Powolnym krokiem zbliżyłam
się do leżaka. Zainteresowana dźwiękiem telefonu, powiodłam wzrokiem po
stoliczku stojącym obok. Przysiadłszy na skrawku materaca, wyciągnęłam bose
nogi i sięgnęłam po czarny telefon. Słońce kreślące przepiękne wzory na
ciemnej, drewnianej podłodze tarasu przyjemnie ogrzewało palce u stóp.
Wyjątkowo ciepłe promyki pięknie tańczyły z rozwiewanymi kosmykami włosów. Zaczerpnęłam
letniego, pachnącego maciejkami powietrza, mrużąc oczy i przyglądając się
wyświetlaczowi. Znów dzwonił. Znów byłam gdzie indziej. I akurat wtedy, gdy pogrążałam się w przyjemności pielenia
ogródka, nie słysząc dźwięku nadchodzącego połączenia. Ostatnimi czasy nigdy
nie byłam w pobliżu, gdy On chciał usłyszeć mój głos. Odkąd cztery miesiące
temu wsiadł do potężnego, metalowego samolotu, który powiódł Go do Australii na
trasę koncertową, nie dzwonił często. Żył w zbyt szybkim tempie, którego nawet
ja nie byłam w stanie spowolnić. Chociaż bardzo pragnęłam złapać Go za dłoń i
przytrzymać. Żeby odetchnął choć na moment. Powiedział mi szeptem do ucha, że
słońce dziś tak pięknie igra z liśćmi brzozy. Chciałam, żeby zaczął zwracać
uwagę na detale. Chciałam, żeby był… Tymczasem On, zbyt zapracowany, zaaferowany
codziennymi koncertami, milionami przepięknych dziewczyn, które uwielbiały wrzeszczeć
na Jego widok. Zapomniał o mnie? Czy nie
potrzebował mnie? W końcu wybierał mój numer tylko wtedy, kiedy miał problem,
albo kiedy potrzebował się zwierzyć, ile widział dziś kangurów. Nie pytał o moje kłopoty, nie pytał, co dziś
robiłam, i czy świeci słońce. I czy
nadal piję tak dużo kawy. A ja i tak uśmiechałam się, gdy tylko oddzwaniałam i
słyszałam zachrypnięty głos bruneta. Zawsze tak samo tajemniczo ochrypły.
Ilekroć nie dzwonił, zawsze czułam, jak uśmiecha się po drugiej stronie.
Kiedy nie widziałam
nieodebranych połączeń od Niego, nie myślałam o tym, jak bardzo rośnie we mnie
tęsknota. A rosła przecież co chwilę, gdy obserwowałam pustkę obok siebie.
Karmiłam tęsknotę własnymi myślami. Uczucia związane z brakiem chłopaka mieszkały
we mnie, ale nie pamiętałam o nich. Widziałam
tę przykrą emocję dopiero wtedy, gdy brałam śliski telefon do dłoni i
obserwowałam zdjęcie chłopaka wraz z
liczbą nieodebranych połączeń. Lubię kangury, ale straciły w moich oczach, gdy
On do nich pojechał. Zabrały mi Go? Czy
to On wolał je ode mnie? Westchnęłam najciszej, jak tylko się dało i
przejechałam palcem ubabranym w ziemi po dotykowym wyświetlaczu. Czas rozlać
swoje ciało na szorstkich deskach tarasu, słysząc Jego ochrypłe powitanie w
słuchawce… Kącik moich ust drgnął lekko, gdy wybrałam numer chłopaka,
pociągnąwszy dłoń w stronę ucha. Ptaki, które budzą się zazwyczaj wraz z
dźwiękiem sygnału, właśnie w tym momencie powróciły i ulokowały się w moim
brzuchu. Nie lubiłam ich. Nie pytając mnie o zgodę, chciały mnie porwać do
nieba. Czekając, aż odbierze ode mnie połączenie, podniosłam się boleśnie z
leżaka i powolnym krokiem podeszłam do brzegu drewnianej podłogi. Spuszczając głowę, broniłam się przed smugami
słońca. Nagrzane panele drażniły stopy.
Wyciągnęłam szyję, przymykając oczy i pozwalając promieniom słońca zatańczyć na
moich policzkach. Wyczekiwanie wprawiało moje wnętrzności w mrowienie. Odebrał, a ja otworzyłam prędko oczy, dławiąc
się powietrzem. Świat znowu zamigotał
tysiącem barw, oślepiając mnie przyjemnie. Słońce poraziło zmęczone oczy. Niebezpiecznie zachwiałam się,
słysząc ciche westchnienie chłopaka po drugiej stronie telefonu. Obudziłam Go z
przyjemnego snu, jestem tego niemal pewna. Zawsze gdy oddzwaniałam, gdy On
spał, witał mnie westchnieniami. Ziewnął niechcący, a ja uśmiechnęłam się do
siebie, patrząc ponad drewniany płot posiadłości.
