Witam Was, pierdoły moje. Wiecie, ostatnio miałam bardzo przykry sen. Naprawdę bardzo przykry. I w normalnym wypadku, zadzwoniłabym do osoby, która mi się przyśniła, by spytać, czy wszystko w porządku. Niestety nie mam numeru do Harry'ego Stylesa. Podejrzewam, że gdybym takowy miała, Harry byłby zmuszony odebrać połączenie i wysłuchiwać mojego przyśpieszonego oddechu, gdy opowiadałabym Mu, co okropnego spotkało mnie we śnie. Dawno nie miałam takiego koszmaru... Wyobraźcie sobie, że przyśniło mi się pędzące auto Stylesa. Range Rover, czarny, błyszczący. Niesamowicie rozpędzony po niemieckiej autostradzie. W pewnym momencie, Harry, prowadzący auto, traci nad nim panowanie. Obserwuję, jak auto przechyla się i sunie po asfalcie bokiem. Przekręca się na dach, a Harry wypada na ulicę. Range Rover przekręca się kolejny raz na dach, przygniatając tym samym ciało Harry'ego. Dalej nie ma nic. A po chwili widzę Go, leżącego w szpitalu. Widzę swoje policzki odbijające się od szyby, przy której stoję, a za którą widzę łóżko. Łóżko, na którym lezy On, całkowicie nieprzytomny. Miliony bandaży, plastrów, kabelki przy sinej skórze, kroplówka, cykanie zegara, zadrapania na szyi i policzkach. Czuję, jak ktoś kładzie mi dłoń na plecach. Potem dowiaduję się, że Harry ma uszkodzony rdzeń mózgu. Jego ciało żyje, ale mózg już nie i nigdy nie będzie. Przy życiu przytrzymuje go maszyna. Moim zadaniem jest podjęcie decyzji - czy Harry może zostać odłączony od maszyny... Gdy obudziłam się, w pamięci mając obraz Jego ciała w sali szpitalnej, zastanawiałam się, biorąc prysznic, czy powinnam płakać, czy cieszyć się, że był to tylko zwykły koszmar... Płakać nie płakałam. Jednak obraz Jego zadrapanej, poobijanej twarzy towarzyszył mi przez cały dzień, gdy na ulicy widziałam Range Rovera, nie pozwalał mi się tez cieszyć. Tego jednego dnia żałowałam, że nie mogę do Niego zadzwonić, by spytać, czy wszystko jest okay...
Kochani, co u Was? Piszecie mi piękne komentarze, ale w ogóle nie opowiadacie, co u Was słychać. Wiem jedynie, że Prudie zmaga się z przygotowaniami do egzaminu, Cookies jest zabiegana, a pozostałe delikwentki milczą! Brak mi Was niewyobrażalnie. A co gorsza - brak mi Amiry i Harry'ego...
Dedykacja? Dedykacja jest. Dla Julii. Bo jest niesamowicie cierpliwa dla mnie. Zaczęłyśmy pisać coś razem. To coś ma już jedenaście rozdziałów. Dziewucha użera się ze mną i z moim brakiem czasu niezawodnie. Na Boga, to jest jakiś anioł...
Obudził
mnie. Trzeba przyznać, że ładnie mnie obudził. Bo tak mi rękę wsadził. Pod
kołdrę, głęboko, odsłaniając koszulkę i przyciskając palce do brzucha. I zimno
mi się zrobiło, od tych Jego palców. Poczułam ciepły oddech na policzkach. Nie
miałam wyjścia. Musiałam otworzyć oczy, jeszcze chwilę temu lekko zamknięte,
kiedy pływałam we śnie. I tak mnie obudził, miło, z czułością, przyklejony
dłonią do mojego płaskiego brzucha. A ciemności było tyle, że nawet nie mogłam
spojrzeć w Jego jasne, zielone oczy. Podciągnęłam dłoń do twarzy, zginając nogę
i podciągając kolana pod brzuch. Przesunął swoją dłoń na gołe udo i po omacku
dotarł palcami do twarzy. Odsłonił włosy z moich policzków, chociaż pewnie
nawet ich nie mógł dostrzec. Dopiero po kilku minutach usłyszałam deszcz
uderzający o szybę. Pokój nagle oblał się jasnym światłem. Na jedną, krótką
sekundę, kiedy przez granatowe niebo przecisnęła się szpiczasta błyskawica.
Burza? Zadygotałam, wyplątując dłonie spod kołdry. Zagrzmiało tak głośno, że
zadrżałam, podkurczając bardziej nogi. Nagle zakręciło mi się w głowie, a krew
przyśpieszyła. Gwałtowna pobudka zaczęła być bolesna dla mojego umysłu. Jasny
przebłysk rozświetlający ścianę i obraz naprzeciwko łóżka na kilka sekund
sprawił, że zamknęłam oczy i zmarszczyłam czoło boleśnie. I wtedy wycharczałam
mu takie niemrawe „ Harry…” przy policzku, miętosząc kołdrę, jak mała
dziewczynka i krzywiąc usta w grymasie. Nie widział tego, tak samo, jak ja nie
widziałam Jego twarzy. Za oknem szalało. Szalał deszcz uderzający drobnymi
kropelkami o szkło, tak drastycznie wybudzając mnie z przyjemnej agonii snu.
Dobudzałam zmysły, zastanawiając się, czy ta dłoń Harry’ego na moim udzie się
przesuwa. Poduszka pachniała deszczem? Jakim cudem…
- Am,
wstawaj…
Ja mam
wstać? Dlaczego ja mam wstać…Jest przecież tak ciemno. Jest środek nocy, ale
Harry tego nie wie. I każe mi wstawać z tego miękkiego łóżka, usłanego kołdrą
przesiąkniętą zapachem naszych ciał. Właśnie kazał mi poderwać ciało z tego
śliskiego prześcieradła. Zawsze lubił marzyć. Ale jakim cudem ubzdurał sobie,
że ja, ledwo dobudzona, na granicy snów, nieprzytomna, wystawię nogę spod
kołdry…
-
Harry, czy ciebie do końca…- mruknęłam, przejeżdżając dłonią po policzkach. Nie
usłyszał, jak ziewam, gdy zasłoniłam sobie usta, przyciskając twarz do Jego
koszulki nad szyją. Pogłaskał mnie po głowie, a za oknem znów błysnął blask
rzucany przez przebiegłą błyskawicę. Rzuciła trochę jasności na pofałdowaną
kołdrę, przykrywającą nasze ciała. – Jest środek nocy. I burza. I wiesz, sam
sobie wstawaj. – wychrypiałam, wyprostowując jedną nogę. Ta poduszka naprawdę
pachnie deszczem…A On się uśmiechnął. Wiem, ze się uśmiechnął, bo tak
charakterystycznie westchnął, a mięśnie szyi zadrgały. Gładził mnie po włosach,
kiedy nie umiałam powstrzymać ziewania w Jego lekką, białą koszulkę. Jeżeli On
myśli, że ja się stąd ruszę, ma niezłe ambicje.
