Dla mojego rozbrajającego, jedynego na świecie Dariusza! Daria - jesteś takim małym promykiem słońca, który chociaż jest za chmurką, bo rzadko się kontaktujemy, to i tak rozświetla mi świat. Kiedy tylko nawiązujemy kontakt - rozwalasz mnie na małe kawałki swoją pozytywnością. I zazdrością o Harry'ego Stylesa! Nie bój się, maleństwo, nie zabiorę Ci Hazzy. Myślę, że od czasu do czasu dam Ci się z nim spotkać. Od święta może pozwolę Ci go pocałować w policzek... Dzięki, że mogłam Cię poznać, te dwa, trzy albo cztery lata temu...Sama już nie wiem, kiedyśmy się poznały. Wciąż trzymam w pudle na listy Twoje pocztówki. Nadal pamiętam nasze rozmowy, które całkowicie odbiegały od normy. I oczywiście, nigdy w życiu nie zapomnę opowiadań, które pisałaś i którymi doprowadzałaś mi do zadyszki z tych wszystkich westchnień... Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Na starą ciotkę, którą dla Ciebie jestem! Znaczy, zawsze Cię rozpieszczałam, jako chrześnicę, więc...Więc teraz nie powinnaś zabierać ciotce męża! Dziękuję za miłe słowa odnośnie mojego opowiadania. Podniosłaś mi bardzo samoocenę. Chwilowo, bo chwilowo, ale miło mi się zrobiło bardzo. Ten rozdział jest dla Ciebie, Maluchu, i liczę na to, że Cię nim nie zawiodłam. Soczyste buziaki i przytulańce!
Cichy trzask wyrwał mnie z
lekkiego, nieprzyjemnego snu. Drgnęłam
delikatnie, zaciskając paznokcie na własnym sweterku. Nie otworzyłam oczu nawet
na sekundę, sparaliżowana strachem, co mogę ujrzeć. Przycisnęłam ręce do swoich
piersi, czując objęcia zimna na plecach. Podkuliwszy nogi pod brzuch, wracałam
do świadomości. Dryfując w świecie
ciemności, nie uchylając nawet leciutko powiek, wsłuchiwałam się w to, co
naokoło mnie. Cichy szmer, ledwo słyszalne, powolne kroki gdzieś w głębi
pokoju. I odgłos wzdychania. Ten odgłos wzdychania, który słyszę zawsze, gdy On
nie może znaleźć sobie miejsca. Otworzyłam
oczy, jak za pstryknięciem palca. Leżałam skulona na środku wielkiego łóżka,
otoczona miękkimi poduszkami i rozkopaną, pachnącą Nim narzutą. Zacisnęłam
usta, dając nieprzyjemnemu dreszczowi przebiec wzdłuż pleców. Z policzkiem przy
materacu obserwowałam chłopaka stojącego nieopodal łóżka. Zdrętwiałe ciało nie
słuchało się mnie absolutnie. Nie miałam najmniejszej siły, by podnieść zastałe
ramiona z wygrzanego miejsca, w którym musiałam już trochę się poniewierać. Jego
postać stojącą przy oknie, nonszalancko opierająca się o framugę, zaaferowana
tym, co kryją ulice Sydney, przytrzymywała mój wzrok właśnie na sobie.Biała
koszulka, którą miał na sobie, gdy witał mnie obojętnie w drzwiach, leżała
przewieszona przez fotel. Brunet stojący przed taflą szyby prezentował mi gołe
plecy. Poruszyłam nogami splątanymi z kołdrą. Drgnął lekko, zaciskając palce na
swoim ramieniu. Zerknęłam niepewnie w tył, zauważając swoją walizkę stojącą
nieopodal ogromnej szafy. Tak jak zostawił ją przed opuszczeniem apartamentu,
teraz stała nietknięta do chwili obecnej. Poczułam, jakbym tkwiła na tym
ogromnym, wysokim łóżku całe wieki. Tak jak ułożyłam się na łóżku zaraz po Jego
wyjściu, tak dobudzałam zmysły w podobnej pozycji, przestraszona Jego
obecnością. Zapachem. Widokiem drgających mięśni, gdy odwracał się w moją
stronę. Moje delikatne próby wyswobodzenia się z długiego materiału zwabiły
Jego wzrok. Szmer nagrzanego przez moją skórę materiału sprawił, że musiał
domyślić się mojego wybudzania. Bezpowrotnie straciłam samą siebie w tej jednej
chwili, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Zastygłam w bezruchu, poluźniając
uścisk na kocu.