- Dzwoniłeś… -
wychrypiałam ledwo, wciskając usilnie lewą dłoń do kieszeni dżinsowych ogrodniczek.
Obcisły materiał nie chciał, żeby moje palce się tam ulokowały. Odpuściłam,
wymachując dłonią dla zabicia zdenerwowania. Wolny kosmyk czarnych włosów
spłynął na polik, ale zawodowo to
zignorowałam. – Ja przepraszam, nie słyszałam telefonu, byłam w ogrodzie…
Milczał nawet wtedy, gdy
ja zamknęłam usta i nie atakowałam szybko wycedzanymi słowami. Wsłuchiwałam się w
Jego cichy oddech.
- Am? – odszepnął
wreszcie, gdy dotykałam zimnym palcem czoła, odganiając zabłąkane kosmyki
włosów, zaczynające lekko denerwować moją skórę. Mruknęłam na znak, że słucham
Go uważnie. Wahał się. Bał się? –
Przyjedź. Przyjedź do mnie.
Spuściłam głowę, wbijając
oczy w palce u stóp. Nie były wyjątkowo ciekawe. Nie zatrzymywały wzroku swoją
wyjątkowością. Dawały ratunek, gdy nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Krew
przyśpieszyła, słyszałam doskonale, jak pędzi w żyłach. Szumiała mi w uszach głośniej niż liście na
drzewie rosnącym nieopodal tarasu. Zieleń ogrodu zwirowała nieobliczalnie w
moich oczach, gdy do myśli dobrnął fakt prośby bruneta. Poczułam, jak wiatr
przywiewa tysiąc nowych pytań. Kolejna dawka niepewności? Odwróciłam się na pięcie, jakby to, co było za
mną, przynosiło ratunek. Nie przynosiło. Mój pusty wzrok odbił się od szyby
przesuwanych drzwi tarasowych, a oddech zielonookiego w słuchawce huczał w
uszach. Zaschłe usta nie były w stanie otworzyć się na rozkaz. Zrobiłam sobie krzywdę, nie mogąc
racjonalnie myśleć. Robiłam sobie krzywdę cały czas…
- Do Sydney? – upewniłam
się głupio, przykładając zimną, mimo wszystko, dłoń do czoła. Zwilżyłam suche
usta językiem, zastanawiając się, jakie próby mam uskutecznić, by nie zabrakło
mi powietrza w płucach. Teraz mam do Niego lecieć? Mam wsiąść w metalową
maszynę, która niezależnie od swojego przyjemnego wyglądu, zawsze przyśpiesza
mi oddech? Mam zakleić sobie sine usta taśmą, by nie wrzeszczeć z przerażenia?
Naprawdę mam wsiąść do samolotu, tak? Spotkam
kangury?
- Tak, do Sydney. Do mnie.
Zgięłam kolana i zjechałam
na ciepłe drewno. Przelałam się przez parne, letnie powietrze. Upadłam miękko
na podłogę, przytrzymując się dłonią ciemnego filaru. Wyłożone deski drewna
zdążyły mocno się ogrzać. Odkryte uda zaatakowane nagrzaną deską tarasu zmusiły mnie
do syknięcia. I wtedy, gdy naciągnęłam mięsnie nóg, przeciągając się wygodnie
postanowiłam, że chcę zobaczyć kangury. I Jego.
~~
Witam serdecznie? Mała reaktywacja Persilowej mi się zamarzyła...No, i
mam, co chciałam. Powróciłam do blogosfery - co prawda na innym portalu i z
odmiennie tematycznymi bazgrołami,
aczkolwiek to wciąż ja.
Zaczniemy od tego, że zaskoczyłam samą siebie, wpakowując się w coś, w
co pakować się nie chciałam! Zastrzegałam się, że żadnego opowiadania o Harrym
Styles'ie nie skrobnę. Zapewniałam samą siebie, że w ogóle nic nie
napiszę! A że ja uparta, byłam pewna, że
rzeczywiście nie tknę się takiego wyzwania. Tylko że tak jak uparta, jestem tak
samo zmienna. Pewnego wieczorku, herbata z sandała ( Wiem, wiem, że się
śmiejesz, Molik...) sprawiła, że poczułam moc. I przez tę moc powstało to coś,
co świeci beznadziejnością na górze. Tak sobie pomyślałam, że może spróbuję...?
