piątek, 7 grudnia 2012

Dwudziesty szósty


Z dedykacją dla jedynej na świecie takiej dziewczyny. Gdy męczy mnie kłopot, nie odejdzie ode mnie na krok, zanim nie powiem Jej, co się wydarzyło. Tylko Ona jest tak denerwująca i cudowna w jednym momencie. Skrajnie wyjątkowa i niesamowicie dziecinna w swojej dorosłości. Jej poczucie humoru zadziwia mnie za każdym razem, gdy łapię się za brzuch, próbując spokojnie dać upust rozbawieniu. Za każdym razem, gdy muszę spojrzeć Jej w smutne, duże oczy czuję, jak rozpada mi się serce. Na małe kawałki. Wierzy we mnie nawet wtedy, kiedy z zacięta miną próbuję otworzyć Jej diabelski termos. Wiem, że gdy tylko zacznę płakać, zerwie się z miejsca i natychmiast będzie obok mnie. Wystarczy, że wywinie wargę i zrobi irytująco śmieszną minę, a wszystkie smutki uciekają prędko z wrzaskiem, nie odwracając się za siebie... Jedyny człowiek na Ziemi, który myśląc i zastanawiając się, nie reaguje na podstawowe pytania. Nie poruszy się nawet na milimetr, choćbym uderzała Ją otwartą dłonią po policzku. Bo Ona myśli... A gdy potem po wygłoszeniu mowy uśmiecha się zabawnie ze stwierdzeniem, że mnie słucha, nigdy nie dowierzam. Aż nie powtórzy słowo w słowo tego, co mówiłam, gdy myślałam, że nie słucha. Słucha. Jak nikt inny...Tylko Ona jest w stanie wpaść na pomysł kupienia mi różowego kubka na herbatę, ozdobionego pseudo nitkami. Ze stwierdzeniem, że " Twoja herbata zawsze musi być ciepła". Tylko Ona jest na tyle marnotrawna, by niszczyć setki kartek, aby wydrukować Zapach Marzenia i przewiązać Go czerwoną kokardą. Swoje wydawnictwo, wydające mój Zapach Marzenia nazywa "Stokłosikami" - ale tej tajemnicy nie zdradzę. Możecie jednak być pewnie, że jeśli Zapach Marzenia stanie się książką, to tylko dzięki wydawnictwu o nazwie "Stokłosiki". 
Myślę, że jest jedyna w swoim rodzaju i nigdzie takie drugiej nie odnajdę, choćbym szukała i szukała. Wiem, a raczej przypuszczam, że czytając to, bardzo się wzrusza. Być może pociekną Jej teraz łzy... A być może zacznie się szeroko uśmiechać. Sama już nie wiem. Może zareagować różnie. Wiem jednak, że powinna wiedzieć, jak bardzo jestem Jej za wszystko wdzięczna. Za wszystko - a jest tego tak wiele, że nie dam rady tego wymienić. Dlatego podziękuję za to, że po prostu istnieje. 
Klaudia, pamiętaj. Po coś się spotkałyśmy w tym życiu. Ja myślę, że własnie po to, by sobie pomagać i zwyczajnie być. Mam nadzieję, że spodoba Ci się ten rozdział, słońce...

Klaudia - Zostanę księdzem. 
Kasia - I pójdziemy na pielgrzymkę.
Klaudia - Jasne.
Kasia - To i dziecko mi ochrzcisz, co?

Myślę, że to była najbardziej idiotyczna rozmowa, jaką kiedykolwiek przeprowadziłyśmy. Ale śmiałyśmy się jak zwykle, dlatego sądzę, że ta rozmowa również jest wyjątkowa. ;)
                              