- Wróciłem z próby, Am. Spałaś…
- wychrypiał. Zamknęłam oczy, opadając głową na jedną z poduszek. Jej miękki
materiał sprawił, że ponownie zachłysnęłam się Jego zapachem. Biała, pięknie
wyszywana poducha przesiąknięta była zapachem perfum i skóry Harry’ego. Jak na
moją zgubę… Jęknęłam niedosłyszalnie, próbując naciągnąć na głowę kołdrę, która
uprzednio rozwaliłam po całej powierzchni łóżka. Chciałam się uratować, zanim
będzie całkowicie za późno…
Wdzierający się we mnie
wzrok nie pozostawił mi wyboru. Musiałam wreszcie oprzytomnieć. Musiałam
przetrzeć oczy, poprawić skołtunione, czarne kosmyki, opadające na moje
zmęczone ramiona w ogromnym nieładzie. Odetchnęłam
głęboko, podnosząc plecy i siadając niewygodnie na łóżku. Biała bluzeczka na
ramiączka, pognieciona, podwinęła się, niechcący ukazując kawałek mojego
brzucha. Poprawiłam materiał, zasłaniając skrawki skóry i zerkając zaspanym
wzrokiem przed siebie. Zgrabnie ominąwszy Jego gołe ramiona, skupiłam się na
oknie, przy którym uporczywie stał i za które namiętnie się wpatrywał. Zapadał
zmrok, tak subtelnie poszarzając niebo. Zapragnęłam wychylić się bardziej na
łóżku i wychwycić wzrokiem więcej krajobrazu Australii. Widocznie było mi to
niedane… Zamiast pierzastego nieba pod oczy napłynął mi widok umięśnionej
klatki piersiowej, gdy mój piosenkarz przesunął się obok okna, przodem do mnie.
- Harry… - wychrypiałam.
Nawet nie wiem, czy to usłyszał. Nawet nie wiem, czy tylko mi się nie
ubzdurało, że to wydobyło się z moich spierzchniętych ust. Wycedziłam te słowa
tak kompletnie nieświadomie. Jak naćpana. Jak stłamszona gorączką. Stał przede
mną, w całej swojej okazałości, a ja tęskniłam. Jak mogłam tęsknić za czyimś
ciałem, które mam na wyciągnięcie zdrętwiałej ręki? Przecież mogłam wychylić
ciało i złapać Go za ramię. Przyciągnąć… A ja tak tęskniłam. Za Jego dłońmi, które
pomimo niewykonywania ciężkiej pracy, zawsze były tak samo, lekko i przyjemnie
szorstkie. Za oczami, tymi zielonymi, wielkimi zwierciadłami, gdzie zawsze
mogłam dostrzec iskry. Nieważne, czy
były to iskry gniewu, radości, miłości. Były Jego, a to się liczyło, prawda? Te
maleńkie iskierki energii, unikatowe światełka, które niezależnie od tragizmu
sytuacji, wprawiały mnie w odrętwienie z miłości. Tęskniłam niewyobrażalnie boleśnie za miękkimi
wargami, które dotykać mogłam jedynie opuszkami palców. Niezależnie od tego,
czy wolno mi, czy nie – tęskniłam każdym skrawkiem ciała. Ze wszystkich sił.
Zatarłam ślady tęsknoty,
oblizując usta. Miały smak smutku?
