piątek, 30 listopada 2012

Dwudziesty piąty


Z dedykacją...

Dla mojego przyjaciela. Jeśli to czyta, to wie, że to do Niego. Nie napiszę imienia. Jest zbędne... Całkowicie. 
Chciałabym, byś wiedział, że nadal jestem tą samą Kasią. I zawsze nią pozostanę, choćbym miała inne włosy, inne ubrania, inny głos lub uda... Zawsze będę jedyną Kasienią, której  nie zastąpi nic. I pamiętaj, że w tym opowiadaniu jest coś, co należy do Ciebie. Dlatego nie zapominaj o najważniejszych rzeczach...A te najważniejsze w życiu rzeczy są w tym opowiadaniu opisane. Musisz pamiętać o nich. Bo są bardzo istotne... I wiem, że kiedyś zostanie Ci po mnie tylko to opowiadanie. Dlatego czytaj je bardzo uważnie, za każdym razem... Nie mam prawa i nie chcę stawiać Cię przed wyborami, przed którymi nikt stawać nie powinien. Nie wiem czemu, ale wierzę głęboko, że zaakceptujesz moją decyzję, jaka by nie była. Podejmując ją będę kierowała się głównie Twoim dobrem. Tego możesz być pewien.
Jesteś dobrym człowiekiem. Przykro mi, że los tak bardzo Cię doświadcza. Dziękuję Ci za walkę o mnie po tym wszystkim. Za okazywanie miłości. Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy... *



Dziękuję za słowa - "Gdyby jakaś część Ciebie nie potrzebowała właśnie Jego, nie zakochałabyś się w Nim, Kasiu. " Uratowały moją nadzieję...


