sobota, 7 lipca 2012

Jedenasty


      Byłeś dla mnie takim słonikiem z teledysku Coldplay  "Paradise" ... Coś Ci się w swoim życiu nie podobało. Czegoś Ci brakowało... Nie wiem, co Ci nie pasowało, czego Ci brakowało. Może gdybym wiedziała, cokolwiek bym zmieniła? Pomogłabym? Chociaż ja nie potrafię pomagać, a raczej tak sobie wmawiam, starałabym się. Przecież to wiesz. To Twoje życie...  Coś było nie tak, a Ty nie mogłeś się z tym pogodzić. Chciałeś za wszelką cenę mieć to, czego Ci brakowało. Tak jak słonik, który z całego serca chciał wrócić do przyjaciół, by z nimi być. I chociaż swoim wyborem zraniłeś wiele ludzi, ja rozumiem Twoje czyny. W pełni rozumiem, dlaczego zrobiłeś to, co zrobiłeś. Chciałeś zawalczyć o coś, co było dla Ciebie ważne. Chciałeś wreszcie mieć to, czego tak cholernie pragnąłeś. Postawiłeś wreszcie na pierwszym miejscu siebie. Twoją zachciankę. Miałeś w nosie to, co sądzą inni.  Wreszcie liczyło się to, czego pragniesz Ty, a nie Twoi bliscy.  I może nie wszystko skończyło się dobrze... Właściwie nic nie skończyło się dobrze.  Nie wszyscy są zadowoleni. Nie jest tak, jak być powinno. Mimo tego... Liczę tylko na to, że Ty jesteś szczęśliwy.  Bo o to chodziło. Żebyś Ty był radosny, kochany.  Masz być nietknięty raniącym słowem. Tam, gdzie teraz jesteś.A nie wiem, gdzie to jest. Cokolwiek robisz.  Cokolwiek myślisz. Czy nas widzisz. Czy nas nie widzisz. Zawalczyłeś o to. Mam marzenie, że to dostałeś...Myślę, że to dostałeś. Ale czy tak jest - nie wiem. Myślę też, że pewnie za nami tęsknisz, tak jak my za Tobą. Ktoś mądry powiedział mi dziś, że kiedyś Cię jeszcze zobaczę. Wtedy się tak cudownie uspokoiłam, odetchnęłam. Zagryzłam kawałek swojej męczącej tęsknoty.  Ten rozdział jest dla Ciebie. Byłoby dla nas fajnie, gdybyś chociaż jakoś mógł go przeczytać... 

