Niall, przestań. Proszę
mnie nie przepraszać, ok? – Umilkłam na moment, obserwując uważnie jasny dywan
leżący na błyszczącej podłodze. Zastanawiałam się, jakich użyć słów, by
załagodzić sytuację. Co mam mu powiedzieć, kiedy sama nie wiem, co się takiego
wydarzyło? Jak uciszyć jego wyrzuty sumienia, kiedy sama się w nich topię? Jak nas wszystkich uratować…- Harry ma w połowie rację, wiesz? To jego życie
i on wie, co robi. To nie jest twoja wina. Harry zrobił wielką głupotę. Błąd życiowy.
Ale jest dorosły, czyli odpowiada sam za siebie, prawda? Fakt faktem - zrobiłeś
gafę, dając mu ten narkotyk pierwszy raz...Aczkolwiek to, że wpadł w to
głębiej, było tylko i wyłącznie jego winą, Niall...
- Ale gdybym go wtedy nie posłuchał...
- Ale posłuchałeś. I co?
Już czasu nie cofniesz, zgadza się? Przecież to jest życie, Niall. Chcesz czy
nie chcesz, musisz popełnić czasami błąd. Błędy są nieodzowną częścią życia.
Popełniasz je po to, by potem nie zrobić głupoty po raz drugi. Co się stało, to się nie odstanie...
- Przepraszam.
- Przestań, Niall. Nie
masz mnie za co przepraszać. Gdybyśmy mieli zwalić winę na kogokolwiek za to,
co się stało, każdy miałby w tym jakiś udział, wiesz? – spytałam, siadając
wygodniej i puszczając dłoń chłopaka. Z nerwów nasze splątane palce spociły się
wcale nie lekko. Wytarł palce o dżinsy, kiwając niemrawo głową. Przyznawał mi
rację, ale doskonale wiedziałam, że nawet nie przeanalizował moich słów. - W
końcu ja tez mogę powiedzieć, że to moja wina. Bo go nie upilnowałam. Bo z nim
nie porozmawiałam. Nie pomogłam mu... A powinnam.
- A skąd miałaś o tym
wiedzieć? Na podstawie obserwacji ciężko było to zauważyć. Przecież to nie ty
mu załatwiłaś te narkotyki... To była i wciąż jest moja wina. Nic tego nie
zmieni... – Westchnęliśmy w tym samym
czasie. Zmęczyła nas ta rozmowa. Pokiwałam głową żwawo, zerkając mu błagalnie
do oczu. Wyczytał, że błagam o to, byśmy skończyli to roztrząsać. Nie chciałam zadawać
mu więcej bólu. Smutne oczy Horana
wyrażały tak wielki ból, że ledwo na niego zerkałam. Nerwowo miętosił w palcach
szary sznureczek od bluzy, który niedawno wypuścił, a teraz znowu złapał. Kiedy
westchnęłam, poruszył brwiami. Spuścił lękliwe spojrzenie na swoje szare
spodnie. Wahałam się – nie
chciałam go zranić. Żadnym słowem. Wiedziałam, że każde złe wycedzane słowo
bardzo rozrywało jego serce. Niesamowicie boleśnie. Niall swój strach skrywał
pod uroczym uśmiechem. Jakby to było coś wstydliwego. Nie chciał pokazywać lęku.
Nie dzielił się z nikim żalem, który oplatał jego serce. Aby pozbyć się bólu,
musiał pokazać go innym. Niall tego nie uznawał za sposób na pozbycie się
problemu. Krył uczucia. Bardzo dobrze. Westchnęłam… - Jak się czujesz? W końcu
jesteś chora...- Wyrwał mnie z letargu, zadając to jakże nietypowe pytanie.
Zmienił temat – dzięki mojemu błagalnemu spojrzeniu.
- Cwaniak jesteś. Fajnie
zmieniasz temat. Niby niepostrzeżenie. – Zaśmiałam się sztywno i smutno, chcąc
rozładować troszkę napięcie. Na darmo – atmosfera gęsta, można by pociachać
nożem. – Dzięki, że mi przypomniałeś. Miałam znaleźć chustki...Harry miał
kupić, bo mi z nosa cieknie, a papier...
Jak na moje słowa, zaczał
nerwowo przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu chusteczek do nosa. W kieszeniach
bluzy nie krył żadnych chustek. W tylnej kieszonce spodni również nic nie
znalazł. Zerknął na mnie dziecinnie, marszcząc nos.
- Chustek nie posiadam.
Mogę zaoferować ci rękaw…
Zaśmialiśmy się cicho. To
nie był radosny śmiech. To był wymuszony gest. Żadne z nas nie śmiało się
prawdziwie i szczerze. Szybko przestaliśmy… Nastała nietypowa, dręcząca cisza.
Zawsze lubiliśmy milczeć – tak niewinnie. Zawsze było miło, nigdy niezręcznie.
Ta cisza była zupełnie inna. Niesamowicie męcząca.
- Oj Niall, wiem, że jest
ci źle. Mnie także jest źle… - wyszeptałam, przytulając się do jego ciepłego
ramienia. I kiedy dotykał moich pleców w geście pocieszenia, zamknęłam oczy. I
wiedziałam już, że zaraz po tym, gdy Niall opuści to pomieszczenie, umrę z
żalu. Umrę z żalu, bólu, niepewności, samotności. I czekając na Harry’ego, będę
czekała na skazanie. A kiedy zjawi się w progu, nie spojrzę mu w oczy…