      Wyplułam brudną, brązową wodę. Zaczynając się potężnie krztusić, zacisnęłam paznokcie na kępce poniszczonej trawy. Ziemia zapadała się pod moimi usmolonymi piachem udami. Próbowałam przytrzymać się wielkiego kamienia, gdy znów poczułam zasysającą mnie glinę. Ziemia pochłaniała moje osłabłe nogi. Fala brudnej wody napływająca ze wszystkich stron uderzyła mnie mocno. Odrzuciło mnie do tyłu, a kawałki trawy zostały w kurczowo zaciśniętej dłoni. Zakrztuszona rwałam rękami kępy roślinności. Przez glinę w gardle nie mogłam wydobyć z siebie nawet wrzasku. Szarpnęłam ciałem ze wszystkich sił, otwierając boleśnie oczy. Poderwałam rękę do góry i… Uderzyłam Harry’ego prosto w twarz. Obudziłam ciało ze snu.  Miałam koszmar...? Miałam...Leżałam na skotłowanej kołdrze, rozgrzanej poduszce. Zachłysnęłam się powietrzem i zaczęłam sapać. W ciemnościach nocy dostrzegłam jak Harry trzyma się za nos. Uderzyłam Go całkiem mocno. Potarł policzki i podniósł się do pozycji siedzącej. Odłożył kołdrę na bok.
- Am? – wychrypiał gdzieś, jednak nie wiem już, gdzie. Żeby ukryć łzy, odwróciłam się i schowałam głowę w poduszkę. Wstydziłam się słabości ponad wszystko. Zawsze kryłam przed Nim łzy. Tym razem również nie mógł zauważyć, jak bardzo jestem słaba. Ścisnęłam ramionami poduszkę, zaciskając powieki i usta. Położył ciepłą dłoń na moim biodrze. Załkałam cicho w  poduszkę, wypuszczając na nią odrobinę słonej kropelki. Nachylił się nade mną, odgarniając palcem włosy, którymi przykryłam się, chowając przed Jego oczami. Słyszałam Jego oddech przy swoim uchu. Potem na moment się wyprostował, a pokój zalało światło lampki, którą zapalił. Było mi zimno i źle. Tak bardzo, że nawet Jego kochane ciało leżące pod tą samą kołdrą nie dawało mi ulgi. Nawet ten ruch dłoni, którą pogłaskał mnie po plecach, widząc, jak się unoszą w szlochu. Nim zdołałam uspokoić przyśpieszony oddech, wcisnął swoje dłonie pod moje ciało, po czym przyciągnął mnie do siebie. Z nagrzanego materaca przeniosłam się na miejsce, które było chłodne. Wzdrygnęłam się, czując pod szyją skórę Jego nóg. Ułożył mnie na swoich kolanach, na siłę odsłaniając mokre policzki z włosów. Wykrzywiłam usta w grymasie i odepchnęłam Jego dłonie, cicho wzdychając. Próby uspokojenia oddechu nic nie dawały. Harry zmarkotniał, odpuszczając. Czekał, aż się uspokoję i delikatnie głaskał mnie po ramieniu. Zapomniał o tym, że niechcący zdzieliłam Go całkiem mocno po twarzy. Gwałtownie wybudzona z koszmaru nie panowałam nad roztrzęsionymi rękami. Słysząc, jak budzę się z krzykiem, poderwał ciało do góry i nie mógł przecież przewidzieć, że oberwie mu się cios w twarz. A teraz pomimo tego czerwonego nosa, który jest czerwony przez moje palce, troskliwie nade mną wisi. Westchnęłam ostatni raz, tak bardzo głęboko, aż coś zakłuło mnie w sercu. Słysząc to, schylił się, a pojedyncze loczki spadły mu na czoło. Przymrużyłam powieki, czując jak odgarnia wszystkie posklejane kosmyki z moich policzków.
I wziął mnie tak mocno pociągnął. Az zabrakło mi tchu w  piersi. Podniesiona do pionu, przygarnięta w Jego ramiona, wsłuchiwałam się jak zaczyna coś mówić. Mówił tak powoli, bardzo cicho, tylko dla mnie. Tylko do mojego ucha. Lekki wiaterek wydobywający się z Jego ust blisko mojego ucha, drażnił tak bardzo, że zadrżałam. Czując, jak zaczynam trząść mu się na kolanach, objął mnie całym sobą, wręcz w siebie wciskając. Prosił, żebym nie płakała. A prosił tak, że automatycznie zachciało mi się płakać jeszcze mocniej. Zrobił kolejny ruch, odrzucając moje włosy na jedną stronę. Byłam zmuszona opowiedzieć  mu swój sen. Przecież tak ślicznie mnie o to poprosił. Usadowił się wygodniej na tej poduszce, którą tak zgnietliśmy. Stwierdził, że może jednak powinnam opowiedzieć mu koszmar. Pozwolił mi nawet płakać, choć dodał jeszcze, że bardzo tego nie lubi. Naciągnął mi na nogi kołdrę, która zdążyła już zrobić się zimna. Odetchnęłam.
- Niall…Tak przerażająco chudy. Szedł ze mną przez leśną ścieżkę i płakał. Mówił coś, ale zupełnie nie słyszałam, co. A potem zmyła nas z tej ścieżki fala brudnej wody. Ogromna ta fala była, jak z morza, albo oceanu. I zaczęłam się topić…. A Nialll tak boleśnie odbił się od drzewa… On był tak bezbronny!
Przerwał mi. Przerwał mi tak delikatnie, przymykając usta kciukiem. Złączyłam wargi, a On słysząc, że już nic nawet nie szepczę, przejechał szorstkimi palcami po moim policzku. Zsunął koniuszki palców na szczękę, powolnym ruchem przylegając policzkiem do mojej rozpalonej twarzy.
- Am, nie zadręczaj się tak – wymamrotał zachrypniętym, rzężącym głosem bardzo bliziutko mojego ucha. Zadrżałam, próbując jednak powstrzymać dygotanie rozbudzonego ciała.  – Zmęczył cię ten sen. Powinnaś teraz spać, mała.
Mruknęłam bardzo cicho. Tak tylko i wyłącznie dla Jego ucha. Nie chciałam spać. Może nie mogłam spać? Po tym, co spotkało mnie we śnie, nie widziałam możliwości zamknięcia oczu. Bałam się przymknąć powieki chociażby na sekundę, pomimo tego, że Harry był ode mnie kilka milimetrów i trzymał mnie szczelnie zamkniętą w ramionach. A przecież taki uścisk zawsze gwarantował mi ogromne bezpieczeństwo. Nie dawało to jednak efektów – zwyczajnie trzęsłam się ze strachu na samą myśl, że mogłabym teraz dostrzec ciemność pod powiekami. Oddech automatycznie przyśpieszał, gdy tylko pomyślałam, że powinnam zamknąć oczy.
Kiedy wypuściłam z ust niemrawy głos mówiący imię Nialla, Harry zdrętwiał. Nie wiedziałam, dlaczego tak dziwnie zareagował. Czy to takie dziwne, że przyśnił mi się Jego przyjaciel z zespołu? Na dźwięk imienia kogoś bliskiego zastyga się w bezruchu? Wydało mi się to dość dziwne. Potem zdawało mi się, że niechcący mogłam przyszczypnąć mu skórę. I, że może dlatego tak nagle cierpnął. Chwilę potem tak wyjątkowo mnie zbył. Przykrywką była prośba, bym spała.
- Harry, ja nie zasnę. Nie mogę. Boję się spać. Czuję, że to przyśni mi się znów.  – Przytulił moją głowę, odsłaniając palcami kosmyki  z czoła, całując je. Przymknęłam oczy, wyprostowując zdrętwiałe nogi. Zjechał spękanymi ustami  na mój nos. Schyliłam się lekko do przodu, izolując Jego twarz od moich ust. Przeczuwałam, że w geście uspokojenia mnie, zaraz zawędruje do moich ust. Zawsze, gdy bardzo chciał mnie wesprzeć, a nie dało się zrobić tego słowem, robił to czynem. Ogarniał mnie swoimi ramionami, jak małą, bezbronną dziewczynkę. I całował gdzie popadnie – w  czoło, policzki, nos, szyję – choć najbardziej uwielbiał schylać boleśnie szyję i lądować na moich ustach.
Oderwał się ode mnie, a ja poczułam, jak tęsknie za ciepłem Jego skóry, bliskim chwilę temu mojej. Ponownie mnie ucałował, tym razem w nos. Jęknęłam, znów nieoczekiwanie przymykając powieki. Zlękłam się ciemności.
- Chociaż się połóżmy. Poleżymy i znuży nas sen.
Pozwoliłam mu zsunąć mnie ze swoich kolan. Przycisnęłam kołdrę do swojego ciała, gdy szeroka, biała koszulka oplatająca swoim materiałem moje ciało nie dawała mi wystarczającego ciepła. Oderwana od nagrzanego organizmu Harry’ego byłam spragniona czułego ciepełka. W ciemnościach nocy, które zalewały subtelnie cały nasz apartament, nie było wiele widać. Blask rzucany przez duży, jasny księżyc nie mógł przedostać się do nas, do środka pokoju. Odizolowany był grubą, jasną zasłoną, którą wspólnie z Harrym zaciągnęliśmy. W tych mrokach próbowałam dostrzec Jego sylwetkę. Siedział przecież tak blisko mnie, ocierając się o moje uda stopą. Poprawiał poduszkę, albo prześcieradło. Krzątał się między spiętrzonymi fałdami  kołdry. Położył plecy na miękkich poduszkach. Chwileczkę potem złapał mnie za dłonie, którymi ściskałam skrawki kołdry. Jak w egipskich ciemnościach zdołał dostrzec moją sylwetkę – naprawdę nie wiem. Odetchnęłam głęboko, poczuwszy ciepło Jego rąk na swoich nadgarstkach. Pociągnięta do przodu delikatnie, przytrzymałam się swoich kolan, a potem się schyliłam. Ułożył moją głowę na swoim mostku. Przyłożyłam policzek do nagrzanej, miękkiej koszulki. Pachniała letnim powietrzem, jeszcze niedawno zdjęta z balkonowej barierki. Bo wrócił  wtedy z próby… Tego popołudnia był trochę zmęczony. W dłoniach trzymał dużą butelkę wody, a pod pachą miał wepchnięta szarą bluzę. Zamknąwszy stopą drzwi, odkręcił koreczek od wody mineralnej, zaczął pić. Nieoczekiwanie zachłysnął się wodą, a ona, wyciekając z butelki, zmoczyła mu białą koszulkę. Śmiałam się z Niego,  że jest sierotą saską. A On zdjął koszulkę jednym ruchem, eksponując swoją umięśnioną klatkę. Stwierdził lekko, że są takie kwiatki. I że mu się podobają. Stanęliśmy potem na balkonie,  wieszając bluzkę na metalowych barierkach. Poprawiłam Go, mówiąc, że nie ma takich kwiatków. Z uśmiechem dodałam, że chyba chodziło mu o sasanki. Skinął głową ostentacyjnie. A potem odrzucając swoje włosy powiedział coś, co bardzo nas oboje rozbawiło. W pierwsze chwili jedynie staliśmy i patrzyliśmy się na siebie w skupieniu, analizując Jego słowa. Chwilę potem zwijaliśmy się w salwach śmiechu. Gruchnęliśmy chichotem w tym samym czasie. Na drugi dzień Liam przyniósł mi gazetę, na okładce której odnalazłam zaspanym wzrokiem zdjęcie moje i Harry’ego – zgiętych w pół na balkonie w niemocy ze śmiechu.
   Teraz leżałam na Jego lekko unoszącej się klatce piersiowej. Pływałam, kładąc dłoń na Jego brzuchu. Poprawił kołdrę splątaną między naszymi sztywnymi nogami.  Zdołaliśmy wywabić zapach proszku do prania z hotelowych pralni. Niedawno zmieniona pościel znów przesiąkła nami. A ta koszulka…Pachniała słońcem. Tak intensywnie. I wiatrem. Sama nie wiem,  kiedy ten pachnący materiał uśpił mnie aromatem słońca. Razem z Jego czułą dłonią błądzącą po plecach. Drażnił mnie jeszcze chwilę, całując we włosy. Starał się mnie uspokoić. Znał mnie dobrze. Wiedział, że chociaż nie oddycham już szybko, to nadal jestem od środka zaniepokojona. Taktykę miał obraną dobrą. Po prostu był, prawda? Nie musiał wcale całować mnie tak czule we wlosy. Ani w czoło, ani w nos. Wystarczy, że był gdzieś blisko mnie. Słyszałam Jego oddech, czułam ramionami, jak Jego serce bije. Taktyka idealna. Koszulka pachniała wiatrem i słońcem. Marzeniem również. Zresztą, jak zwykle… Bezpiecznie opleciona ramionami, odfrunęłam daleko, daleko, mając na lekkich kosmykach  włosów Jego wargi.


