piątek, 29 marca 2013

Dwudziesty dziewiąty


Kochani! 

Tak strasznie cieszę się, że znów do Was piszę! Ciężko mi było. Już nawet myślałam chwilami, że nigdy więcej nie pojawi się tu rozdział. Ale widocznie ktoś chciał inaczej. Lub ja wzięłam się w garść, pierwszy raz w życiu...Fakt faktem - rozdział mamy. Zaraz przystąpicie do jego czytania...

A ja chciałabym Wam tylko podziękować. Z całego serca. Za to, że jesteście. Że byliście i nadal jesteście. Zostaliście. Chociaż zawiodłam. Nie mogę wyobrazić sobie lepszych czytelników. Strasznie Was kocham. 



      Wygładziłam malutką zmarszczkę materiału formującą się na jednej z poduszek. Gładki materiał był zimny i śliski w dotyku. Przenosząc znużony wzrok z łóżka, skierowałam go w stronę okrągłego, kremowego zegara wiszącego nad komodą. Harry, uciekłeś z tego pokoju dokładnie godzinę temu, informując mnie przelotnie, że wybywasz na ważną kolację z menagerem. Skinęłam Ci wtedy głową, jak grzeczna dziewczynka, chowając się w kocu, w twardym fotelu. Potraktowałeś mnie troskliwym spojrzeniem i wybiegając z łazienki, dobiegłeś prędko do stoliczka nocnego stojącego po Twojej stronie łóżka… I co zrobił Harry? Zabrał telefon, z komody wyciągnął czarną bluzę z niebieskimi sznurkami od kaptura, a potem posyłając mi uroczy uśmiech, eksponując wszystkie zęby i dwa dołeczki w policzkach, uciekł. Zamknął za sobą drzwi, starając się, by nie trzasnęły. A ja pociągnęłam nosem, biorąc pod uwagę fakt, że wciąż męczył mnie przeraźliwie dokuczliwy nieżyt nosa, i poprawiłam koc. Kilka minut potem wstałam z kremowego fotela, składając nagrzany od mojego ciała koc w kostkę. Rzuciłam go na poduszkę poniewierającą się na meblu i podeszłam do łóżka. Chwiejąc się na nogach, z resztkami podniesionej temperatury ciała, obserwowałam nieprzychylnie wielkie małżeńskie łoże. I wtedy dogoniła mnie okropna nuda. Ból głowy spowodowany przeziębieniem jeszcze bardziej mi dokuczał. Z braku laku, czekając na Harry’ego, zaczęłam maniakalnie rozprostowywać zmarszczki malujące się na pościeli.
Chyba odzwyczaiłam się od nudy… Wrażenia, jakich ostatnio przysparzał mi Harry Styles, o którego przywykłam martwić się na zapas, sprawiły, że bezczynne siedzenie w  fotelu stało się wyjątkowo frustrujące. Jeżeli wszystko było dobrze, nie było zmartwień i kłopotów…było inaczej. Chwila spokoju i wytchnienia sprawiała, że zaczynałam zastanawiać się, czy oby na pewno wszystko jest w porządku. Jeśli po mojej głowie nie przechadzały się smętne myśli mogło to oznaczać, że chwilowo jestem nieprzytomna umysłowo… Życie przy boku Harry’ego w ostatnich miesiącach nauczyło nie niewyobrażalnie wielkiej troski. Ta troska spozierała mi z oczu nawet wtedy, kiedy kędzierzawy spokojnie leżał na moich kolanach, bawiąc się sznureczkiem od mojej bluzki. Sam jest sobie temu winien, prawda? Harry sam sprawił, że zrobiłam się wyjątkowo nadopiekuńcza. To właśnie zielonooki przyczynił się do tego, że bałam się o Niego. Może nie bez przyczyny…?
Książka, którą niedawno z wielką ochotą przeczytałam, nie mogła pomóc zabić mi tej rodzącej się nudy. Ponieważ Tomlinsona, tak jak Harry’ego – nie było – nie mogłam ukraść mu kolejnych książek. Odkąd pamiętam, jeśli tylko za umysł łapała mnie wszędobylska nuda, mordowałam ją książkami lub gazetami. Wszelką prasę, którą ostatnio przytaszczył mi mój lokowaty piosenkarz zabrała pokojówka. Biorąc pod uwagę fakt, że absolutnie nie miałam zamiar czytać po raz kolejny jakże ciekawego dramatu należącego do Louisa, skierowałam swój łapczywy na zdobycze wzrok w stronę szafki nocnej Styles’a. Fakt faktem, zielonooki nie za bardzo