Kochani!
Tak strasznie cieszę się, że znów do Was piszę! Ciężko mi było. Już nawet myślałam chwilami, że nigdy więcej nie pojawi się tu rozdział. Ale widocznie ktoś chciał inaczej. Lub ja wzięłam się w garść, pierwszy raz w życiu...Fakt faktem - rozdział mamy. Zaraz przystąpicie do jego czytania...
A ja chciałabym Wam tylko podziękować. Z całego serca. Za to, że jesteście. Że byliście i nadal jesteście. Zostaliście. Chociaż zawiodłam. Nie mogę wyobrazić sobie lepszych czytelników. Strasznie Was kocham.
Wygładziłam malutką
zmarszczkę materiału formującą się na jednej z poduszek. Gładki materiał był
zimny i śliski w dotyku. Przenosząc znużony wzrok z łóżka, skierowałam go w
stronę okrągłego, kremowego zegara wiszącego nad komodą. Harry, uciekłeś z tego
pokoju dokładnie godzinę temu, informując mnie przelotnie, że wybywasz na ważną
kolację z menagerem. Skinęłam Ci wtedy głową, jak grzeczna dziewczynka,
chowając się w kocu, w twardym fotelu. Potraktowałeś mnie troskliwym
spojrzeniem i wybiegając z łazienki, dobiegłeś prędko do stoliczka nocnego
stojącego po Twojej stronie łóżka… I co zrobił Harry? Zabrał telefon, z komody
wyciągnął czarną bluzę z niebieskimi sznurkami od kaptura, a potem posyłając mi
uroczy uśmiech, eksponując wszystkie zęby i dwa dołeczki w policzkach, uciekł. Zamknął
za sobą drzwi, starając się, by nie trzasnęły. A ja pociągnęłam nosem, biorąc
pod uwagę fakt, że wciąż męczył mnie przeraźliwie dokuczliwy nieżyt nosa, i
poprawiłam koc. Kilka minut potem wstałam z kremowego fotela, składając nagrzany
od mojego ciała koc w kostkę. Rzuciłam go na poduszkę poniewierającą się na
meblu i podeszłam do łóżka. Chwiejąc się na nogach, z resztkami podniesionej
temperatury ciała, obserwowałam nieprzychylnie wielkie małżeńskie łoże. I wtedy
dogoniła mnie okropna nuda. Ból głowy spowodowany przeziębieniem jeszcze
bardziej mi dokuczał. Z braku laku, czekając na Harry’ego, zaczęłam maniakalnie
rozprostowywać zmarszczki malujące się na pościeli.
Chyba odzwyczaiłam się od
nudy… Wrażenia, jakich ostatnio przysparzał mi Harry Styles, o którego
przywykłam martwić się na zapas, sprawiły, że bezczynne siedzenie w fotelu stało się wyjątkowo frustrujące. Jeżeli
wszystko było dobrze, nie było zmartwień i kłopotów…było inaczej. Chwila
spokoju i wytchnienia sprawiała, że zaczynałam zastanawiać się, czy oby na
pewno wszystko jest w porządku. Jeśli po mojej głowie nie przechadzały się
smętne myśli mogło to oznaczać, że chwilowo jestem nieprzytomna umysłowo… Życie
przy boku Harry’ego w ostatnich miesiącach nauczyło nie niewyobrażalnie
wielkiej troski. Ta troska spozierała mi z oczu nawet wtedy, kiedy kędzierzawy
spokojnie leżał na moich kolanach, bawiąc się sznureczkiem od mojej bluzki. Sam
jest sobie temu winien, prawda? Harry sam sprawił, że zrobiłam się wyjątkowo
nadopiekuńcza. To właśnie zielonooki przyczynił się do tego, że bałam się o
Niego. Może nie bez przyczyny…?
Książka, którą niedawno z
wielką ochotą przeczytałam, nie mogła pomóc zabić mi tej rodzącej się nudy.
