Tak ślicznie komentowaliście pod poprzednim rozdziałem, że postanowiłam być dobrą duszyczką i dla poprawienia Waszych humorów - dodaję rozdział wcześniej. Co prawda nie wiem, jak moje twory mogą poprawiać humor, ale załóżmy... Właśnie udowadniam, że nie jestem zołzą. ; )
Moja siostra stwierdziła ostatnio, że nigdy więcej nie wybierze się ze mną do galerii handlowej. Kiedy zerknęłam na Nią pytająco, stwierdziła całkiem poważnie, że niepokoi Ją moje zachowanie, gdy widzę mężczyzn z ciemnymi lokami... Kiedy parsknęlam Jej śmiechem w twarz, dodała również, że dla tych mężczyzn to niebezpiecznie. Wyjaśniłam Jej, że nie czyta mojego opowiadania, więc nie wie, dlaczego to robię. Wtedy Marcela stwierdziła, że to chyba dobrze, bo nie chciałaby tak łaknąć wzrokiem właścicieli ciemnych loków...A wtedy ja się odgroziłam, że jak kiedyś wydam książkę, co raczej nie nastąpi, ale marzenie jest przecież takie fajne, to nie napiszę Jej dedykacji, bo nie czyta moich wytworów. Marcel wydawała się wyjątkowo rozbawiona, kiedy wpadłam na ogromną donicę, widząc popylającego kędzierzawego chłopaka...I w związku z tym - Marcelko - masz dedykację tu, chociaż i tak jej nie przeczytasz!
PS Ten ostatni, co go widziałyśmy przy lodziarni, jak pałaszowałyśmy szarlotkę na ciepło - przyznaj sama, szczękę miał jak Styles...
Jak będziecie tak przepięknie komentować pod innymi rozdziałami - to i ja pójdę na rękę...I jeśli ktoś będzie chciał, oczywiście, to dodam rozdział wcześniej. Tylko wiecie - muszę wiedzieć, że ktokolwiek chce...Jakby nie patrzeć, komentarze mi to udowadniają. ; )
Odrobina klimatu...
Siedziałam skulona i
owinięta kołdrą, jak w szczelnym kokonie, na szerokim łóżku. Tępo wpatrywałam
się w ostro świecący Księżyc wiszący na granatowej płachcie, tuż za jedną z
zasłonek. Uwielbiałam patrzeć na krajobraz późnej nocy w mieście, ten był z
mojej pespektywy uspokajający. Pomimo kojącego wpływu lśniącej gwiazdy, i tak
byłam w cichym nastroju. Cichy nastrój, fajne określenie, prawda? Ale jakie trafne... Rozmawiałam z Nim przecież przez bite trzy godziny,
nie zwracając uwagi na to, jaka jest pora. A pora była wyjątkowo późna. Zresztą, nawet nas to nie
obchodziło. Po moim czułym spacerze dłoni po Jego plecach, wygnaliśmy gdzieś za
okno zmęczenie Harry’ego po wyczerpującym koncercie. Wdał się ze mną w cichą
pogawędkę szeptów przygłuszanych przez kołdrę, w którą się wtuliliśmy. Bezgranicznie
pochłonięta obserwowaniem Jego niewyraźnego widoku, oświetlanego jedynie
Księżycem, wsłuchiwałam się w Jego szemrane opowieści. Kreśląc wzory paznokciem
na poduszce, która oddzielała mnie od Niego, przymrużając powieki, wtajemniczał
mnie w historię, która kiedyś miała miejsce. Opowiadał mi wszystko z
niewyobrażalną dokładnością, pokazując oczami wyobraźni najmniejszy detal. Przymykając
oczy ze zmęczenia i otulona Jego szeptem, wyobrażałam sobie wszystko,
nasączając poduszkę oddechem. Leżał wtedy tak blisko mnie, że czułam ciepły
oddech na dłoni. Kiedyś bałam się ciemności, nie? Ta, która otaczała nas z
każdej strony, odtrącona jedynie przez
Księżyc, który składał maleńką poświatę na Jego twarz, nie przerażała mnie. Nocna
gwiazda lśniąca gdzieś za szybą oświetlała Jego policzki. Kąciki ust Harry’ego
podniosły się wyżej, gdy opowiadał mi cichutko o pierwszym przesłuchaniu. Od
którego zaczęła się Jego przygoda z muzyką. I ze mną... Między jednym detalem, a
drugim, ziewnął nieokiełznanie, chowając nos w poduszce. Rozmawialiśmy wtedy drugą godzinę. A sen dopiero do nas człapał, powolnymi krokami.
Potem zamilkł. I
widziałam doskonale, jak wpatruje się we mnie sennym spojrzeniem. Nie uciekałam
oczami gdzie tylko mogłam. Właściwie nawet nie miałam gdzie czmychnąć. Ciemność
mnie nie lubiła, a ja nie lubiłam ciemności. Jego oczy, pomimo przyprawiania
mnie o dreszcze na całym ciele, były lepszą bajką na dobranoc. Lubiłam z całego serca, gdy patrzył mi głęboko w oczy. Naokoło panowała wtedy tak piękna cisza - nawet wtedy, gdy ktoś wrzeszczał... Patrzył szczerze, w wielkim skupieniu, zajmując się jedynie moimi źrenicami. I milczał.