       
       Rzuciłam się na fotel, niczym we wzburzone  fale morza.  Taki miękko obity, wygodny i przytulny mebel nie jest w stanie zrobić mi krzywdy. A wielka szkoda, doprawdy. Bez szans na to, że się  w nim utopię. W morzu mogłabym się utopić raz ciach. W fotelu trochę trudno...   Westchnęłam szatańsko smutno, przez co zgromił mnie wzrok Jacoba.  Utkwiony sztywnym ciałem  w drugim fotelu, stojącym nieopodal mojego, udawał chyba, że myśli. Siedział  i splatał palce. Właściwie, splatał je i rozplatał, zastanawiając się nad czymś bardzo intensywnie. Wszystkie zmarszczki na  czole idealnie ukazywały jego zaangażowanie w wymyślenie czegoś. Nad czym tak hardo główkował, nie miałam najmniejszego pojęcia.
Od kilku dni przychodził do mnie codziennie. Tak jak zazwyczaj, nie pukał do drzwi, nie dzwonił dzwonkiem. Wkraczał pewnie w progi mojego domu, bezwstydnie jeszcze rzucając butami pod szafkę. Jak do swojego własnego mieszkania. A przychodził codziennie, nie było nawet mowy, żeby któregoś pięknego, londyńskiego dnia nie wszedł do mojego pokoju.  Tylko dlatego, że ja postawiłam bunt i nie wychodzę z domu. Nie wydawał się tym faktem wybitnie zdziwiony. Myślę, że miał tego świadomość. Przeczuwał, że wkrótce zbuntuję się jak mała dziewczynka. Zupełnie tak, jak robiłam to, gdy byłam mniejsza, nie miałam zęba i kręciły mi się włosy. Miałam wtedy siedem lat i nie wiedziałam, że to, co świeci nade mną to słońce, a smutek występował na moją buzię tylko wtedy, gdy padał deszcz.  Teraz miałam inne powody do smutku. I wiedziałam, że ta gwiazda to Słońce. Jacob doskonale przewidział, że strzelę na wszystko i wszystkich obrazę majestatu. Za dobrze mnie chyba znał. Nie łudził się tanio, że jakoś przetrwam to wszystko i uciszę swój wewnętrzny, przygnębiony głos. On tylko czekał, aż zacznie się faza nietykalnej Amiry. Własnie się zaczęła i spustoszała Londyn. Właściwie, calutką Anglię. 
Najpierw miałam  syndrom wielkiego przygnębienia. Smutek wypływał mi uszami i nosem. O oczach wspominać nawet nie warto. Ta faza trwała pierwszy tydzień po powrocie z Sydney. Wróciłam do domu i zastrzegałam się, że nic już mnie nie zrani.  Pamiętam nawet, jak siedziałam w jadalni, wpatrując się tępym wzrokiem we własne palce ułożone na blacie stoliczka. I czekałam, aż Harry mnie dotknie. Tylko jak chłopak mógł mnie dotknąć, będąc na innym kontynencie? Niemożliwe, naturalnie. Ja się łudziłam. I wyglądałam przy tym, jak chora psychicznie młoda dziewczyna. Odcięłam się od wszystkiego, co było potencjalnym przyszłym sprawcą mojego wycia z bólu. Nie wystawiałam głowy za okno, bojąc się namolnych paparazzi, którzy zdążyli już zorientować się, gdzie przed ich czujnym okiem chowa się "potencjalna" kochanka tudzież dziewczyna Styles'a. Naprawdę, jak można tak ingerować w czyjeś prywatne życie? Może nawet wystawiłabym nogę na zewnątrz, zmuszona do podlania ukochanego drzewka bonsai na tarasie. Ale tego nie zrobiłam, bo bałam się obiektywu super drogiej lustrzanki utkwionej w ogrodzeniu...W każdym razie, tak jak już mówiłam - starałam się stać nietykalna w kwestii raniących czynników. Odbijałam je od siebie tak, jak promieniom słonecznym  robią  to okulary przeciwsłoneczne.   Telefon chowałam pod poduszkę, bojąc się, że którejś pięknej godziny znajdę tam jakiś znak od Harry’ego.  Tego bym nie zniosła. Musiałam najpierw oswoić się z tym, że nie ma Go obok.  Potrzebowałam poczuć zapach poduszki - tej mojej poduszki, która nie pachnie Jego szyją. Konieczne było oswojenie się z tym, że nie będzie siedział zamyślony w fotelu, gdy wejdę do salonu. Potężnie bolesnym obowiązkiem było dla mnie uświadomienie sobie, że nie będę mogła dotknąć Jego miękkich włosów. Musiałam to wszystko zrozumieć - izolując się od  Niego na krótki moment. Bałam się, że zadzwoni. Na razie tego nie chciałam. Potem mógł na nowo rozszarpywać moją tęsknotę. Mógł dzwonić, pisać, stać za drzwiami.  Pozwoliłabym mu na to.
Kolejnym syndromem było cierpienie jawne. Tęsknota  zjadała mi mózg, przy tym przyprawiając mnie o wrzaski z  bólu. I co ja miałam zrobić, gdy tak bardzo bolała świadomość, że Styles’a nie ma obok? Szukałam Go wszędzie. Dosłownie w każdym zakamarku mojego mieszkania. Łudziłam się, że spacerując przez salon napotkam Go wylegującego się na kanapie.  Chorobliwie dotykałam opuszkami palców poduszki, łudzą się, że może materiał jest ciepły, bo sekundę temu tu siedział... Wręcz z błaganiem w oczach gnałam do kuchni parzyć herbatę, prosząc i litościwie błagając, by może akurat teraz był w pobliżu lodówki... Szukałam Go w łazience. Na tarasie. Za wielką wiśnią rosnącą w ogrodzie. Szukałam i zapominałam, że przecież jest na innym kontynencie... Strach i drżenie na samą myśl, że może być z Nim źle potęgowały tylko moje niepozytywne objawy tęsknoty. I sięgałam drżącą dłonią po ciemne, pięknie zdobione butle z winem.  