Ponieważ Tomlinsona, tak jak Harry’ego – nie było – nie mogłam ukraść mu kolejnych
książek. Odkąd pamiętam, jeśli tylko za umysł łapała mnie wszędobylska nuda,
mordowałam ją książkami lub gazetami. Wszelką prasę, którą ostatnio
przytaszczył mi mój lokowaty piosenkarz zabrała pokojówka. Biorąc pod uwagę
fakt, że absolutnie nie miałam zamiar czytać po raz kolejny jakże ciekawego
dramatu należącego do Louisa, skierowałam swój łapczywy na zdobycze wzrok w
stronę szafki nocnej Styles’a. Fakt faktem, zielonooki nie za bardzo przepada
za czytaniem – łudziłam się lekko, że znajdę tam cokolwiek do przeczytania. Westchnęłam,
pociągnęłam smętnie „zapchanym” nosem i powlekłam zdrętwiałymi nogami w
kierunku szafeczki. Przycupnęłam spokojnie na krawędzi łóżka, uginając miękki
materac. Poducha, na której co noc wylegiwał się Harry, pokryła się białymi
fałdkami od marszczenia materiału. Otworzyłam szufladę z ciemnego drewna,
rozkoszując się dreszczykiem emocji. Co też mój sławny romantyk chowa w swojej
szafce… Czarny kosmyk złośliwie powędrował na środek mojej twarzy, dokuczliwie
dotykając czubka nosa. Odrzuciłam włosy na bok i zajrzałam głębiej, w czeluści
mebelka. Moim obolałym od choroby oczom ukazały się trzy ładowarki do
telefonów. Chyba tylko ci najwięksi fani wiedzą, że Styles posiada trzy
telefony. I to wcale nie jest plotka… Dziwnym raczej nie jest, że nigdy nie
wiem na który numer mam dzwonić. Przesunęłam ładowarki na bok i dostrzegłam
saszetkę gum miętowych. Wywracając oczami i rozczulając się nad potrzebą
świeżego oddechu u kędzierzawego zerknęłam na opakowanie prezerwatyw.
Poczerwieniałam i pokiwałam głową z
dezaprobatą i rozbawieniem. Zawiedzona miałam zamykać szafeczkę, gdy
dostrzegłam okładkę zeszytu. Dorwałam skrawek swoimi palcami, po czym lekko
uradowana wydostałam zeszycik całkowicie. Szare drzewo na zielonym tle. Piękna
okładka zeszytu, rzeczywiście. Kiedyś Jacob zapisywał w takim zeszyciku swoje
skryte myśli nakreślone wierszem. Z taką różnicą, że ten zeszycik miał
pomarańczowe tło i czarne drzewko. Chronił ten zeszyt, jakby w nim umieszczone
były słowa co najmniej królowej Elżbiety. Nigdy nikomu go nie pokazywał. Aby
żadna niepowołana osoba go nie dorwała, Jake chował go w kuchni, między
książkami z przepisami. Któregoś pięknego dnia, kiedy postanowiłam zrobić
przyjacielowi przyjemność, zobowiązałam się upiec mu jabłecznik. Taki, jaki
lubi. Z wielką ilością jabłek. Ponieważ byłam cwana, spodobał mi się akurat
pomarańczowy zeszycik. Jake rozwalony jak placek na kanapie nie zorientował
się, że ja ubabrana w mące po czubek nosa czytam jego piękne wiersze…Taki mały,
zbereźny objaw mojej cwaniakowatości. Potrząsnęłam głową na wspomnienie
rumieńców wstydu, gdy podawałam chłopakowi upieczone ciasto, w głowie mając
ostatnią zwrotkę wiersza Jacoba. Odrzucając włosy na bok, zerknęłam podejrzliwie
na zeszycik. Styles pisze wiersze? Rozbrajające uczucie w dole brzucha nie
dawało mi spokoju. Czym prędzej odchyliłam okładkę wiedziona ciekawością. Bez
zdziwienia zauważyłam pochyłe, znajome, charakterystyczne pismo Harry’ego. Przeraziłam
się, gdy byłam już zorientowana, że to Jego pamiętnik… Czym prędzej zamknęłam
stronicę zeszyciku ze świadomością, że nie mam prawa czytać literek, które tam
nakreślił. Zdławiłam w sobie wyrzuty sumienia. Kiedy jednak szybko zamykając
książeczkę, kątem oka dostrzegłam napisane swoje imię, teraz lustrując
niepewnym wzrokiem zeszyt na kolanach, dręczyła mnie ciekawość… Co Harry tam
napisał? O mnie? Dlaczego tam jest napisane moje imię? Zacisnęłam usta w wąską
linię. Otworzyć…Nie otworzyć… Cała zawartość tego brudnopisu to prywatne
zapiski mojego chłopaka. Harry nie byłby wielce uradowany, gdyby dowiedział
się, że czytałam wszystko to, co tam napisał z nadzieją, że nikt niepowołany
nie dostanie tych zapisek w łapska. Zacmokałam ustami z niezadowoleniem. Ale
kiedy tam jest moje imię! I kiedy ja mam wielka ochotę dowiedzieć się, co pisze
o mnie moja miłość! Tak bardzo chciałam zobaczyć, co tam naskrobał, że z
przygniatającymi wyrzutami sumienia otworzyłam brulion. Westchnąwszy sobie
porządnie, zaczęłam czytać pierwszy lepszy wpis…
„ Środa 13:23
Otworzyłem oczy pół godziny temu. Spałem
jak zabity po wczorajszym koncercie. Chyba nawet się nie wykąpałem. Nie miałem
siły. Am czekała na mnie w hotelu. Chciała porozmawiać. Coś mocno ją męczyło. Ale nie miałem siły.