Uśmiecha się. Tak pięknie. I gdybym miała podać definicję Jego uśmiechu, łatwiej byłoby mi powyrywać sobie wszystkie włosy. Ten uśmiech widniał na Jego twarzy tylko wtedy, gdy był dla mnie. Jaśniał. Dołeczki w policzkach były wtedy tak wyjątkowo duże. Zielone oczyska czarowały mnie swoim blaskiem. Błyszczały, po prostu błyszczały. W  czarnych szkiełkach – źrenicach – mogłam się przeglądać. Ten widok był rozczulający. W tych oczach znajdowałam ratunek. Ratowały mnie Jego zielone zwierciadła pełne iskier.
Kiedy tak pewnego poranka, leżąc mu na ramieniu, które z pewnością miał zdrętwiałe; obserwowałam w ciszy Jego dołeczki, policzki, roziskrzone oczy, pomyślałam o czymś bardzo ważnym. Kąciki ust delikatnie drgały mi, unosząc się ku górze, a ja wiedziałam już, że to właśnie w uśmiechu Harry’ego najpierw się zakochałam. Bardzo często prezentował mi swoje drgające mięśnie twarzy.  Kiedy jeszcze Go nie znałam, a jedynie widywałam, robiło mi się cieplej, gdy tylko mnie mijał. Zawsze tak samo rozbrajająco się uśmiechał. Bez powodu, nie? Bo nawet nie rozmawialiśmy. Nie dawałam mu powodów do uśmiechu. A On szedł, spoglądał na mnie spod byka, uśmiechał się i prostował szyję. Mijał mnie, odwracał się, uśmiechał… I za każdym razem na kogoś wpadał. I wtedy ja się śmiałam. Śmialiśmy się oboje… To właśnie ten promienny półuśmiech widniał na Jego twarzy, gdy nieudolnie próbował zaprosić mnie na pierwszą randkę. Pamiętam jakby to było wczoraj, albo kilka godzin temu. Miał białe trampki i szare spodnie. Marynarkę czarną, poplamioną watą cukrową, bo jeszcze kilka minut temu trzymał na rękach malutką Lux, wpychająca sobie rączkami watę do buzi. Oderwał mnie od czytania harmonogramu moich zajęć. Wtedy Liam – którego także jeszcze nie znałam – zabrał Lux. Harry stoczył ze sobą walkę, zagryzając usta i odsłaniając czoło z loczków. Spoglądałam na Niego łagodnie, nie chciałam Go spłoszyć. Spuścił wzrok na drobinki słodkiej waty uczepionej marynarki. I podniósł oczy, tak piekielnie błyszczące, że momentalnie upuściłam harmonogram na kolana i utonęłam w Jego oczach. Wtedy się uśmiechnął. Właśnie w ten idealny sposób – tak umiał tylko dla mnie. Oczywiście, że odpadłam. Odpadłam, siedziałam na tej ławce jak kompletna idiotka. Myślę, że nawet oddech miałam tak tragicznie szybki, że dyszałam. O dziwo, Harry się tym nie zraził. Patrzył mi głęboko w oczy, pomimo zaciskania palców. Nawet na moment nie przestał unosić kącików ust! Czarował, naprawdę czarował. A przede wszystkim sprawił, że jednak się z Nim umówiłam… Udało mu się. I jak się okazuje, udało mu się nie raz. Dzięki tym wszystkim promiennym uśmiechom umówiłam się z Nim jeszcze nie raz… 