-
Wstawaj, wstawaj…
Mruknęłam
mu jeszcze raz, że nie. Odszepnął, że tak. Zagryzłam wargę i stwierdziłam, że
przecież Harry chyba zwariował. I już miałam odwracać się w lewą stronę,
wyciągać nogi i wygodnie opatulać się kołdrą. Planowałam ignorowanie i
uspokajanie serca, które kilka minut temu zebrało się do galopu, gdy gwałtownie
zostałam obudzona, nieprzygotowana na głośne grzmoty burzy. Adrenalina w nocy
podnosi się szybciej. Zwłaszcza, gdy ktoś w taki nietypowy sposób dobudza
zmysły. Zimnymi palcami… I tak bym leżała, wdychając zapach deszczu,
poniewierający się na poduszce, z nieznanych mi powodów. Ziewałabym ukradkowo
przy szyi Harry’ego, który cicho prosząc mnie, przeczesywał palcami potargane
kosmyki moich włosów. Nie raczył powiedzieć, dlaczego mam wstawać. Tylko tak mnie
gładził. Głupi był, bo szeptał, że mam wstawać, a tymi swoimi szorstkimi
palcami jeżdżącymi po mojej szyi i policzkach jeszcze mocniej mnie usypiał. W
końcu znów usłyszeliśmy uderzenie pioruna, gdzieś w oddali, w tym całym
Toronto. Przypomniało mu się chyba, że chciał, by wystawiła ciało spod kołdry.
Jęknął mi do ucha, a potem wyszeptał prośbę. Wstać mam?
- Ale
po co ja mam wstawać, burza, noc, deszcz jest…I oddaj mi kołdrę, bo… -
mruczałam tak nieprzytomnie, delikatnie trzymając skrawek białej kołdry. Ten
sam, który w palcach miął Harry, próbując odkryć moje zastygłe ciało. Niedobudzona,
zdenerwowałam się na Niego, a raczej na te Jego dziwne próby zabrania mi
kołdry. Wyciągnęłam rękę i złapałam Go za szyję. Odepchnęłam mu brodę, albo
ramiona, sama nie wiem. W końcu chowałam nos w poduszce i usilnie starałam się
spać dalej. Westchnął tak głośno, że nawet materiał poduszki tego nie
przygłuszył. Grzmoty za oknem, deszcz chlustający zawzięcie w szybę i parapet,
szum kołdry, którą miętosiłam nogami – nic Go nie zagłuszyło.
- Nie
chcę iść sam na spacer w deszczu. No, wstawaj.
Mój
jedyny Boże. Zesłałeś mi na świat takie chodzące, pachnące, kochające cudo z
lokami na głowie. Kocha mnie. Ja Jego. Ma takie kochane oczy. I nos, który
zawsze marszczy, gdy łapię Go za stopę. Albo za uszy. Nie lubi dżemu
truskawkowego. I zawsze zapomina zapiąć guziki przy rękawach w koszuli. Ale z
pomysłem spaceru w środku burzy, w dodatku w środku nocy, jeszcze nigdy nie
zastrzelił mojej świadomości. Tymczasem właśnie to stworzenie, maltretujące
moje ciało swoimi palcami, jawnie wdychało mój zapach, z nosem przy szyi. I
błagało. Żebym wstała, wyszła z hotelu, na deszcz, na burzę, na spacer. Mój
Boże, mój kochany Boże…
To
oczywiste, że wstałam. Że wstałam, ziewnęłam kolejny raz, złapałam Go za dłoń i
zdecydowałam się wyjść na deszcz. Bo Harry chciał koniecznie o drugiej nad
ranem iść na spacer. Swoje zszokowanie i zmęczenie schowałam do kieszeni
spodni, które kazał mi założyć, zaraz po tym, gdy zerwał ze mnie piżamę. A
burza się uspokajała, grzmoty cichły, oddech był coraz bardziej słyszalny. Miał
takie ciepłe paluchy, kiedy zapinał mi spodnie. Szemrał coś, że jest noc. Nie
zdążyłam zauważyć, naprawdę…Twierdził, że pada deszcz, a to dobrze. Przeciągając
mi przez zdrętwiałą szyję swoją bluzę mówił, że to doskonały moment na nasz
spacer. Zachłysnęłam się zapachem
proszku do prania, emanującego z kaptura tej granatowej albo czarnej bluzy.
Przelewałam się przez ręce chłopaka. A On szeptał i zasuwał suwak. Nocą
paparazzi za Nim nie węszą. A deszcz chlustający o chodniki Toronto skutecznie
odstrasza ludzi od zwiedzania miasta. Tak delikatnie zapinał mi ten cały suwak,
żeby nie podciąć brody zamkiem. Umierałam mu w palcach. Przelewałam się przez
dłonie. Chęć ułożenia głowy w poduszce dominowała. Pomógł mi się do końca
ubrać. W blasku lampki, którą zapalił, by lepiej mnie widzieć, dostrzegłam Jego
lekki uśmiech.
Z
hotelu wychodziliśmy starając się nie zrobić hałasu. Trochę nam to nie
wychodziło, biorąc pod uwagę to, że byłam mocno zaspana. Z tego tytułu
podwinęła mi się noga, zahaczają o dywan na korytarzu. Gdyby w porę nie złapał
mnie mocniej za dłoń, upadłabym wyjątkowo boleśnie. Chwycona pewniej za palce,
pozwoliłam przyciągnąć się bliżej Jego ciepłego ciała. Na granatową bluzę
narzucił skórzaną kurtkę, kaptur wyciągając na zewnątrz. Starałam się stawiać pewniejsze kroki, jednak
nogi miałam wyjątkowo „zwaciałe”. Całe ciało mruczało do Niego – dotknij mnie.