                                                                            ~~
Czarna rozpacz mnie wzięła. Gdy patrzę na Harry'ego, dostaję drgawek. Wypływają mi z ust wybroczyny jakiegoś pieprzonego żalu i pretensji.  Mam ochotę Go uderzyć. Całe szczęście, że nie mam do tego możliwości, bo chyba naprawdę sprzedałabym Mu policzek. Przez tą czarną rozpacz i zdezorientowanie. A potem bym żałowała, że  moja dłoń spotkała się z Jego policzkiem. Ja nie wiem, co On robi. Wiem jednak, że On chyba też nie wie... Rozstroiłam się przez Niego. W przeciągu dokładnie pięciu dni. Dostałam dziś od mamy przepiękny wisiorek z napisem " Marry me Harry".  Uznała, że potem będę miała cudowną pamiątkę. Uśmiechnęłam się, a potem wrzuciłam go brutalnie do pudełka, gdzie trzymam ręcznie pisane, pierwsze wersje rozdziałów Zapachu Marzenia. Z wściekłym i smutnym  ( Możliwy jest taki uśmiech, wierzcie mi. Jeśli nie wierzycie, mogę Wam go przedstawić...)uśmiechem patrzyłam na to, a potem zamknęłam pudło i mruknęłam do siebie " To jest żałosne". To naprawdę jest żałosne. Ja. I wszystko inne. A patrząc na to, co się dzieje, zauważam, że Zapach Marzenia robi się z minuty na minutę coraz bardziej żałosny. Ale zanim stanie się żałosny do końca, zapraszam na dwudziesty szósty rozdział... Jeden z moich ulubionych, odkąd jestem chora... 
                                                                               