22 komentarze:

  1. Ten sen Am był straszny. Biedny Niall, aż mi się go szkoda zrobiło. A Harry... jak to Harry, wystarczy, że się uśmiechnie i już jest w porządku. Wystarczy, że będzie. Ach, jak ja bym chciała dostać jego miłość. Mieć ją tylko dla siebie. Taką gwarancję, że zostanie, że mnie przytuli i ucałuje. Chciałabym codziennie rano oglądać jego tęczówki, odnajdując w nich miłość. Marzenie, prawda? I to chyba nie tylko moje.
    Znasz też to moje drugie marzenie, którym jest balet. I wiesz co? Uparłam się. Zacznę tańczyć. Nawet jeśli będzie bolało, a będzie na pewno. Może kiedyś Harry zobaczy jak tańczę...
    Zaczynam spełniać marzenia.
    Ściskam i całuję Cię mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Asieńko - sen Amiry nie jest snem Amiry, bo wlaściwie przyśnił się mnie...Jeszcze nawet przed tym, jak zaczęłam pisać Zapach Marzenia. Bardzo mną poruszył, więc tę realną cząsteczkę wcisnęłam tutaj... Masz rację, to było straszne doświadczenie. Nawet ze świadomością, że to tylko zwykły koszmar, sen...
      Harry to taka osoba, która nie musi wiele robić, by coś zmienić. Wystarczy że zadrżą mu w usmiechu usta i nagle wszystko jest piękniejsze. Każdy pragnie miłości. Ostatnio mam wrażenie, że ja pragnę jej najmocniej. Jednak zawsze w takich momentach, staram się dobić myślą, że na świecie jest tyle osób pragnących tego samego. I nagle ogarnia mnie taki błogi spokój - nie mam o co walczyc, bo i tak tego nie wywalczę. ; ) Ale marzyc wolno. Tobie. Mnie. Nam... Harry się za to nie obrazi. Akurat na marzenia zasługujemy i nikt nie może nam ich odebrać, Asieńku.
      Balet... Wiesz, jak bardzo chciałabym, byś tańczyła balet? Mój Boziu, gdyby tylko Ci się udało... Wiem, że zaprosilabyś mnie na wszystkie pokazy, jakie miałabyś mozliwość dać. Przyjechałabym z specjalnym wydrukiem ZM dla Ciebie, zachwycała się Twoim tańcem, a potem weszła za kulisy, wyściskała Cię pogratulowała i dała Ci na pamiątkę książkę. Upieraj się dalej. Zacznij tanczyć. Pragniesz tego, więc walcz o to, choćby ludzie mieli patrzeć na Ciebie jak na kosmitkę. Bo warto walczyć. Obiecuję Ci, że jeżeli tylko wygrasz i uda ci się osiągnąć to, czego pragniesz, dosłownie ukręcę Stylesowi kark i zaciągnę go za sobą do sali... By zobaczył, jak przepięknie fruwasz nad sceną w białych baletkach z przecudownie upiętymi włosami. Przysięgam. Tylko pewnie tak strasznie się porycze, jak juz Cie zobaczę na scenie...
      Walcz, ile masz tchu w piersi. I posłuchaj " Pink - Try". ;) Całusy i uściski. Autorka.