Zasnął, tak pięknie
walcząc. Próbował przytrzymać wzrok na mojej twarzy. Za wszelką cenę nie chciał odpływać w krainy snów. Wolał patrzeć mi w oczy. Zmęczenie jednak zbyt bardzo Go stłamsiło. Zrywał połączenie naszych
oczu, co chwilę opadającymi bezwładnie powiekami. Momentalnie otwierał je
szeroko, wpatrując się w moje źrenice intensywnie, choć nie jestem pewna, czy
widział mnie dokładnie. Ciemność przypodobała sobie nasze towarzystwo. Była
wszędzie. Ukojony moim widokiem oraz tym, że wciąż na Niego patrzę, uspokajał
się. Jego powieki ponownie opadały.
Aż wreszcie ktoś mi Go
zabrał, delikatnie przeciągając na stronę spokojnego snu. Wszystkie troski
odpłynęły mu z twarzy. Rozprostował palce ułożone niedaleko mojej dłoni, na
śnieżnobiałej poduszce. Nie wyglądał jak zmęczony, wyczerpany koncertem Harry.
Wyglądał jak Anioł, któremu zbyt bardzo przypodobała się miękkość poduszki.
Wpatrywałam się w Niego dobra minutę. Potem podniosłam ramiona owinięte chłodną
kołdrą i skierowałam oczy na okno. Parapet lśnił oświetlany przez Księżyc. Gdzieś za swoimi plecami słyszałam cichy oddech Harry'ego. Skrawek podłogi przed oknem również był wyjątkowo widoczny. Mogłam spuścić bose
stopy i poczłapać po cichutku do okna, by z zachwytem napawać się widokiem
wielkiego, okrągłego Księżyca. Mimo wszystko wolałam zostać przy Nim. Płytki
oddech, tak pięknie ślizgający się po poduszce uspokajał mnie nad wyraz
idealnie. Odwróciłam się w Jego stronę i uważając, by Go nie zbudzić, przysunęłam się bliżej. Upadłam cicho na poduszkę, podciągając śliską kołdrę wyżej. Poczułam, jak dłonie Harry'ego wyswobadzają się z Jego własnej kołdry. Na twarz wypełzł grymas, nie spodobał mu się ruch kołdry. Poruszył niespokojnie nogami, ocierając się biodrem o moje. Zastygłam na moment w bezruchu i starałam się wstrzymać oddech, gdy przysunął się bliżej mnie. Połaskotał oddechem moją szyję i bez zbędnych słów wsunął jedną dłoń pod moje plecy. Zmarszczyłam czoło, czując ciepło Jego dłoni przy mojej skórze. Drugą, przyjemnie gorącą dłoń ułożył na moim brzuchu. Wypuściłam powietrze najciszej jak potrafiłam, zdając sobie sprawę, że wybudził się ze snu tylko po to, by objąć mnie ramionami. Skierowałam dłoń do Jego twarzy, odgarniając włosy z czoła chłopaka czułam, jak wzdycha. Przymknął oczy, łaskocząc mnie rzęsami po szyi. Ja również przymknęłam powieki, wyczuwając Jego ciepłą stopę ocierającą się o moje nogi.
I wtedy chyba już nie
istniałam. Tak mi się wydaje. Pochłonięta przez dziwne uczucie gorączki.
Zeżarta doszczętnie przez zębiska czułości. I kompletnie rozlana na tym łóżku
przez szpony tęsknoty. Jeszcze czułam Jego zapach i ciepło obok siebie, a już
wkradła mi się do żył tęsknota. Jak będę żyła, gdy nie będę mogła oddychać
swoim powietrzem? Muszę patrzeć na to wszystko z boku, zagryzając wargi. Jak
godziny szybko upływające zabierają mi coraz szybciej moje marzenie. Co ja zrobię, gdy wyjadę do Londynu...?Wiem, że
się uduszę. Bez Niego. Nie będę miała czym oddychać.
Nie przypuszczałam, że gdy
kolejnego dnia obudzę się samotnie w łóżku, ocucona przez mocno dudniące o
parapet krople deszczu, to będzie ten ostatni, ledwo co rozpoczęty dzień spędzony przy Jego boku... Leżałam
jeszcze kilka minut w nagrzanej pościeli, patrząc tępo na miejsce obok siebie. Gdzie znowu
poszedł? Na zegarze właśnie mijają
ostatnie godziny, przez które możemy się sobą nacieszyć, a On znów gdzieś się
rozpłynął? Zupełnie jak ten deszcz, który chlusta w moje okno i przeszkadza mi
w śnieniu? Westchnęłam, poruszając nogami splątanymi z prześcieradłem,
przechylając głowę z nadzieją w oczach. Jeszcze kilka godzin temu plątałam swoje nogi wraz z Jego - teraz już nie było Go w łóżku... Nie liczyłam, że zobaczę Harry'ego pod
łóżkiem. Choć to również byłoby miłą niespodzianką. Siliłam się na prośbę, by
na Jego poduszce leżała karteczka z zapisaną wiadomością, gdzie mi uciekł.