- Harry?
Mój cichy szept i dłoń gładząca Go po nagim ramieniu sprawiły, że poruszył się. Wyprostował nogi skryte pod cienką taflą kołdry. Opuszki moich palców ulokowane na Jego nagim ramieniu poruszyły się, gdy zechciałam wybudzić Go bardziej. Spał jak zabity. Nie, źle. Nie jak zabity. Spał tak słodko, chowając twarz w poduszce. Nie mógł być zabity… Gdy znów cichutko wypowiedziałam Jego imię, mruknął niemrawo w poduchę i znów poruszył stopami. Odwrócił się w moją stronę, przygniatając mi rękę i zakrywając oczy kołdrą, która niespodziewanie spadła mi na głowę. Jęknęłam.
- Co się dzieje? – wymruczał, chrobotliwym, charczącym, niezwykle cichym szeptem. Swoim udem przygniótł nieznacznie moją nogę. Przymknęłam zmęczone oczy, a na mojej szarej twarzy namalował się grymas. Zaspany Harry próbował dostrzec moją twarz w ciemnościach. Poprawił rozsypaną w nieładzie pościel ciepłą od naszych ciał, po czym odchrząknął. Ból rozchodzący się po moim ciele, drgawki i okropne zimno. Wszystko to atakowało bardzo mocno w jednej chwili. Gasłam, znosząc te katusze na wgniecionej poduszce.
- Harry, strasznie źle się czuję. Mam dreszcze, jest mi okropnie zimno, a głowa…
Odchrząknął raz jeszcze, jakby coś drapało Go męcząco w gardło. Usłyszałam cichy szelest kołdry, a potem przymknęłam subtelnie powiekę, gdy dotknął rozłożoną dłonią mojego czoła. Mruknął coś pod nosem i zadarł rękę, którą dostrzegłam przez cieniutkie smugi księżyca przedostające się do nas spomiędzy fali zwisających zasłon. Podciągnęłam kołdrę pod szyję, czując drżenie pleców. Nasz skromny, aczkolwiek luksusowy, hotelowy pokój zalał się spokojnymi jasnościami. Harry włączył kremową, malutką lampkę stojącą na stoliczku nocnym po Jego stronie. Zmrużonymi, zaspanymi oczami spojrzał na mnie wnikliwie po tym, jak przekręcił się w moją stronę. Podrapał się po szyi, ziewając przeciągle i otwierając szeroko usta. Skierował swoją ciepłą, kochaną dłoń ponownie w kierunku mojego czoła. Westchnęłam, obserwując, jak wyraz twarzy chłopaka się zmienia.
- Ami, ty chyba  masz gorączkę. – zmarszczył czoło, co zauważyłam, gdy podniósł lekko ramiona, by zbliżyć się do mnie. Loczki odrzucił do góry. Obserwowałam w ciszy, troszkę zdezorientowana, jak nachyla się nade mną i przylega ustami do mojej głowy. Czule muskając spękanymi wargami bolącej głowy upewniał się, czy na pewno mam podwyższoną temperaturę ciała. Gdy oderwał się od  skóry, zerknął na mnie przelotnie. Był zmartwiony. Odgarnął delikatnym ruchem kosmyki z mojego czoła. Kładąc dłoń na moim ramieniu spowodował, że położyłam się na  poduszce. Zakrył mnie pod szyję skrawkiem pachnącej, ciepłej od Jego ciała kołdry. Przymknęłam oczy, jednocześnie obserwując chłopaka bardzo uważnie.
- Masz gorączkę. Leż tutaj, a ja zaraz wrócę. – wymruczał, wystawiając nogi spod miłej dla naszej skóry kołdry. Wydostając się z łóżka wpuścił do mnie trochę zimna, które zwinnie wślizgnęło się do mnie, ukrytej pod poszewką. Harry złapał się za głowę, zgarniając loki na czubek czoła. Podciągnął zwinnie granatowe bokserki, troszeczkę wyżej, na biodra. Błyszczącymi od gorączki oczyskami obserwowałam Jego duże dłonie zaciskające się subtelnie na poszewce okalającej moje piersi. Podciągnął materiał pachnący Jego skórą pod sam czubek mojego nosa. Opuszkiem szorstkiego palca przejechał po moim wrażliwym na dotyk policzku, strącając jeden z kosmyków włosów. Od zimnego dotyku chłopaka kolejny raz poddałam się władczemu drżeniu ramion. Podszedłszy do komody, szybkim ruchem wyjął z jej czeluści szarą, sportową bluzę. Wciągnął ją raz dwa na szyję, przyklepując niechcący swoje bujne, ciemne loki. Otworzyłam usta, nie mając możliwości swobodnego oddychania przez nos.
- Harry, gdzie idziesz? – wyspałam. Zignorował mnie, obdarzając szybkim, przelotnym spojrzeniem. Wyrównał dwa sznureczki od kaptura i rozejrzał się po ciemnościach pokoju. Malutka, drobna lampeczka stojąca na stoliku Harry’ego, nie oświetlała w pełni pomieszczenia. Fotel ustawiony nieopodal masywnego biurka był ledwo widoczny. Drzwi od łazienki, ukryte sprytnie za wielką donicą z bujnym, rozłożystym kwiatem tonęły w odcieniach szarości i czerni. Przeniosłam piekące oczy w stronę chłopaka. Opiekuńczo zerkający Harry zbliżał się do ciemnych drzwi. Przymknęłam ciężkie powieki tylko na sekundę! By pozbyć się nieprzyjemnego uczucia piasku pod nimi. Wtedy właśnie mój Harry, wielce zmartwiony piosenkarz, który powinien regenerować siły, wymsknął się z hotelowego pokoju. I w samych bokserkach i szarej, sportowej bluzie mknął teraz prawdopodobnie po korytarzu. Zasiał kompletną ciszę. Bez Niego było niedobrze. Zdecydowanie źle. Lubiłam słuchać Jego cichutkiego oddechu ślizgającego się po naszych poduszkach. Uwielbiałam wręcz  Jego lodowate stopy, które czasami dotykały niechcący moich, cieplejszych. Wtedy Harold, wielce zlękniony, przekręcał się w moją stronę. I mruczał, że mam takie ciepłe stópki. Uśmiechałam się do Niego lekko i zasypialiśmy od nowa. Ponad wszystko ceniłam sobie również Jego nieokiełznane ruchy rąk, gdy pogrążony we śnie nie panował nad kończynami. Traci wtedy kontrolę zupełnie! Już nie raz oberwałam po twarzy Jego dużą dłonią, bo zachciało mu się odnaleźć lepszą pozycję do wygodnego snu. Jeżeli choć raz nie zamachnie się ramieniem na moje ciało, oczywiście niechcący i podczas snu, Harry nie jest sobą.