przepada za czytaniem – łudziłam się lekko, że znajdę tam cokolwiek do przeczytania. Westchnęłam, pociągnęłam smętnie „zapchanym” nosem i powlekłam zdrętwiałymi nogami w kierunku szafeczki. Przycupnęłam spokojnie na krawędzi łóżka, uginając miękki materac. Poducha, na której co noc wylegiwał się Harry, pokryła się białymi fałdkami od marszczenia materiału. Otworzyłam szufladę z ciemnego drewna, rozkoszując się dreszczykiem emocji. Co też mój sławny romantyk chowa w swojej szafce… Czarny kosmyk złośliwie powędrował na środek mojej twarzy, dokuczliwie dotykając czubka nosa. Odrzuciłam włosy na bok i zajrzałam głębiej, w czeluści mebelka. Moim obolałym od choroby oczom ukazały się trzy ładowarki do telefonów. Chyba tylko ci najwięksi fani wiedzą, że Styles posiada trzy telefony. I to wcale nie jest plotka… Dziwnym raczej nie jest, że nigdy nie wiem na który numer mam dzwonić. Przesunęłam ładowarki na bok i dostrzegłam saszetkę gum miętowych. Wywracając oczami i rozczulając się nad potrzebą świeżego oddechu u kędzierzawego zerknęłam na opakowanie prezerwatyw. Poczerwieniałam i pokiwałam  głową z dezaprobatą i rozbawieniem. Zawiedzona miałam zamykać szafeczkę, gdy dostrzegłam okładkę zeszytu. Dorwałam skrawek swoimi palcami, po czym lekko uradowana wydostałam zeszycik całkowicie. Szare drzewo na zielonym tle. Piękna okładka zeszytu, rzeczywiście. Kiedyś Jacob zapisywał w takim zeszyciku swoje skryte myśli nakreślone wierszem. Z taką różnicą, że ten zeszycik miał pomarańczowe tło i czarne drzewko. Chronił ten zeszyt, jakby w nim umieszczone były słowa co najmniej królowej Elżbiety. Nigdy nikomu go nie pokazywał. Aby żadna niepowołana osoba go nie dorwała, Jake chował go w kuchni, między książkami z przepisami. Któregoś pięknego dnia, kiedy postanowiłam zrobić przyjacielowi przyjemność, zobowiązałam się upiec mu jabłecznik. Taki, jaki lubi. Z wielką ilością jabłek. Ponieważ byłam cwana, spodobał mi się akurat pomarańczowy zeszycik. Jake rozwalony jak placek na kanapie nie zorientował się, że ja ubabrana w mące po czubek nosa czytam jego piękne wiersze…Taki mały, zbereźny objaw mojej cwaniakowatości. Potrząsnęłam głową na wspomnienie rumieńców wstydu, gdy podawałam chłopakowi upieczone ciasto, w głowie mając ostatnią zwrotkę wiersza Jacoba. Odrzucając włosy na bok, zerknęłam podejrzliwie na zeszycik. Styles pisze wiersze? Rozbrajające uczucie w dole brzucha nie dawało mi spokoju. Czym prędzej odchyliłam okładkę wiedziona ciekawością. Bez zdziwienia zauważyłam pochyłe, znajome, charakterystyczne pismo Harry’ego. Przeraziłam się, gdy byłam już zorientowana, że to Jego pamiętnik… Czym prędzej zamknęłam stronicę zeszyciku ze świadomością, że nie mam prawa czytać literek, które tam nakreślił. Zdławiłam w sobie wyrzuty sumienia. Kiedy jednak szybko zamykając książeczkę, kątem oka dostrzegłam napisane swoje imię, teraz lustrując niepewnym wzrokiem zeszyt na kolanach, dręczyła mnie ciekawość… Co Harry tam napisał? O mnie? Dlaczego tam jest napisane moje imię? Zacisnęłam usta w wąską linię. Otworzyć…Nie otworzyć… Cała zawartość tego brudnopisu to prywatne zapiski mojego chłopaka. Harry nie byłby wielce uradowany, gdyby dowiedział się, że czytałam wszystko to, co tam napisał z nadzieją, że nikt niepowołany nie dostanie tych zapisek w łapska. Zacmokałam ustami z niezadowoleniem. Ale kiedy tam jest moje imię! I kiedy ja mam wielka ochotę dowiedzieć się, co pisze o mnie moja miłość! Tak bardzo chciałam zobaczyć, co tam naskrobał, że z przygniatającymi wyrzutami sumienia otworzyłam brulion. Westchnąwszy sobie porządnie, zaczęłam czytać pierwszy lepszy wpis…