Drogie wino lepiej smakuje, prawda? Bardziej wżera się we wnętrze ust. Bardziej zwala z nóg.  Tak jest, dlatego... Wlewałam alkohol do gardła litrami. Hektolitrami. Wtedy tęsknota przygasała. Zabijałam ją promilami. Topiła się w czerwonawych falach.  Gorzki smak alkoholu działał na nią dewastująco, a ja się cieszyłam. Gorzko, ale się śmiałam. Harry wymownie milczał na tapecie telefonu. Jacob wywracał oczami, zagryzał wargi i wyrywał mi z krzykiem każdy kolejny kieliszek wina. Jeden nawet zniknął z zastawy. Stłuczony na kafelkach w kuchni zaraz po tym, gdy Jacoba tknęła panika. Wyrwał mi wtedy kieliszek, a że sam nie wiedział, co naokoło się dzieje, naczynie poszybowało. I z hukiem odbijającym się w naszych uszach, potłukło tragicznie o podłogę. Milczałam. Bo nauczyłam się milczeć. Dziwne, prawda? 
Następny objaw mojego cierpienia był bardziej wybuchowy. I znacznie gorszy od poprzednich. Już nie urozmaicałam sobie dni przesiadywaniem na parapecie. Ten parapet był inny niż ten, na którym godzinami przesiadywałam w Sydney. Ta szyba była mniej czysta. Ten parapet był zbyt twardy. Ta firanka nie pachniała Harry'm nawet minimalnie. I to wszystko tak bardzo doprowadzało mnie do szału. Już nie było mi przykro. Już nie cierpiałam w ciszy. Pamiętałam, jak zachwycaliśmy się w hotelowym pokoju, a to wpływało na mnie bardzo detronizująco. I cały mój spokojny smutek gdzieś się spalił. Może w moich oczach gdzieś jeszcze był. Świecił szczątkami. Na codzienności były raczej wrzaski w poduszkę. Rozpaczliwe.
Zachowywałam się jak chora. Może byłam chora? Można być chorym z tęsknoty? Można umierać z tęsknoty. Dlatego jestem pewna, że choroba możliwa jest także.
Wgryzłam się w skórę przy kciuku, odgryzłam kawałek uszkodzonego naskórka i spojrzałam tępo na Jacoba. Siedział niewzruszony, wciąż nad czymś wyjątkowo rozmyślając. Dawno nie widziałam go tak pochłoniętego przez myśli. Mogłabym snuć przypuszczenia, że próbuje wymyślić sposób na zbawienie świata. Wiadomo, taki młody Jacob to niezwykle porywczy chłopaczyna. Już nie raz miał ochotę własnoręcznie uszyć tuzin sweterków dla dzieci z Somalii. Dlaczego niby teraz jego troska o świat nie kotłuje mu się w myślach. Nad czym tak główkuje? 
Spojrzał na mnie ukradkiem, swoim zamglonym, szarym spojrzeniem. Biorąc w dłonie kubek herbaty, którą zrobił mi z wielką łaską, gdy zastrzegłam, że nie podniosę się z fotela, zastanawiałam się milcząco, co mu chodzi po tej łepetynie.
- Wiesz, co? Mam dość.
Odezwał się  wreszcie. Tak chłodnym tonem, że zastanawiałam się nad tym, czy nie zamarzły mi końcówki włosów. I czy serce nadal mam bijące, a nie skostniałe. Wydaje mi się jednak, że serce naćpane tęsknotą już dawno przestało prawidłowo pompować krew. Nie mam nad czym rozpaczać. Już chyba wystarczająco się na rozpaczałam?
Nie miałam siły otwierać ust. Każdy ruch wargami wywoływał u mnie falę bólu. Może przez to, że zagryzając wargi z bezradności, strasznie je sobie poraniłam? I teraz jedynie zamknięte nie przyprawiają mnie o syki z nieprzyjemnego uczucia. Dlatego pokierowałam w stronę Jacoba pytające spojrzenie swoich zmęczonych, szarych tęczówek. Prychnął pod nosem niedosłyszalnie. Tak się jednak składa, że doskonale jestem wyczulona na jego reakcje. Nawet po minimalnym ruchu warg byłam w stanie rozpoznać, kiedy jest zirytowany. Moje upadki i wzloty zawsze doprowadzały go do kipienia irytacją. I myślę, że to nie przez sam fakt, że upadam i znów wstaję. Ta irytacja wypływała z innego źródełka. Tu chodziło o to, że patrzył na moje perypetie i niekiedy niewiele mógł zrobić. Nie zawsze przecież stał obok i nie zawsze mógł złapać mnie za dłoń. Nie każdy upadek wiązał się z pomocą niesioną przez niego. I to go bardzo denerwowało.
Milczałam, czekając cierpliwie, aż dokończy swoja  myśl. Zastygł w bezruchu i wpatrywał się w ścianę pełną zdjęć, które zresztą sam dla mnie zrobił. Powiodłam za nim oczyma, zatrzymując wzrok na zdjęciu wodospadu. To właśnie w nim utopiłam kiedyś jeden z aparatów Jacoba.  Ów  Jacob chodził nabuzowany przez ponad pół tygodnia. Nie odzywał się. Milczał, jak kamień. Wyjątkowo uparty kamień, muszę przyznać z całą mocą. Dopiero po kilku dniach wydarł się na mnie na cały głos. Tak, że aż mi naszły łzy do oczu. Wiedziałam, że miał prawo ryczeć na mnie przerażająco głośno - należało mi się.  Przepraszał mnie za ten wybuch dwa dni. Trzeciego ja wyznałam, że bardzo mi przykro z powodu utopienia jego aparatu. Czwartego on w odwecie spalił moje ulubione spodnie. Niby przypadkiem, ale oboje wiedzieliśmy doskonale, że zapałki tak same z siebie na spodnie nie upadają... Piątego przepraszaliśmy się przy Tamizie upaprani w bitą śmietanę z rurek. Spuściłam oczy ze zdjęcia i uśmiechnęłam się do dywanu. Jacob odchrząknął. Zaraz zacznie wylewać wszystkie swoje żale w przestrzeń tego pokoju.