A teraz, kiedy zamknął za sobą cichutko drzwi, zabrakło mi Jego cichutkiego oddechu. I odgłosu odchrząkiwania, gdy chce się pozbyć chrypy. Zmęczona dręczącą gorączką czekałam, aż wróci do pokoju. Gorączka mogła mnie trzymać. Zależało mi jedynie na Jego kochanych, ciepłych ramionach, w których mogłabym się szczelnie schować. Zapach Jego skóry skutecznie by mnie ukoił. Szczypiące oczy nie byłyby tak obolałe. Ale On wyszedł, nie mówiąc nawet, gdzie  ucieka w środku nocy. Zostawiając mnie drżącą i spoconą w łóżku. W takim cichym rozmyśleniu tkwiłam sztywno na prześcieradle, coraz bardziej oddalona od rzeczywistości. Nużył mnie męczący sen, zbliżający się powolnymi kroczkami. Każdy kroczek stawiany był niewyobrażalnie wolno. Męczyłam się przez to bardziej, co krótką chwile wybudzając ze snu na jawie. Powolutku odpływałam, a powietrze wydychane z moich ust wprawiało lekki kosmyk włosów w ruch. Czekałam na Niego…
I wreszcie się doczekałam. Drzwi skrzypnęły, wybudzając mnie tym dźwiękiem z lekkiego snu na jawie, tak kruchego. Poruszyłam nogami splątanymi z kołdra i prześcieradłem, otwierając szeroko oczy. Lekka lampka dająca niewiele światła nagle raziła mnie w oczy bardzo boleśnie. Poprawiłam kołdrę, wysuwając na jej powierzchnię dłoń. Brunet stał w progu, przytrzymując stopą drzwi. Z korytarza zionęło ciemnościami. W oddali gdzieś tliło się światełko z kinkietu, tak delikatne, że ledwo można było dostrzec jego poświatę. Harry w ustach miał listek tabletek i termometr. Ledwo przytrzymywał to sinymi wargami. W dłoniach zaś dzierżył dwa kubki z parującą w środku cieczą. Pod pachą schował termofor. Nie spoglądając na mnie nawet kątem oka, zatrzasnął drzwi, a ja podniosłam się w gorę, zgniatając pogniecioną poduszkę. Zbliżający się Hazza szurał stopami o dywanik. Nim zdążyłam zauważyć, postawił dwa kubeczki na blacie stolika nocnego. Spod pachy uwolnił termofor i rzucił go na moje nogi. Odrzucając ruchem głowy włosy, przystanął przy łóżku. Wyciągnąwszy z ust termometr sprawił, że łóżko ugięło się pod Jego ciężarem, gdy usiadł blisko mnie.
- Podciągaj kołderkę, maleńka. – bąknął cicho, zsuwając ze mnie fałdy kołdry, które były jedynym ratunkiem przed zimnem.
- Hazza, podwoiłeś mi się w oczach.
- Albo to mój urok osobisty, albo złapała cię wysoka gorączka. – mruknął intrygująco, nurkując palcami trzymającymi termometr pod Jego własną białą koszulę, w którą byłam ubrana. Drgnęłam podrażniona przez Jego palce ocierające się o mój brzuch. Znałam Go taki szmat czasu, a Jego dotyk wciąż działał na mnie tak samo. Jak prąd. Kopał, paraliżował, zabijał. Zwijałam się z drgawek. I to wcale nie przez gorączkę!
- Nie schlebiaj sobie, facet. – jęknęłam przeciągle, podnosząc się bardziej na plecy. Przytrzymałam termometr pod pachą. Styles zerkał na mnie troskliwie, a ja miękłam jeszcze bardziej od Jego ciepłych, dużych, zielonych oczu.
- Rozchorowałaś się po naszej nocnej eskapadzie w miasto…
- Owszem, bo komuś się zachciało nocnych wędrówek po Toronto – mruknęłam rozbawiona, nie mogąc doczekać się, gdy termometr wreszcie sprawdzi, jak bardzo jestem rozpalona. Harry’emu zaśmiały się oczy.
- Panna stłamszona gorączką niech nie udaje, że jej ten mój romantyzm nie tyka…
Zaśmialiśmy się cicho. W tym samym czasie zapiszczał mój termometr, domagając się uwagi. Harry ewidentnie rozespany zanurkował paluchami pod koszulę, ponownie drażniąc mój brzuch. Wyciągnąwszy termometr spod mojej pachy, poprawił się wygodnie na łóżku i zmienił wyraz twarzy. Okiem znawcy łupnął na przedmiot trzymany w palcach. Zacmokał ustami z uznaniem, po czym uniósł brwi.
- Chyba za bardzo się na mnie napaliłaś – rzucił rozbawiony – Masz trzydzieści osiem i pół, panno Rose. – dodał poważniej, martwiejąc. W odpowiedzi na Jego słowa kichnęłam donośnie, prawie uderzając z impetem w ramę łóżka. Spotkałam się z rozbawionym wzrokiem chłopaka. Odłożył termometr na stoliczek, po czym chwycił listek tabletek. Wycisnąwszy jedną pigułkę na dłoń, chwycił żółtawy kubek z gorącą herbatą. Schyliwszy się nade mną bardziej, na otwartej dłoni podał mi proszek. Chwyciwszy go w dwa palce, skrzywiłam się, następnie połknęłam go jak najszybciej. Harry przystawił mi do ust ciepłą krawędź kubka. Wzdrygnęłam się, czując, jak zaraz kichnę. Dłonią odsunęłam Jego rękę i odkręciłam się w lewa stronę. Zdziwiony patrzył, co robię. Już miał pytać, co się dzieje i dlaczego nie moczę warg w herbacie, kiedy wstrząsnęło mną potężnie i kichnęłam. Włosy opadły mi na czoło. Poprosiłam cichutko o chusteczkę i zabrałam mu wielki kubek herbaty. Spojrzawszy na taflę gorącej cieczy, nie miałam nawet ochoty jej pić. Wzdrygnęłam się od ciepła kubka i niepewnie upiłam łyk malinowego napoju. Harry patrzył na mój brzuch i ewidentnie zastanawiał się, skąd ma wytrzasnąć chustki. Jestem pewna, że właśnie o tym tak uporczywie rozmyślał. Chusteczek nie znalazł. Za to podciągnął swoją bluzę, odsłaniając brzuch, i zrzucił ją. Drapiąc się swobodnie po gołym brzuchu wskoczył pod kołdrę, ocierając się o moje nogi. Herbata niebezpiecznie zakołysała się przy krawędziach naczynia.
- Śmigamy spać, chorowitko. – Wyjąwszy mi z dłoni pusty już kubek, odstawił go cicho na stolik. Lampka znów brzdęknęła, tym razem gasnąc.  Zakasłałam cicho, już w ciemnościach, przygniatana lekko przez Jego łokieć. Westchnęłam ciężko i wtuliłam się w Jego ciepłą klatkę piersiową, mrucząc coś o tym, że Go zarażę. Burknęłam też, że nie dał mi chustek i może tego gorzko pożałować. Ziewał, całując mnie w rozpalone czoło. 