Karteczki nie było. Biała poduszka miała na sobie jeszcze ślad po Jego
ramionach. Po dotknięciu przez moje opuszki palców, zorientowałam się, że nie
śpi przy mnie już od dawna. Materiał był chłodny. Wzdychając głośno, opadłam
bez sił na Jego poduszkę, pociągając zapach. Drobne krople deszczu bez
przerwy omywały dużą taflę szyby. Łzy deszczu wystukiwały subtelny rytm o
metalowy parapet. Czyżby Sydney płakało, bo odjeżdżam? Czas pożegnać się z
kangurami. Których nawet mi nie pokazał!
Leżałam tak w tej
rozkopanej, emanującej Nim pościeli, uważnie wysłuchując każdej kolejnej kropli
uderzającej o szybę. Nie wiem, ile pochłonęło mi to cennego czasu. Ale przecież
wiele nie straciłam. Nie było Go tu. Nie miałam czego zapamiętywać. Nie miałam
kogo dotykać. Nie miałam swojego marzenia obok siebie, więc czym miałam
oddychać? Dusiłam się między jedną poduszką, a drugą, cierpliwie znosząc każdą
wolno płynącą chwilę, modląc się w duchu, by wreszcie dostarczył mi powietrza.
Z braku Jego robiłam się sina. Usychałam i więdłam, zaciskając palce na Jego
poduszce, wyciskając ostatnie krople Jego zapachu, zostające na moich dłoniach.
Skuliłam się, chcąc od nowa zasnąć i obudzić się, gdy będzie obok. Tak jak
krople po szybie, tak minuty płynęły coraz szybciej. W mojej głowie budził się
strach. Coraz bardziej paraliżujący i coraz mocniej odpychający sen. Spokojny
sen w Jego pościeli nie był mi dany. Po chwili, zaczerpując haust powietrza
pachnącego nami, poderwałam się z poduszek, przyciskając kołdrę do piersi. Kończył
mi się czas. Coraz szybciej przesypywał mi się ziarenkami minut przez palce. Wraz
z usłyszeniem szybko bijącego serca, wyswobodziłam nogi z prześcieradła, mocno
się z nim szarpiąc. Upuszczając na ciemną podłogę kołdrę, podeszłam do okna,
przyciskając do zimnej szyby dłoń. Nadzieja, że może za szybą, gdzieś w oddali,
na jednej z ulic Sydney zobaczę Go, pozwoliła przełamać strach. Strach, ze
jutro ukażę się przylepiona do szyby w Jego pokoju hotelowym, na okładkach
kilkunastu gazet. Zagryzłam wargi, wpatrując się uparcie w dół, na uliczkę
przed wejściem do hotelu. Cicho przejeżdżająca taksówka nie uspokoiła mojej
potrzeby oddychania. Wyswobodzona z objęć kołdry dałam się zaatakować dreszczom
zimna. Stałam tak kilka minut, schowana za ciężką firaną, chłodząc skórę dłoni
o okno. To smutne. Nie pożegnał się? Chciał uniknąć łez? Wypadło mu coś? O
siódmej rano ma koncert? Próbę? Niech nikt mi nie mówi, że to ziarenko strachu,
które ostatnio odnalazłam w Jego oczach, wykiełkowało. Nie mógł pozwolić mi
wyjechać z Sydney bez ostatniego haustu marzeniem.
Lamentowałam tak przy
oknie, skąpana w zimnym oddechu poranka. Zbyt bardzo zjedzona przez
przerażenie, paraliżujące moje ramiona, nie zauważyłam, jak niedosłyszalnie
znalazł się w naszym apartamencie. Zastygłam w bezruchu dopiero wtedy, gdy
rzucił na krzesło zmoczony płaszcz, a krople skapywały na podłogę. Odbijały się echem po pomieszczeniu. Odwróciłam
się zdziwiona i otworzywszy usta, czekałam na powrót do świata żywych.
Dostarczył mi marzenia. Oddychaj!
- Nie bój się.
Spojrzałam na Niego
zszokowana, przenosząc wzrok z przemoczonego, granatowego płaszcza. Woda
ściekała z niego na panele, tworząc maleńką kałużę przy krześle z ciemnego
drewna. Stał nieopodal, cały przemoczony, zatrważająco przygnębiony. Włosy pociemniały mu jeszcze bardziej od deszczu, który zmoczył kosmyki. Nie patrzył mi w oczy. Wzrok kierował w stronę małej kałuży utworzonej z wody wyciekającej spomiędzy nitek Jego płaszcza. Stłumiłam
ból, który przedzierał się przez moje gardło wielką gulą. Stałam na środku
pokoju, ujarzmiona zimnem wczesnej pory i strachem. Czego ja się znów bałam? Przecież wrócił... Jest, stoi przede mną, cały mokry, zziębnięty, smutny. Zdążymy się pożegnać, zanim wyjadę...
- Nie zostawiłbym cię bez
słowa. Wiem, że dziś wyjeżdżasz. Dlatego wyszedłem w nocy na spacer. Musiałem poukładać sobie kilka spraw w głowie. Wybacz, że
cię zostawiłem samą na te kilka godzin.