Pomimo tego, że przecież dotykał mnie wyjątkowo idealnie. Nie ściskał mi
palców, jak czasami robi, gdy boi się ataku fanów. Wtedy szepczę ciche prośby
do Boga, żeby nie połamał mi palców. Ma przecież tyle siły, że odrobina więcej
wysiłku, a moje kości będą pogruchotane. Teraz subtelnie chował moje kościste
palce w swojej dłoni. Objęłam Go w pasie, nurkując nosem w pachnącej Jego skórą
bluzie. Od aromatu Jego ciała pachnącego tak specyficznie zakręciło mi się w
głowie. Znów nie mogłam oddychać. Zresztą, jak zwykle. Gdy tylko pozwalał mi
upajać się tym zapachem, miał okazję patrzeć, jak szaleją mi oczy, gdy umieram
z przyjemności. Ścisnęłam Go mocniej i
spod półprzymkniętych powiek obserwowałam kinkiet mrugający na ścianie.
W korytarzu było szarawo. Śliskie drzwi od apartamentów błyszczały w świetle
lekkiej żarówki. Środek nocy w hotelu takim jak ten był wyjątkowo cichy. Przez
szerokie okno osadzone między dwoma
małymi filarami wpadał intensywny zapach deszczu. Chłód lgnący do ramion nie był mi straszny. Od oddechu Harry’ego kołyszącego się przy moim czole było mi
wystarczająco ciepło. Zamknęłam na moment szczypiące oczy, a kiedy je
otworzyłam, czekaliśmy na windę. Harry spuszczał głowę, wpatrując się w swoje
buty. Zmysły szalały, kiedy całkiem od niechcenia smyrgał mnie kciukiem po
dłoni. Zacisnęłam wargi, wycedzając powietrze z wnętrza ust. Doprowadzał mnie
tym do szału – niezależnie od tego, czy bawił się moją skóra specjalnie, czy
dla zabicia czasu. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak bardzo czuła jestem na
takie gesty. I najwyraźniej podobało mu się, jak pod każdym dotykiem drżę. Znaliśmy
się długo. A ja wciąż reagowałam tak samo – jak głupia, naiwna nastolatka –
rumieniłam się na potęgę. Winda trzasnęła. Weszliśmy do środka, obserwując
siebie w lustrze. Cierpliwie czekałam, aż przyciśnie kciukiem czerwony,
podświetlany guzik. Winda ruszyła niepozornie w dół. Harry spuścił głowę
odnajdując mój mętny wzrok. Zaspane oczy rejestrowały Jego troskliwy wzrok spod
sprężystych włosów. Kochałam Jego oczy. Dokładnie tak mocno, jak zawsze
spierzchnięte, malinowe usta. Szorstkie, duże paluchy u dłoni. Kościste biodra,
które nieświadomie wbija mi w ciało, kiedy w nocy przylega do mnie całym sobą. Kochałam
te oczy tak mocno, że nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, że da się
bardziej… Te zielone, duże zwierciadła – zawsze inne. Raz wyjątkowo jasne i
przepełnione radością. Innym razem wygasłe, martwe, poszarzałe. Zielona toń z
wyjątkowymi, ciemniejszymi plamkami przy źrenicach. Uwielbiałam gasnąć i
drętwieć, wpatrując się w Jego mądre oczy. Tylko teraz byłam zbyt zaspana, by
oddawać się takiemu samobójstwu. Dlatego
niedosłyszalnie mruknęłam, objęłam Go w pasie i przylgnęłam policzkiem do
emanującej ciepłem klatki piersiowej chłopaka. Chyba nie był zdziwiony moim
gestem. Rzadko przecież przytulałam Go w
taki sposób. Dobrowolnie. Z własnej potrzeby. Zawsze wstydziłam się swoich czułości. Jednocześnie przecież
bałam się odtrącenia. Czasami tak robił, prawda? A ja wtedy byłam taka pusta i
martwa od środka.
Tym razem, jak od jakiegoś czasu, nie
odtrącił mnie z nieznanych powodów, ani
nie podarował minimalnej dawki obojętności. Przygarnął moją głowę pod swoją
brodę i zatopił nos w puszystych włosach. Wymruczałam coś niezrozumiałego, zupełnie
nieświadomie. Słyszałam, jak zaciąga się moim zapachem. Winda skrzypnęłam
cichutko, gdy oparł się o jedno z luster. Myślę, że tak przypadkowo, gdy zbyt
mocno do Niego przylgnęłam. Uczepiona, jak mała małpka, schowana między Jego
ramionami, nie starałam się dobudzać. Byłam jeszcze taka sztywna. Podniósł dłoń
do mojej szyi, a winda znów zatrzeszczała. Drzwi stanęły otworem, a w oddali
lekko oświetlona recepcja. Oderwałam się od chłopaka i chwycona za dłoń
podreptałam z Harrym. Poprowadzona w stronę szklanych drzwi obserwowałam krople
deszczu podświetlone przez uliczną latarnię widoczną za szybą. Minęliśmy
recepcję i wątłą blondynkę siedzącą na skórzanych fotelu. Zielona lampka
ustawiona na marmurowym blacie oświetlała jej zmęczoną twarz. Zerknęła na nas
przelotnie i wróciła do obserwowania rzucającego lekka poświatę ekranu
komputera. Pchnęliśmy z Harrym drzwi,
wdychając jednocześnie zapach deszczu. Mżyło lekko, a w smudze światła latarni
padającego na mokry, brudny chodnik
widoczne były maleńkie kropelki
spadające w dół. Ścisnęłam Jego palce.
Już
mieliśmy schodzić po schodkach, gdy zatrzymał mnie. Chwycił palcami kaptur i
zaciągnął jego materiał na moją głowę. Opętała mnie woń Jego perfum, które
znalazły swoje miejsce między niteczkami bluzy. Chłód deszczyku okalał mi
twarz. Uciekliśmy schodami w dół, łapiąc się ponownie za dłonie. Zachwiałam się
u stóp schodów, a potem dałam się poprowadzić jedną z ulic Toronto.
Bardzo mi się ten spacer podobał. Podobały
mi się ciemne, mokre uliczki miasta. Jego ciepłe ciało blisko mojego zziębłego.
