poniedziałek, 7 maja 2012

Prolog


 Powolnym krokiem zbliżyłam się do leżaka. Zainteresowana dźwiękiem telefonu, powiodłam wzrokiem po stoliczku stojącym obok. Przysiadłszy na skrawku materaca, wyciągnęłam bose nogi i sięgnęłam po czarny telefon. Słońce kreślące przepiękne wzory na ciemnej, drewnianej podłodze tarasu przyjemnie ogrzewało palce u stóp. Wyjątkowo ciepłe promyki pięknie tańczyły z rozwiewanymi kosmykami włosów. Zaczerpnęłam letniego, pachnącego maciejkami powietrza, mrużąc oczy i przyglądając się wyświetlaczowi. Znów dzwonił. Znów byłam gdzie indziej. I akurat wtedy, gdy  pogrążałam się w przyjemności pielenia ogródka, nie słysząc dźwięku nadchodzącego połączenia. Ostatnimi czasy nigdy nie byłam w pobliżu, gdy On chciał usłyszeć mój głos. Odkąd cztery miesiące temu wsiadł do potężnego, metalowego samolotu, który powiódł Go do Australii na trasę koncertową, nie dzwonił często. Żył w zbyt szybkim tempie, którego nawet ja nie byłam w stanie spowolnić. Chociaż bardzo pragnęłam złapać Go za dłoń i przytrzymać. Żeby odetchnął choć na moment. Powiedział mi szeptem do ucha, że słońce dziś tak pięknie igra z liśćmi brzozy. Chciałam, żeby zaczął zwracać uwagę na detale. Chciałam, żeby był…  Tymczasem On, zbyt zapracowany, zaaferowany codziennymi koncertami, milionami przepięknych dziewczyn, które uwielbiały wrzeszczeć na Jego widok.  Zapomniał o mnie? Czy nie potrzebował mnie? W końcu wybierał mój numer tylko wtedy, kiedy miał problem, albo kiedy potrzebował się zwierzyć, ile widział dziś kangurów.  Nie pytał o moje kłopoty, nie pytał, co dziś robiłam,  i czy świeci słońce. I czy nadal piję tak dużo kawy. A ja i tak uśmiechałam się, gdy tylko oddzwaniałam i słyszałam zachrypnięty głos bruneta. Zawsze tak samo tajemniczo ochrypły. Ilekroć nie dzwonił, zawsze czułam, jak uśmiecha się po drugiej stronie.
Kiedy nie widziałam nieodebranych połączeń od Niego, nie myślałam o tym, jak bardzo rośnie we mnie tęsknota. A rosła przecież co chwilę, gdy obserwowałam pustkę obok siebie. Karmiłam tęsknotę własnymi myślami. Uczucia związane z brakiem chłopaka mieszkały we mnie, ale nie pamiętałam o nich.  Widziałam tę przykrą emocję dopiero wtedy, gdy brałam śliski telefon do dłoni i obserwowałam zdjęcie chłopaka  wraz z liczbą nieodebranych połączeń. Lubię kangury, ale straciły w moich oczach, gdy On do nich pojechał. Zabrały mi Go?  Czy to On wolał je ode mnie? Westchnęłam najciszej, jak tylko się dało i przejechałam palcem ubabranym w ziemi po dotykowym wyświetlaczu. Czas rozlać swoje ciało na szorstkich deskach tarasu, słysząc Jego ochrypłe powitanie w słuchawce… Kącik moich ust drgnął lekko, gdy wybrałam numer chłopaka, pociągnąwszy dłoń w stronę ucha. Ptaki, które budzą się zazwyczaj wraz z dźwiękiem sygnału, właśnie w tym momencie powróciły i ulokowały się w moim brzuchu. Nie lubiłam ich. Nie pytając mnie o zgodę, chciały mnie porwać do nieba. Czekając, aż odbierze ode mnie połączenie, podniosłam się boleśnie z leżaka i powolnym krokiem podeszłam do brzegu drewnianej podłogi.  Spuszczając głowę, broniłam się przed smugami słońca. Nagrzane  panele drażniły stopy. Wyciągnęłam szyję, przymykając oczy i pozwalając promieniom słońca zatańczyć na moich policzkach. Wyczekiwanie wprawiało moje wnętrzności w mrowienie.  Odebrał, a ja otworzyłam prędko oczy, dławiąc się powietrzem.  Świat znowu zamigotał tysiącem barw, oślepiając mnie przyjemnie. Słońce poraziło  zmęczone oczy. Niebezpiecznie zachwiałam się, słysząc ciche westchnienie chłopaka po drugiej stronie telefonu. Obudziłam Go z przyjemnego snu, jestem tego niemal pewna. Zawsze gdy oddzwaniałam, gdy On spał, witał mnie westchnieniami. Ziewnął niechcący, a ja uśmiechnęłam się do siebie, patrząc ponad drewniany płot  posiadłości.
- Dzwoniłeś… - wychrypiałam ledwo, wciskając usilnie lewą dłoń do kieszeni dżinsowych ogrodniczek. Obcisły materiał nie chciał, żeby moje palce się tam ulokowały. Odpuściłam, wymachując dłonią dla zabicia zdenerwowania. Wolny kosmyk czarnych włosów spłynął na  polik, ale zawodowo to zignorowałam. – Ja przepraszam, nie słyszałam telefonu, byłam w ogrodzie…
Milczał nawet wtedy, gdy ja zamknęłam  usta i nie atakowałam  szybko wycedzanymi słowami. Wsłuchiwałam się w Jego cichy oddech.
- Am? – odszepnął wreszcie, gdy dotykałam zimnym palcem czoła, odganiając zabłąkane kosmyki włosów, zaczynające lekko denerwować moją skórę. Mruknęłam na znak, że słucham Go uważnie. Wahał się. Bał się?  – Przyjedź. Przyjedź do mnie.
Spuściłam głowę, wbijając oczy w palce u stóp. Nie były wyjątkowo ciekawe. Nie zatrzymywały wzroku swoją wyjątkowością. Dawały ratunek, gdy nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Krew przyśpieszyła, słyszałam doskonale, jak pędzi w żyłach.  Szumiała mi w uszach głośniej niż liście na drzewie rosnącym nieopodal tarasu. Zieleń ogrodu zwirowała nieobliczalnie w moich oczach, gdy do myśli dobrnął fakt prośby bruneta. Poczułam, jak wiatr przywiewa tysiąc nowych pytań. Kolejna dawka niepewności?  Odwróciłam się na pięcie, jakby to, co było za mną, przynosiło ratunek. Nie przynosiło. Mój pusty wzrok odbił się od szyby przesuwanych drzwi tarasowych, a oddech zielonookiego w słuchawce huczał   w uszach. Zaschłe usta nie były w stanie otworzyć się na  rozkaz. Zrobiłam sobie krzywdę, nie mogąc racjonalnie myśleć. Robiłam sobie krzywdę cały czas…
- Do Sydney? – upewniłam się głupio, przykładając zimną, mimo wszystko, dłoń do czoła. Zwilżyłam suche usta językiem, zastanawiając się, jakie próby mam uskutecznić, by nie zabrakło mi powietrza w płucach. Teraz mam do Niego lecieć? Mam wsiąść w metalową maszynę, która niezależnie od swojego przyjemnego wyglądu, zawsze przyśpiesza mi oddech? Mam zakleić sobie sine usta taśmą, by nie wrzeszczeć z przerażenia? Naprawdę mam wsiąść do samolotu, tak?  Spotkam kangury?
- Tak, do Sydney. Do mnie.
Zgięłam kolana i zjechałam na ciepłe drewno. Przelałam się przez parne, letnie powietrze. Upadłam miękko na podłogę, przytrzymując się dłonią ciemnego filaru. Wyłożone deski drewna zdążyły mocno się ogrzać. Odkryte uda  zaatakowane nagrzaną deską tarasu zmusiły mnie do syknięcia. I wtedy, gdy naciągnęłam mięsnie nóg, przeciągając się wygodnie postanowiłam, że chcę zobaczyć kangury. I Jego.