- Mam dość twojej tęsknoty, Amira. Jak długo będzie w tobie tkwiła?
Tym razem to ja prychnęłam. Bardzo głośno i bardzo wyraźnie.  Tak, żeby czasem ten odgłos nie uciekł gdzieś przez okno. Tak, by Jake doskonale mógł to usłyszeć. Czasami dziecinność tego dwudziestotrzylatka doprowadza mnie do szału. Jakim cudem może myśleć, że sama jestem w stanie pozbyć się tęsknoty? Czy on myśli realnie? Czy teraz on zacznie wypominać mi, że zbyt długo tęsknie, tak jak kiedyś robił to Liam? Westchnęłam.
- Jake, a czy ty myślisz, że ja jestem sama w stanie wykopać tę tęsknotę za drzwi? Przecież ja nie mogę się jej pozbyć pstryknięciem palca. Kiedy wyjechałam do Sydney, tęskniłeś za mną? – spytałam, przyciskając kubek do warg. Zasyczałam, czując, jak suche wargi na nowo pękają. Szatyn skinął głową potwierdzająco i wciągnął nogi na fotel. Nie spuszczał ze mnie czujnego wzroku. Odstawiłam kubek na drewniany blacik. Z obrzydzeniem zerknęłam na wszystkie czasopisma, które Jacob przyniósł mi dziś rano. Z oburzeniem pytał mnie, dlaczego nie kupiłam ani jednej gazety, na której okładce byłam. Był wielce usatysfakcjonowany, że zdołał kupić mi wszystkie na pamiątkę. Wywróciłam oczami. Wujek Jacob zawsze pamięta o Amirze. I zawsze wie, jak sprawić, by z nerwów zagryzała wargi i dziubała paznokciami włosy.
- I co? I pomyślałeś sobie takie wspaniałomyślne „ Tęsknota jest zła, muszę przestać tęsknić za Amirą”? I myślisz, że zadziałałoby, gdybyś tak pomyślał?
Zasępił się potwornie i spuścił oczy. Dziecko z jego oczu nagle gdzieś zniknęło. Zawsze lubił wierzyć w gruszki na wierzbie. Ja byłam od tego, by te gruszki zrywać. W kilka sekund zrozumiał wszystko, co miałam na myśli. Pokiwał głową, którą spuścił.
Doceniałam to, że się o mnie martwi. Robił wszystko, co w jego mocy, by pozbyć się mojej depresyjnej, wyniszczającej tęsknoty. Wydawał pieniądze na moją ukochaną czekoladę i jaśminową herbatę. Myślał, że jeżeli będzie wciskał ją we mnie na siłę, to cokolwiek to zmieni. Brunetowi zdawało się chyba, że te wszystkie łakocie wypędzą z mojej głowy Harry'ego Styles'a. A tu figa z makiem... Czekolada i herbata. Ile można?  Poza tym, że w końcu wyprowadził mnie z równowagi, wiele się nie zmieniło. Niezwykle to było dla mnie ważne. Kochałam go za tę troskę. Nie cierpiałam jednak, gdy nie rozumiał moich myśli. Oczekiwałam, że odpuści, widząc, że nie można wyzbyć się mojej toksycznej tęsknoty. Ona we mnie rosła i coraz bardziej zakradała się do umysłu. Tęsknota zaczęła płynąć w mojej krwi. Musiałby przetoczyć mi całą krew, by pozbyć się depresji. Nie miał wyboru. Musiał pogodzić się z moim smutkiem. Tak jak ja musiałam nauczyć się oddychać zwykłem powietrzem. Tak samo, jak musiałam się nauczyć być pogubioną. Musiałam nauczyć się budzić bez Harry’ego przy boku.
- Wykańczasz się na moich oczach. I oczekujesz, że będę siedział z założonymi rękami…
Nie prawda! Prawda? Wcale nie oczekiwałam, że będzie trwał z założonymi rękami. Nawet gdybym tego oczekiwała, łudziłabym się zbytnio. Każdy przecież ma świadomość, jaki Jacob jest uparty. Gorzej niż ta koza w zoo, którą kiedyś zażarcie pokazywał mi Niall, bo chytrze wyrwała mu pół batona. Troska Jacoba była tak samo normalna, jak żarłoctwo Horana. Pragnęłam tylko, aby mój przyjaciel zaprzyjaźnił się z moją tęsknotą. I by pogodził się z tym, że dopóki nie stanę w ramionach Styles’a, i do chwili, gdy nie usłyszę, że z Nim wszystko dobrze, będzie musiał patrzeć na pustkę w moich oczach.
- Wypuściłam szczęście, Jake… - wysapałam nagle, wyrwana z letargu. Pokiwałam głową, jakby ten gest miał potwierdzić moje słowa. Zgięłam szyję i schowałam nos w swoim swetrze. Zaschło mi w gardle i schyliłam się po herbatę. I tak już ostygłą. Wszystko naokoło mnie stygnie. Ja stygnę. Moje serce stygnie. Nawet jaśminowa herbata…
- Jak to wypuściłaś szczęście? – Chłopak zmarszczył brwi, zjadając mnie wzrokiem. Wzruszyłam ramionami, zastanawiając się w myślach, co mu odpowiedzieć. Lekki aromat  herbaty nie pasował mi. Tęskniłam za tą herbatą, którą przynosił mi Harry. Ona była przesiąknięta miłością i czułością. A ta smakowała zwykle. Tak tragicznie pospolicie. Była dla mnie niezdrowa.
- Nie zdołałam go złapać, bo było za ciężkie… - odparłam dziecinnie, maczając spierzchnięte usta w tej zwykłej herbacie. Skrzywiłam się. Nie smakowała. Dlaczego moja, niegdyś, ukochana herbata, nie smakuje mi? Choruję jeszcze poważniej, prawda?
- A jak wyglądało? – Dziecinny nastrój udzielił się Jacobowi. Uśmiechnęłabym się pod nosem, ale to boli. A bólu mam już po kokardę. Westchnęłam niezliczony raz tego wieczoru. Odpowiedź była prosta, jak struganie ołówka.
- Miało metr osiemdziesiąt trzy, duże, zielone oczy i masę ciemnych loków na głowie… 