      Usuń
    2. Wydrukowałam to sobie i powiesiłam na biurkiem. Dałaś mi ogromną motywację. Dziękuję, skarbie! xxx

      Usuń
  2. Kurczę... Te wszystkie dedykacje, zwłaszcza ostatnio, są przesycone jakiegoś rodzaju bólem i za każdym razem jak je czytam... Boję się. O Ciebie. Wiem, że nie chcesz, aby ktoś się o Ciebie martwił, mówisz, że dasz radę, że jesteś silna, ale mimo to martwię się. Być może zbyt szybko zaczyna mi na kimś zależeć, ponieważ nawet cię nie znam, mimo tych rozmów po nocach w wakacje.
    Wielokrotnie już mówiłam (i pewnie już cię zanudzam tym), że uwielbiam twój styl pisania, twoje długie i dokładne opisy, kocham to opowiadanie i... kurcze, masz naprawdę ogromny talent! A ja jestem ogromną szczęściarą, że znalazłam to opowiadanie i że mogę je czytać, ale nie byłoby tego, gdybyś nie zaczęła go pisać.
    Opowiadanie to przechodzi chyba jakąś metamorfozę, bo Am i Hazz coraz bardziej okazują sobie uczucia i jest coraz bardziej romantycznie... Jest po prostu cudownie.
    Kaś, dziękuję Ci z całego serca za to opowiadanie, które przenosi mnie do Twojego świata, do świata Amiry i Hazzy, do świata Zapachu Marzenia. Jestem Ci wdzięczna za tak cudowną twórczość.
    I jak zwykle mój komentarz jest bez składu i ładu... Cóż, to chyba po prostu taki mój styl. Trudno.
    Całuski xx
    P.S. Moja mama przesyła Ci pozdrowienia i jak czyta ze mną te najnowsze rozdziały, to jest pod ogromnym wrażeniem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój najdroższy Haroldzie! ;)
      Moimi dedykacjami, proszę Cię, nie przejmuj się nawet odrobinę. One są bardzo ckliwe i drażnią wrażliwe oko, mącąc w głowie i delikatnie niepokojąc. A ja jestem zachwianą psychicznie nastolatką i dlatego te dedykacje takie są. Nie możesz się zamartwiać mną i moim życiem, ponieważ masz swoje i to własnie nad nim powinnaś się zamartwiać. Nim musisz się interesować. Nie bój się o mnie. Wystarczy lęku o mnie. On nie pomaga, a tylko uświadamia, że jest coś nie tak. Nie zwracajmy uwagi na nic. Dobrze? Doceniam to, że tka szybko się do mnie przywiązałaś. Ty również szybko wskoczyłaś na ważne miejsce w moim życiu - ale to nie jest dla Ciebie powód, byś zaśmiecała sobie zdrowy, młody, świeży rozumek czymś tak toksycznym, jak lęk. Pamiętaj!
      Nie zanudzasz mnie tym, że uświadamiasz mnie w tym, że mam talent. Ja bardzo wątpię w swój talent, więc gdy mi o nim przypominasz, czuję się lepiej. Nigdy nie pomyslałam, że to nużące, gdy mi o tym wspominasz. ;)
      Metamorfoza? Niekoniecznie. To po prostu bieg historii. A historia prędko się zmienia, kochanie. Sekundy i minuty płyną, a każda sekunda i każda minuta jest inna od poprzedniej. ;)
      Ty mi dziękujesz za opowiadanie, a ja Tobie dziękuję za to, że zaistniałaś tutaj i dałaś mi sie poznać. ;)
      Całuję.
      I również pozdrów swoją mamę! Nie moge wyjśc z podziwu, że dorosła kobieta nachyliła się nad czymś, co postało spod palców tak niedoświadczonej życiowo kruszyny, jak ja... Zaszczyt ;)