                                                                                                 ~~ 
Witam serdecznie? Mała reaktywacja Persilowej mi się zamarzyła...No, i mam, co chciałam. Powróciłam do blogosfery - co prawda na innym portalu i z odmiennie tematycznymi  bazgrołami, aczkolwiek to wciąż ja.
Zaczniemy od tego, że zaskoczyłam samą siebie, wpakowując się w coś, w co pakować się nie chciałam! Zastrzegałam się, że żadnego opowiadania o Harrym Styles'ie nie skrobnę. Zapewniałam samą siebie, że w ogóle nic nie napiszę!  A że ja uparta, byłam pewna, że rzeczywiście nie tknę się takiego wyzwania. Tylko że tak jak uparta, jestem tak samo zmienna. Pewnego wieczorku, herbata z sandała ( Wiem, wiem, że się śmiejesz, Molik...) sprawiła, że poczułam moc. I przez tę moc powstało to coś, co świeci beznadziejnością na górze. Tak sobie pomyślałam, że może spróbuję...? I spróbowałam. A komu to zawdzięczam? Wyjątkowej, jedynej w swoim rodzaju Alevue! Gdyby nie ona, nie byłoby mnie tu teraz. Ally, chciałabym Ci ten prolog zadedykować. Beznadziejny, bo beznadziejny, aczkolwiek...Aczkolwiek to Ty sprawiłaś, że nie poddałam się na starcie. Co tu ukrywać - to dzięki Tobie zdecydowałam się na publikację opowiadania. Za to "wsparcie" w kwestii moich wypocin, za otuchę, za niezastąpione słowa pochwały... ( Co swoją drogą było dla mnie zabawne do łez, bo jak Tobie, mistrzyni piórka, mogło się to spodobać?) Dziękuję Ci serdecznie! Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę tym dziadostwem...; )
Co Wam jeszcze naopowiadać? Generalnie będzie całkiem systematycznie, bo...Bo mam już caluchne 60 stron Worda napaćkane. Rozdziały będę wrzucać każdej soboty. Oczywiście, jeżeli coś mi nie wyskoczy lub uniemożliwi tego.  Od razu zastrzegam - jest to całkowity wytwór mojej wyjątkowo chorej wyobraźni! Wszystko co przeczytacie to czysta fikcja.  Lipa na resorach, ale miałam niezłą frajdę, gdy pisałam. Może gdyby Styles to przeczytał, nie byłby zażenowany...No, może...
 Jeśli ktoś ma potrzebę nawiązania kontaktu - śmiało śmignąć w stronę profilu. Serdecznie Was pozdrawiam i...do napisania za tydzień? : )