I spróbowałam. A komu to zawdzięczam? Wyjątkowej, jedynej w swoim rodzaju
Alevue! Gdyby nie ona, nie byłoby mnie tu teraz. Ally, chciałabym Ci ten prolog
zadedykować. Beznadziejny, bo beznadziejny, aczkolwiek...Aczkolwiek to Ty
sprawiłaś, że nie poddałam się na starcie. Co tu ukrywać - to dzięki Tobie
zdecydowałam się na publikację opowiadania. Za to "wsparcie" w kwestii
moich wypocin, za otuchę, za niezastąpione słowa pochwały... ( Co swoją drogą
było dla mnie zabawne do łez, bo jak Tobie, mistrzyni piórka, mogło się to
spodobać?) Dziękuję Ci serdecznie! Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę tym
dziadostwem...; )
Co Wam jeszcze naopowiadać? Generalnie będzie całkiem systematycznie,
bo...Bo mam już caluchne 60 stron Worda napaćkane. Rozdziały będę wrzucać
każdej soboty. Oczywiście, jeżeli coś mi nie wyskoczy lub uniemożliwi
tego. Od razu zastrzegam - jest to
całkowity wytwór mojej wyjątkowo chorej wyobraźni! Wszystko co przeczytacie to
czysta fikcja. Lipa na resorach, ale
miałam niezłą frajdę, gdy pisałam. Może gdyby Styles to przeczytał, nie byłby
zażenowany...No, może...
Jeśli ktoś ma potrzebę
nawiązania kontaktu - śmiało śmignąć w stronę profilu. Serdecznie Was
pozdrawiam i...do napisania za tydzień? : )
Jejku to jest świetne ; O pfuuu co ja gadam świetne ? genialne, piękne.. nie da się opisać ; O proszę Cię nie każ mi czekać tygodnia ;3 -Jagodzinskaa
OdpowiedzUsuńTydzień to maaaało! :)
UsuńJestem zauroczona tym prologiem... Odliczam dni do następnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - DZIĘKUJĘ ZA DEDYKACJĘ i jak już pisałam Ci w naszej prywatnej rozmowie, z tą królową pióra przesadziłaś! Ale mimo wszystko dziękuję za te kilka ciepłych słów. Cieszę się, że wyszło z tego prologu coś więcej niż tylko... Prolog.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie początki. I po tych wszystkich fragmentach, które mi po przesyłałaś jestem już pewna, że zdecydowanie pokocham to opowiadanie, bo ma w sobie to, co w powieściach lubię najbardziej - swój własny klimat, który wznosi się z każdym zdaniem, jakie do tej pory napisałaś.
Te kangury, w sposób, w jaki przedstawisz Harry'ego oraz to, jaka jest Am tworzy swoistą aurę wokół tej historii.
Chcę już kolejny rozdział. Czuję, że to opowiadanie będzie tym, od którego się uzależnię w pełni!
Kiedyś, jak Cię może spotkam, to Cię kopnę. Za to, że mi tak pięknie kłamiesz i wyławiasz na pysk uśmiech. To ja Ci dziękuję! :)
OdpowiedzUsuńOskarżasz mnie o kłamstwa?
UsuńMy się jeszcze policzymy, zobaczysz - NA GADU!
Oskarżam! Bo kłamiesz! Tak Cie ta głowka boli, że kłamiesz!
UsuńPowiem raz jeszcze: cudowne!
OdpowiedzUsuńA ja głupia myślałam, że nigdy nie będę czytać o nich żadnej twórczości :)
Maaaaaaniek, dzięki! Może ich polubisz! :)
UsuńWidzisz? Mówiłam, że świetne i się innym spodoba! <3
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak mam się podpisać, bo zbyt dużo nazw funkcjonuje. Ale i tak wiesz kim jestem ;)
Prolog zachęcający. Czekam na dalszy ciąg :)
OdpowiedzUsuńwszystko co chciałam napisałam Ci na gg. jeśli chcesz, to powiedz, a wkleję Ci wszystko co pisałam tutaj. moja #1 :3
OdpowiedzUsuńKochanie, nic mi tu nie pisz! Ja wiem, co chciałaś mi przekazać, to ważne! Dziękówka! :)
Usuńmiałam rację. jestem dopiero po Prologu, a już jestem pewna. pewna, że nie tracę czasu, że czytam coś, co mną zawładnie. pięknie dobierasz słowa, pięknie łączysz to w subtelne zdania. ile bym dała za taki talent. jak się cieszę, że mam przed sobą jeszcze.. dziewiętnaście rozdziałów? hihi, ale ze mnie spryciula.
OdpowiedzUsuń@CassieMint
Genialnie sie zaczyyyna ... :D
OdpowiedzUsuńCudowny prolog! <3
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest +18
OdpowiedzUsuńświetnie tu u Ciebie !:)
OdpowiedzUsuń