      Usuń
    2. Ten początek... Dawno nie byłam nazywana Haroldem :) To miłe.
      Louisie Tomlinson - Styles... Wiesz dobrze co chcę w przyszłości robić, więc chyba mam w naturze martwienie się o innych, chociaż wiele osób by mnie wyśmiało za to, co napisałam, ale tak jest. Jestem chyba wyjątkowo empatyczną osobą, chociaż za to też bym została wyśmiana. A martwię się zwłaszcza o tych, na których mi zależy.
      Wiem, że wątpisz w swój niezwykły talent i dlatego będę ci o nim przypominać dopóty, dopóki w go nie uwierzysz. Z resztą spójrz, nie tylko ja go dostrzegam, masz tyle wiernych fanów (fajnie to brzmi) - czytelników, którzy również widzą ten talent... Ten dar po prostu.
      A tak w ramach ciekawostki, szukałam ostatnio imion dla mojej bohaterki i weszłam na stronę o arabskich imionach, a tam Amira. I znaczenie - przywódczyni, księżniczka. Nie wiem czy za specjalnie to zgadza się z TĄ Amirą, bo raczej nie jest władcza, ale pomyślałam, że warto to napisać :D
      Moja mama dziękuje za pozdrowienia.

      Usuń
  3. Jak się cieszę, że dodałaś nowy rozdział! Czytałam go chyba z 3 razy zważywszy na to, iż mam remont i przez działające narzędzia nie mogłam się skupic. O Boże, o Boże to jest takie idealne. Kocham każde słowo, każdą literkę. Jestem zakochana w twoim stylu pisania! I jak już ci wspomniałam na gg, jestem uzależniona od Zapachu Marzenia. Nie wiedziałam, że jakiekolwiek opowiadanie będę w stanie czytac z taką przyjemnością. Zwykle jakieś mi się nudzą, a czytanie nie jest już takie jak na początku. Przeczytam jeszcze z 4 razy ten rozdział, by zapamiętac każdy wyraz. (:
    Pozdrawiam, Lola.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój Boże, trzy razy żeś to przeczytała? Kobieto, błagam, trochę umiaru! Bo Ci to źle na psychikę wpłynie, kochanie. ;) Nierelaność zrobi z realności bagno. Nie dopuść do tego.
      Jestem po prostu przeszczęśliwa, mogąc czytać tak miłe i rewelacyjnie naprawiające samopoczucie słowa. Dosłownie nie jestem w stanie dobrać słów, by jakoś skromnie i trafnie podziękować za nie. Dzięki, że jesteś, kochana ; )

      Usuń
  4. Nowy rozdział. Nowy komentarz. Nowe zamyślenie Mai. Ty wiesz jak spowodować, że nie wiem, jak Ci mam podziękować. Ty nie będziesz wiedzieć, co mi odpisać. To już nasze normalne problemy. Miałam skomentować o 3 w nocy, ale nie miałam już sił. Czytałam chyba z 6 razy. Kasia! Jak ja Ci dziękuję za to opowiadanie! ♥
    Pozdrowienia!
    PS; To ja Twoja Maja! Zmieniłam nazwę i dlatego. (to ta Maja, która powoduje, że jesteś burakiem)♥
    Maja(: ♥ x.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. łoooooj Mayku, oczywiście, że wiem, że to Ty! Ta, co mi na twarzy burakiem szlaczki maluje! ;) Ty wiesz, że ja wiem, jak spowodować, że nie wiesz, jak dziękować...A co ja mam powiedzieć?! Jak mam dziękować ja sama? Za takie świadectwa, jakie mi tu bazgrasz? Jest mi NIEZRĘCZNIE już. Wex mnie opieprz wreszcie, pokaż jakieś mankamenty, zacznij jęczeć, że coś jest ŹLE... No, możesz?
      Pozdrówka ;)

      Usuń
    2. Kasia! To opowiadanie nie ma żądnych minusów. Muszę Ci jakoś za to dziękować. Prawda? A teraz uśmiecham się ekranu komputera i myślę, co tu nabazgrać. Bo takie dziękuję, to już jest za mało moim zdaniem.♥ (:
      Twoja Maja(: x.

      Usuń
  5. Ostatnio nie mam czasu na nic. Nie komentuję, nie piszę, nie czytam.. Jestem zła na siebie.. Ale w końcu udało mi się i nadrobiłam. Nadrobiłam i nie wiem co napisać.. Nie chciałabym pisać niczego błahego i powtarzać po raz któryś, jak świetna pisarką jesteś. Dlatego napiszę: To jak opisałaś w jaki sposób się poznali chwyciło mnie za serce. I w jakimś stopniu zaczęłam zazdrościć Amirze. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za coś Ty zła na siebie...Za to, że masz życie? ludzka rzecz, nie mieć czasu, być zabieganą. Nikt nie zrozumie Cię bardziej niż ja, bo ja rownież to mam! Nie przejmuj się brakiem czasu. Wreszcie zwolnisz. Mam nadzieję...;)