 Cześć, kochani! 
Zrobiłam sobie małą/dużą, zależy jak dla kogo, przerwę. Przyznaję się bez bicia i krzyków, że kompletnie nie miałam ochoty poprawiać błędów - dlatego tak bardzo odwlekałam dodawanie rozdziału. Już sama nie wiem, ile razy obiecywałam Isabel, że wreszcie wstawię coś swojego. Zawsze kończyło się tak samo - figą z makiem. Ale wreszcie mamy rozdział i jestem niecierpliwa co do tego, co o tym dziadostwie sądzicie. ; ) 


Jednocześnie, mam do Was małą prośbę. Ponieważ na pamiątkę postanowiłam zrobić sobie album...Ze zdjęciami Harry'ego i Amiry... Mam do Was gorącą prośbę - jeżeli natraficie w Internecie zdjęcie brunetki i chłopaka podobnego do Hazzy - zapisywać mi to i podsyłać natychmiast albo na GG albo poprzez komentarz! Dodatkowo możecie napisać tytuły piosenek, których słuchacie, czytając opowiadanie. Będzie mi niezwykle miło ; ) 


A tak na zachętę dodam, że mam GG i na tym GG bardzo chętnie zawieram nowe znajomości. Także jeżeli ktoś chce porozmawiać, uprzedzam, że nie gryzę i chętnie pogawędzę. ; ) 


Do napisania, wredoty! 





47 komentarzy:

  1. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam gdy zobaczyłam,że dodałaś nowy rozdział.;)
    Fantastyczny, jak zawsze zresztą.;)
    Jak coś znajdę to oczywiście Ci wyślę.;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam to opowiadanie ! Jest takie....oryginalne ;) Czekam na następny rozdział i mam nadzieję że nie będe tak się niecierpliwic jak czekając na ten :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy oryginalne, to bym nie powiedziała. Ot - czyste szaleństwo moich myśli. :)

      Usuń
  3. I Isabel rozdziału się doczekała! *,* Choć wydawał mi się krótki, to i tak jestem w pełni usatysfakcjonowana treścią. Błędy, owszem, były i na przyszłość: nazwisko Stylesa pisze się bez apostrofu. Apostrof piszemy tylko wtedy, gdy imię bądź nazwisko kończy się samogłoską. Jeśli spółgłoską - wtedy go nie używamy ;)
    Ile ja bym dała, by rozdziałów do przeczytania było więcej... Masz może zarys całej historii? Ile rozdziałów planujesz napisać?
    Ach, jak zawsze czekam na więcej i mam ogromną nadzieję, że wena Ci dopisze ;)
    Po cichu mogę Ci powiedzieć, że powoli układam plan powieści FF1D i na pewno będzie tam dużo Hazzy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myszko kochana, dziękuję Ci, ze wpadłaś tu!
      Błędy u mnie zawsze były i będą! To pewniak - bo ja jestem matołek i wcale tak dobrze mi się błędów nie wyłapuje. A czasami to i nawet nie jestem w stanie ich dostrzec, bo nie mam pojęcia, że coś strzeliłam... W każdym razie - dziękówka za poprawę. Cenię to przeogromnie.
      Z tymi rozdziałami to jest tak, że ja mam już osiemdziesiąt stron napisanych, wiesz? To są tak zwane robocze rozdziałki, te "zapasowe". Poprawiam je raz jeszcze, dodaję coś i publikuję. Mam ich jeszcze sporawo... Także - to co pojawia się tutaj pojawia się w zalezności od mojej zachcianki. To nie jest tak, ze nie mam siły pisac. Ja nie mam siły wstawić. ; ) Zarys całej historii poszerza się z dnia na dzień - co akurat mocno mnie cieszy. Sprawę pogarsza fakt, że pomimo tego planu, nie mam siły na pisanie. Urocza sprawa, naprawdę. Rozdziałów natomiast będzie dużo - nie jestem w stanie określić, ile.
      A jeżeli zaś chodzi o Twoje powieści FF1D to uważam, że doskonale wiesz, jak bardzo Ci w tej kwestii kibicuję. Nie mogę się doczekać, aż wreszcie coś się ukaże. Trzymam kciuki! Buziaki :)

      Usuń
    2. Mam zamiar prowadzić bloga, gdzie między inymi będzie dział poświęcony pisarstwu, so... Mam nadzieję, że pomogę tymi notkami i Tobie, kiedyś tam :)
      80 stron *,* kurczę, chciałabym mieć już tyle napisane tej powieści, co ją planuję... Dzisiaj zamierzam napisać prolog, ale... Zacznę publikować dopiero we wrześniu - chcę skończyć jedną powieść i dopiero zacząć z tą. Więc mam jeszcze sporo czasu, by napisać to wszystko z wyprzedzeniem :D Choć boję się, że w pewnym momencie stracę zapał - już teraz dopadają mnie wątpliwości za każdym razem, gdy kolejna burza przetacza się przez Twitter, związana z nimi. Zastanawiam się wtedy - po co mi to wszystko? Po co ja mam w ogóle to pisać, skoro pewnie i tak czytelników będzie garstka. Myślę nad tym intensywnie i chcę spróbować, ale... Może być tak, że zawiodę.

