Kochani!
Tak strasznie cieszę się, że znów do Was piszę! Ciężko mi było. Już nawet myślałam chwilami, że nigdy więcej nie pojawi się tu rozdział. Ale widocznie ktoś chciał inaczej. Lub ja wzięłam się w garść, pierwszy raz w życiu...Fakt faktem - rozdział mamy. Zaraz przystąpicie do jego czytania...
A ja chciałabym Wam tylko podziękować. Z całego serca. Za to, że jesteście. Że byliście i nadal jesteście. Zostaliście. Chociaż zawiodłam. Nie mogę wyobrazić sobie lepszych czytelników. Strasznie Was kocham.
Wygładziłam malutką
zmarszczkę materiału formującą się na jednej z poduszek. Gładki materiał był
zimny i śliski w dotyku. Przenosząc znużony wzrok z łóżka, skierowałam go w
stronę okrągłego, kremowego zegara wiszącego nad komodą. Harry, uciekłeś z tego
pokoju dokładnie godzinę temu, informując mnie przelotnie, że wybywasz na ważną
kolację z menagerem. Skinęłam Ci wtedy głową, jak grzeczna dziewczynka,
chowając się w kocu, w twardym fotelu. Potraktowałeś mnie troskliwym
spojrzeniem i wybiegając z łazienki, dobiegłeś prędko do stoliczka nocnego
stojącego po Twojej stronie łóżka… I co zrobił Harry? Zabrał telefon, z komody
wyciągnął czarną bluzę z niebieskimi sznurkami od kaptura, a potem posyłając mi
uroczy uśmiech, eksponując wszystkie zęby i dwa dołeczki w policzkach, uciekł. Zamknął
za sobą drzwi, starając się, by nie trzasnęły. A ja pociągnęłam nosem, biorąc
pod uwagę fakt, że wciąż męczył mnie przeraźliwie dokuczliwy nieżyt nosa, i
poprawiłam koc. Kilka minut potem wstałam z kremowego fotela, składając nagrzany
od mojego ciała koc w kostkę. Rzuciłam go na poduszkę poniewierającą się na
meblu i podeszłam do łóżka. Chwiejąc się na nogach, z resztkami podniesionej
temperatury ciała, obserwowałam nieprzychylnie wielkie małżeńskie łoże. I wtedy
dogoniła mnie okropna nuda. Ból głowy spowodowany przeziębieniem jeszcze
bardziej mi dokuczał. Z braku laku, czekając na Harry’ego, zaczęłam maniakalnie
rozprostowywać zmarszczki malujące się na pościeli.
Chyba odzwyczaiłam się od
nudy… Wrażenia, jakich ostatnio przysparzał mi Harry Styles, o którego
przywykłam martwić się na zapas, sprawiły, że bezczynne siedzenie w fotelu stało się wyjątkowo frustrujące. Jeżeli
wszystko było dobrze, nie było zmartwień i kłopotów…było inaczej. Chwila
spokoju i wytchnienia sprawiała, że zaczynałam zastanawiać się, czy oby na
pewno wszystko jest w porządku. Jeśli po mojej głowie nie przechadzały się
smętne myśli mogło to oznaczać, że chwilowo jestem nieprzytomna umysłowo… Życie
przy boku Harry’ego w ostatnich miesiącach nauczyło nie niewyobrażalnie
wielkiej troski. Ta troska spozierała mi z oczu nawet wtedy, kiedy kędzierzawy
spokojnie leżał na moich kolanach, bawiąc się sznureczkiem od mojej bluzki. Sam
jest sobie temu winien, prawda? Harry sam sprawił, że zrobiłam się wyjątkowo
nadopiekuńcza. To właśnie zielonooki przyczynił się do tego, że bałam się o
Niego. Może nie bez przyczyny…?
Książka, którą niedawno z
wielką ochotą przeczytałam, nie mogła pomóc zabić mi tej rodzącej się nudy.
Ponieważ Tomlinsona, tak jak Harry’ego – nie było – nie mogłam ukraść mu kolejnych
książek. Odkąd pamiętam, jeśli tylko za umysł łapała mnie wszędobylska nuda,
mordowałam ją książkami lub gazetami. Wszelką prasę, którą ostatnio
przytaszczył mi mój lokowaty piosenkarz zabrała pokojówka. Biorąc pod uwagę
fakt, że absolutnie nie miałam zamiar czytać po raz kolejny jakże ciekawego
dramatu należącego do Louisa, skierowałam swój łapczywy na zdobycze wzrok w
stronę szafki nocnej Styles’a. Fakt faktem, zielonooki nie za bardzo przepada
za czytaniem – łudziłam się lekko, że znajdę tam cokolwiek do przeczytania. Westchnęłam,
pociągnęłam smętnie „zapchanym” nosem i powlekłam zdrętwiałymi nogami w
kierunku szafeczki. Przycupnęłam spokojnie na krawędzi łóżka, uginając miękki
materac. Poducha, na której co noc wylegiwał się Harry, pokryła się białymi
fałdkami od marszczenia materiału. Otworzyłam szufladę z ciemnego drewna,
rozkoszując się dreszczykiem emocji. Co też mój sławny romantyk chowa w swojej
szafce… Czarny kosmyk złośliwie powędrował na środek mojej twarzy, dokuczliwie
dotykając czubka nosa. Odrzuciłam włosy na bok i zajrzałam głębiej, w czeluści
mebelka. Moim obolałym od choroby oczom ukazały się trzy ładowarki do
telefonów. Chyba tylko ci najwięksi fani wiedzą, że Styles posiada trzy
telefony. I to wcale nie jest plotka… Dziwnym raczej nie jest, że nigdy nie
wiem na który numer mam dzwonić. Przesunęłam ładowarki na bok i dostrzegłam
saszetkę gum miętowych. Wywracając oczami i rozczulając się nad potrzebą
świeżego oddechu u kędzierzawego zerknęłam na opakowanie prezerwatyw.