Zapach mokrej ziemi, liści, deszczu. Jego perfumy. Podobał mi się brak ludzi na
ulicach. Te granatowe pięknie ciemne niebo. Jego kciuk bawiący się moim palcem
wskazującym. I strasznie mi się podobało, gdy przystanął nagle, przy jakimś
muzeum i ułożył dłoń na moich biodrach. Deszcz wtedy tak mocniej padał. Wiem,
bo z lekka moczył mi policzki, gdy zadarłam głowę. Zachciało mi się zobaczyć,
dlaczego zatrzymał się na środku chodnika, niedaleko kałuży. W jej tafli
odbijał się księżyc, a mi spływała kropla deszczu po brodzie. Wtedy Harry się
uśmiechnął półgębkiem. Tak cwaniacko, jak robi wtedy, kiedy prosi się o
przeczesywanie włosów. Bo….wbrew pozorom, Harry bardzo lubi, gdy ktoś bawi się
Jego słynnymi loczkami. No, może z wyjątkami. Kiedy ja maltretuję Jego włosy,
piszczy na moich kolanach z przyjemności. Inaczej reaguje, kiedy ciemne kosmyki
dostaną się w palce Louisa… Wracając do tego Jego uśmiechu. Półgębkiem, bo
półgębkiem. Ale oczy mu się świeciły tak mocno, że w pierwszej chwili
posądziłam Go o płacz. Mrugnęłam wraz z kropelką spadającą na mój policzek. A
On mruknął tak bardzo poważnie – „ Obawiam się, że jesteś kobietą mojego
życia.” A ja spuściłam głowę i zaczęłam się tak cicho, ale bardzo śmiać.
Rozbawiony obserwował, jak zdrowo śmieję się ze słów, które wycedził spomiędzy
ust. Śmialismy się. Tak cicho, ale mocno, prawie do rozpuku. Poderwałam głowę
do góry i trzęsąc się, obserwowałam Jego bieluchne zęby i dołeczki w
policzkach. Pokiwał głową, wprawiając włosy w taneczne drganie.
-
Dobrze ci ten spacer zrobi. Glowa cię boli. Dotlenisz się i przestaniesz mówić
takie farmazony.
No i
wydawał się moim szeptem urażony. Obok nas przejechał czarny, terenowy
samochód. Odwróciliśmy się dla niepoznaki. Potem się schylił… Zawahał się przed
tym, by dotknąć moich warg swoimi. Patrzył uważnie na moje usta. Uśmiechnął się
tak ciepło – zupełnie jak do swoich fanek. Kiedyś też się tak do mnie
uśmiechał. Na samym początku, gdy musiał traktować mnie jak fankę… Poderwałam
dloń do Jego policzka. Był z lekka szorstki. Nachylił się jeszcze niżej i
poczułam jak naciska suchymi ustami te
moje, bardzo wtedy nieprzygotowane na lekki dotyk. Wsunęłam dłonie pod skórzaną
kurtkę Styles’a. Wraz z pogłębieniem pocałunku, nasze usta stawały się wilgotniejsze.
Odessać się od Niego było wyzwaniem. Kiedy udało mi się jednak przerwać
całusa, schowałam zawstydzone policzki w
materiał Jego bluzy. Potem powiedział, że musimy wracać do hotelu, bo się
przeziębię. A ja wtedy pomyślałam, że
gdybym się rozchorowała, byłabym szczęśliwa. Ucałowałam Jego chłodny
policzek. Kazał mi zapamiętać jak wygląda Toronto nocą. Zapamiętałam jedynie
Jego szept i odgłos kroków kroczących po kałuży. Pachniało deszczem. I
oczywiście, że marzeniem też pachniało…
Świetny rozdział :) uwielbiam twoją historię. Jest w niej coś, co mnie przyciąga . Może to, że opisujesz każde uczcie tak dokładnie, wyraziście :) To najlepsze opowiadania jakie kiedykolwiek czytałam, a uwierz czytałam wiele. Zastanawia mnie jedna rzecz. . . jak można tak wspaniale pisać?? Masz przeogromny talent, mam nadzieje, że dalej będziesz go wykorzystywała tak jak do tej pory. Dziękuję ci za to, że piszesz. Za twoją historię, za to, że jesteś ; )
OdpowiedzUsuń@funny_time_x
Cieszę się, że w mojej historii jest coś, co Cię przyciąga. Chciałabym wiedzieć konkretnie, co to jest, ale chyba nie będziesz w stanie tego określić, prawda? Bo to jest trudno stwierdzić, ja wiem...
UsuńAle nie pisz, że to najlepsze opowiadanie, jakie czytałaś. To do imentu miłe, ale wierz mi, że znajdziesz jeszcze opowiadania, które będą o niebo lepsze! Zapach Marzenia to kropla w morzu czegoś wartościowego do przeczytania. Nie czytałaś chyba moich znajomych z kręgu " One Directionowego pisania"... Polecam Ci tworczość Aleuve, Fremde, Messy, Wunderbarnie, Sen-Chu. Jeśli jeszcze nie zasmakowałas ich twórczości, najwyższy czas zamknąć stronę ZM i odwiedzić tamte cuda.
Dziękuję Ci jednak bardzo za miłe słowa. One są na wagę złota, kiedy nie wierzysz w siebie. Dziękuję ;)
znalazlam to opowidanie dzisiaj i zaluje ze dopiero tak pozno.. znalazlam i przeczytalam cale od poczatku do samego konca.. czyli do rozdzialu ktory dodalas dzisaj ..wprost nie moglam sie oderwac. chce Ci powiedziec ze jest to jedna z najlepszych historii jakie kiedykolwiek przeczytalam oraz jedna z niewielu ktora mnie wzroszyla..zadko kiedy placze tym bardziej jak cos czytam a przy niektorych momentach tutaj ryczalam ja bobr.. ahh az wstyd sie przyznac..dziekuje Ci za to opowiadanie poprawilo mi humor i napewno tu zajrze i to nie raz bo juz czekam na nastepny rozdzial.. a jezeli chodzi o twoj sen o Harrym to dziewczyno musze Ci powiedziec ze niezle koszmary Ci sie snia.. oby najmniej takich smutnych..bo o Harrym to mozna snic byle by mile byly :)) to do nastepnego i weny..:)
OdpowiedzUsuń/Marta Xx.
Marto, i dałaś radę tak w kilka godzin przeczytać Zapach Marzenia?! Znalazłaś je niedawno i już zdołałaś nadrobić te kilkanaście rozdziałów? W takim razie - jestem przepełniona podziwem w Twoim kierunku. ZM jest trudne w czytaniu - biorąc pod uwagę naszpikowanie emocjami. One męczą... A Ty przez to przebrnęłaś. Brawa!
UsuńJednocześnie, z całego serca dziękuję. Chciałabym napisać Ci co wyjątkowego w podzięce za tak okropnie miłe słowa. Ale wierz mi, że naprawdę nie wiem, co mogłabym zrobić, poza podziękowaniem. Jestem tragicznie wdzięczna!