„   Środa  13:23

      Otworzyłem oczy pół godziny temu. Spałem jak zabity po wczorajszym koncercie. Chyba nawet się nie wykąpałem. Nie miałem siły. Am czekała na mnie w hotelu. Chciała porozmawiać.  Coś mocno ją męczyło. Ale nie miałem siły. Niall się upił, znowu. Wyciągaliśmy go z samochodu. Cholera, jak tak dalej pójdzie to trzeba będzie coś z tym zrobić. Na koncercie jak zawsze. Nic specjalnego. Boli mnie głowa. Amiry nie ma, gdzieś wyszła. Nie wiem, gdzie mogła pójść. Na spacer? Nie mam czasu chodzić po mieście. Próby, koncerty, próby, spotkania z fanami. Wieczór w hotelu i znowu od początku. Kiedyś mnie to wykończy. Ale czy nie tego chciałem? O tym wszystkim marzyłem. Ale nie mam już siły. To jest zbyt męczące. Gdyby jej tutaj nie było, nie wytrzymałbym.  Jestem pewien, że nie byłoby ze mnie nic dobrego…Dwa dni temu przyjechał Jacob. Nie wiem, po co. Zrobił awanturę na cały apartament, chciałem go uderzyć. Mała płakała przy nas, nie wytrzymała.  Wydaje mi się że martwią się o mnie. Am na pewno. Jacob... On chyba bardziej martwi się o nią niż o mnie. Muszę z nim porozmawiać. Ale nie przy Małej. Ona nie może o tym wiedzieć. „

Przełknęłam głośno ślinę. O mój Boże. To wszystko, co przeczytałam, oblało moje plecy wrzątkiem parzącej świadomości. Codziennie przy Nim będąc miałam świadomość, że kariera powolnie Go wyniszcza. Starałam się Mu pomóc jak najmocniej, niejednokrotnie. Zawsze zapewniał mnie, że jest wszystko dobrze. Teraz mam czarno na białym, pochyłym pismem Harry’ego spisany dowód na to, jak bardzo mangament i wszystko naokoło – morduje Go. Połknęłam bolesną gulę ściskającą mi gardło i przekręciłam stronę, bojąc się tego, co moje oczy mogą przeczytać. Bałam się myśli Harry’ego. Bałam się tego, co myślał i czuł…

„ Czwartek  17:20

     Dzisiaj mamy spotkanie z fanami.  Za godzinę. Piszę szybko, bo zaraz przyjdzie Zayn. Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział o tym, co tutaj piszę. To dla mnie. Czasami ciężko jest uporządkować myśli. Na papierze wygląda to wszystko dużo prościej. Powoduje, że wszystkie myśli w głowie są bardziej uporządkowane. Brakuje mi tego porządku…
Mam nadzieję, że dzisiejszy wieczór będzie spokojniejszy. Coś gnije między mną a Amirą. Wypala się. Wydaje mi się że wiem o co chodzi. Ale ona musi to zrozumieć...”

