piątek, 29 marca 2013

Dwudziesty dziewiąty


Kochani! 

Tak strasznie cieszę się, że znów do Was piszę! Ciężko mi było. Już nawet myślałam chwilami, że nigdy więcej nie pojawi się tu rozdział. Ale widocznie ktoś chciał inaczej. Lub ja wzięłam się w garść, pierwszy raz w życiu...Fakt faktem - rozdział mamy. Zaraz przystąpicie do jego czytania...

A ja chciałabym Wam tylko podziękować. Z całego serca. Za to, że jesteście. Że byliście i nadal jesteście. Zostaliście. Chociaż zawiodłam. Nie mogę wyobrazić sobie lepszych czytelników. Strasznie Was kocham. 



      Wygładziłam malutką zmarszczkę materiału formującą się na jednej z poduszek. Gładki materiał był zimny i śliski w dotyku. Przenosząc znużony wzrok z łóżka, skierowałam go w stronę okrągłego, kremowego zegara wiszącego nad komodą. Harry, uciekłeś z tego pokoju dokładnie godzinę temu, informując mnie przelotnie, że wybywasz na ważną kolację z menagerem. Skinęłam Ci wtedy głową, jak grzeczna dziewczynka, chowając się w kocu, w twardym fotelu. Potraktowałeś mnie troskliwym spojrzeniem i wybiegając z łazienki, dobiegłeś prędko do stoliczka nocnego stojącego po Twojej stronie łóżka… I co zrobił Harry? Zabrał telefon, z komody wyciągnął czarną bluzę z niebieskimi sznurkami od kaptura, a potem posyłając mi uroczy uśmiech, eksponując wszystkie zęby i dwa dołeczki w policzkach, uciekł. Zamknął za sobą drzwi, starając się, by nie trzasnęły. A ja pociągnęłam nosem, biorąc pod uwagę fakt, że wciąż męczył mnie przeraźliwie dokuczliwy nieżyt nosa, i poprawiłam koc. Kilka minut potem wstałam z kremowego fotela, składając nagrzany od mojego ciała koc w kostkę. Rzuciłam go na poduszkę poniewierającą się na meblu i podeszłam do łóżka. Chwiejąc się na nogach, z resztkami podniesionej temperatury ciała, obserwowałam nieprzychylnie wielkie małżeńskie łoże. I wtedy dogoniła mnie okropna nuda. Ból głowy spowodowany przeziębieniem jeszcze bardziej mi dokuczał. Z braku laku, czekając na Harry’ego, zaczęłam maniakalnie rozprostowywać zmarszczki malujące się na pościeli.
Chyba odzwyczaiłam się od nudy… Wrażenia, jakich ostatnio przysparzał mi Harry Styles, o którego przywykłam martwić się na zapas, sprawiły, że bezczynne siedzenie w  fotelu stało się wyjątkowo frustrujące. Jeżeli wszystko było dobrze, nie było zmartwień i kłopotów…było inaczej. Chwila spokoju i wytchnienia sprawiała, że zaczynałam zastanawiać się, czy oby na pewno wszystko jest w porządku. Jeśli po mojej głowie nie przechadzały się smętne myśli mogło to oznaczać, że chwilowo jestem nieprzytomna umysłowo… Życie przy boku Harry’ego w ostatnich miesiącach nauczyło nie niewyobrażalnie wielkiej troski. Ta troska spozierała mi z oczu nawet wtedy, kiedy kędzierzawy spokojnie leżał na moich kolanach, bawiąc się sznureczkiem od mojej bluzki. Sam jest sobie temu winien, prawda? Harry sam sprawił, że zrobiłam się wyjątkowo nadopiekuńcza. To właśnie zielonooki przyczynił się do tego, że bałam się o Niego. Może nie bez przyczyny…?
Książka, którą niedawno z wielką ochotą przeczytałam, nie mogła pomóc zabić mi tej rodzącej się nudy. Ponieważ Tomlinsona, tak jak Harry’ego – nie było – nie mogłam ukraść mu kolejnych książek. Odkąd pamiętam, jeśli tylko za umysł łapała mnie wszędobylska nuda, mordowałam ją książkami lub gazetami. Wszelką prasę, którą ostatnio przytaszczył mi mój lokowaty piosenkarz zabrała pokojówka. Biorąc pod uwagę fakt, że absolutnie nie miałam zamiar czytać po raz kolejny jakże ciekawego dramatu należącego do Louisa, skierowałam swój łapczywy na zdobycze wzrok w stronę szafki nocnej Styles’a. Fakt faktem, zielonooki nie za bardzo