Niall się upił, znowu. Wyciągaliśmy go z samochodu. Cholera, jak tak dalej
pójdzie to trzeba będzie coś z tym zrobić. Na koncercie jak zawsze. Nic
specjalnego. Boli mnie głowa. Amiry nie ma, gdzieś wyszła. Nie wiem, gdzie
mogła pójść. Na spacer? Nie mam czasu chodzić po mieście. Próby, koncerty,
próby, spotkania z fanami. Wieczór w hotelu i znowu od początku. Kiedyś mnie to
wykończy. Ale czy nie tego chciałem? O tym wszystkim marzyłem. Ale nie mam już
siły. To jest zbyt męczące. Gdyby jej tutaj nie było, nie wytrzymałbym. Jestem pewien, że nie byłoby ze mnie nic
dobrego…Dwa dni temu przyjechał Jacob. Nie wiem, po co. Zrobił awanturę na cały
apartament, chciałem go uderzyć. Mała płakała przy nas, nie wytrzymała. Wydaje mi się że martwią się o mnie. Am na
pewno. Jacob... On chyba bardziej martwi się o nią niż o mnie. Muszę z nim
porozmawiać. Ale nie przy Małej. Ona nie może o tym wiedzieć. „
Przełknęłam głośno ślinę.
O mój Boże. To wszystko, co przeczytałam, oblało moje plecy wrzątkiem parzącej
świadomości. Codziennie przy Nim będąc miałam świadomość, że kariera powolnie
Go wyniszcza. Starałam się Mu pomóc jak najmocniej, niejednokrotnie. Zawsze
zapewniał mnie, że jest wszystko dobrze. Teraz mam czarno na białym, pochyłym
pismem Harry’ego spisany dowód na to, jak bardzo mangament i wszystko naokoło –
morduje Go. Połknęłam bolesną gulę ściskającą mi gardło i przekręciłam stronę,
bojąc się tego, co moje oczy mogą przeczytać. Bałam się myśli Harry’ego. Bałam
się tego, co myślał i czuł…
„
Czwartek 17:20
Dzisiaj mamy spotkanie z fanami. Za godzinę. Piszę szybko, bo zaraz przyjdzie
Zayn. Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział o tym, co tutaj piszę. To dla mnie.
Czasami ciężko jest uporządkować myśli. Na papierze wygląda to wszystko dużo
prościej. Powoduje, że wszystkie myśli w głowie są bardziej uporządkowane.
Brakuje mi tego porządku…
Mam
nadzieję, że dzisiejszy wieczór będzie spokojniejszy. Coś gnije między mną a Amirą.
Wypala się. Wydaje mi się że wiem o co chodzi. Ale ona musi to zrozumieć...”