      Usuń
    3. Ten blog byłby dobrą sprawą! Ktoś może dobrze pisać, ale na najprostszych banałach się potknie, jak ja.
      A ten prolog...Super, tylko czemu publikacja dopiero we wrześniu? Martwi mnie to, bo to będzie akurat okres, kiedy nie dam rady ze wszystkim na około...I dopiero wtedy Twoje opowiadanie się pojawi. Kurczaki, nie będę się nim mogła w pełni cieszyć...Aj, aj.
      Niech Cię wątpliwości nie dopadają - masz pisać i już. Chociażby dla tej małej garstki czytelników. Zawsze warto - przynajmniej moim zdaniem. :)

      Usuń
  4. Przyznam się, że czytałam ten rozdział dwa razy. To jest lepsze niż jakakolwiek książka. Czekałam i czekałam na ten rozdział i w końcu się doczekałam. I powiem, że warto było tak długo czekać. Ta piosenka do góry jest skarbem, która idealnie pasuje. Po raz kolejny jesteś moim aniołem, który mnie uszczęśliwia tymi słowami.
    A co do zdjęć to obiecuję, że jeśli coś znajdę to od razu ci wyślę. : )

    Kredka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Kredzioszku! Super, że Ci się podoba i bardzo mnie cieszy, że mimo wszystko czekałaś na rozdział i się nie wściekłaś, ze tak zwlekałam. :)

      Usuń
  5. Rozdział zupełnie inny niż pozostałe - dzieje się w jednym miejscu, w konkretnym czasie z dwójką bohaterów. Na pierwszy rzut oka, ludzie pomyśleliby że jest pewnie nudny. Ale od nudy dzieli go milion drobnych szczególików, które w nim zawarłaś. Czapki z głów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skarbie, nie noś czapki w taki upał! ; ) Dzięki wielkie ; *

      Usuń
  6. Pierwszy raz nie wiem co napisać. Brakuje mi Harrego. Mógłby wrócić.
    Jestem ciekawa (bo jeszcze tego nie wiem) ile masz lat. Piszesz cudnie, jak dorosła osoba. I co ty masz z polskiego? Z takim talentem...
    Jestem pod wrażeniem, jak zwykle.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, dziękuję. Lat mam szesnaście... ;) Z polskiego wyrobiłam się na szóstkę, co prawda. Ale cudem, przez wygranie konkursu i...w sumie mi się nie należy. ; )

      Usuń
    2. Nie należy? Dziewczyno!! Też mam szesnaście lat i na imię Kaśka :) A o szóstce z polskiego mogę pomarzyć. W prawdzie idę do liceum na kierunek humanistyczno - psychologiczny, ale nie mam 6 tylko tróję :( I moim zdaniem zasługujesz na tą szóstkę.

      Usuń
    3. Kaśki humanistki do siebie ciągną! Miło mi poznać. ; ) Ja w końcu też Kasiek jestem. To w liceum się proszę postarać i bez piątki do mnie nie odzywać! :) A profil wybrałaś fajny, szkoda, że u mnie jest strikte humanistyczny. Żadnej wstawki psychologicznej ni ma... ;(

      Usuń
    4. No dokładnie, Kaśki się przyciągają. I obiecuję, że się postaram, chociażby dla ciebie bo mi wstyd, z resztą to już pisałam. Mi również miło poznać :D

      Usuń
    5. Nie chcę Cię tu widzieć bez piąteczki, o tak! :)

      Usuń
    6. Chciałabym mieć piątkę, ale nauczycielka się uwzięła na mnie. To nie moja wina :)

      Usuń
    7. Uwzięła? Ja jej się uwezmę! To się wykuj tak, że jej w pięty, kurna, pójdzie i kropka! Się nie daj! Nie wolno! ( Już się nasapałam...):)

      Usuń
    8. Podasz numer gg? Wted byłoby nam lepiej się komunikować :)

      Usuń
    9. Moje GG jest podane w notce, pod rozdziałem, kochanie. :)

      Usuń
    10. A nie, jednak nie! Oto numer - 26011580

      Usuń
    11. Dziękuję :) Jak zjem obiad, to napiszę :)

      Usuń
  7. Błagam, nie nazywaj tego rozdziału 'dziadostwem', bo te wszystkie porównania i inne środki artystyczne są tak genialne, że mogłoby Ci pozazdrościc ich wielu pisarzy, uwierz. Zgadzam się z komentarzem powyżej, szóstka z j. polskiego jak najbardziej Ci się należy.
    Kocham tę piosenkę!
    Pozdrawiam, Ania. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porównania i środki artystyczne nie uczynią z tego cuda...Jeszcze się liczy pomysł, a tego mi ubywa, kochana! DLatego nazywam dziadostwem to, co pisze. ; ) Buziaki i do napisania. :)