23 komentarze:

  1. Jak zwykle, jeszcze nie zaczęłam czytać rozdziału, a już mam dwa pytania. Po pierwsze, czemu uważasz, że ZM robi się z minuty na minutę żałosny? Po drugie, jesteś chora? Na co, jeżeli można spytać.
    Ostatnio byłam w Warszawie. Pomyślałam, że skorzystam z okazji i cię odwiedzę, żeby wreszcie osobiście podziękować za to cudowne opowiadanie. Ale później przypomniało mi się, że nie wiem dokładnie gdzie twój dom się znajduje. I mój dobry humor prysł, bo nie możliwe (nawet w moich myślach) stało się powiedzenie ci tego wszystkiego, co chciałabym powiedzieć.
    Okey... Teraz chyba powinnam się odnieść do rozdziału skoro go już przeczytałam... Problem w tym, że nie wiem co mam ci powiedzieć takiego, co by ci nikt jeszcze nie mówił. No jesteś po prostu wspaniała. I ZM jest wspaniały. I kurczę ten rozdział to już po prostu mistrzostwo świata, no.
    Jakby to Gośka z MT powiedziała: 'Świetny rozdział, uczucia są, dialogi są... No ja nie wiem, no... Takie to pospolite... Żartuję. To było wspaniałe.' No mniej więcej coś w ten deseń.
    W każdym razie moja droga... Kurczę, dałaś tutaj tyle dialogów! W żadnym innym rozdziale nie było tyle rozmów! Chyba... Czy ty zdajesz sobie z tego sprawę? I no... Nie no ja tak się nie bawię. Brak mi słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, ta wczesna pora sprawiła, że ten komentarz był jeszcze bardziej zawiły niż zwykle. Wybacz.