Zamknęłam na momencik
oczy. Na tę jedną chwilę, między zduszonymi oddechami. Nikt by nie chciał, by
ktokolwiek czytał jego prywatne myśli. Sekrety pisane na papierze w celu
odreagowania. Słowa Harry’ego o tym, że nie życzy sobie, by te zapiski padły w
umysł kogoś innego napędziły mi stracha. Już wyobrażałam sobie Jego złość i
zawiedzenie w oczach, gdyby dowiedział się, że to wszystko przeczytałam. Wypuściłam powietrze ze świstem, odrywając
zamglone oczy od kartki. Głowę przekręciłam w lewo, w stronę ogromnej donicy z
fikusem. Cholera, co ja wyprawiam. Przecież gdyby Harry dorwał w swoje duże
łapska mój zeszyt z piosenkami, który chowam przed Nim od dobrych czterech lat,
wstydząc się tego, co piszę…To zamordowałabym Go własnymi rękami, chociaż
byłoby niezmiernie trudno, bo umie mnie obezwładnić najlepiej na świecie. Nie
powinnam. Po prostu nie powinnam tego pochłaniać wzrokiem. Swoją drogą – dzięki
tej chciwości i ciekawości właśnie dowiedziałam się, że On również dostrzegł tę
przepaść między nami, która formowała się dwa tygodnie temu. Właśnie dwa
tygodnie temu napisał ten wpis… Powinnam się iść wyspowiadać. Pójdę do piekła,
naprawdę. Spoconą dłonią jeżdżąc po kołdrze, wróciłam do lektury pamiętnika
Harry’ego…
„Piątek
10:14
Odpada mi ramię. Fanów było więcej niż do tej
pory, wypisaliśmy karton markerów. Nie mam siły zginać nadgarstka, boli. Znowu
czuję, że nie daję rady. Czas się wspomóc...
Piątek
11:30.
Amira
wróciła do pokoju akurat wtedy, kiedy wycierałem nos. Chyba nic nie zauważyła.
Powiedziała tylko, że mam dziwnie duże oczy
i pocałowała mnie w policzek. Nie domyśliła się, na pewno. Wiem, że znowu ją krzywdzę. Nie powinienem
brać. Wiem, że to przez to między nami jest, jak jest. I że to z tego powodu
przyjechał Jacob. Ale muszę. Zwyczajnie…Potrzebuję.
Piątek
13:20
Poszła
na spacer. Powiedziała, że potrzebuje świeżego powietrza. Muszę porozmawiać z
Niall’em. Wiem, że dostanie furii. Zacznie wrzeszczeć, znowu…Kończą mi się
prochy. Bez nich sobie nie poradzę.
Niall przecież stwierdził, że nigdy więcej…Nie jesteś ćpunem, Harry. To
tylko mała pomoc. Kilka razy. Nie jesteś ćpunem, Harry. Nie?”
Oh, Harry...
Kochana Kasiu!:) Skończyłam czytać ten rozdział już dobrą chwilę temu i podczas zastanawiania się jakby sklecić choć dwa zdania jakiegoś mądrego komentarza zdałam sobie sprawę że nadal mam otwarta buzię..:) Uwielbiam to jak piszesz i chociaż 'odnalazłam' Twój blog nie dawno strasznie cieszy mnie to, że wróciłaś:) Nie wiem co dręczy Cię tam, gdzieś na dnie serduszka, ani o jakich problemach pisałaś wcześniej, ale wiem jedno - nie poddawaj się! Może to zabrzmi banalnie i strasznie babcinie ale wszytko się ułoży. Kiedyś. Jakoś. Wszystko wymaga czasu. Dziękuje Ci za to, że dzięki twojemu opowiadaniu mogłam spędzić kilka chwil po prostu szczerząc się do komputera jak totalna wariatka. Dziękuję za Amirę która po części stała się moją przyjaciółką:)
OdpowiedzUsuńAh i dziękuje za wytęskniony 'dreszczyk emocji' wspomniany na FB.
Karolina:)
Karolciu, cieszę się, że się chociaż, mimo tego wewnętrznego szoku i otwartej japki, zdecydowałaś napisać komentarz! Ostatnio mam niedobór Waszych opinii, więc miło mi, że możesz ten brak zaspokoić. :) Cieszę się, że pomimo krótkiej "znajomości", jesteś tutaj ze mną. I dziękuję Ci bardzo za wsparcie. Będzie tak, jak napisałas. Nie poddam się. A przynajmniej dokonam wszystkiego, by próbować się nie poddać.