      Usuń
    2. Niby tak, ale co, jak ktoś ma pomysł a nie potrafi tego tak pięknie przedstawic? Ten rozdział jest jeszcze z tych 'zapasowych', o których pisałaś wcześniej, czy nie? To jedno z moich najukochańszych opowiadań, więc błagam, niech ta różana herbata zadziała! Ania. <3

      Usuń
    3. Tak, ten rozdziałek jest z tych zapasowych, na całe szczęście. I jeszcze dużo jest tych zapasowych, więc sie nie martw, Aniu. ; )

      Usuń
    4. Uff, a więc czekam spokojnie na kolejny rozdział :) Dzięki :* Ania. <3

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. cieszę się, że w końcu dodałaś nowy rozdział, a ja w końcu znalazłam czas, żeby go przeczytać i skomentować. Chociaż moje komentarze są z pewnością bezsensowne. Nie wiem, jak ty to robisz, ale z każdym rozdziałem zachwycasz mnie coraz bardziej. Próbowałam nawet kiedyś znaleźć jakikolwiek mankament w twoim opowiadaniu, żeby móc o nim napisać, a to dlatego że nie chciałam ci ciągle słodzić o tym jaka to jesteś cudowna i utalentowana. i wiesz co ? Nic nie znalazłam ! Z jednej strony dobrze, ale z drugiej strony boję się, że kiedyś stwierdzisz, że wszystkie komentarze, które piszę są takie same i wywnioskujesz przez to, że nie przywiązuje wagi do treści, a to byłoby kłamstwem. Bo jestem twoją czytelniczką od pierwszego rozdziału, a także wierną fanką<3
    Sposób w jaki opisałaś tęsknotę Amiry zwalił mnie z nóg. Nie spodziewałam sie teGO ! Wybacz mi, że na moment zwątpiłam w twój talent i myslałam, że ten czas, który Amira spędzi bez Harry'ego w Londynie będzie nudnym i bezcelowym snuciem się po Londynie i wielkim rozżaleniem na cały świat. Wspaniale to opisałaś i po raz kolejny nie mogę wyjść z podziwu nad rozdziałem.
    Chociaż Jacob zaczyna mnie irytować i mam swoje podejrzenia, co do skrywanych przez niego uczuć do Amiry ? Ale moje przypuszczenia z reguły nie są trafne, więc pewnie to nie o to chodzi w jego troszeczkę dziwacznym zachowaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanie! Ja się ciesze, że Ty tu wpadasz, moja droga! Bo wiesz, co? Ja myślałam, ze to czytasz to opowiadanie tak od czasu do czasu. Jak Ci się zachce. I oczywiście, jak Ci się zachce, to skomentujesz. A teraz wiem, że jesteś tu stale i naprawdę doceniam to, że jeszcze nie uciekłaś!
      Nie przejmuj się tym, że piszesz mi, jak to określiłaś bezsensowne komentarze. Te bezsensowne komentarze mają dla mnie ogromną wartość, wiesz o tym? Bo chociaż skomentujesz mi krótko, że Ci się podobało i jakiś szczegół był fajny - to dla mnie ogromnie dużo, bo wiem, że to przeczytałaś i że nie pisałam tego na marne... Ja wręcz uwielbiam Twoje komentarze, bo tą swoją desperacją, że Twoje komentarze są złe, rozbawiasz mnie kompletnie!
      Szukaj mi tych mankamentów, szukaj! Bardzo mi zalezy na wytykaniu błędów, bo dzięki temu mogę stać się lepsza, jak nie o wiele lepsza, bo teraz to badziwne jest...Choć doceniam miłe słowa!
      Jacob...Niech Cię nie denerwuje, słońce...On tak okazuje troskę. I nie, nie kocha Amiry. To znaczy kocha...Ale jak siostrzyczkę! ;)
      Buziaki, autorka. :*

      Usuń
    2. uh, to dobrze, że Jacob nie jest zakochany w Amirze, bo już się martwiłam, że będzie chciał odbić dziewczynę Stylesowi !
      Mankamentów z pewnością nie znajdę, bo twoje opowiadanie jest perfekcyjne ;)
      Naprawdę myślałaś, że czytam tak jak mi się zachce ? Nie wierzę! No coż, przynajmniej teraz wiesz, że jest inaczej :)

      Usuń
    3. Znaczy, z początku chciałam ich zeswatać, ale uznałam, ze to banał i sobie odpuściłam.
      Mankamenty zawsze są! Nawet w perfekcyjności. Tak myślę. ; )
      Naprawdę tak myślalam... Teraz już rzeczywiście wiem, że czytasz regularnie. Miło mi ; )