      Usuń
  2. Ooo nie. Amira chora. Niech zdrowieje! Styles. hmmm. jaki ty opiekuńczy. Jakie to dwa WIELKIE serduszka, które biją tylko dla siebie.
    I to jest ten moment, w którym nie mam już pomysłu na nic.
    Chyba sama o tym wiesz(:
    Jak u Ciebie Kasiu?
    Jestem już zdrowa (:
    Pozdrowienia!
    Twoja Maja(: ♥ x.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny rozdział. Kolejne mistrzostwo!
    I praz kolejny brak mi słów. Mi, wielkiej gadule brak słów.
    Dałaś tu tyle dialogów. Ahhh... Cudo, perfekcja.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam - nie wiem ile razy mogłabym to napisać, alby wyrazić swój żal spowodowany tym że nie miałam czasu na przeczytanie tych dwóch cudeniek!
    I jest mi źle, bo po raz kolejny Amira poprawiła mi humor i nawet ten głupi Styles (które de facto umawia się z tą blondyneczką z dziwnym głosem - i wcale mi się to nie podoba) wydaje mi się takim idealnym, do rany przyłóż, chłopakiem! Chciałabym bardzo leżeć w tym łóżku, nawet z tą głupią gorączką, ale mieć kogoś takiego obok siebie.
    Dlaczego życie jest tak bez sensu kochana?
    Jeszcze raz wylewnie przepraszam, ale znowu wszystko jest nie tak i nie umiem znaleźć złotego środka w tym wszystkim co się dzieje. Ale wrócę do normalności i znowu zacznę być tą Prudie z blogspota. Obiecuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, jak mi się podoba od Ciebie komentarz! Kochanie, jeszcze raz mnie przeproś, a chyba sie na Ciebie obrażę, wiesz?! Nie przepraszaj. JA NAPRAWDĘ TO ROZUMIEM. I nie masz za co przepraszać.

      Umawia się z tą blondyneczką z dziwnym głosem? Podniosłaś mnie na duchu. Roześmiałam się tak serdecznie, że bardziej nie mogę. Poczułam, że jesteś po mojej stronie barykady... Mnie też się to nie podoba. Smutno mi...I przykro. Zostawił mnie. Amirę. Dla Swift...Ale niefart, co?

      Dlaczego życie jest bez sensu? Bo chyba zgubiłyśmy sens, Ogniku. Tak myślę. Ja też go zgubiłam. Nie tylko Ty, kochanie...

      Usuń
    2. Dla mnie ta dziewczyna w ogóle nie pasuje do lokowatej głowy Stylesa. Gdy zobaczyłam ich wspólne zdjęcia z Nowego Jorku miałam dziwne wrażenie, że coś tu nie gra. Nie sądzisz? Poza tym - nie lubię jej i może dlatego jestem taka jednostronna.

      Usuń
  5. To w takim razie Kasienko - chorujemy razem z Am...
    Wiesz, nie wiem czemu, ale teraz wydaje mi się, że prawdziwy Harry jest, jak ten Twój. I tak okropnie się czułam, gdy zobaczyłam go z tą wyjką za rękę. A przecież tam powinna być Amira, prawda?
    Mama chce komputer. Ona zawsze mi przeszkadza, gdy czytam! Cóż za człowiek! Nie wie kiedy mi przeszkadzać!
    Taka Klaudia to skarb nad skarbami. Ja swój kiedyś znajdę, a Ty ciesz się, że już go posiadasz :)
    Pozdrawiam
    Kama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Kamcia, Kamcia... Ja właśnie przed chwilą tak kichnęłam, że prawie sobie oko o wieszak podbiłam, wiesz? Masz rację, chorujemy... Oj chorujemy.
      Masz wrażenie, że prawdziwy Harry jest taki, jak mój? Nie pocieszę Cię...Ten Harry, którego tu opsiuję, jest MÓJ. Nie wiem, czy prawdziwy Styles jest taki, jak ten. Jeżeli naprawdę taki jest, to cud, bo wtedy mogłabym powiedzieć, że...Że w małym stopniu go ZNAM... A tym, że powinna być Amira, zamiast niej, rozbawiłaś mnie lekko. Wiesz, dlaczego? Bo jakby nie patrzec, utożsamiam się z Amirą. Napisałaś więc, że zamiast Taylor powinnam być ja...Chyba sobie to gdzieś zapiszę, słońce...