UsuńTy mi dziękujesz za te kilka chwil, kiedy możesz się zwyczajnie uśmiachać, a ja Ci dziękuję z te kilkanaście zdań, dzięki którym mam chęć do pisania. To dawka na miarę złota.
Dziękuję. :)
Kochana Kasiu!:) Skończyłam czytać ten rozdział już dobrą chwilę temu i podczas zastanawiania się jakby sklecić choć dwa zdania jakiegoś mądrego komentarza zdałam sobie sprawę że nadal mam otwarta buzię..:) Uwielbiam to jak piszesz i chociaż 'odnalazłam' Twój blog nie dawno strasznie cieszy mnie to, że wróciłaś:) Nie wiem co dręczy Cię tam, gdzieś na dnie serduszka, ani o jakich problemach pisałaś wcześniej, ale wiem jedno - nie poddawaj się! Może to zabrzmi banalnie i strasznie babcinie ale wszytko się ułoży. Kiedyś. Jakoś. Wszystko wymaga czasu. Dziękuje Ci za to, że dzięki twojemu opowiadaniu mogłam spędzić kilka chwil po prostu szczerząc się do komputera jak totalna wariatka. Dziękuję za Amirę która po części stała się moją przyjaciółką:)
OdpowiedzUsuńAh i dziękuje za wytęskniony 'dreszczyk emocji' wspomniany na FB.
Karolina:)
O cholera. Gdyby ktoś spojrzał teraz na moje oczy, byłyby równie wielkie jak Harry'ego w "pewnym" momencie. Ja wiem, mówię Ci to zawsze. Obojętnie, czy widzę coś wysłanego prywatnie czy też kolejny rozdział. Ale zwyczajnie nie jestem w stanie przelecieć obojętnie wzrokiem po Twoich arcydziełach - bo tak nazywam wszystko, co wychodzi spod Twojej ręki. Naprawdę, Kasia. Okropnie cieszę się, że wróciłaś. Mam nadzieję, że po raz kolejny już nie będę musiała tego wyczekiwać, bo zostaniesz. Dziękuję Ci za każdy dreszczyk emocji, każde uczucie przelane na słowa. Dziękuję, że jesteś.
OdpowiedzUsuńMańka, nie przesadzaj z nadmiernym rozczulaniem mnie, błagam Cię, ja już wystarczająco przez Ciebie mam uwrażliwione życie. :)Myslę, że nazywanie tego, co piszę, arcydziełem, jeszcze na tę chwilę odrobinkę jest przesadzone. Aczkolwiek to naprawdę niesamowite słowa. I robią na mnie kolosalne wrażenie w tym momencie... Cieszę się, że Cię mam. I że możesz karmić mnie takimi słowami, bym sobie radziła...
UsuńSiedzę i myślę... no i tyle wymyśliłam: "cholera". Genialny rozdział!
OdpowiedzUsuń"Cholera" opisuje to idealnie. Masz rację, więcej słow nie trzeba. Dzięki, kochana! ;)
UsuńWarto było tak długo czekać na kolejny rozdział! Kasiu piszesz świetnie, aż brak mi słów. Nie masz nawet pojęcia jak bardzo się cieszę, że wróciłaś ;)
OdpowiedzUsuńKochamy Cię!
Ewelina xD
Warto było wracać, by czytać takie słowa! Dzięki! Ja też Was kocham! :)
UsuńKiedy tylko dotarłam do momentu, w którym Harry mówi o narkotykach...Cholera, prawie oplułam ekran moją ukochaną herbatą.Jak może tak ranić Amirę ? No jak ? Po prostu miałam ochotę się rozpłakać. Po tym wszystkim co przeszli...? Czasami chyba za bardzo się wczuwam. Przeżywam wszystko razem z bohaterami. Jezu drogi będę miała mętlik w głowie przez Twoje opowiadanie Kasiu. Co najmniej tydzień chodzenia w zawieszeniu gwarantowany.
OdpowiedzUsuńAle to chyba jest ta magia, wiesz ? Magia tego opowiadania.
Bardzo się ciesze, że wróciłaś. Mam nadzieję, że już nie odejdziesz i wytrwasz do samego końca.