Poczerwieniałam i pokiwałam głową z
dezaprobatą i rozbawieniem. Zawiedzona miałam zamykać szafeczkę, gdy
dostrzegłam okładkę zeszytu. Dorwałam skrawek swoimi palcami, po czym lekko
uradowana wydostałam zeszycik całkowicie. Szare drzewo na zielonym tle. Piękna
okładka zeszytu, rzeczywiście. Kiedyś Jacob zapisywał w takim zeszyciku swoje
skryte myśli nakreślone wierszem. Z taką różnicą, że ten zeszycik miał
pomarańczowe tło i czarne drzewko. Chronił ten zeszyt, jakby w nim umieszczone
były słowa co najmniej królowej Elżbiety. Nigdy nikomu go nie pokazywał. Aby
żadna niepowołana osoba go nie dorwała, Jake chował go w kuchni, między
książkami z przepisami. Któregoś pięknego dnia, kiedy postanowiłam zrobić
przyjacielowi przyjemność, zobowiązałam się upiec mu jabłecznik. Taki, jaki
lubi. Z wielką ilością jabłek. Ponieważ byłam cwana, spodobał mi się akurat
pomarańczowy zeszycik. Jake rozwalony jak placek na kanapie nie zorientował
się, że ja ubabrana w mące po czubek nosa czytam jego piękne wiersze…Taki mały,
zbereźny objaw mojej cwaniakowatości. Potrząsnęłam głową na wspomnienie
rumieńców wstydu, gdy podawałam chłopakowi upieczone ciasto, w głowie mając
ostatnią zwrotkę wiersza Jacoba. Odrzucając włosy na bok, zerknęłam podejrzliwie
na zeszycik. Styles pisze wiersze? Rozbrajające uczucie w dole brzucha nie
dawało mi spokoju. Czym prędzej odchyliłam okładkę wiedziona ciekawością. Bez
zdziwienia zauważyłam pochyłe, znajome, charakterystyczne pismo Harry’ego. Przeraziłam
się, gdy byłam już zorientowana, że to Jego pamiętnik… Czym prędzej zamknęłam
stronicę zeszyciku ze świadomością, że nie mam prawa czytać literek, które tam
nakreślił. Zdławiłam w sobie wyrzuty sumienia. Kiedy jednak szybko zamykając
książeczkę, kątem oka dostrzegłam napisane swoje imię, teraz lustrując
niepewnym wzrokiem zeszyt na kolanach, dręczyła mnie ciekawość… Co Harry tam
napisał? O mnie? Dlaczego tam jest napisane moje imię? Zacisnęłam usta w wąską
linię. Otworzyć…Nie otworzyć… Cała zawartość tego brudnopisu to prywatne
zapiski mojego chłopaka. Harry nie byłby wielce uradowany, gdyby dowiedział
się, że czytałam wszystko to, co tam napisał z nadzieją, że nikt niepowołany
nie dostanie tych zapisek w łapska. Zacmokałam ustami z niezadowoleniem. Ale
kiedy tam jest moje imię! I kiedy ja mam wielka ochotę dowiedzieć się, co pisze
o mnie moja miłość! Tak bardzo chciałam zobaczyć, co tam naskrobał, że z
przygniatającymi wyrzutami sumienia otworzyłam brulion. Westchnąwszy sobie
porządnie, zaczęłam czytać pierwszy lepszy wpis…
„ Środa 13:23
Otworzyłem oczy pół godziny temu. Spałem
jak zabity po wczorajszym koncercie. Chyba nawet się nie wykąpałem. Nie miałem
siły. Am czekała na mnie w hotelu. Chciała porozmawiać. Coś mocno ją męczyło. Ale nie miałem siły.