      I życzę Ci szybkiego odnalezienia takiego skarbu! :)

      Usuń
    2. Oj zapisz, zapisz! Życzę Ci z całego serducha, abyś go spotkała ;) A gdyby jeszcze okazało się, że on jest taki, jak Twój Harry... ^^

      Usuń
  6. Ale ja się cieszę, że pojawił się nowy rozdział :) myślałam, że dasz radę dopiero w przerwę świąteczną ze względu na szkołę - za którą , jak wiesz mocno trzymam kciuki. Wracając do rozdziału to ... Ami sobie słodko kicha a ja ... Mi pozostaje tylko uśmiech na twarzy (i chyba z niej nie zejdzie) kiedy oczami swojej wyobraźni zobaczyłam mistrza Styles uchylajacego drzwi pokoju z całym ekwipunkiem dla Ami. Ami, ty szczesciaro! Chłopak wstajacy w środku nocy po termofor i tabletki to skarb!
    Beata.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mów mi tylko proszę takich słów, bo zabijasz urok tego bloga. "...z minuty na minutę coraz bardziej żałosny." Broń Boże dziewczyno, nawet tak nie myśl! Kasiu, rozdział jest rewelacyjny i coraz mocniej wyobrażam sobie to wszystko co się dzieję w tym opowiadaniu. Harry...Harry jest cudowny, nic dodać, nic ująć. Pasują do siebie z Ami niesamowicie :)
    Mam do ciebie pytanko ? Co myślisz : Harry&Taylor ?

    OdpowiedzUsuń
  8. Kasiu widzę że masz taki sam problem jak ja, mianowicie uzależniająca zielonooka cholera, Harry Styles. Od jakiegoś czasu jest tak że nie mogę patrzeć na jego zdjęcia, bo kiedy widzę jego uśmiechniętą idealną twarz mam łzy w oczach.
    Najgorsze były zdjęcia z nim i Taylor, bolesne.
    Kochasz człowieka, a on nawet nie ma świadomości o naszym istnieniu. Okrutne i niesprawiedliwe.
    Od kilku dni jestem chora, nie jestem w stanie ustać na nogach, całe dnie spędzam w łóżku.
    Po przeczytaniu tego rozdziału wyszłam i usiadłam na ziemi owinięta w koc, z słuchawkami w uszach i z łzami w oczach.
    Bo dlaczego on nie może być blisko mnie, dlaczego muszę chorować w samotności...
    Znowu ci przynudzam o moich schizach, wybacz ;)
    Ale rozdział cudowny, przeczytałam kilka razy i pewnie zrobię to jeszcze z 10 razy ;)
    Pozdrawiam twoja wierna czytelniczka Tosia :)

    http://gleamofhope-onedirection.blogspot.com/ Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. O matko. Kasiu, jak Ty to robisz, że za każdym razem gdy czytam słowa , które wyszły z pod Twojego pióra tak niesamowicie się wzruszam? Jesteś wspaniała, wrażliwa, kochana i cholernie zdolna. Potrafisz włożyć taki ogrom uczuć w najmniejszą i wydawałoby się zwyczajną czynność Amiry i Harry'ego, że po przeczytaniu rozdziału nie mogę przestać o nim myśleć. Właściwie czytam go tyle razy, że wszystkie słowa znam prawie na pamięć.Nie będę już dłużej przynudzała... Rozdział jak zwykle wspaniały. Życzę Ci weny.

    Wracaj do zdrowia Kasiu!
    Twoja Wierna Czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz, ja nie wiem, czy jestem w stanie kontynuować tą historię, chociaż praktycznie dopiero co do niej wróciłam, spędzając godziny na czytaniu od początku do "końca", wychwalając, jakie to piękne i cudowne, ale... Ale nie mogę uczestniczyć w czymś, co Cię wyniszcza i wierz mi lub nie, również zabija.