Przełknęłam głośno ślinę,
czując jak krew odpływa mi z zaciśniętych palców. Kolejna kropla spłynęła z
mokrego rękawa płaszcza na podłogę, stukając sobą o powierzchnię paneli. Wzdrygnęłam
się, patrząc uważnie jak po całym Jego ciele ocieka woda. Brązowa bluzka
przylepiona do brzucha pozwalała zobaczyć Jego pięknie wyrzeźbione mięsnie. Opuszczona
głowa zasłaniała mi Jego policzki i oczy. Wpatrywał się w podłogę, pozwalając
mi na obserwowanie jedynie loków. Dławił mnie przerażającym smutkiem. Nie byłam
w stanie nawet mrugnąć okiem, gdy tak stał tępo wpatrzony w podłogę, a woda
spływała po szyi, policzkach, ustach. Wreszcie uniósł brodę i spojrzał na mnie
tak głęboko i tak niewyobrażalnie szczerze. Zatchnęłam się niespodziewanie,
zaciskając mocniej palce. Duże, zielone oczy. Błyszczące źrenice wpatrzone we mnie, jak w obrazek. Zapamiętujące każdy skrawek mojej twarzy... Po Jego ramionach zaczynały przechodzić drgawki.
- Nie poradzę sobie… - wystękał, patrząc mi lękliwie w oczy. Pokiwał głową z niedowierzaniem i smutkiem, a z końcówek włosów poleciały kolejne kropelki deszczu. Po
chwili trząsł się z zimna, układając ramiona na piersi. Stał tak, w jednym
miejscu, przemoczony i z przerażeniem w oczach. Bolało mnie.
- Poradzisz sobie, Harry –
wyszeptałam z mocą, przechodząc kilka kroków bosymi stopami po zimnej posadzce.
Zaprzeczył, kiwając głową, a gdy podeszłam bliżej Niego, woda skapnęła na moje
nogi. Kiwał głową jak mały chłopczyk, pokazując mi, że nie mam racji. Wzdrygnęłam się. Zbliżyłam się jeszcze bardziej, chcąc spojrzeć mu w oczy. Deszcz z Jego
ramion zmoczył moją białą koszulkę. – Musisz sobie poradzić.
Podniosłam dłoń, chcąc uchwycić Jego brodę. Chciałam, by znów spojrzał mi w oczy - głęboko. Mogłabym wtedy pokazać, że wierzę w to, że sobie poradzi. Nie podniósł brody. Ocierając się koniuszkiem palca o Jego szorstki policzek, sprawiłam, że lekko drgnął. Ale zamiast zerknąć na mnie, uciekł wzrokiem na ścianę obok. I sama nie wiem, kiedy
zaczęłam płakać. Nie wiedział, że po policzkach zaczęły ściekać mi drobne kropelki. Wpatrywał się w ścianę, nie chcąc obserwować moich tęczówek. To i nie widział, że mnie wystraszył... " Nie poradzę sobie" z Jego ust to wyrocznia wzburzająca krew w żyłach. Nie miał prawa mówić mi, że sobie nie poradzi... Uparcie byłam przy Nim, po chwili ściskając Go lekko za ramię. A On uparcie uciekał wzrokiem. Utkwił smutne spojrzenie w kałuży, w której staliśmy. Jak zdołał tak bardzo
nasiąknąć deszczem? Łzy ściekały mi powoli po policzkach, a potem zagryzłam mokre
wargi i złapałam palcami skrawek brązowego materiału przylegającego do Jego
ciała. Nie protestował. Kiedy poderwałam przyklejony materiał od Jego skóry - spojrzał na moją twarz. Najpierw na policzki, mokre, słone... Potem zapatrzył się na kącik ust. Wreszcie spotkaliśmy się oczami... Uważnie patrzył mi w twarz, po której toczyły się słone
krople smutku. Zdjęłam mokrą koszulę i rzuciłam ją na podłogę, między naszymi
nogami. Upadła z lekkim pluskiem wody, którą była nasiąknięta. Materiał koszulki przesiąknięty wodą i perfumami Harry'ego - mieszanka wybuchowa...
Deszcz za oknem co chwilę
padał wolniej. Potem na nowo padał bardzo intensywnie. Uspokajał nas oboje
swoją muzyką, wystukiwaną o parapet i szybę. W pokoju unosił się zapach
deszczu. I marzenia.
- Nie przyjmuję do
wiadomości, że sobie nie poradzisz, wiesz? – wyłkałam, połykając łzy i bez
zastanowienia odpinając z brzdękiem klamrę od czarnego, skórzanego paska Jego spodni. Trząsł
się z zimna coraz mocniej. Ja razem z Nim, przesadnie napełniona żalem. Jak mógł w ogóle coś takiego powiedzieć...Co to w ogóle za słowa były? Że sobie nie poradzi? On nie da rady? Harry Styles nie da rady, tak? To jakiś żart losu, wyjątkowo niesmaczny. Przecież przeraził mnie tym okropnie. Zlękniona
Jego poprzednimi słowami, zagryzałam wargi, jakby wypływająca z nich krew
pozbyłaby się z mojego organizmu strachu. Tak strasznie bałam się, że naprawdę
może sobie nie poradzić. Że coś silniejszego, złamie Go, a ja nie będę przy Nim. Drżąca
warga szybko została zamaskowana ugryzieniem.