      Usuń
  10. przeczytałam wszystko, siedząc do wczesnego rana, by ogarnąć to za jednym zamachem, ale nie dałam już rady wymyślić sensownego komentarza ze względu na późną porę i to jak bardzo spodobało mi się to co tutaj tworzysz...
    z tego co zauważyłam, piszesz w bardzo tajemniczy i niedosłowny sposób, a kiedy czytam opisy uczuć Amiry... boże, aż mi brak słów.
    chciałabym ci bardzo podziękować i pogratulować za ten genialny pomysł. to opowiadanie jest raczej inne niż wszystkie typu "fanka pojechała na koncert i ktoś z 1D się w niej zakochał".
    przez Ciebie zaczęłam nałogowo wchodzić na tego bloga, sprawdzając czy nie pojawił się następny rozdział, ale także słuchać piosenki bodajże z rozdziału ósmego "a book like this" (dobranie jej do tego rozdziału było mistrzostwem)
    serdecznie pozdrawiam i z wielką niecierpliwością czekam na dalszy ciąg akcji. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromną przyjemność sprawiło mi czytanie tego komentarza i również, bardzo Ci dziękuję za czas poświęcony na napisanie go. ; )
      Rzeczywiście, jak coś nas bardzo wciągnie, jakieś opowiadanie, książka, to siedzimy nawet do późnej pory, byleby tylko dokończyć i mieć spokojną główkę - wiedzieć to, co się chce wiedzieć. Cieszę się, że moje wytowry chorej wyobraźni sprawiły, że przeczytałaś to nawet o późnej porze. To strasznie pokrzepiające i sprawia, że chce się aż pisać!
      Masz rację - piszę w dość nietypowy sposób - bardzo niedosłowny. W sumie - inne opowiadania pisałam bardziej konkretnie. To zas wyszło mi takie "niedopowiedziane"... Podoba mi się to w tym. ; )
      Spokojnie, nie musisz wpadac tu codziennie. Rozdziały zazwyczaj wstawiam w soboty! ; )
      Serdecznie dziękuję i do napisania. ;) Kasia.

      Usuń
  11. Najpierw przeczytałam rozdział i spadłam z krzesła. Potem się doczytałam, że masz szesnaście lat i spadłam z podłogi. Patrząc po wypowiedziach i poziomie pisania dawałam ci najmarniej dziewiętnaście, a najchętniej to w ogóle dwadzieścia parę. No i zresztą nie wiem co pisać, jak zwykle. Powinnam cię zaskarżyć, bo mnie doprowadzasz na skraj rozpaczy i do ekstazy jednocześnie i to jest bardzo niezdrowe dla mojego rozchwianego emocjonalnie organizmu. Ewentualnie zgłoszę nową religię, gdzie ty będziesz bóstwem.
    Kocham i uwielbiam :*

    Jashia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham Cię, ale mnie przerażasz! Żadnego bóstwa ze mnie nie rób, bo się na Ciebie śmiertelnie obrażę i nie dodam żądnego nowego rozdziału, kobieto!
      Dzięki, że mnie tak postarzasz. -.- Dwadzieścia parę lat?! No dzięki! Ze mnie jeszcze smarkula mała, szesnaście lat to nic. ; )
      Ten Twój rozchwiany stan emocjonalny...Jest uroczy! <3

      Usuń
    2. Hahahaha, to przerażanie to nic nowego :D Wszyscy się mnie boją, a jak mi się, nie daj borze, coś spodoba i dostaję świra to już w ogóle. To obie jesteśmy smarkule, bo ja w twoim wieku jestem.
      Awwww, dzięki :33 Większość społeczeństwa raczej próbuje mi subtelnie podsuwać propozycje odwiedzin u psychologa.

      Usuń
    3. Haha, to razem się do niego udamy, bo mi również jest taka wizyta niezbędna!

      Usuń
    4. Bardzo chętnie :D Przy okazji będę mogła oddać ci cześć, duszę czy co tam będę chciała. (dobra już nie będę przerażająca tylko miła, obiecuje:))

      Usuń
  12. Pełen profesjonalizm! Ja nawet gdybym chciała, to tak nie potrafię:( Ale wciąż trenuję... No dobra, wracając do rozdziału. Był taki... Jak mam opisać coś tak wspaniałego?! Mój zasób słów przy twoim jest strasznie ubogi. Spróbuję. Kiedy to czytam, czuję magię przepływającą przez każdą z tych literek. Ona wpływa w mój umysł i sprawia, że... że... że chce mi się herbaty. A kiedy już ją piję, zamykam oczy i widzę Harry'ego i Amirę, i parapet, i deszcz, i kangury (a przynajmniej coś do nich podobnego). Nie wiem jak to możliwe, ale jak jest i już! Oh, trochę się rozpisałam, ale tu się nie da krótko.:))

    Pozdrawiam z małej wsi (Jeziernia). Asia:)
    P.S.Kiedyś pojadę do Londynu i opowiem londyńczykom o pewnej niezwykłej Kasi... O ile wtedy nie będziesz sławna na cały świat z tym swoim profesjonalizmem!:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie mogę powiedzieć nic poza tym, co już zostało napisane. Jesteś świetna i czyta się ciebie z przyjemnością.
    Pozdrawiam, twój Harry :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *.* Mój Harry tu jest. Rozpływam się!

      Usuń
    2. I popsułaś statystyki. Dziękuję ci. Teraz znowu jest niepełna liczba.

      Usuń
    3. Boże. Przepraszam, kochanie. ; C

      Usuń
    4. Nic się nie stało :) Jako rekompensatę, dodaj proszę jak najszybciej rozdział :)

      Usuń