przepada za czytaniem – łudziłam się lekko, że znajdę tam cokolwiek do przeczytania. Westchnęłam, pociągnęłam smętnie „zapchanym” nosem i powlekłam zdrętwiałymi nogami w kierunku szafeczki. Przycupnęłam spokojnie na krawędzi łóżka, uginając miękki materac. Poducha, na której co noc wylegiwał się Harry, pokryła się białymi fałdkami od marszczenia materiału. Otworzyłam szufladę z ciemnego drewna, rozkoszując się dreszczykiem emocji. Co też mój sławny romantyk chowa w swojej szafce… Czarny kosmyk złośliwie powędrował na środek mojej twarzy, dokuczliwie dotykając czubka nosa. Odrzuciłam włosy na bok i zajrzałam głębiej, w czeluści mebelka. Moim obolałym od choroby oczom ukazały się trzy ładowarki do telefonów. Chyba tylko ci najwięksi fani wiedzą, że Styles posiada trzy telefony. I to wcale nie jest plotka… Dziwnym raczej nie jest, że nigdy nie wiem na który numer mam dzwonić. Przesunęłam ładowarki na bok i dostrzegłam saszetkę gum miętowych. Wywracając oczami i rozczulając się nad potrzebą świeżego oddechu u kędzierzawego zerknęłam na opakowanie prezerwatyw. Poczerwieniałam i pokiwałam  głową z dezaprobatą i rozbawieniem. Zawiedzona miałam zamykać szafeczkę, gdy dostrzegłam okładkę zeszytu. Dorwałam skrawek swoimi palcami, po czym lekko uradowana wydostałam zeszycik całkowicie. Szare drzewo na zielonym tle. Piękna okładka zeszytu, rzeczywiście. Kiedyś Jacob zapisywał w takim zeszyciku swoje skryte myśli nakreślone wierszem. Z taką różnicą, że ten zeszycik miał pomarańczowe tło i czarne drzewko. Chronił ten zeszyt, jakby w nim umieszczone były słowa co najmniej królowej Elżbiety. Nigdy nikomu go nie pokazywał. Aby żadna niepowołana osoba go nie dorwała, Jake chował go w kuchni, między książkami z przepisami. Któregoś pięknego dnia, kiedy postanowiłam zrobić przyjacielowi przyjemność, zobowiązałam się upiec mu jabłecznik. Taki, jaki lubi. Z wielką ilością jabłek. Ponieważ byłam cwana, spodobał mi się akurat pomarańczowy zeszycik. Jake rozwalony jak placek na kanapie nie zorientował się, że ja ubabrana w mące po czubek nosa czytam jego piękne wiersze…Taki mały, zbereźny objaw mojej cwaniakowatości. Potrząsnęłam głową na wspomnienie rumieńców wstydu, gdy podawałam chłopakowi upieczone ciasto, w głowie mając ostatnią zwrotkę wiersza Jacoba. Odrzucając włosy na bok, zerknęłam podejrzliwie na zeszycik. Styles pisze wiersze? Rozbrajające uczucie w dole brzucha nie dawało mi spokoju. Czym prędzej odchyliłam okładkę wiedziona ciekawością. Bez zdziwienia zauważyłam pochyłe, znajome, charakterystyczne pismo Harry’ego. Przeraziłam się, gdy byłam już zorientowana, że to Jego pamiętnik… Czym prędzej zamknęłam stronicę zeszyciku ze świadomością, że nie mam prawa czytać literek, które tam nakreślił. Zdławiłam w sobie wyrzuty sumienia. Kiedy jednak szybko zamykając książeczkę, kątem oka dostrzegłam napisane swoje imię, teraz lustrując niepewnym wzrokiem zeszyt na kolanach, dręczyła mnie ciekawość… Co Harry tam napisał? O mnie? Dlaczego tam jest napisane moje imię? Zacisnęłam usta w wąską linię. Otworzyć…Nie otworzyć… Cała zawartość tego brudnopisu to prywatne zapiski mojego chłopaka. Harry nie byłby wielce uradowany, gdyby dowiedział się, że czytałam wszystko to, co tam napisał z nadzieją, że nikt niepowołany nie dostanie tych zapisek w łapska. Zacmokałam ustami z niezadowoleniem. Ale kiedy tam jest moje imię! I kiedy ja mam wielka ochotę dowiedzieć się, co pisze o mnie moja miłość! Tak bardzo chciałam zobaczyć, co tam naskrobał, że z przygniatającymi wyrzutami sumienia otworzyłam brulion. Westchnąwszy sobie porządnie, zaczęłam czytać pierwszy lepszy wpis…