Cieszę sie, że poprawiłam Ci humor. To samo uczyniłaś Ty - pisząc mi taki komentarz. ;)
A sen...Faktyznie, oby takich jak najmniej!
Pozdrawiam Cię serdecznie:)
jakos sie udalo przeczytac.. najsmieszniejsze jest to ze jak przeczytalam pierwszy raz to musialam przeczytac jeszcze jednen aby7 zalapac ale sie udalo :) / Marta :)
Usuńahhh! ty wiesz, że ja już nie wiem, co mam pisać... Gdy czytałam ten rozdział, czułam... no właśnie co czułam? Ciałem byłam w domu...pod kocem z ciepłą herbatą w ręce. jednak myślami, marzeniami, byłam....w Toronto z Amirą i Harrym. Powiedz mi jak ty to robisz? Jak? Potrafisz doprowadzić, moje ciało, moje myśli, do takich rzeczy. Siedzę i nie wierzę, że przeczytałam. Tak szybko? A teraz gdy to piszę, po polikach lecą mi łzy. Na pewno myślisz dlaczego. Moim marzeniem od prawie 2 lat, jest spotkać chłopców, powiedzieć, że są najważniejszą częścią mojego życia. Dzięki nim normalnie funkcjonuję. A od pewnego czasu mam jeszcze jedno tak samo ważne marzenie. Chciałabym spotkać Styles'a i pokazać mu to opowiadanie. Pokazać mu, jak utalentowaną, zatraconą(chyba tak mogę nazwać) w marzeniach, oddaną fankę. Gdyby on to przeczytał.... Ahh! moje myśli buzują. Gdy on to przeczyta, przyjdzie, przyleci, przybiegnie, przyjedzie. Obojętnie jak... Na pewno podziękuje. A ja o to na pewno zadbam.
OdpowiedzUsuńCzytałam na Ask'u, że jesteś przeziębiona.
Kochana wracaj jak najszybciej do zdrowia. ♥
Maja.♥ x.
Mayek, mój! :)
UsuńTy nie wiesz, co napisać? Ty nie wiesz?! Myślisz, że ja wiem, co mam Ci odpisać? Piszesz mi taką masę komplemetnów, że ja już jestem burakiem ze wstydu. A beznadziejność sytuacji sięga zenitu, bo kompletnie skończyły mi się pomysły na to, jak mogę Ci podziękować. Bo zwyczajne słowo " dziękuję" jest już nie na miejscu, Maya. NAPRAWDĘ.
Dobra. Ale w sumie co mogę napisać więcej...
NO DZIĘKUJĘ!
Nie musisz mi dziękować. Samo to, że piszesz. To jest takie moje DZIĘKUJĘ ♥ Burak, powiadasz. Kiedyś spróbuję, żebyś była 5 takimi burakami. trzeba pisać. to mój obowiązek. Dziękuję Ci za to, że jesteś. Teraz to ja mówię NAPRAWDĘ ♥
UsuńTwoja Maja:) ♥ x.
Ohhh, miód na me oczyska! Skoro wystarczy, bym pisała, to chyba tyle mogę zrobić! :) Dzięki
UsuńPytasz co u nas? Nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Nawet nie mam czasu aby włączyć gg żeby zobaczyć czy ktoś mi coś napisał. Wchodzę tylko na tt, fb i na ZM. Codziennie sprawdzam ile masz komentarzy i jak mam czas to je czytam :) Nie, przepraszam, skłamałam. Wchodzę jeszcze na jednego bloga... Na mojego.
OdpowiedzUsuńKurczę... Amira i Harry to doprawdy cudowna para! I nareszcie są upragnione przeze mnie chwile ich czułości. Tak cudownie przez ciebie napisane chwile ich czułości. Tylko... Jakim cudem Amira zgodziła się wyjść na dwór, w burzę?! Czy ona się nie boi burzy?
Jak zwykle zatraciłam się w tych pięknie ułożonych w zdania słowach przemawiających do mnie w tak cudowny sposób, że bałam się czytając, iż zaraz będzie koniec tego rozdziału i będę musiała wrócić do rzeczywistości. Do tej szarej rzeczywistości. A gdy już dotarłam do końca, usiadłam na chwilę i zastanowiłam się co powinnam ci napisać, czego jeszcze nie pisałam. No i zdałam sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie napisałam ci chociaż jednego słowa krytyki. Jednak nie umiem znaleźć jakiegoś elementu, który mogłabym skrytykować. I wiesz co, wciąż czekam na twoją książkę :)
Dobra, nie będę przynudzać. No bo co mogę jeszcze dodać, czego ty nie wiesz? Wiesz, że jestem zakochana w tych słowach, w twoim opowiadaniu, że jestem pod wielkim wrażeniem twojego talentu, że za każdym razem gdy to czytam, mam wrażenie jakbym była częścią tej scenerii, na przykład szafą, czy komodą, która stoi w tym pokoju i obserwuje Harry'ego i Amirę. Przecież ty to wiesz, więc nie będę się powtarzać :)
Pozdrawiam
PS. Współczuję ci tak okropnego snu!
Kasienia, dobrze, że jesteś.
UsuńJest mi bardzo przykro, że jesteś tak ograniczona czasowo. Ja wcale lepszej sytuacji z wolnym czasem nie mam... Jestem zabiegana jak nie powiem kto!
Ale liczę na to, że kiedyś zwolnimy tempo biegu. I odetchniemy pełną piersią, kasiek! :)
Oj... Kasiek rozumiem to twoje zabieganie. Liceum się zaczęło, więc nie ma bata i trzeba się uczyć, a moja pani od polskiego jest tak wymagająca, że cały czas coś interpretujemy. I tak myślę, że jak za kilka lat ja będę nauczycielką, może coś mi się przestawi i będę nauczycielką polskiego, to może będę interpretować fragment twojej książki :D Byłoby cudnie!
UsuńOooo, gdybyś Ty miała interpetować z dzieciakami moją książkę, to by było dopiero...Już ja wolę nie wyobrażać sobie, co by dzieciaki myslały...;)
UsuńHm... Myślę, że twój tekst byłby o wiele lepszy do interpretacji niż np. (teraz napiszę coś, za co każda polonistka strzeliłaby mnie w łeb) interpretacja Kochanowskiego, albo Reja, albo chociażby Platona czy Biblii. To jest okropieństwo!
UsuńOooo, to teraz to żeś dowaliła! Ja nie chcę nic mowić, ale to opowiadanie czyta jeden polonista, więc jak to zobaczy, to może być krucho, kochana ;)
UsuńO kim mówisz? Mówi się trudno. Może mi ta osoba napisać co myśli o poprzednim komentarzu moim. Przeżyję. Ale to jest cała prawda!