Zamknęłam na momencik oczy. Na tę jedną chwilę, między zduszonymi oddechami. Nikt by nie chciał, by ktokolwiek czytał jego prywatne myśli. Sekrety pisane na papierze w celu odreagowania. Słowa Harry’ego o tym, że nie życzy sobie, by te zapiski padły w umysł kogoś innego napędziły mi stracha. Już wyobrażałam sobie Jego złość i zawiedzenie w oczach, gdyby dowiedział się, że to wszystko przeczytałam.  Wypuściłam powietrze ze świstem, odrywając zamglone oczy od kartki. Głowę przekręciłam w lewo, w stronę ogromnej donicy z fikusem. Cholera, co ja wyprawiam. Przecież gdyby Harry dorwał w swoje duże łapska mój zeszyt z piosenkami, który chowam przed Nim od dobrych czterech lat, wstydząc się tego, co piszę…To zamordowałabym Go własnymi rękami, chociaż byłoby niezmiernie trudno, bo umie mnie obezwładnić najlepiej na świecie. Nie powinnam. Po prostu nie powinnam tego pochłaniać wzrokiem. Swoją drogą – dzięki tej chciwości i ciekawości właśnie dowiedziałam się, że On również dostrzegł tę przepaść między nami, która formowała się dwa tygodnie temu. Właśnie dwa tygodnie temu napisał ten wpis… Powinnam się iść wyspowiadać. Pójdę do piekła, naprawdę. Spoconą dłonią jeżdżąc po kołdrze, wróciłam do lektury pamiętnika Harry’ego…

„Piątek 10:14
 Odpada mi ramię. Fanów było więcej niż do tej pory, wypisaliśmy karton markerów. Nie mam siły zginać nadgarstka, boli. Znowu czuję, że nie daję rady. Czas się wspomóc...  

Piątek  11:30.
Amira wróciła do pokoju akurat wtedy, kiedy wycierałem nos. Chyba nic nie zauważyła. Powiedziała tylko, że mam dziwnie duże oczy  i pocałowała mnie w policzek. Nie domyśliła się, na pewno.  Wiem, że znowu ją krzywdzę. Nie powinienem brać. Wiem, że to przez to między nami jest, jak jest. I że to z tego powodu przyjechał Jacob. Ale muszę. Zwyczajnie…Potrzebuję.


Piątek 13:20
Poszła na spacer. Powiedziała, że potrzebuje świeżego powietrza. Muszę porozmawiać z Niall’em. Wiem, że dostanie furii. Zacznie wrzeszczeć, znowu…Kończą mi się prochy. Bez nich sobie nie poradzę.  Niall przecież stwierdził, że nigdy więcej…Nie jesteś ćpunem, Harry. To tylko mała pomoc. Kilka razy. Nie jesteś ćpunem, Harry. Nie?” 

Oh, Harry...


26 komentarzy:

  1. Kochana Kasiu!:) Skończyłam czytać ten rozdział już dobrą chwilę temu i podczas zastanawiania się jakby sklecić choć dwa zdania jakiegoś mądrego komentarza zdałam sobie sprawę że nadal mam otwarta buzię..:) Uwielbiam to jak piszesz i chociaż 'odnalazłam' Twój blog nie dawno strasznie cieszy mnie to, że wróciłaś:) Nie wiem co dręczy Cię tam, gdzieś na dnie serduszka, ani o jakich problemach pisałaś wcześniej, ale wiem jedno - nie poddawaj się! Może to zabrzmi banalnie i strasznie babcinie ale wszytko się ułoży. Kiedyś. Jakoś. Wszystko wymaga czasu. Dziękuje Ci za to, że dzięki twojemu opowiadaniu mogłam spędzić kilka chwil po prostu szczerząc się do komputera jak totalna wariatka. Dziękuję za Amirę która po części stała się moją przyjaciółką:)
    Ah i dziękuje za wytęskniony 'dreszczyk emocji' wspomniany na FB.
    Karolina:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolciu, cieszę się, że się chociaż, mimo tego wewnętrznego szoku i otwartej japki, zdecydowałaś napisać komentarz! Ostatnio mam niedobór Waszych opinii, więc miło mi, że możesz ten brak zaspokoić. :) Cieszę się, że pomimo krótkiej "znajomości", jesteś tutaj ze mną. I dziękuję Ci bardzo za wsparcie. Będzie tak, jak napisałas. Nie poddam się. A przynajmniej dokonam wszystkiego, by próbować się nie poddać.
      Ty mi dziękujesz za te kilka chwil, kiedy możesz się zwyczajnie uśmiachać, a ja Ci dziękuję z te kilkanaście zdań, dzięki którym mam chęć do pisania. To dawka na miarę złota.
      Dziękuję. :)