18 komentarzy:

  1. Jejku to jest świetne ; O pfuuu co ja gadam świetne ? genialne, piękne.. nie da się opisać ; O proszę Cię nie każ mi czekać tygodnia ;3 -Jagodzinskaa

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem zauroczona tym prologiem... Odliczam dni do następnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze - DZIĘKUJĘ ZA DEDYKACJĘ i jak już pisałam Ci w naszej prywatnej rozmowie, z tą królową pióra przesadziłaś! Ale mimo wszystko dziękuję za te kilka ciepłych słów. Cieszę się, że wyszło z tego prologu coś więcej niż tylko... Prolog.

    Uwielbiam takie początki. I po tych wszystkich fragmentach, które mi po przesyłałaś jestem już pewna, że zdecydowanie pokocham to opowiadanie, bo ma w sobie to, co w powieściach lubię najbardziej - swój własny klimat, który wznosi się z każdym zdaniem, jakie do tej pory napisałaś.
    Te kangury, w sposób, w jaki przedstawisz Harry'ego oraz to, jaka jest Am tworzy swoistą aurę wokół tej historii.

    Chcę już kolejny rozdział. Czuję, że to opowiadanie będzie tym, od którego się uzależnię w pełni!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś, jak Cię może spotkam, to Cię kopnę. Za to, że mi tak pięknie kłamiesz i wyławiasz na pysk uśmiech. To ja Ci dziękuję! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oskarżasz mnie o kłamstwa?
      My się jeszcze policzymy, zobaczysz - NA GADU!

      Usuń
    2. Oskarżam! Bo kłamiesz! Tak Cie ta głowka boli, że kłamiesz!

      Usuń
  5. Powiem raz jeszcze: cudowne!
    A ja głupia myślałam, że nigdy nie będę czytać o nich żadnej twórczości :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzisz? Mówiłam, że świetne i się innym spodoba! <3
    Nie wiem, jak mam się podpisać, bo zbyt dużo nazw funkcjonuje. Ale i tak wiesz kim jestem ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Prolog zachęcający. Czekam na dalszy ciąg :)

    OdpowiedzUsuń
  8. wszystko co chciałam napisałam Ci na gg. jeśli chcesz, to powiedz, a wkleję Ci wszystko co pisałam tutaj. moja #1 :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanie, nic mi tu nie pisz! Ja wiem, co chciałaś mi przekazać, to ważne! Dziękówka! :)

      Usuń
  9. miałam rację. jestem dopiero po Prologu, a już jestem pewna. pewna, że nie tracę czasu, że czytam coś, co mną zawładnie. pięknie dobierasz słowa, pięknie łączysz to w subtelne zdania. ile bym dała za taki talent. jak się cieszę, że mam przed sobą jeszcze.. dziewiętnaście rozdziałów? hihi, ale ze mnie spryciula.

    @CassieMint

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialnie sie zaczyyyna ... :D

    OdpowiedzUsuń
  11. To opowiadanie jest +18

    OdpowiedzUsuń