    Zdaję sobie sprawę, że wciąż będziesz miała tutaj wielu, wieluuuu czytelników. I chociaż zabrzmi to okrutnie, niektóre osoby pomyślą, że napisałam to z zazdrości, to pragnęłabym, abyś ich nie miała, bo wtedy na swój sposób myślę, nie znalazłabyś się w miejscy i sytuacji, w której teraz jesteś.
    I gdybym mogła, nie namawiałabym Cię do żadnej publikacji, nie przedstawiała żadnego Harry'ego Styles'a i nie powiedziała, że każde z tych słów jest cudowne i odniosą sukces.
    Sądziłam, że pokochasz go tak, jak ja pokochałam tego Harry'ego, którego WYKREOWAŁAM. Zrobiłaś coś, czego nie wolno robić żadnej pisarce, zwłaszcza tej, która pisze o kimś z krwi i kości - zakochać się w nim.

    I nie wolno - POWTARZAM: NIE WOLNO nikomu pisać tego, co napisał Ci Twój "przyjaciel":
    "Gdyby jakaś część Ciebie nie potrzebowała właśnie Jego, nie zakochałabyś się w Nim, Kasiu."

    Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo rozzłościło mnie to małe, z pozoru niewinne i "słodkie" zdanie. Zasnęłam ze łzami w oczach - z niepokoju i nerwów, jakie do mnie napłynęły.
    Nie myśl, że przesadzam. Ja po prostu to znam i rozumiem. Doskonale.

    Kocham Cię i bardzo mi przykro, Kasiu, ale uwierz mi, naprawdę cholernie mi uwierz - to nie ta droga.

    OdpowiedzUsuń
  11. Milczysz...

    ...od dwudziestu czterech godzin.
    Chyba wolałabym... Chciałabym, abyś coś napisała.

    ...chociaż może to ja napiszę? ...i wyślę.

    OdpowiedzUsuń
  12. To jest takie piękne, że aż boli. Tak, miłość do Stylesa boli. I zaczyna boleć podwójnie, kiedy przyłazi taka natrętna myśl, że on nawet nie wie o naszym istnieniu. I nigdy nie będzie w stanie tej miłości odwzajemnić. Smutne, nie? Przygnębiające...
    A mimo wszystko ślepo wierzymy, że jest jeszcze jakaś szansa.
    Zgadzam się z Alevue. Nie powinnaś była się w Nim zakochiwać. Ale na pouczenia już za późno. Stało się. Żadna z nas się w nim nie odkocha. Bo mimo wszystkich cierpień, nadal pielęgnujemy tę miłość. Nie wyrwiemy jej z serca jak chwasta, bo ona jest nam potrzebna. A przecież jest szkodliwa. Niszczy i ciebie, i mnie. Ale tak bardzo jej potrzebujemy...
    Ja ofiarowałam mu miłość, która pozostanie jego już na zawsze. Te oczęta wciąż panoszą się w moich myślach. I będę myśleć o nim cały czas. Nawet w szpitalu. Przed operacją. I po niej.
    Harry jest naszą siłą i słabością. Buduje nas i niszczy.
    Harry jest tak idealnie nieidealny.
    I wierz mi, że z serca już nigdy tego Pana nie wykopiesz. Nawet, gdybyś się zapierała rękami i nogami, że nie kochasz owego lokatego chłopca, sam jego widok będzie cię przyprawiał o szybszy oddech.
    Miłość polega na tym, że kochasz kogoś za i pomimo.
    Love you,
    Joan.x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauroczeniem - tym jest. Niczym innym.

      Usuń
    2. Przepięknie powiedziane ... Miłość leży w naturze człowieka, ale jest z nią taki jeden mały kłopot... Gniew możesz powstrzymać, łzy też ale miłość? Nad nią nikt nie ma kontroli, chwyci cię za rękę i zaprowadzi gdzie będzie chciała. Jezeli będzie miała taki kaprys wepchnie cię w odchłań , ale ty będziesz musiała iść potulnie bo jej się nie sprzeciwisz... Porazi Cię blaskiem a Ty tylko zacisnies oczy że strachu przed jej mocą... I pójdziesz dalej ... Gdziekolwiek do "dalej" miałoby być.
      Beata

      Usuń
    3. Jest 9184625461271834618 rodzajów miłości. Ta jest niewłaściwa.

      Usuń
  13. Kasiu mam do Ciebie pytanie: jak Harry i Amira się poznali? jak zaczęła się ta ich silna więź? tak mocna, że na początku Twojego opowiadania nie byli w stanie przebywać oddzielnie...potrzebowali siebie jak powietrza aby móc dalej żyć?

    OdpowiedzUsuń