- Zamiast być dla ciebie
wsparciem, użalam się nad sobą. Jestem dorosły, a mówię, że sobie nie poradzę. Jestem
zwyczajnie słaby.
Myślę, ze traktowałby moje
uszy tak przykrymi słowami w dalszym
ciągu. Na szczęście ja oprzytomniałam i zamknęłam mu usta. Patrzył z
przerażeniem, jak zasłaniam mu wargi mokrą od wody dłonią. Zielone oczy tak
głęboko wżarte w moje. Zimna koszula poniewierająca się w moich nogach mogła
wywołać drgawki. Ale sądzę, że wywołały to Jego oczy. Tak szczerze i
niewyobrażalnie puste. Wpatrzone w moje.
- Jesteś moim powietrzem. Bez powietrza nie można funkcjonować, prawda? Jesteś
obok i wszystko jest dobrze, rozumiesz? Dlatego musisz sobie poradzić. Bo
inaczej mnie udusisz, Harry. – wyszeptałam szybko, dławiąc się deszczowym
zapachem. Zjechałam dłonią z Jego zimnych warg, manewrując nią po szyi, aż spoczęła na gołej klatce piersiowej. Spuściłam
oczy i przytuliłam się do Jego szyi. Była zimna. Jak cały On w tej chwili. Jedynie
opuszki palców miał ciepłe. I wargi. Gorące.
Nie patrzył na mnie. Bał
się mojego widoku, gdy klęczałam na ziemi i chowałam kolejną bluzkę do walizki.
Uciekał wzrokiem w stronę okna, trzymając na kolanach kubek z herbatą, który
przyniosłam mu zaraz po tym, gdy zdjął wszystkie mokre ubrania, przebrał się w
suche. Usadzony przeze mnie w fotelu, ze wszystkich stron otoczony przez koc,
którym Go opatuliłam, czekał, aż wrócę z ciepłym napojem. Duże zielone oczy
patrzyły na mnie z wdzięcznością, gdy schylałam się i podawałam mu aromatyczną,
gorącą herbatę. Posłałam mu ciepły uśmiech, kiedy przybliżał kubek z parującą
herbatą i napawał się jej ciepłem.
Ale potem już na mnie nie
zerkał. Gdy wyciągałam walizkę spod łózka, łykał szybko herbatę, parzącą Go w
usta. I odwracał głowę w stronę okna usłanego kropelkami deszczu, wielce
obrażony na los i na mój obowiązek opuszczania Sydney. Ze smutkiem w oczach
otwierałam szafę, by potem ze skamieniałym sercem wyjmować ubrania i wsuwać je trzęsącymi dłońmi do walizki. Opóźniana przez serce, żeby przebywać tu
dłużej, kłóciłam się z zegarem, który
boleśnie przypominał mi o tym, że mogę spóźnić się na odprawę. Rozdarta między
walizką a Harry'm, klęczałam na obolałych kolanach i powstrzymywałam łzy. Nie
chciałam Go zostawiać. W ciele przystojnego, względnie silnego chłopaka kryło
się coś, czego nigdy do końca nie odkryłam. Dusza mężczyzny, który gubi się we
własnym życiu. Mam rację? Jak inaczej nazwać te wszystkie chwile z nim
spędzone, jak nie to, że Harry się gubi? Raz obdarowywana przez Niego ciepłym,
czułym spojrzeniem, leciałam z wrażenia pod sam sufit. Potem brutalnie ściągał
mnie szarpnięciem, budząc w moich własnych tęczówkach lęk, gdy lekceważąco
zwracał się do mojego serca. Gubił się wszystkim, co robił. W słowach. W
gestach. Nawet w swoim zielonym spojrzeniu. Słaniał się na moich oczach, ledwo
żywy, z wymiętoszoną duszą. Po
koncertach nie tliła się w nim nawet
odrobina energii. I patrzyłam na to z bliska, mając świadomość, jak wiele złego
się z Nim działo. Jednak były tego dobre strony. Naprawdę dobre. Byłam obok i
za każdym razem, gdy upadał na łóżko z przemęczenia i wycieńczenia, mogłam
złapać Go za rękę i pomóc. Wyjeżdżając, odcinam się od Niego na kilka kolejnych
miesięcy. Będę umierała w swoim mieszkaniu, odizolowana od powietrza. Pożegnam
się z Jego widokiem. Będę budziła się w swoim, pustym łóżku. I brak możliwości
zachłyśnięcia się Jego zapachem będzie spędzał mi sen z powiek. Przerażenie i
lęk, że czołga się gdzieś, wymęczony trasami, wywiadami, koncertami, nie będzie
mnie opuszczało.