UsuńCzy ty wiesz co ze mną robisz? Czy zdajesz sobie sprawę jak bardzo omamiasz mnie słowami? Czy wiesz jak szybko pochłaniam kolejne linijki i zdania? Jak bardzo czuję się osamotniona kiedy kończę czytać ?
OdpowiedzUsuńPewnie nie...
Harry to taki człowiek z wieloma twarzami. Romantyczny, czuły, troskliwy. Męski, buntowniczy i nie czuły. A Amira to taka mała gwiazdka na jego niebie. Bezbronny ptak pochłonięty przez miłość do pewnego chłopaka. Teraz pisząc to przypomniały mi się pierwsze rozdziały. Jak to Am bała się lecieć samolotem, jak bardzo chciała zobaczyć kangury. I teraz kiedy chodzili o drugiej w nocy po ciemnych ulicach Toronto.
Przepraszam, że komentarz bez ładu i składu, ale nadal żyję tam gdzieś. W świecie brunetki i chłopaka z karmelowymi loczkami...
Pytałaś się co u nas. To co było miało być.
Nauka, nauka i nauka. Zastanawiam się nad paroma sprawami, ale Ciebie to pewnie nie obchodzi.
Mój komentarz nie jest taki jak ten u góry. Jest krótszy i nijaki. Nawet nie zawarłam w nim wszystkiego co pragnę Ci przekazać.
Przepraszam,ze tak zanudzam...:D
Pozdrawiam :*
Red Sky.
Ło rany, znów nie wiem, co odpowiedzieć. Już mi naprazwdę wstyd! Że tyle pięknych słów mogę od Ciebie przeczytac, a odpowiedzieć mogę tak niewiele... Mam nadzieję, że masz świadomość mojej wdzięczności za te komoplemetny...I za czytanie Zapachu. Jestem przeszczęśliwa! :)
UsuńDlaczego Ci wstyd?
UsuńZa tworzenie czegoś pięknego?
Lepszego od innych?
Dotarłam na tego bloga kiedy było 14 rozdziałów. Przeczytałam je wciągu kilku następnych godzin nie robiąc nawet przerwy na siusiu. Naprawdę:D
I od tej pory jestem z tobą może nie komentuje za często, ale postaram się poprawić. Taka jestem zabiegana ostatnio.
Chyba to już pisałam, ale cóż napiszę jeszcze raz:
Czekam na książkę.
my-red-sky.blogspot.com
Jest mi wstyd za to, że nie mogę Ci za to podziękować tak, jak powinnam...
UsuńDziękujesz mi , a także innym czytelnikom nowymi rozdziałami, odpowiedziami na nasze komentarze.
UsuńCzasem gdy wchodzę na twojego bloga i widzę nowy post to sama do siebie się uśmiecham...:D
Żebyś Ty widziała, jak ja się uśmiecham, gdy czytam wasze opinie!
UsuńZe słuchawek słychać Gangnam Style, a ja nawet nie wyłączyłam jej, aby zrobić sobie nastrój czymś bardziej melancholijnym. Olałam śpiewającego mi słodzonej herbacie koreańczyka, olałam kota spacerującego między lalkami, które miałam posprzątać i w sumie olałam też te lalki i zaczęłam czytać. Tak sama od siebie, nie zmuszona przez nauczycielkę, mamę karzącą mi wziąć się za lekturę. Po prostu to tak działa. Ty dodajesz rozdział, ja go odnajduję, a następne pół godziny mam wymazane z życiorysu. A jeśli sobie to wszystko zliczę i dodam te minuty spędzone na dodatkowym rozmyślaniem nad zapachem marzenia to wyjdzie, że mi kilka ładnych dni umknęło. I potem wychodzą jeszcze takie komentarze natchnione Amirą. Czy mi się zdaje, czy ona jest do mnie podobna? Eh... Nieważne.
OdpowiedzUsuńA teraz cierciereciercie. Nienawidzę tego, a jednak moje palce nie wędrują do tego dziwnego przycisku do zmiany piosenek, bo trzeba doprowadzić ten komentarz do końca!
Jaki trzeba mieć tupet, żeby budzić kogoś w środku nocy i namawiać go na spacer. Chociaż spacer w deszczu fajna sprawa, ale w dzień. Tylko cudo z lokami na głowie, prawda?
Kończę, bo mama upiera się przy sprzątaniu lalek.
Ps. Taki koszmar? Mi się śniło, że byłam na coś chora (zaraz mamo!) i przyszedł do mnie do szpitala Zayn. I położył swoje palce na moim boku (bo ja śpioch spałam) i tak delikatnie potrząsnął. A ja oczywiście w tym momencie musiałam się obudzić! Ale przez cały dzień (no już mamo, poczekaj chwilę!) towarzysz mi ten delikatny dotyk na ręce i w duchu tylko prosiłam żeby znów mi się to przyśniło :)
Ściskam!
Kama
Kama, bo Cię mam okrzyczy! Ty mała rozrabiako Ty!
UsuńPosprzataj te lalki, nie badź bałaganierzem jak Harold ;)
Harold to się może schować. Mistrza w niesprzątaniu i zwalaniu tego na kogoś mam ja! Ale posprzątałam te lalki. Fakt faktem, że godzinę później, gdy rodzinka wybyła z domku, ale posprzątałam :)
UsuńChyba porównałaś mnie do anioła zbyt szybko i niezbyt trafnie. No bo co ja mam w sobie coś ze ślicznej, delikatnej istotki przecinającej gęste powietrze bielutkimi piórami, ze złotymi włosami i stalowymi nerwami? Zupełnie nic. Bo ja powstanę dopiero, kiedy odejmiesz urzekający uśmiech, wdzięk, grację, mądrość, urodę i długowieczność, pierzaste skrzydełka, aureolę i długą szatę. Nic specjalnego w sobie nie mam, byś mnie porównywała do doskonałego stworzenia z mitów i legend.
OdpowiedzUsuńAle... Jestem za tę dedykację Ci niezmiernie wdzięczna. Bo każda jest dla mnie na wagę złota. Pokazuje, że jeszcze ktoś o mnie pamięta nawet wtedy, gdy czegoś ode mnie nie chce. Wiesz, o czym mówię? Każde Twoje słowo mnie dotyczące przynosi ulgę. I ciepło, gdzieś głęboko w labiryncie serca.