      Usuń
  2. Kochana Kasiu!:) Skończyłam czytać ten rozdział już dobrą chwilę temu i podczas zastanawiania się jakby sklecić choć dwa zdania jakiegoś mądrego komentarza zdałam sobie sprawę że nadal mam otwarta buzię..:) Uwielbiam to jak piszesz i chociaż 'odnalazłam' Twój blog nie dawno strasznie cieszy mnie to, że wróciłaś:) Nie wiem co dręczy Cię tam, gdzieś na dnie serduszka, ani o jakich problemach pisałaś wcześniej, ale wiem jedno - nie poddawaj się! Może to zabrzmi banalnie i strasznie babcinie ale wszytko się ułoży. Kiedyś. Jakoś. Wszystko wymaga czasu. Dziękuje Ci za to, że dzięki twojemu opowiadaniu mogłam spędzić kilka chwil po prostu szczerząc się do komputera jak totalna wariatka. Dziękuję za Amirę która po części stała się moją przyjaciółką:)
    Ah i dziękuje za wytęskniony 'dreszczyk emocji' wspomniany na FB.
    Karolina:)

    OdpowiedzUsuń
  3. O cholera. Gdyby ktoś spojrzał teraz na moje oczy, byłyby równie wielkie jak Harry'ego w "pewnym" momencie. Ja wiem, mówię Ci to zawsze. Obojętnie, czy widzę coś wysłanego prywatnie czy też kolejny rozdział. Ale zwyczajnie nie jestem w stanie przelecieć obojętnie wzrokiem po Twoich arcydziełach - bo tak nazywam wszystko, co wychodzi spod Twojej ręki. Naprawdę, Kasia. Okropnie cieszę się, że wróciłaś. Mam nadzieję, że po raz kolejny już nie będę musiała tego wyczekiwać, bo zostaniesz. Dziękuję Ci za każdy dreszczyk emocji, każde uczucie przelane na słowa. Dziękuję, że jesteś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mańka, nie przesadzaj z nadmiernym rozczulaniem mnie, błagam Cię, ja już wystarczająco przez Ciebie mam uwrażliwione życie. :)Myslę, że nazywanie tego, co piszę, arcydziełem, jeszcze na tę chwilę odrobinkę jest przesadzone. Aczkolwiek to naprawdę niesamowite słowa. I robią na mnie kolosalne wrażenie w tym momencie... Cieszę się, że Cię mam. I że możesz karmić mnie takimi słowami, bym sobie radziła...

      Usuń
  4. Siedzę i myślę... no i tyle wymyśliłam: "cholera". Genialny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Cholera" opisuje to idealnie. Masz rację, więcej słow nie trzeba. Dzięki, kochana! ;)

      Usuń
  5. Warto było tak długo czekać na kolejny rozdział! Kasiu piszesz świetnie, aż brak mi słów. Nie masz nawet pojęcia jak bardzo się cieszę, że wróciłaś ;)
    Kochamy Cię!
    Ewelina xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto było wracać, by czytać takie słowa! Dzięki! Ja też Was kocham! :)

      Usuń
  6. Kiedy tylko dotarłam do momentu, w którym Harry mówi o narkotykach...Cholera, prawie oplułam ekran moją ukochaną herbatą.Jak może tak ranić Amirę ? No jak ? Po prostu miałam ochotę się rozpłakać. Po tym wszystkim co przeszli...? Czasami chyba za bardzo się wczuwam. Przeżywam wszystko razem z bohaterami. Jezu drogi będę miała mętlik w głowie przez Twoje opowiadanie Kasiu. Co najmniej tydzień chodzenia w zawieszeniu gwarantowany.
    Ale to chyba jest ta magia, wiesz ? Magia tego opowiadania.
    Bardzo się ciesze, że wróciłaś. Mam nadzieję, że już nie odejdziesz i wytrwasz do samego końca.