Niall się upił, znowu. Wyciągaliśmy go z samochodu. Cholera, jak tak dalej
pójdzie to trzeba będzie coś z tym zrobić. Na koncercie jak zawsze. Nic
specjalnego. Boli mnie głowa. Amiry nie ma, gdzieś wyszła. Nie wiem, gdzie
mogła pójść. Na spacer? Nie mam czasu chodzić po mieście. Próby, koncerty,
próby, spotkania z fanami. Wieczór w hotelu i znowu od początku. Kiedyś mnie to
wykończy. Ale czy nie tego chciałem? O tym wszystkim marzyłem. Ale nie mam już
siły. To jest zbyt męczące. Gdyby jej tutaj nie było, nie wytrzymałbym. Jestem pewien, że nie byłoby ze mnie nic
dobrego…Dwa dni temu przyjechał Jacob. Nie wiem, po co. Zrobił awanturę na cały
apartament, chciałem go uderzyć. Mała płakała przy nas, nie wytrzymała. Wydaje mi się że martwią się o mnie. Am na
pewno. Jacob... On chyba bardziej martwi się o nią niż o mnie. Muszę z nim
porozmawiać. Ale nie przy Małej. Ona nie może o tym wiedzieć. „
Przełknęłam głośno ślinę.
O mój Boże. To wszystko, co przeczytałam, oblało moje plecy wrzątkiem parzącej
świadomości. Codziennie przy Nim będąc miałam świadomość, że kariera powolnie
Go wyniszcza. Starałam się Mu pomóc jak najmocniej, niejednokrotnie. Zawsze
zapewniał mnie, że jest wszystko dobrze. Teraz mam czarno na białym, pochyłym
pismem Harry’ego spisany dowód na to, jak bardzo mangament i wszystko naokoło –
morduje Go. Połknęłam bolesną gulę ściskającą mi gardło i przekręciłam stronę,
bojąc się tego, co moje oczy mogą przeczytać. Bałam się myśli Harry’ego. Bałam
się tego, co myślał i czuł…
„
Czwartek 17:20
Dzisiaj mamy spotkanie z fanami. Za godzinę. Piszę szybko, bo zaraz przyjdzie
Zayn. Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział o tym, co tutaj piszę. To dla mnie.
Czasami ciężko jest uporządkować myśli. Na papierze wygląda to wszystko dużo
prościej. Powoduje, że wszystkie myśli w głowie są bardziej uporządkowane.
Brakuje mi tego porządku…
Mam
nadzieję, że dzisiejszy wieczór będzie spokojniejszy. Coś gnije między mną a Amirą.
Wypala się. Wydaje mi się że wiem o co chodzi. Ale ona musi to zrozumieć...”
Zamknęłam na momencik
oczy. Na tę jedną chwilę, między zduszonymi oddechami. Nikt by nie chciał, by
ktokolwiek czytał jego prywatne myśli. Sekrety pisane na papierze w celu
odreagowania. Słowa Harry’ego o tym, że nie życzy sobie, by te zapiski padły w
umysł kogoś innego napędziły mi stracha. Już wyobrażałam sobie Jego złość i
zawiedzenie w oczach, gdyby dowiedział się, że to wszystko przeczytałam. Wypuściłam powietrze ze świstem, odrywając
zamglone oczy od kartki. Głowę przekręciłam w lewo, w stronę ogromnej donicy z
fikusem. Cholera, co ja wyprawiam. Przecież gdyby Harry dorwał w swoje duże
łapska mój zeszyt z piosenkami, który chowam przed Nim od dobrych czterech lat,
wstydząc się tego, co piszę…To zamordowałabym Go własnymi rękami, chociaż
byłoby niezmiernie trudno, bo umie mnie obezwładnić najlepiej na świecie. Nie
powinnam. Po prostu nie powinnam tego pochłaniać wzrokiem. Swoją drogą – dzięki
tej chciwości i ciekawości właśnie dowiedziałam się, że On również dostrzegł tę
przepaść między nami, która formowała się dwa tygodnie temu. Właśnie dwa
tygodnie temu napisał ten wpis… Powinnam się iść wyspowiadać. Pójdę do piekła,
naprawdę. Spoconą dłonią jeżdżąc po kołdrze, wróciłam do lektury pamiętnika
Harry’ego…
„Piątek
10:14
Odpada mi ramię. Fanów było więcej niż do tej
pory, wypisaliśmy karton markerów. Nie mam siły zginać nadgarstka, boli. Znowu
czuję, że nie daję rady. Czas się wspomóc...
Piątek
11:30.
Amira
wróciła do pokoju akurat wtedy, kiedy wycierałem nos. Chyba nic nie zauważyła.
Powiedziała tylko, że mam dziwnie duże oczy
i pocałowała mnie w policzek. Nie domyśliła się, na pewno. Wiem, że znowu ją krzywdzę. Nie powinienem
brać. Wiem, że to przez to między nami jest, jak jest. I że to z tego powodu
przyjechał Jacob. Ale muszę. Zwyczajnie…Potrzebuję.
Piątek
13:20
Poszła
na spacer. Powiedziała, że potrzebuje świeżego powietrza. Muszę porozmawiać z
Niall’em. Wiem, że dostanie furii. Zacznie wrzeszczeć, znowu…Kończą mi się
prochy. Bez nich sobie nie poradzę.
Niall przecież stwierdził, że nigdy więcej…Nie jesteś ćpunem, Harry. To
tylko mała pomoc. Kilka razy. Nie jesteś ćpunem, Harry. Nie?”
Oh, Harry...