- Musiałaś zasnąć zaraz,
jak wyszedłem, nawet nie zdążyłaś się rozpakować – zauważył cicho, drapiąc się
po brzuchu. Skórzany, czarny pasek przytrzymujący dżinsy na Jego biodrach
pięknie komponował się z opalenizną umięśnionego brzucha. Stał niepewnie,
wpatrując się w dywan. Nie odzywałam się nawet szemranym szeptem. Jedynie
pochłaniałam Jego sylwetkę łapczywym wzrokiem, bojąc się, że zaraz ponownie
gdzieś wyjdzie, zostawiając mnie ze zbolałą miną, całkiem samotnie. - Dobrze, że przyjechałaś. – mruknął, nie
patrząc na mnie. Za to ja zerkałam w stronę szarej twarzy otoczonej loczkami,
bardzo uważnie. W obecnej chwili zapamiętywałam każdą najmniejszą rysę twarzy
chłopaka. Każdy zabłąkany loczek, spadający na Jego czoło zdawał się prosić, by
go odgarnąć. Trwałam w bezruchu zastanawiając się, kiedy wreszcie odważę się
poruszyć ciałem. Zastygła kompletnie,
nie miałam odwagi poruszyć nawet jednym palcem u stopy. Bałam się swobodnie
wypuścić powietrze spomiędzy ust. Dusiłam się, chociaż na mojej twarzy widniał
niewyobrażalnie idealny spokój. W oczach jednak można było dostrzec strach. Ten
bez poparcia. Strach bez powodu…? Obawiałam się, że gdy tylko cokolwiek zrobię,
moje ciało rozpadnie się na tysiące kawałków. Czy ja jeszcze istnieję? Czy to
tylko moje dziwne wrażenie – pozostałość po życiu? Nie wydaje mi się, żeby ten
płytki oddech był dowodem na moje życie. Ledwo dostarczałam organizmowi
powietrza. Przecież nic by się nie stało, gdybym nagle przestała, tak
zwyczajnie, oddychać. I żyć. Kangury by nie płakały. On tym bardziej. Prawda?
- Chciałbym z tobą
porozmawiać. Chyba jako jedyna zawsze umiałaś mi pomóc. Jedynie rozmowa z tobą
przynosiła jakikolwiek spokój w moim zrytym umyśle. Zadzwonię, żeby przywieźli
nam jakąś kolację, dobrze? Na co masz ochotę?
Rozgadał się tak mocno, że
nie zdążyłam dwa razy mrugnąć, a On już rozpoczynał kolejne zdanie. Przymknęłam zmęczone powieki, pod którymi
uzbierała mi się odrobina piasku. Bolało mnie patrzenie na tego człowieka.
Bolała mnie tęsknota, która skrywałam. Zakręciło mi się w głowie od natłoku
myśli, słów, zapachów, gestów… Serce zebrało się do natychmiastowego galopu,
gdy powolnym krokiem podszedł do łóżka i oparł się o jego ramę. Nie mógł
zauważyć, jak odsuwam się nieznacznie w głąb, obserwował swoje żyły na
przedramionach. Zamknęłam usta i patrzyłam, jak zwinnym ruchem odrzuca swoje
ciemne loki na bok. Spojrzał na mnie. Zakołysało mi się przed oczami.
Zakołysała mi się rama łożka, Jego sylwetka, ściana, fotel…Świat zatańczył.
Roziskrzone, zielone oczyska tuż przede mną, dawkowały mi niezliczoną ilość
obojętnego spojrzenia. Przedmiotowość? Harry, znowu? Znowu jestem Ci obojętna?
Zdławił mnie żal. Skąd on się bierze, ten żal? Gdzie ja skrywam takie wielkie
ilości smutku. Gdzie są te pokłady goryczy? Moje spojrzenie nagle stało się
pytające. Tylko skąd zielonooki mógł wiedzieć, o co chcę spytać, gdy suche usta
zaciskałam w tak wąską linię, że aż mi pobielały. Spomiędzy moich warg nie
wymsknęło się żadne, nawet najmniejsze pytanie. Co mi się dzieje?