I wiesz, chyba jestem już zmęczona. Nie życiem, nie pisaniem, nie tym, że z trudem jeszcze oddycham, ale tym, że tworzysz Ty. Bo, uwierz mi, to naprawdę uciążliwe, kiedy kończy się rozdział. I zaczyna wtedy ssać w żołądku tak, jakbyś strasznie głodna była, i nagle nic nie jest wystarczająco dobre, piękne... Realistyczne nawet. Bo tworzysz tak piękną historię, że zaczynam od świata wymagać doskonałości. Zaczynam pragnąć, by cały świat był tak magiczny i lekki, jak u Ciebie. Tu, w ZM. I chyba już powoli przyzwyczajam się do takiego wymiaru-tego innego, być może niemożliwego, zawarego jedynie w słowach, zdaniach, stronach. I nachodzi mnie czasem ochota, by rozerwać tę niekończącą się pętlę wyobraźni. Przeciąć ją tak, by cała ta fantazyjność wylała się na udeptaną grubymi, gumowymi podeszwami ziemię, udręczone, leciutko pożółkłe źdźbła traw, zszargane wiatrem, anorektyczne drzewka zasadzone przy ulicy, by wdychały prześmierdły tlen. Ja po prostu chciałabym uczynić ten świat piękniejszym, by każdy, kto jeszcze nie odkrył Twojego talentu, mógł go choćby zasmakować.
Powinnam napisać coś jeszcze, ale doprawdy nie wiem, jak jeszcze mogę Cię wychwalić. Obsypać komplementami, zalać czułymi słowami, zatopić pod tłustą powierzchnią pochwał. Nie mam pomysłu, jak w inny sposób niż dotychczas umilić Ci czytanie moich komentarzy...
Wybacz mi więc, że nie umiem. To chyba zbyt trudne zadanie, za skomplikowane jak dla mnie, na wpół uśpionej niedzielną monotonnością. W każdym razie, dziękuję Ci za nowy rozdział. Ja wiem, że on nie jest dla mnie, ale podziękować raz, trzy czy milion nawet przecież nie zaszkodzi.
julia
Twoje komentarze mogłyby się zlać w całość i stać książką. byłaby to książka w postaci komentarza. Przepełniona emocjami i uczuciami. To byłaby najdziwniejsza ale najwspanialsza książka...
UsuńMyślę, że książki powinni wydawać Ci, którzy pisać faktycznie umieją. A ta zasada automatycznie mnie wyklucza... Bo widzisz, to Ty po prostu ubzdurałaś sobie, że we mnie jest coś na kształt talentu. Nie ma tam nic takiego, uwierz, sprawdzałam. Ale jeśli chodzi o Ciebie, to nawet nie muszę Cię oglądać, obracać ani choćby badać. Po prostu wiem, że ten dar jest częścią Ciebie...
Usuńjulia
Oczywście, jak uważasz - nie umiesz pisać. W porządku. Czyli to, co powyżej przeczytałam, wysikałaś albo zrobiłaś na drutach tak? Okay, skoro nie umiesz pisać...
UsuńA żebyś wiedziała, że na drutach wydziergałam.
Usuńjulia
Przeczytałam wcześniej, ale znowu nie miałam czasu skomentować - i powiedz mi jak tu to wszystko pogodzić? Jeszcze mam w tym tygodniu maturę próbną i lekko powiedziawszy "sram ze strachu" (brzydkie stwierdzenie, ale jakże trafne), a nie mam ani ochoty ani wolnej chwili by cokolwiek powtórzyć do polskiego, matematyki, WOSu czy angielskiego. Nie mówiąc już o jakiejś godzince dla siebie... Ale co najważniejsze - zdołałam wcisnąć w swój grafik ten przepiękny, wręcz idealny rozdział, który po raz enty pozwolił mi odlecieć w tą cudowną krainę błogości, w której nie istnieją takie rzeczy jak MATURA, albo STUDNIÓWKA (tak, wbrew pozorom, mam koszmary dotyczące tego cholernego balu bo nie jestem dobra w takich imprezach, a wybór sukienki to już w ogóle będzie jakaś katastrofa. Och, ile ja bym dała żeby obudził mnie Harry Styles - i w dodatku po to by zabrać mnie na spacer w deszczu ulicami Toronto! I ten banalny pocałunek w deszczu, który opisałaś w taki sposób że stał się jedynym, oryginalnym. Tylko ty masz taki dar - robić z prostych, oklepanych rzeczy coś osobliwego, takiego Twojego, że już tylko z Tobą będzie mi się kojarzyć. Ktoś powie "pocałunek w deszczu", a ja od razu przypomnę sobie ten rozdział i wspomnę kochaną Persilową, mój Popiół. Czy to nie cudowne?
OdpowiedzUsuńOgniku, domyśliłam się oczywiście, że przeczytałaś. I że czas ograniczył Twoje mozliwości i dlatego nie znalazłam wcześnie komentarza. Cieszę się jednak, że znalazłaś sekundę i pozostawiłaś po sobie kolejny ślad, który daje mi nadzieję. Dziękuję Ci za to.
UsuńProszę Cię tylko o jedno - bądź silna i brnij do końca. Studniówką się nie przejmuj. Trzymam za Ciebie kciuki. A za maturę bardziej. Ja wiem, że dasz radę. Nie próbuj mnie przekonywać, że nie wiem, co mówię. Wiem, prudie.
I tak...To cudowne..Naprawdę ;)
Nie mogłam doczekać się tego rozdziału, jest cudowny.
OdpowiedzUsuńSama pisze opowiadania, nie są nawet w dziesięciu procentach tak dobre jak twoje. Bo ty piszesz cudowne dzieła sztuki, z każdym rozdziałem jeszcze bardziej marzę o tym by poznać Harrego. Dziękuję ci bardzo :)
Pytasz co u nas, więc może ja ci napiszę bo ostatnio trudno mi się dogadać z przyjaciółmi.
Bo widzisz chodzi o to że chyba się zmieniłam, zaczęłam żyć w inny, nowy sposób. Nie jestem już pesymistką, zamieniam się raczej w typowego marzyciela. Marzę o tym że moje życie będzie takie jak w tych wszystkich opowiadaniach, że odnajdę swojego Harrego.
Nawet jest taki jeden... ale szansę mam tylko w mojej wyobraźni która jest nie pojęta.
Och... przepraszam że ci tak przynudzam. :)
Pozdrawiam Tośka
Tosiu, nie zanudzasz mnie. Ja z wielką chęcią przeczytałam to wszystko. Szkoda mi Cię tylko - ta zmiana jest dobra, ale ma złe skutki... I życzę Ci...Z całego swojego serca. Znajdź swojego Harry'ego. On da Ci tak wiele, jeśli go znajdziesz...