I pamiętaj, że Cię kochamy ! Tak bardzo, bardzo ! Więc Nas nie opuszczaj. <3
Znowu się rozpisałam. Na dodatek bez sensu. Święta na mnie źle działają. Za dużo sałatki, ciasta i herbaty. Zdecydowanie za dużo.
Alexandra.
Alexiu, Hazz nie jest wart marnowania dobrej herbaty, kochana! Harry to człowiek... (Wykreowany przeze mnie..; )) Każdy popełnia błędy. Czasami świadome, czasami nieświadome. Popełnia błąd, raniąc Amirę.
UsuńA to, że wczuwasz się w to wszystko, daje mi tylko powód do dumy (Której się lubię wypierać!)
Dziękuję za takie słowa i za obecność tutaj!
Moja droga... Jak zwykle mam wiele do powiedzenia, ale nie umiem tego opisać.
OdpowiedzUsuńWięc, po pierwsze (wiem, że nie zaczyna się zdania od 'więc')... strasznie, strasznie, strasznie cieszę się, że jest ten rozdział! Nie mogłam się go doczekać...
Po drugie, Amira i ja mamy wreszcie coś wspólnego :) Przynajmniej na tę chwilę. Bo ona jest chora i ja jestem chora. Wow, cieszę się z tego, że bohaterka tego opowiadania jest chora w tym samym czasie co i ja. No ładnie...
Po trzecie... Wesołych Świąt i mokrego Dyngusa. Tylko, wiesz, to jest takie symboliczne życzenie, mam nadzieję, że nie będziesz miała wyjątkowo mokrego Dyngusa, żebyś się nie rozchorowała. Ale przynudzam.
Pozdrawiam xx
Nie wiem, czemu nagle piszę i komentuję. Może to ta "biała magia świąt"? albo po prosto jesteś warta tych paru słów? skłaniam się do drugiego. Jestem tu z Tobą w sumie od wakacji. Czemu nie napisałam nic wcześniej? Pewnie dlatego, że nie lubię pisać i komentować. Zwłaszcza u autorek tak świetnych arcydzieł. Pewnie dlatego, że mój komentarz to będzie dno, a dno pod takim rozdziałem to katastrofa. Ale piszę skoro sobie obiecałam, ze chociaż raz napiszę! Tak się zastanawiam skąd u pewnych osób taki dar? Jak Ty to robisz, że każdy kto czyta rozdział jest pewnym, że Ty każde zdanie dopieściłaś do maksimum. Że każde słowo ma w sobie taką magię, że dreszcze, które pojawiają się na ciele człowieka jeszcze długo się rozchodzą. Długo po przeczytaniu. Że, gdy kończy się rozdział to za każdym razem jest "cholera. Czemu tak krótko?" i za każdym razem wchodzi się na Twojego bloga w oczekiwaniu na kolejny cud w postaci rozdziału. To jest magia. A nieliczni mają w sobie magię. Twój blog świadczy o Tobie. A dzięki temu blogowi mam pewność, że jesteś niesamowitą osóbką. I taką pozostań. Serio. Opowiadanie jest magiczne, historia jest równie niesamowita co autorka. Amira jest tak świetnie wykreowaną postacią, że czasami mam wrażenie, że mogłabym ją spotkać gdzieś tu za rogiem. Niesamowite uczucie. Chciałam tylko napisać Ci: dziękuję. Dziękuję za to opowiadanie. Za magię. Za wszystko. Pisz dalej i częściej. Bo to co robisz jest niesamowite. Ach. No i przepraszam za ten badziew, który wyszedł spod moim palców. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńPS: Adres bloga na początku najbardziej mi się spodobał! Odzwierciedla całe to opowiadanie w 100%!
[SPAM]
OdpowiedzUsuńNa moim blogu o One Direction pojawił się już prolog, oto fragment:
Z perspektywy Cindy
- Zawsze robisz afery.. Odpuść tym razem.- Rzuciłam przez ramię, nie oglądając się nawet na zdezorientowanego chłopaka. Może i nie jestem miła- ale co bym z tego miała?
- Zrywasz ze mną, bo lecisz na tego chuja!- Podbiegł najszybciej jak umiał, i złapał moją twarz w dłonie. Poczułam dotyk jego chłodnej ręki... I zapatrzyłam się w te czekoladowe oczy. NIE! Cind, już raz dałaś się wykorzystać. Nie tym razem...