    I pamiętaj, że Cię kochamy ! Tak bardzo, bardzo ! Więc Nas nie opuszczaj. <3

    Znowu się rozpisałam. Na dodatek bez sensu. Święta na mnie źle działają. Za dużo sałatki, ciasta i herbaty. Zdecydowanie za dużo.

    Alexandra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alexiu, Hazz nie jest wart marnowania dobrej herbaty, kochana! Harry to człowiek... (Wykreowany przeze mnie..; )) Każdy popełnia błędy. Czasami świadome, czasami nieświadome. Popełnia błąd, raniąc Amirę.
      A to, że wczuwasz się w to wszystko, daje mi tylko powód do dumy (Której się lubię wypierać!)
      Dziękuję za takie słowa i za obecność tutaj!

      Usuń
  7. Moja droga... Jak zwykle mam wiele do powiedzenia, ale nie umiem tego opisać.
    Więc, po pierwsze (wiem, że nie zaczyna się zdania od 'więc')... strasznie, strasznie, strasznie cieszę się, że jest ten rozdział! Nie mogłam się go doczekać...
    Po drugie, Amira i ja mamy wreszcie coś wspólnego :) Przynajmniej na tę chwilę. Bo ona jest chora i ja jestem chora. Wow, cieszę się z tego, że bohaterka tego opowiadania jest chora w tym samym czasie co i ja. No ładnie...
    Po trzecie... Wesołych Świąt i mokrego Dyngusa. Tylko, wiesz, to jest takie symboliczne życzenie, mam nadzieję, że nie będziesz miała wyjątkowo mokrego Dyngusa, żebyś się nie rozchorowała. Ale przynudzam.
    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem, czemu nagle piszę i komentuję. Może to ta "biała magia świąt"? albo po prosto jesteś warta tych paru słów? skłaniam się do drugiego. Jestem tu z Tobą w sumie od wakacji. Czemu nie napisałam nic wcześniej? Pewnie dlatego, że nie lubię pisać i komentować. Zwłaszcza u autorek tak świetnych arcydzieł. Pewnie dlatego, że mój komentarz to będzie dno, a dno pod takim rozdziałem to katastrofa. Ale piszę skoro sobie obiecałam, ze chociaż raz napiszę! Tak się zastanawiam skąd u pewnych osób taki dar? Jak Ty to robisz, że każdy kto czyta rozdział jest pewnym, że Ty każde zdanie dopieściłaś do maksimum. Że każde słowo ma w sobie taką magię, że dreszcze, które pojawiają się na ciele człowieka jeszcze długo się rozchodzą. Długo po przeczytaniu. Że, gdy kończy się rozdział to za każdym razem jest "cholera. Czemu tak krótko?" i za każdym razem wchodzi się na Twojego bloga w oczekiwaniu na kolejny cud w postaci rozdziału. To jest magia. A nieliczni mają w sobie magię. Twój blog świadczy o Tobie. A dzięki temu blogowi mam pewność, że jesteś niesamowitą osóbką. I taką pozostań. Serio. Opowiadanie jest magiczne, historia jest równie niesamowita co autorka. Amira jest tak świetnie wykreowaną postacią, że czasami mam wrażenie, że mogłabym ją spotkać gdzieś tu za rogiem. Niesamowite uczucie. Chciałam tylko napisać Ci: dziękuję. Dziękuję za to opowiadanie. Za magię. Za wszystko. Pisz dalej i częściej. Bo to co robisz jest niesamowite. Ach. No i przepraszam za ten badziew, który wyszedł spod moim palców. Pozdrawiam ciepło.
    PS: Adres bloga na początku najbardziej mi się spodobał! Odzwierciedla całe to opowiadanie w 100%!