Zamrugałam dwa razy,
nieświadomie ściskając z całych sił sweter. Oprzytomniałam na moment,
sprawdzając, co robi Harry. Spokojnie siedział w wygodnym fotelu, opierając
głowę o oparcie i grzejąc dłonie od kubka. Para dalej unosiła się ze środka, w
przepięknym tańcu płynąc do góry, na tle firany. Deszcz ustał. Harry mógł
leniwie wpatrywać się w widoki Sydney, niezmącone żadną ścianą kropel deszczu. Rozbujane
drzewa na ulicach przestały się chwiać. Kędzierzawy przestał trząść się z zimna - koc pomógł mu odzyskać ciepło. Schowałam bluzę do walizki i
odetchnęłam, zamykając oczy. Boże, proszę. Żeby dał radę. I żeby Jego lękliwe
słowa się nie sprawdziły… Przecież ja umrę. Bez powietrza nie można żyć! Znów
nic mi nie pomoże. Znów się zagubię. Tylko, że już nigdy się nie odnajdę.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie mogę powiedzieć ,że to jest najlepszy rozdział.Bo każdy jest.. wyjątkowy na swój sposób i pozwala oderwać mi się od rzeczywistości . Te kilkanaście minut pozwala mi po prostu zapomnieć o wszystkich cholernie mało i dużo ważnych rzeczach.
OdpowiedzUsuńCo do marzenia o napisaniu książki.. wiedz,że będę jedną z osób, która na 100% ją kupi.:)
Dominika.:)
Jak się "wyda" to wtedy dam znać! : ) Dziękówka! :)
UsuńW takim razie czekam na info.:))
UsuńBędziesz pierwsza. ; )
UsuńMam łzy w oczach, wiesz? Wywołujesz u mnie tak ogromne emocje, że nie da się tego opisać...
OdpowiedzUsuńKredka
Ale ja nie lubię, jak wy płaczecie przeze mnie..
UsuńŁzy się same cisną do oczu! Tutaj przynajmniej mogę zapomnieć o niektórych rzeczach i dziękuję ci za to... :)
UsuńKredka
Bardzo się cieszę - czasami potrzeba nam takiej odskoczni od realnego świata - zapoinamy o kłopotach, troskach... Jest mi niezmiernie miło, jeżeli to co piszę sprawia, że zapominasz o tym, o czym chciałabyś zapomnieć...:)
UsuńI znowu zatraciłam się w tym świecie. Kocham to, ale i jest to dla mnie niebezpieczne. Kiedy się budzę z tego snu, po prostu przytłacza mnie rzeczywistość. Piszesz tak cudnie, że gdy się zatracę, no cóż... pobudka jest ciężka.
OdpowiedzUsuńZ wielką chęcią przeczytałabym książkę Twojego autorstwa. Twoje marzenie może się spełnić, bo piszesz naprawdę cudownie, więc jeżeli jakieś wydawnictwo by nie wydało Twojej książki, to chyba pojechałabym do nich i skopała im tyłki.
Tak jak ostatnio zapomniałam, że jesteś mniej więcej w moim wieku i że po prostu piszesz to, co myślisz, a nie piszesz tego jako sławna autorka ( a szkoda ) jakiejś książki. Naprawdę masz talent i wykorzystaj to.
Ach! Zapomniałam podziękować Ci za to, że dodałaś tak wcześnie nowy rozdział. A więc... DZIĘKUJĘ! I proszę, abyś kolejny dodała równie szybko bo jak sama napisałaś, bez powietrza nie da się żyć, a ja czekam na każdy kolejny rozdział z zapartym tchem.
Mogłabym jeszcze wiele dodać, ale brakuje mi słów i nieco się wstydzę. Nie umiem pisać tak pięknie jak Ty, więc wstydzę się za mój styl pisania.
Pozdrawiam :)
Nie ma się czego wstydzić! Piszesz równiez pięknie! I nie ma za co dziękować. :)
UsuńJest za co dziękować, bo dzięki Tobie ten dzień stał się lepszy :)
UsuńA dzięki Tobie się uśmiecham! ; )
UsuńMiło mi to czytać :)
UsuńMnie jeszcze bardziej!
UsuńNawet nie wiesz jak bardzo cieszy mnie to, że czytasz moje komentarze (mimo ich długości) i że one Ci się podobają.
UsuńBardzo ważne jest dla mnie zdanie innych. Dlatego czytam ; )
UsuńCudowny. Dziękuje, że piszesz to opowiadanie. Zgadzam się z Emma.:) musisz wydać książkę. Na pewno kupie. Jeżeli miałabyś ochotę pogadać to proszę mój numer gg: 37945716 . Mam nadzieję, że będziesz dodawała jak najczęściej rozdziały. Kochaaaaam <3333
OdpowiedzUsuń_Marysia_
My nie płaczemy przez Ciebie tylko dzięki Tobie, ale to tylko reakcja na Twoje piękne słowa więc nic się nie przejmuj! Przeczytałam i znowu nie wiem co mam powiedzieć. Potrafisz sprawić, że nawet opis poranka i pakowania się może być tak magiczny. Masz cholerny talent i go wykorzystaj!!! Mam nadzieje, że kiedyś zobaczę w księgarni książkę. Nie wiem jeszcze jak rozpoznam, że to Twoja, ale wierzę, że tak się stanie :)
OdpowiedzUsuńI pamiętaj, że Amira nie zobaczyła swoich ukochanych kangurów, więc nawet jeśli wyjedzie to mam nadzieje, że wróci do Harrego szybko, a on jej je pokaże :)
Do następnego, mam nadzieje, że jak najszybciej! ::)
Płacz jest smutny! A ja niecierpię, gdy ktoś jest przeze mnie smutny, wiesz?