- Wal się.- Odpowiedziałam krótko, wybiegając przez drzwi liceum Stanford. Tak, tak- uczę się na Stanfordzie. Ale szczerze, w ostatnim czasie mam to wszystko w dupie. Nie jestem jak Kly- idealna, szóstkowa uczennica. Wolę imprezy. Szczególnie teraz... Dopiero zaczęły się studia, a zdążyłam przespać się z Paul'em, i poznać się na nim. Mam dość tego lalusia, szukającego "laski na jedną noc" . Szłam alejkami, omijając wszystkich uczniów, którzy zamierzali spóźnić się na wykłady. Moja rada- nie iść na nie. Zazwyczaj tak robię, kiedy Kly nie ma już w domu. Ona zawsze narzeka.. Że wolę imprezy i alkohol, niż to co teraz najważniejsze- naukę... Szczerze, dziewczyna ma rację. W tym momencie nie obchodzi mnie nic, poza dokopaniu Sophie. Ta dziwka mnie popamięta.
http://1dstoryaboutlove.blogspot.com/
I płacz, to uczucie, które we mnie drzemie, jest wręcz nie do opisania. Tysiące myśli przelatuje mi przez głowę, oczarowałaś mnie tą historią. Tak trudno jest mi napisać komentarz, który będzie magiczny, który w jakiś sposób uświadomi Ci, że piszesz... No właśnie, jak? Wspaniale, rewelacyjnie, cudownie, magicznie? Można by wymieniać w nieskończoność, ale żadne z tych pozytywnych słów nie odda w pełni Twojego talentu, tego opowiadania. Tak dobrze wczuwasz się w postać Amiry. Harreh. Nie radzi sobie, jest mu ciężko, ale ma przy sobie tego Anioła, jakim jest Amira.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam to opowiadanie od początku do końca. W niektórych momentach łezka zakręciła mi się w oku. Tak działasz na czytelnika. Ile ja bym dała aby pisać równie dobrze jak Ty. Może wcale nie powinnam płakać, ale ten świat, który wykreowałaś jest taki realistyczny.
Zazdroszczę Ci, cholernie Ci zazdroszczę talentu. Kasia, piszesz lepiej od jakiejkolwiek pisarki. Bogaty zasób słów, idealnie oddane uczucia bohaterów, czyta się płynnie i przyjemnie, a opisy, każde zdanie wypływa prosto z Twojego serca (jak sądzę) i dlatego to wszystko jest takie... Magiczne, prawdziwe.
Życzę Ci dalszych sukcesów, mnóstwa pomysłów i weny! Żebyś nie zmarnowała tego talentu!
Trzymaj się, kochana <3
Przeczytałam rozdział zaraz po tym jak go dodałaś ale długo zbierałam się na komentarz, bo nie wiedziałam za bardzo co Ci napisać. Hmm... tyle razy wymieniałam epitety, którymi mogę Cię określić. Mówiłam już, że masz talent i potencjał na prawdziwą artystkę, ale ... chyba nie mówiłam Ci do tej pory o jednej istotnej rzeczy, która aż do dzisiaj mi umykała, mianowicie: Dobrze, że są na świecie ludzie tacy jak ty. Tacy, którzy potrafią pisać i pokazywać prawdziwe uczucia mimo XXI wieku, w którym każde miłosne uniesienie związane jest z jednym... i tylko z tym. Ty potrafisz w subtelny i uroczy sposób pokazać nam miłość dwojga ludzi, którzy nie potrafią bez siebie oddychać i ... sama już nie wiem jak to nazwać. Dążę w każdym razie do tego, że jestem dumna, że gdzieś w Polsce żyje sobie TAKA Kasia i pisze dla nas TAKIE opowiadanie. Dziękuję, że choć na chwilę mogę się czasami oderwać od szarej rzeczywistości i głęboko do płuc powdychać Zapach Marzenia.