    OdpowiedzUsuń
  9. [SPAM]

    Na moim blogu o One Direction pojawił się już prolog, oto fragment:

    Z perspektywy Cindy
    - Zawsze robisz afery.. Odpuść tym razem.- Rzuciłam przez ramię, nie oglądając się nawet na zdezorientowanego chłopaka. Może i nie jestem miła- ale co bym z tego miała?
    - Zrywasz ze mną, bo lecisz na tego chuja!- Podbiegł najszybciej jak umiał, i złapał moją twarz w dłonie. Poczułam dotyk jego chłodnej ręki... I zapatrzyłam się w te czekoladowe oczy. NIE! Cind, już raz dałaś się wykorzystać. Nie tym razem...
    - Wal się.- Odpowiedziałam krótko, wybiegając przez drzwi liceum Stanford. Tak, tak- uczę się na Stanfordzie. Ale szczerze, w ostatnim czasie mam to wszystko w dupie. Nie jestem jak Kly- idealna, szóstkowa uczennica. Wolę imprezy. Szczególnie teraz... Dopiero zaczęły się studia, a zdążyłam przespać się z Paul'em, i poznać się na nim. Mam dość tego lalusia, szukającego "laski na jedną noc" . Szłam alejkami, omijając wszystkich uczniów, którzy zamierzali spóźnić się na wykłady. Moja rada- nie iść na nie. Zazwyczaj tak robię, kiedy Kly nie ma już w domu. Ona zawsze narzeka.. Że wolę imprezy i alkohol, niż to co teraz najważniejsze- naukę... Szczerze, dziewczyna ma rację. W tym momencie nie obchodzi mnie nic, poza dokopaniu Sophie. Ta dziwka mnie popamięta.

    http://1dstoryaboutlove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. I płacz, to uczucie, które we mnie drzemie, jest wręcz nie do opisania. Tysiące myśli przelatuje mi przez głowę, oczarowałaś mnie tą historią. Tak trudno jest mi napisać komentarz, który będzie magiczny, który w jakiś sposób uświadomi Ci, że piszesz... No właśnie, jak? Wspaniale, rewelacyjnie, cudownie, magicznie? Można by wymieniać w nieskończoność, ale żadne z tych pozytywnych słów nie odda w pełni Twojego talentu, tego opowiadania. Tak dobrze wczuwasz się w postać Amiry. Harreh. Nie radzi sobie, jest mu ciężko, ale ma przy sobie tego Anioła, jakim jest Amira.
    Przeczytałam to opowiadanie od początku do końca. W niektórych momentach łezka zakręciła mi się w oku. Tak działasz na czytelnika. Ile ja bym dała aby pisać równie dobrze jak Ty. Może wcale nie powinnam płakać, ale ten świat, który wykreowałaś jest taki realistyczny.
    Zazdroszczę Ci, cholernie Ci zazdroszczę talentu. Kasia, piszesz lepiej od jakiejkolwiek pisarki. Bogaty zasób słów, idealnie oddane uczucia bohaterów, czyta się płynnie i przyjemnie, a opisy, każde zdanie wypływa prosto z Twojego serca (jak sądzę) i dlatego to wszystko jest takie... Magiczne, prawdziwe.
    Życzę Ci dalszych sukcesów, mnóstwa pomysłów i weny! Żebyś nie zmarnowała tego talentu!
    Trzymaj się, kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałam rozdział zaraz po tym jak go dodałaś ale długo zbierałam się na komentarz, bo nie wiedziałam za bardzo co Ci napisać. Hmm... tyle razy wymieniałam epitety, którymi mogę Cię określić. Mówiłam już, że masz talent i potencjał na prawdziwą artystkę, ale ... chyba nie mówiłam Ci do tej pory o jednej istotnej rzeczy, która aż do dzisiaj mi umykała, mianowicie: Dobrze, że są na świecie ludzie tacy jak ty. Tacy, którzy potrafią pisać i pokazywać prawdziwe uczucia mimo XXI wieku, w którym każde miłosne uniesienie związane jest z jednym... i tylko z tym. Ty potrafisz w subtelny i uroczy sposób pokazać nam miłość dwojga ludzi, którzy nie potrafią bez siebie oddychać i ... sama już nie wiem jak to nazwać. Dążę w każdym razie do tego, że jestem dumna, że gdzieś w Polsce żyje sobie TAKA Kasia i pisze dla nas TAKIE opowiadanie. Dziękuję, że choć na chwilę mogę się czasami oderwać od szarej rzeczywistości i głęboko do płuc powdychać Zapach Marzenia.
    Wiem, że jestem spóźniona w rozwoju i jest już niedziela ( i to po południu!) ale pragnę, życzyć Ci wesołych i udanych świąt przepełnionych ciepłem i smakołykami na rodzinnym stole. Niech babcia pyta "Jak tam w szkole?", a ciocia "Masz już chłopaka?" ;D Życzę mokrego dyngusa (ale lepiej żeby było więcej śmiechów niż wody - zważając na to jaka jest pogoda) i życzę wszystkiego, wszystkiego czego tylko można sobie wymarzyć na Wielkanoc.
    Pozdrawiam i ostrzegam, że jak jeszcze raz nas zostawisz bez żadnego uprzedzenia to przyjdę do ciebie w nocy i ... albo nie! <--- tak zrobię! Zobaczysz!
    Jeszcze raz pozdrawiam (bo to słowo jakoś teraz dziwnie znikło mi z pola widzenia w całej treści mojego komentarza)
    Beata