UsuńCzasami nie trzeba nic mówić. Jest mi kapitalnie miło, wiedząc, że podoba wam się to, co piszę. To ogromna satysfakcja... Kiedy nie wiesz co pisać, nie pisz nic na siłę.
Też mam nadzieję, że może kiedyś moja książka pojawi się w księgarni...Ale to chyba marzenie ściętej głowy...
ale jest też płacz szczęścia :) nie lubisz jak jesteśmy szczęśliwi dzięki Tobie? :)
UsuńCiężko mi jest znaleźć jakieś określenie tego, co tworzysz. Cudowne, zdumiewające - to za mało. Piękne? Tak, chyba mogę nazwać to pięknym. Wzbudziłaś we mnie tyle emocji, że po prostu...
OdpowiedzUsuńNie wiesz, jak się ucieszyłam i zdziwiłam jednocześnie, ponieważ tak szybko dodałaś kolejny rozdział - chcę tak częściej, proszę :D :)
Pozdrawiam, Ania. <3
Te emocje są nie tylko w Was - czytelnikach. Musze przyznać, że na samą mnie mają ogromny wpływ. Czasami zauważam, że postępuję jak Amira. Albo robię tak, jak zrobiłaby ona, a nie ja...Takie rozdwojenie postaci - realia i nierealna Amira... Cieszę się, że Cie ucieszyłam. ;)
UsuńPo raz kolejny potrafiłam wczuć się w sytuację Amiry. Nie moge jednak zrozumieć dlaczego musi wyjechać i go zostawić. Mimo wszystko nadal nie rozszyfrowałam Harry'ego. W twoim opowiadaniu tak trudno mi go rozgryźć, o czym już mówiłam.
OdpowiedzUsuńWiem, że po kilku godzinach myślenia powinnam napisac bardziej produktywny komentarz.
Uwielbiam to co piszesz i zawsze będę twoją fanką i możesz mi przypominać non stop o tym, co dodałaś <3
Widzę, że Harry nadal Cię intryguje. Albo Cię zawiode, albo ucieszę - Harry będzie taki tajemniczy i skąpy w emocje dalej...Może źle to określiłam - nie jest skapy w emocje, ale trudno je odczytać... Ale może to, że jest taki wybrakowany z "jasności" charakteru sprawi, że będziesz ciekawa i tu zostaniesz...;)
UsuńEch, co ja ci mam napisać. Przecież wiesz, że tu jestem i będę. Zatracam się całkowicie w twoich słowach, odnajdując między wersami swoje zagubione niegdyś emocje. I że przeżywam fabułę bardziej intensywnie niż swoje własne życie.
OdpowiedzUsuńGdybyś napisała tę książkę, daj znać. Wykupię dwadzieścia egzemplarzy i porozstawiam po całym domu :)
Kocham <3
Jashia
Oj wiem, wiem! Jestes stałą czytelniczką i liczę na to, że zostaniesz ze mną do końca działalności tej strony. :)
UsuńZ pewnością! Nie pozbędziesz się mnie :)
UsuńJashia
Nie wystarczyłyby słowa, żeby opisać moją reakcję. To jest tak niesamowite, że najchętniej wyściskałabym Cię od razu!
OdpowiedzUsuńMasz szansę! Kiedy się widzimy? ; )
UsuńCzy chcesz aby wszystkie pokłady łez i wody w moim organiźmie odpłyneły razem z Twoim roździałem? Udało Ci się. ;) Czytając to opowiadanie odpływam z tego upalnego świata na inną mokrą planetkę. Moją własną planetkę. Na której snuję swoje marzenia związane z Harrym i z uwagą studiuję Twoje fantastyczne roździały. Przy okazji zastanawiam się jak osiągnąć tak świetny styl pisania? Dla mnie to nieosiągalne zadanie. Jak oddawać w swoim tekscie tyle wrażliwości, moiłości, radości i smutku? Trzeba mieć prawdziwy talent. Ty kiedyś wydasz książkę. Jestem pewna, że za kilka lat kupie ją w księgarni i ponownie zatopie się w lekturze jednej z moich ulubionych pisarek.
OdpowiedzUsuńAreska :)
Błagam, tylko się nie odwodnij, Aresko! Bo jak się odwodnisz, to mi zarzucą, że to co pisze źle wpływa na czytelników! I z wydawania książki będą nitki!
UsuńAle co ja na to poradze, że mój organizm uwielbia sie odwadniać dzięki Twoim roździałom??
UsuńOj no coś poradzić musisz! Bo jak się odwodnisz, to czytać nie będziesz mogła!
UsuńSiedząc tutaj, przeczytawszy ten rozdział, cała spalona od gorących promieni letniego Słońca marzę o deszczu - tym, z Sydney, w który wpatrywała się Amira i który odegrał tak ważną rolę w tej cząstce powyżej. I wiesz co Ci powiem? Że go tutaj nawet troszkę czuję - jak spływa po moich oknach, stuka w parapet. Inni cieszą się parną pogodą, a ja przez Ciebie marzę o deszczu - czyż to nie potwierdza Twojego talentu?
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, do Warszawki! Będzie burza, a z burzą deszcz! Posiedzimy na balkonie, pogadamy, będziesz miała deszczyk. Co prawda bez Hazzy i Australii, ale cóż...