      Usuń
  6. za każdym razem kiedy czytam dedykację mam łzy w oczach. Martwię się o Ciebie ;c Życzę ci żeby wszystko się ułożyło.
    Co do rozdziału, cieszę się że już jest, jak zawsze niezwykły.
    Jeśli masz ochotę to zajrzyj do mnie, dopiero zaczynam nie ma tam nic specjalnego ale miło by było gdybyś zajrzała ;)
    http://gleamofhope-onedirection.blogspot.com/
    Pozdrawiam Tośkaa

    OdpowiedzUsuń
  7. Z ciebie płyną niezwykłe emocje dziewczyno! Wstęp jest cudowny. Zresztą ty sama jesteś cudowna i nie mam co do tego żadnych wątpliwości, mimo, że cię nie znam. "Dwudziesty piąty" równie niesamowity! Dotąd nie znałam twojego imienia, teraz już znam. Kasiu, pozwól, że teraz w komentarzu będę się tak do ciebie zwracać, nie zmieniaj się proszę, dalej przelewaj uczucia na komputer, jeżeli tak można to nazwać. Twoje wpisy tutaj w jakiś sposób dają mi poczucie wyobraźni, jeszcze większej wyobraźni! Z racji takiej, że ja i tak mam ją już niesamowicie dużą, w każdym razie powiększasz ją i dziękuję ci za to.
    Ja pozostaję Anonimowa i myślę, że taką będziesz mnie pamiętać. Pamiętać ? a to dlatego, że komentarz, dodam pod każdym twoim wpisem, bo ten blog, aż się o to prosi! Nie wyobrażam sobie nie dodać komentarza pod takim cudeńkiem :)

    Mam nadzieję, że za dużo ci nie przesłodziłam. Ja tak bynajmniej nie uważam, należy ci się całkowicie, Kasiu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. nadal nie jestem w stanie sobie wyobrazic ze ktos na tym swiecie jest w stanie tak opisywac emocje.. kocham to jak piszesz wczuwam sie kompletnie, czytam jak nawolniej aby jak najpozniej dotrzec do ostatniego slowa.. a kiedy ten moment nadejdzie to tak jakby ktos mnie niemilo obudzil ze snu niezwyklego snu po ktorym jednak zostaly jeszcze jakies urywki wspomnien.. kocham to poowiadanie emocje to jedno ale pozwolilam sobie przeczytac dedykacje .. osoba ktora jest w stanie tak dobrac slowa.. nie wiem jak to robisz.. talent za malo powiedziane w twoim wypadku..wiesz wchodze tu codzinnie ..hmm no moze nie codziennie ale napewno raz na 2 dni!;) i tylko czekam az dodasz cos nowego bo dzieki tobie moge sie zamknac w swiecie tej historii pewnei troche tez twoim ale przedewszystkim odizolowac i zapomniec o wszystkich wspomnieniach.. i poczuc zapach marzenia. dziekuje Ci i do nastepnego mam nadzieje ze to bedzie juz niedlugo :)
    oddana czytelniczka i fanka Marta Xx :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze wiesz, że czytam. Zawsze czytam. Zawsze. I doskonale wiesz, że szanuje Twoje decyzje, chyba że są naprawdę niebezpieczne. Dla Ciebie, bo inne jakoś mnie nie przerażają. I dziękuję Ci za tą dedykacje i za cudowne zdjęcie tutaj, wiesz, że me gusta. Tęsknie za Tobą bardziej niż Horan za jedzeniem, ale powiedziałaś, że odezwiesz się, jak będzie na to czas. Więc z niecierpliwością czekam na cokolwiek od Ciebie. Trzymaj się, kochanie :)


    Jacob.

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział ;) Bardzo mi się podoba, czkam na NN

    http://and-little-things-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Kotenienku przybyłam! Przejechałam te kilka set kilometrów, odzyskałam komputer, zdolność dodawania komentarzy i wreszcie kurde odzyskałam moją Kasię! A teraz uwaga: zaczynam!
    Jakby wymazać wszystkie uczucia towarzyszące Am, pytania retoryczne, wspomnienia... To by było bardzo krótko, bardzo sucho i bardzoo nudno. Ale gdzieś tam w Polsce (na Twoje szczęście nie ustaliłam jeszcze gdzie) jest pewien Ktoś, kto ubrał to w emocje, uczucia, miłość i marzenia. I sprawił, że pobudka w środku nocy może stać się okropnie słodka, okropnie romantyczna i okropnie wciągająca. Takie małe rzeczy, gesty, a cieszą, jak diamenty...
    Boże! Powtarzam się!
    Jejku dobrze, że mi przypomniałaś. Jutro muszę w końcu iść do szkoły...
    Pozdrawiam
    Kama