UsuńDziękuję ci za te słowa otuchy. Znalezienie Harrego nie jest takie proste, szukam mojego ideału. Ale szansa na to że go znajdę jest nie wielka ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSama wiesz, jak rzadko zdarza mi się tutaj skomentować Twoje dzieło.
OdpowiedzUsuńJuż od pierwszych przeczytanych przeze mnie słów, pragnęłam poczuć się tak, jak Amira. Tak bezpiecznie, tak ciepło... z taką potrzebą bycia przez każdą sekundę. Nawet uśmiechałam się wtedy, kiedy Ona. To jest takie magiczne uczucie. Mimo środka nocy (prawie tak głębokiej, jak pora owego pięknego spaceru :)) wiem, że nie będę w stanie zasnąć. To wszystko wydało mi się zbyt piękne. A może AŻ tak piękne?
Z równą miłością czytam każdy rozdział, jednak ten będzie niewątpliwie moim ulubionym.
Po raz pierwszy czuję łzy szczęścia. Bo na chwilkę poczułam się tak, jak Ona.
Mam okropne zaległości tutaj... Ale obiecuję to nadrobić w najbliższym czasie! ;*
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy, moja kochana :)
UsuńNadrobiłam! Ale jestem w szkole, więc sensowny komentarz napiszę wieczorem, gdy uda mi się uszczknąć nieco czasu ;)
UsuńZdaję sobie sprawę, że pewnie nie masz czasu na takie rzeczy. Ale wręcz nie mogłam się powstrzymać do nominacji ciebie w "Liebster Award" :)
OdpowiedzUsuńZapraszam cię po pytanka!
http://mistakes-inlife.blogspot.com/
Wiesz, że Harry przypomina mi mojego Blacky'ego? Taki kotek, półpersik. Lubi sobie leżeć na moich kolanach i wpatrywać się w ekran monitora, kiedy czytam to opowiadanie. Jest niemożliwie uroczy i kochany. A jak coś zbroi, udaje niewiniątko. Robi wtedy takie śliczne oczęta. Urzeka. Zupełnie jak Harry, zawsze wyjdzie z kłopotów obronną ręką... choć może w tym przypadku, łapą. Przyjaźnię się z czarnym kotem. Uważaj, z kim się zadajesz.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten rozdział. Może dlatego, że Hazza jest tu taki delikatny. A może przez to Toronto nocą.. Nie wiem. Po prostu ma coś w sobie. Tylko jeszcze nie wiem do końca, co to.
I teraz, udostępniając Blacky'emu legowiska na moim dekolcie, zastanawiam się, dlaczego noc mnie tak pociąga? Dlaczego tak fascynuje? Znasz odpowiedź? Ja jeszcze nie, ale jak ją poznam, to dam znać.
Pozdrawiam Cię, ściskam i całuję mocno! Joan.x
Ojeeny. Ty mnie zaczarowałaś, wiesz? Tak pięknie opisujesz emocje i uczucia. Co ja gadam. Wszystko pięknie opisujesz. Trafiłam tu dwa dni temu i pomimo tego, że nie jestem fanką One Direction, to zaczęłam czytać. I nie mogłam przestać, co doprowadziło do tego, że już dobrnęłam tutaj. I nawet nie żałuję, że przez czytanie nic nie napisałam, bo w zasadzie nie umiem jakoś specjalnie pisać. Może dlatego, że rzadko kiedy mam czas i się spieszę, nie wiem. Ale nieważne. Nie będę się zbytnio rozpisywać, bo to co dziś piszę nie ma ani ładu, ani składu. Ale wiedz, że czekam na następny rozdział. I mam nadzieję, że pomimo braku czas dodasz go szybko. Najwyżej spiknę się z Jacobem z opowiadania i my już coś razem wymyślimy.
OdpowiedzUsuńBo wiedz, że ja i dark side of Jacob byłoby prawdziwą mieszanką wybuchową ;)
Węszyłam w internecie w poszukiwaniu Czegoś. Opowiadania, które byłoby w stanie obudzić we mnie uczucia - zarówno smutku, jak i radości. Wchodziłam na każdą stronę, gdzie mogłabym odnaleźć jakieś interesujące dramaty i wtedy to zauważyłam. Link z napisem 'zapach marzenia'. Tytuł zachęcał mnie by jednym kilknięciem znaleźć sie na tej stronie. I tak przez kolejne 3 dni mojej choroby, leżałam i podziwiałam. Podziwiałam sztuke. Każde zdanie nasiąknięte było uczuciem. To, jak opisywałaś ich relacje na początku, to jak Harry traktował oschle Amire... Wywoływało u mnie ucisk w sercu. I momentami płakałam razem z Am. I cieszyłam sie, kiedy ona sie cieszyła. I chodziłam po domu jak w transie, myśląc o nich. O Amirze. O Harrym. O Jacobie. O Liamie. I każdej osobie. Nawet o tym taksówkarzu, który pogłaśniał muzyke, kiedy Am i Styles śmiali sie z reakcji fanki. Po prostu... Ja ci dziękuje. Nie tylko umiliłaś mi czas, który spędziłam czytając z bijącym sercem kolejne zapierające dech w piersiach rozdziały, ale i dostarczyłaś mi weny, której ostatnimi czasami brakowało mi. Brat przechodząc koło mnie, zapytał, dlaczego płaczę. Uśmiechnęłam sie i powiedziałam "Bo ona jest tak genialna, że odżyłam na nowo, dzięki jej opowiadaniu". Oczywiście brat jak to brat odszedł z miną "wtf". Ach! Co tu jeszcze dodać?! Wspaniałe! Czytałam to nawet po nocach, mimo tego, że miałam rano wstać. Hej, słońce, ile masz lat, że piszesz tak dojrzale i tak pięknie? Nie marnuj talentu, proszę! Chcę za kilka lat chwalić sie, że czytałam "początki" tej pani, co napisała tą książkę! Zostawiając po sobie ślad, ide rozpaczać, że musze czekać na ciag dalszy, ; ). Tak mocno cie pozdrawiam i prosze cie, napisz mi o nowym rozdziale na twitterze - @MyLittleCookies. Do zobaczenia!
OdpowiedzUsuńP.s. przepraszam za błędy w komentarzu, ale pisanie na klawiaturze w telefonie to nie lada dla mnie wyzwanie, zważywszy na to, jak wielkie mam palce! =]