OdpowiedzUsuńWiem, że jestem spóźniona w rozwoju i jest już niedziela ( i to po południu!) ale pragnę, życzyć Ci wesołych i udanych świąt przepełnionych ciepłem i smakołykami na rodzinnym stole. Niech babcia pyta "Jak tam w szkole?", a ciocia "Masz już chłopaka?" ;D Życzę mokrego dyngusa (ale lepiej żeby było więcej śmiechów niż wody - zważając na to jaka jest pogoda) i życzę wszystkiego, wszystkiego czego tylko można sobie wymarzyć na Wielkanoc.
Pozdrawiam i ostrzegam, że jak jeszcze raz nas zostawisz bez żadnego uprzedzenia to przyjdę do ciebie w nocy i ... albo nie! <--- tak zrobię! Zobaczysz!
Jeszcze raz pozdrawiam (bo to słowo jakoś teraz dziwnie znikło mi z pola widzenia w całej treści mojego komentarza)
Beata
PS: Trzymaj się ciepło i pomóż mi się modlić do wszystkich istniejących bogów o 25'C i słonko!
czytam to opowiadanie od początku. jest moim ulubionym. zabrzmi to banalnie - jest piękne.
OdpowiedzUsuńubierasz to wszystko w słowa w taki sposób, że dech zapiera mi w piersi. jestem uzależniona. jestem jak Harry w tej historii, tylko, że moim jedynym ratunkiem od tego świata jest zamknięcie się w Twoim świecie. świecie tak pięknym, że nie mam ochoty wracać do rzeczywistości.
nie wiesz ile bym oddała, aby Cię poznać. porozmawiać.
Dziękuję.
dziękuję Ci za to, że mi pomagasz- piszesz, a ja w tym szukam siebie.
Wierna, która po nocach nie może spać bo Harry i Amira zawładnęli jej głową, znów.
Wiktoria
Jestem dopiero teraz, bo moim komputerem zawładnął bezwzględny wirus! Ale pamiętałam adres, jak zapomnieć? I znów znikam, bo dzisiaj mam urodziny i nieuprzejmie byłoby nie przyjąć gości, prawda?
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Harry nie przestał brać. To byłoby zbyt proste. Moim zdaniem tu głównie chodzi o tę miłość i narkotyki. I szczególiki.
I przepraszam, ale nie napiszę nic więcej, bo po wczorajszym półtorejgodzinnym odśnieżaniu nie czuje się najlepiej.
Pozdrawiam Cię Kasieńko!
Kama
A dlaczego miał się nie pojawić?! No dlaczego?! Piszesz świetnie, powiedziałabym, że wręcz zajebiście, więc DLACZEGO?! No dobra, już się ogarniam. Kolejna część, chyba nie muszę pisać, że świetnie napisana? ;) A teraz czas na spam. Zapraszam na mojego nowozałożonego bloga - http://miedzywierszamiksiazki.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWow *.* Za jednym zamachem przeczytałam wszystkie dotychczasowe rozdziały i muszę przyznać że ten blog jest po prostu CUDOWNY! Sposób w jaki opisujesz emocje jest bajeczny! W niektórych momentach miałam ochotę się popłakać... Dziewczyno masz WIELKI talent! Z niecierpliwością czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńKasiaasssssss! Chcemy Cię z powrotem, gdzie jesteś? :<<<<
OdpowiedzUsuńBeata
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńczekamy na ciebie :***
OdpowiedzUsuńHej czekamy kiedy rozdział?
OdpowiedzUsuńPostanowiłam spróbować swoich sił w pisaniu, mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie ;d
OdpowiedzUsuńZadajcie sobie pytanie- co byście zrobili, gdybyście nagle dowiedzieli się, że umieracie? Że wasze dni są policzone? Że od teraz ciąży nad wami przerażająca świadomość tego, że nieuchronnie zbliżacie się ku końcowi. Zapewne większość z was załamałaby ta wiadomość. Ale ona była inna. Chciała wycisnąć z życia jak najwięcej, niczego nie żałować, cieszyć się każdą chwilą. Póki jeszcze mogła.
Nazywa się Catalonia, a jej czas dobiega końca.
50 postanowień na 5 lat życia, młoda, pełna energii dziewczyna i pięciu zagubionych chłopców.
www.i-wont-let-you-go.blogspot.com nowe opowiadanie o one direction. ZAPRASZAM SERDECZNIE!