UsuńPoważnie rozważę tą opcję gdyż niebawem wybieram się do stolicy! :D
UsuńCZESC SLONECZKO!
OdpowiedzUsuńAch, nie jestem wychowana, komentuje dopiero teraz, tak nie mozna. Przepraszam! Bylam na wycieczce! Czy kiedykolwiek mi wybaczysz?
Ale przeczytalam rozdzial, gdy tylko sie pojawil. Tylko, ze korzystalam z telefonu i nie bylo mi zbyt wygodnie, ze tak sie wyraze.
W ogole co u Ciebie? Cos nowego w zyciu? Stresik przed wakacjami?
Tak Ci sie pochwale, ze ostatnio jadlam cholernie dobre ciastka. Z CZEKOLADOM. <3
Wiesz, ze specjalnie przedluzam, prawda?
Ostatnio byla okropna pogoda! Padalo? Skadze! Byl obrzydliwy upal. W domu bylo chlodniej, co za koszmar!
W ogole jadlas juz czeresnie? Bo mi mama nie chce kupic! :c KUP MI.
Wiesz, nie wiem jak ty, ale ja kocham Harrego. Supcio, co?
Jajebie, o czym ja mialam pisac?
Okej, rozdzialik. JAKI SMUTAS, STAAAARA. CO TO MA BYC W OGOLE? Ja tu czekalam, na jakas romantyczna wycieczke do ZOO, zeby poogladac przy zachodzie slonca skaczace kangury. Nie podoba mi sie to, serious. Zrob cos z tym. Ona nie wyjezdza, mowy w ogole nie ma. Ale teraz, jak tak zerknelam do tego rozdzialiku z powrotem, to napilabym sie tej herbatki Harrego. Zrob mi. C:
Boze, ten komentarz jest pojebany. Nie czytaj go. W ogole, przepraszam za przeklenstwa. Tkwi we mnie jakas dziwna energia.
Przestalam marzyc?
O kurza stopa. Laska, melisy Ci na uspokojenie dać?!
UsuńChill misiu. Juz jest w porzadku. :)
UsuńUmieram. Uśmiercasz mnie. Wyrywasz mi serce. Żartujesz sobie? Ona nie wyjedzie, prawda? Katarzyno, przywołuję cię do porządku. Czy chcesz, żeby twoja chrześnica umarła ze smutku?! Z POWAŻANIEM, DARIUSZ.
OdpowiedzUsuńSzanowny Dariuszu moj jedyny, rozjaśniający mi dnie i noce, niezależnie od panującej pogody. I Ty Dariuszu, który jesteś idealną chrześnicą nie będącą chrześnicą. I Ty Dariuszu, mój jedyny, musisz pojąć... Że Ona wyjedzie! ;3
Usuńnieee ale dla czego ? Harry tego nie przeżyje .!
UsuńWszystko co piszesz tak mnie chwyta za serce , że jak ona wyjedzie to się tylko popłaczę .
OdpowiedzUsuńA tak poza tym bardzo się jednak cieszę , że nie wymyśliłaś jakiejś miłości w 3 sekundy , że wszystko nie jest szczęśliwe . Amira raz odczuwa ból , raz jest szczęśliwa . Twoje opowiadanie nie jest banalne , jest zaskakujące . Nie jestem fanką One Direction , ale czytam to opowiadanie zawsze , zawsze wyczekuję, bo podoba mi się w jaki sposób piszesz. Potrafisz przepełnić słowa goryczą oraz wielkim , niepowtarzalnym szczęściem . To wszystko czuć gdy się czyta . Nie wiem jak to robisz , ale rób tak dalej . :) Zawsze gdy dodajesz rozdział jestem około 20 min w innym, lepszym świecie . Świecie marzeń? Nadziei? Dziękuję, że potrafisz mnie tam zabrać . / El
Jaki piękny komentarz - super wyjaśniłaś mi to, jak działam na czytlenika. Dziękówka!
UsuńZnalazłam to opowiadanie dawno, dawno temu. Zawsze jednak nie miałam wystarczająco czasu czy siły, by się zebrać i przeczytać. Coś wewnętrznie podpowiadało mi, że jak zacznę, to nie dam rady skończyć. I miałam rację. Pewnego wieczoru, gdy nie miałam już kompletnie nic do zrobienia, włączyłam i utonęłam w twoich słowach. Czytałam z zapartym tchem, linijkę za linijką, czasami cały akapit nawet kilka razy, całkowicie zatracając poczucie upływającego czasu. Oprzytomniałam po 4 godzinach, w środku nocy. Ale było warto. Teraz codziennie obserwuję ten blog z malutką nadzieją, że jest już kolejny. Ujął mnie jak żaden inny, chyba nikt nie potrafi tak doskonale dobierać słów, którymi tworzysz nic innego jak najczystszą sztukę. Gratulacje. No, i masz kolejną wierną czytelniczkę, czyli mnie. xx . M
OdpowiedzUsuńcudowne proszę pisz dalej <3
OdpowiedzUsuńkocham twój blog <3 powiedz proszę czym jest twoje natchnienie ?
OdpowiedzUsuń