„   Środa  13:23

      Otworzyłem oczy pół godziny temu. Spałem jak zabity po wczorajszym koncercie. Chyba nawet się nie wykąpałem. Nie miałem siły. Am czekała na mnie w hotelu. Chciała porozmawiać.  Coś mocno ją męczyło. Ale nie miałem siły. Niall się upił, znowu. Wyciągaliśmy go z samochodu. Cholera, jak tak dalej pójdzie to trzeba będzie coś z tym zrobić. Na koncercie jak zawsze. Nic specjalnego. Boli mnie głowa. Amiry nie ma, gdzieś wyszła. Nie wiem, gdzie mogła pójść. Na spacer? Nie mam czasu chodzić po mieście. Próby, koncerty, próby, spotkania z fanami. Wieczór w hotelu i znowu od początku. Kiedyś mnie to wykończy. Ale czy nie tego chciałem? O tym wszystkim marzyłem. Ale nie mam już siły. To jest zbyt męczące. Gdyby jej tutaj nie było, nie wytrzymałbym.  Jestem pewien, że nie byłoby ze mnie nic dobrego…Dwa dni temu przyjechał Jacob. Nie wiem, po co. Zrobił awanturę na cały apartament, chciałem go uderzyć. Mała płakała przy nas, nie wytrzymała.  Wydaje mi się że martwią się o mnie. Am na pewno. Jacob... On chyba bardziej martwi się o nią niż o mnie. Muszę z nim porozmawiać. Ale nie przy Małej. Ona nie może o tym wiedzieć. „

Przełknęłam głośno ślinę. O mój Boże. To wszystko, co przeczytałam, oblało moje plecy wrzątkiem parzącej świadomości. Codziennie przy Nim będąc miałam świadomość, że kariera powolnie Go wyniszcza. Starałam się Mu pomóc jak najmocniej, niejednokrotnie. Zawsze zapewniał mnie, że jest wszystko dobrze. Teraz mam czarno na białym, pochyłym pismem Harry’ego spisany dowód na to, jak bardzo mangament i wszystko naokoło – morduje Go. Połknęłam bolesną gulę ściskającą mi gardło i przekręciłam stronę, bojąc się tego, co moje oczy mogą przeczytać. Bałam się myśli Harry’ego. Bałam się tego, co myślał i czuł…

„ Czwartek  17:20

     Dzisiaj mamy spotkanie z fanami.  Za godzinę. Piszę szybko, bo zaraz przyjdzie Zayn. Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział o tym, co tutaj piszę. To dla mnie. Czasami ciężko jest uporządkować myśli. Na papierze wygląda to wszystko dużo prościej. Powoduje, że wszystkie myśli w głowie są bardziej uporządkowane. Brakuje mi tego porządku…
Mam nadzieję, że dzisiejszy wieczór będzie spokojniejszy. Coś gnije między mną a Amirą. Wypala się. Wydaje mi się że wiem o co chodzi. Ale ona musi to zrozumieć...”