- Nie sądzisz, że
powinieneś mnie odprowadzić do mojego apartamentu? – To były pierwsze poważne
słowa, które zdołałam wycedzić w Jego kierunku. Jak udało mi się to wycedzić, bez zadrgania
warg…Naprawdę nie wiem. Dławiłam się smutkiem, ale i tak powiedziałam to nad
wyraz spokojnie. Pierwsze słowa, jakie skierowałam w stronę bruneta, odkąd
patrzymy sobie w twarz. Tlił się we mnie żal. Te łzy, które jeszcze przed snem
spływały po moich policzkach w szybkim tempie, zastygły niedawno. Przetarłam
skórę policzków kciukami, rozcierając zaschłości niepewnie obserwując jak Jego twarz wykrzywia
się w grymasie. Nie rozumiałam tego grymasu. Targały Nim dziwne emocje, których
nie dane mi było poznać. Postanowiłam nie pokazać, jak bardzo zdusił mnie
przykrością, tym traktowaniem. Zawsze tak robił. Jednym słowem lub gestem
odpychał wszystkie żale, jakie tylko wyhodowałam sobie w podświadomości z Jego
winy. Nie miałam żadnych szans, kiedy patrzył mi w oczy. Wszystkie pretensje
topniały od tych iskierek schowanych w Jego tęczówkach. Czy ja jestem taka
słaba, czy to On mnie omamia? Lawirując spojrzeniem między Jego szyją, szczęką
a ramionami, naciągnęłam rękawy sweterka na nadgarstki. Znowu opadałam na dno,
przegrywałam. Kiedyś myślałam, ze jestem kuloodporna. Że nauczyłam się walczyć.
Nie nauczyłam się. Teraz to już wiem.
- Myślałem, że zostaniesz
w moim apartamencie. W końcu przyjechałaś do mnie, a nie po to, by sprawdzać
komfortowość apartamentów tego hotelu… - wyparował po kilku minutach milczenia.
Złożył dłonie, machając nimi i nonszalancko opierając się o tę drewnianą ramę. Uschłam.
- Nie wydaje mi się, by
twój menager był zadowolony. – odparłam delikatnie, zdejmując z kolan koc.
Niemrawo ziewnęłam i ułożyłam miękki materiał w schludną kostkę. Uciekałam
wzrokiem, gdzie tylko mogłam. Donica z przepięknym, dorodnym kwiatem łaknęła
moje speszone spojrzenie idealnie. Gdy tępe wpatrywanie się w białą donicę było
podejrzane, zjeżdżałam szarymi tęczówkami w stronę tafli lustra. Trzymałam się
z dala od trawiastych zwierciadeł otoczonych czarnymi rzęsami. Uciekałam tak
niewinnie od Jego oczu. Jakbym była wstydliwą nastolatką.
- Nie wydaje mi się, by
obchodziło mnie, co ten człowiek uważa. – odparował momentalnie, wzdychając i
wyprostowując się. Przeczesał palcami swoje ciemne loki, odgarniając je z czoła
i odchylając głowę. Wspiął się na palce, przeciągając ciało. Naprężył mięśnie
pleców i westchnął głośno. Zasępiłam się, mrugając subtelnie i spoglądając
zażarcie na swoje słabe odbicie w lustrze stojącym przy jednej ze ścian. Czy ta
zmarkotniała brunetka to ja? Ta wymemłana, ledwo żywa dziewczyna siedząca
krzywo na wysokim, pięknym łóżku, to naprawdę ja? Na szarej twarzy nie w sposób
odnaleźć uśmiech. Czy ja czasem nie oduczyłam się uśmiechać? Silę się na
nadzieje, że kangury przywrócą mi umiejętność wykrzywiania ust w uśmiechu. A
może On to zrobi?
- Ale tu jest jedno łóżko…
- wyspałam nagle, odwracając się gwałtownie w stronę bruneta. Stał na środku
pomieszczenia, mrużąc oczy. Speszona przeniosłam szarawe spojrzenie w stronę
lustra. Zachciało mi się płakać, gdy znalazłam w odbiciu luźno spadające,
rozczochrane, kruczoczarne włosy. Dlaczego muszę wyglądać jak sierota? Przecież
wyglądam naprawę tragicznie, tak niesamowicie niepasująca do tego otoczenia.