    OdpowiedzUsuń
  12. Droga Cudotwórczyni!
    Cudotwórczyni - tak mi się wydaję. Beata - ja - wiecznie siedząca w okopach z podręczników szkolnych, która chyba doszczętnie znienawidziła czytanie jakichkolwiek książek przez lektury - szkolne oczywiście. Wstręt do długich rozbudowanych opisów wbudowany w segmenty mojego mózgu jest mi już tak znany, że chyba bardziej się nie da. Pewnego pięknego dnia Beata szalejąc jak zwykle po stronach internetowych w poszukiwaniu czegoś ciekawego trafia na Zapach Marzenia... I tu objawia się właśnie Twoje cudotwórstwo. Przeczytałam pierwszy rozdział i powiedziałam do siebie - to będzie coś dobrego. Ale, że moja niechęć do tekstu z małą ilością dialogów chwilowo zwyciężyła, zapisałam twoją stronę w zakładkach - z nadzieją, że do tego wrócę. Leżąc sobie w mojej pamięci Amira nie dawała mi spokoju! No co za dziewczyna! I użerając się z nią dobre dwa dni w końcu nie wytrzymałam. Weszłam na bloga i zaczęłam czytać... I tu jeszcze raz wspomnę o tym jaki to cud... przeczytałam całość - siedząc po ciemku na podłodze. Opierałam się tak błogo o szafę w egipskich ciemnościach o godzinie po pierwszej w nocy, co fragment zalewając się łzami.
    Nawet nie wyobrażasz sobie jak mną wstrząsnęło Twoje opowiadanie. Następnego dnia wstałam wcześnie do szkoły. Mama pytając mnie o podkrążone oczy jak dosłownie u jakiegoś narkomana otrzymała odpowiedź : "Bo wiesz mam teraz dwie najlepsze przyjaciółki Megg i Amirę". Mama chyba uznała, że jeszcze nie do końca się obudziłam obróciła się na pięcie z kubkiem herbaty w dłoni i zwyczajnie sobie poszła - ze zdziwioną miną.
    Megg - to bohaterka opowiadania o One Direction, którą poznałam przed Twoją Amirą, totalnie zawładnęłam moim światem. A Amira... co tu dodawać. Jest obecna przy mnie każdego dnia odkąd ją poznałam...
    I jeżeli nadal czytasz moje wypociny (w co w sumie wątpię) to chcę Ci z całego serducha pogratulować, że potrafiłaś wycisnąć ze mnie łzy, które - chyba pierwszy raz w życiu - popłynęły po moim policzku z doznania miłości - Amiry i Harrego, że umiałaś tak najzwyczajniej w świecie stworzyć najbardziej romantyczne opowiadanie, w którym bohaterowie nawet się nie pocałowali ( teraz po przeczytaniu całości wiem, że do czasu), że potrafiłaś przycisnąć mnie do szafy o pierwszej w nocy tak że nie przejmowałam się kolejnym dniem i szkołą i nareszcie za to (gdybym to mówiła to właśnie w tym momencie brakłoby mi tchu ze względu na długość tego zdania), że stworzyłaś CUD - opowiadanie o zielonych oczach, zapachu skóry i kroplach na szybie oraz o kubku herbaty, cichych łzach, obojętnym spojrzeniu i zimnym parapecie. Piszesz pięknie, po prostu pięknie, nie potrafię tego inaczej określić. Sposób w jaki opisujesz taką zwykłą rzeczywistość zwala z nóg. Zazdroszczę Ci, naprawdę Ci zazdroszczę.
    Tu raczej już nie dotrwałaś z czytaniem, ale mimo wszystko pragnę Ci podziękować za to, że stworzyłaś poetyckie (naprawdę poetyckie) opowiadanie, które ja - Beata, przeczytałam z rozkoszą tym samym usuwając blokadę na potoki słów opisujących rzeczywistość w takich dziełach jak twoje.
    PS: Przepraszam, że tym moim pierwszym komentarzem tak brzydko zaśmieciłam Ci bloga, ale musiałam...
    Beata

    OdpowiedzUsuń
  13. Co ja mogę napisać, żeby Cię zaskoczyć.?
    Ze świetnie piszesz? Ze kocham Harrego równie mocno jak Amira?
    Nie.
    Oczarowałaś mnie kilkoma, ale jakże istotnym rzeczami.
    W tym rozdziale zawarłaś jedynie sen Am i kilka chwil.
    Ale jakże skutecznie !
    Tylko ty potrafisz opisać tak nie pozorne czynności w tak pięknych słowach. Tylko ty sprawiasz, że czuję się małą dziewczynką przytłoczoną nadmiarem idealności z twojej strony. Twoje opowiadanie jest idealne w każdym słowie, w każdej kropce czy przecinku. W każdym stopniu.
    Kiedyś moja mama oglądała jakiś kabaret. Siedziałam myślami w zupełnie innej krainie. Leciała tam taka piosenka: „Bo najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny” Po twoim opowiadaniu wywnioskowałam, że autor tego tekstu się nie mylił. Potrafisz stworzyć takie cudo! Perfekcje!
    Na tych słowach kończę mój krótki i PRAWDZIWY komentarz…
    Pozdrawiam .
    Red Sky.

    OdpowiedzUsuń