Zamknęłam na momencik oczy. Na tę jedną chwilę, między zduszonymi oddechami. Nikt by nie chciał, by ktokolwiek czytał jego prywatne myśli. Sekrety pisane na papierze w celu odreagowania. Słowa Harry’ego o tym, że nie życzy sobie, by te zapiski padły w umysł kogoś innego napędziły mi stracha. Już wyobrażałam sobie Jego złość i zawiedzenie w oczach, gdyby dowiedział się, że to wszystko przeczytałam.  Wypuściłam powietrze ze świstem, odrywając zamglone oczy od kartki. Głowę przekręciłam w lewo, w stronę ogromnej donicy z fikusem. Cholera, co ja wyprawiam. Przecież gdyby Harry dorwał w swoje duże łapska mój zeszyt z piosenkami, który chowam przed Nim od dobrych czterech lat, wstydząc się tego, co piszę…To zamordowałabym Go własnymi rękami, chociaż byłoby niezmiernie trudno, bo umie mnie obezwładnić najlepiej na świecie. Nie powinnam. Po prostu nie powinnam tego pochłaniać wzrokiem. Swoją drogą – dzięki tej chciwości i ciekawości właśnie dowiedziałam się, że On również dostrzegł tę przepaść między nami, która formowała się dwa tygodnie temu. Właśnie dwa tygodnie temu napisał ten wpis… Powinnam się iść wyspowiadać. Pójdę do piekła, naprawdę. Spoconą dłonią jeżdżąc po kołdrze, wróciłam do lektury pamiętnika Harry’ego…

„Piątek 10:14
 Odpada mi ramię. Fanów było więcej niż do tej pory, wypisaliśmy karton markerów. Nie mam siły zginać nadgarstka, boli. Znowu czuję, że nie daję rady. Czas się wspomóc...  

Piątek  11:30.
Amira wróciła do pokoju akurat wtedy, kiedy wycierałem nos. Chyba nic nie zauważyła. Powiedziała tylko, że mam dziwnie duże oczy  i pocałowała mnie w policzek. Nie domyśliła się, na pewno.  Wiem, że znowu ją krzywdzę. Nie powinienem brać. Wiem, że to przez to między nami jest, jak jest. I że to z tego powodu przyjechał Jacob. Ale muszę. Zwyczajnie…Potrzebuję.


Piątek 13:20
Poszła na spacer. Powiedziała, że potrzebuje świeżego powietrza. Muszę porozmawiać z Niall’em. Wiem, że dostanie furii. Zacznie wrzeszczeć, znowu…Kończą mi się prochy. Bez nich sobie nie poradzę.  Niall przecież stwierdził, że nigdy więcej…Nie jesteś ćpunem, Harry. To tylko mała pomoc. Kilka razy. Nie jesteś ćpunem, Harry. Nie?” 

Oh, Harry...


wtorek, 26 marca 2013

Uwaga!




Kochani! 

Piszę do Was, ponieważ zaczynam już czuć żrące wyrzuty sumienia. Dopiero teraz. Nie umiem odpowiedzieć sobie na pytanie, jak to się stało, że dopiero w tym momencie dostrzegam, co wyprawiam. Nie było mnie tu dłuższy czas. Nie było mnie tu cholernie długo. I to jest największy mój ciężar, który teraz próbuję z siebie zrzucić, pisząc wytłumaczenie. Spokojnie - nikt nie umarł, nic mi się nie stało, żyję i mam się całkowicie w normie. Spytacie - to dlaczego nie było rozdziałów, Harry i Amira poszli w odstawkę? A ja odpowiem, że nie mam zielonego pojęcia. Na to wszystko składa się kilka powodów. Przyśpieszyłam tempo życia, zaczęło dziać się wiele na raz, a ja nie podołałam. Nie dałam rady pilnować swojego życia, jednocześnie będąc tu, wszystko dopieszczać i publikować. Kiedyś, gdy zaczynałam prowadzić tego bloga i dopiero rozpoczynałam dzielenie się z Wami tym, co piszę, obiecywałam, że nie dopuszczę do zaniedbania. Wiem, że nie powinnam nic sobie obiecywać. 

Tęskniłam za Wami mimo nieobecności. Myślami cały czas byłam tutaj. W tej dziwnej krainie, która ma swój aromat, esencję, tę specyficzność, którą samą wykreowałam. Myślałam o Was. Nie tylko o Was. O Harrym także myślałam. O Amirze równie dużo myśli poświęcałam. Brakowało mi Was i nadal brakuje. 

Nie zostawiam bloga. Ani Was. Ani bohaterów. Broń Boże. Rozdział pojawi się w tę sobotę. Na 99%. Jeśli nie znajdziecie rozdziału, to znaczy, że stało się coś złego. 

Przepraszam Was. I jednocześnie dziękuję za zrozumienie, wytrwałość, przepiękną wierność. Dziękuję za wiadomości na facebooku, gdziekolwiek nie zajrzę, zawsze odnajdę kogoś, kto martwi się i tęskni. Jesteście nieziemscy. 

Do soboty! ; )