    PS: Trzymaj się ciepło i pomóż mi się modlić do wszystkich istniejących bogów o 25'C i słonko!

    OdpowiedzUsuń
  12. czytam to opowiadanie od początku. jest moim ulubionym. zabrzmi to banalnie - jest piękne.
    ubierasz to wszystko w słowa w taki sposób, że dech zapiera mi w piersi. jestem uzależniona. jestem jak Harry w tej historii, tylko, że moim jedynym ratunkiem od tego świata jest zamknięcie się w Twoim świecie. świecie tak pięknym, że nie mam ochoty wracać do rzeczywistości.
    nie wiesz ile bym oddała, aby Cię poznać. porozmawiać.
    Dziękuję.
    dziękuję Ci za to, że mi pomagasz- piszesz, a ja w tym szukam siebie.

    Wierna, która po nocach nie może spać bo Harry i Amira zawładnęli jej głową, znów.

    Wiktoria

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem dopiero teraz, bo moim komputerem zawładnął bezwzględny wirus! Ale pamiętałam adres, jak zapomnieć? I znów znikam, bo dzisiaj mam urodziny i nieuprzejmie byłoby nie przyjąć gości, prawda?
    Wiedziałam, że Harry nie przestał brać. To byłoby zbyt proste. Moim zdaniem tu głównie chodzi o tę miłość i narkotyki. I szczególiki.
    I przepraszam, ale nie napiszę nic więcej, bo po wczorajszym półtorejgodzinnym odśnieżaniu nie czuje się najlepiej.
    Pozdrawiam Cię Kasieńko!
    Kama

    OdpowiedzUsuń
  14. A dlaczego miał się nie pojawić?! No dlaczego?! Piszesz świetnie, powiedziałabym, że wręcz zajebiście, więc DLACZEGO?! No dobra, już się ogarniam. Kolejna część, chyba nie muszę pisać, że świetnie napisana? ;) A teraz czas na spam. Zapraszam na mojego nowozałożonego bloga - http://miedzywierszamiksiazki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  16. Wow *.* Za jednym zamachem przeczytałam wszystkie dotychczasowe rozdziały i muszę przyznać że ten blog jest po prostu CUDOWNY! Sposób w jaki opisujesz emocje jest bajeczny! W niektórych momentach miałam ochotę się popłakać... Dziewczyno masz WIELKI talent! Z niecierpliwością czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Kasiaasssssss! Chcemy Cię z powrotem, gdzie jesteś? :<<<<
    Beata

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej czekamy kiedy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  20. Postanowiłam spróbować swoich sił w pisaniu, mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie ;d
    Zadajcie sobie pytanie- co byście zrobili, gdybyście nagle dowiedzieli się, że umieracie? Że wasze dni są policzone? Że od teraz ciąży nad wami przerażająca świadomość tego, że nieuchronnie zbliżacie się ku końcowi. Zapewne większość z was załamałaby ta wiadomość. Ale ona była inna. Chciała wycisnąć z życia jak najwięcej, niczego nie żałować, cieszyć się każdą chwilą. Póki jeszcze mogła.
    Nazywa się Catalonia, a jej czas dobiega końca.
    50 postanowień na 5 lat życia, młoda, pełna energii dziewczyna i pięciu zagubionych chłopców.
    www.i-wont-let-you-go.blogspot.com nowe opowiadanie o one direction. ZAPRASZAM SERDECZNIE!

    OdpowiedzUsuń