- Przeszkadza ci to? –
Dobiegło do moich uszu ochrypłe pytanie Harry’ego. Spuściłam głowę na kolana,
pocierając palcami o materiał dżinsu na udach.
- Nie.
Nie mogłoby mi to
przeszkadzać, prawda?
Zapierało dech w
piersiach. Odbierało świadome myślenie. Pomarańczowo-fioletowe smugi na niebie
i przepiękne czerwone słońce zachodzące za budynki. Australia i zapadający zmierzch. Oparłam
policzek o zimną szybę, wzdychając pod nosem. Chłód marmuru, z którego wykonany został parapet na którym to
siedziałam, wymusił na moich ramionach subtelny dreszcz. Zachodziło słońce,
wschodził spokój. Szkło dotykające mojego policzka złagodziło cały smutek. Przynajmniej tak sobie wmawiałam. Ukojenie
zmysłów widokiem oparów malujących się na niebie. I ta firanka, która gdzieś za
moimi plecami spływała aż do ziemi, na ciemną, drewnianą podłogę. Pachniała
Nim. Wszystko tu pachniało właśnie Nim. Czy to ta śnieżnobiała, satynowa
poducha, którą dziś rano przyciskałam do piersi. Czy to fotel na którym kucałam
i czytałam harmonogram koncertów w Sydney. Powietrze pachniało Harrym. Oddychałam
marzeniem?
Koniuszek mojego palca
powędrował na taflę szyby. Przejechałam krawędzią paznokcia, zakreślając
kontury dużej, pomarańczowej kuli, która coraz bardziej spadała za ogromny
wieżowiec. Niewidocznym tańcem osuwało się, z sekundy na sekundę oddalając się
od moich oczu. A fiolet i czerwień coraz mocniej kolorowały niebo.
Kolejny raz zostałam sama.
Pozostawił po sobie tylko zapach i resztki słów, które gdzieś w czeluściach tego
pomieszczenia odbijały się echem. Tańczyły przy szafie, stały koło komody,
obijały się o kryształki żyrandolu. Nie mogłam zabronić mu wyjść na własny
koncert, prawda? To On chciał zabronić mi tu zostać. Do ostatnich chwil
namawiał mnie, bym wcisnęła się w bluzę i pojechała z nimi. Nie chciałam. Wreszcie,
gdy do tej klitki przepełnionej Jego perfumami wparował zdyszany Liam,
błagający wręcz na klęczkach bruneta, by ten się pośpieszył… Odpuścił. Wcisnąwszy
na nos czarne okulary przeciwsłoneczne, pozwolił mi zostać na parapecie. I
wyszedł, zostawiając w moim umyśle widok obojętnych oczu, wzruszających ramion.
I moje odbicie w szkiełkach tych czarnych okularów.
Dlaczego nie skusiłam się
na obserwowanie, jak radośnie skacze po scenie? Byłam tak bardzo zdesperowana,
że zostałam przy szybie, by patrzeć na fioletowe wzory na niebie? Czy ten widok
był cenniejszy od spełniającego się, szczęśliwego Harry’ego? Bałam się, prawda?
Bałam się, że zgubi mój wzrok pośród milionów wrzeszczących, płaczących
dziewczyn. A ja tak nienawidziłam, gdy ktoś odbierał mi te iskry. Te zielone,
nasączone Harrym iskry.
Cisza waląca z całych sił
w moje serce, gdy obserwowałam Sydney sprawiała, że wreszcie czułam ulgę. Nie
byłam w obstrzale spojrzeń. Bez krępacji mogłam łaknąć zapach. Nie musiał
patrzeć na mnie podejrzliwie, gdy zamykam oczy i swobodnie wdycham opary Jego
perfum. Mogłam bez wstydu namalowanego czerwienią na moich policzkach poczłapać
do wielkiej szafy, gdzie schował wszystkie swoje ubrania. Na czas kilku godzin,
gdy w oparach dymu i w akompaniamencie wrzasków wszystkich swoich fanek,
oddaje serce, poświęca głos, mogłam wcisnąć na swoje ramiona Jego
bluzę. I chodzić w niej po całym apartamencie, nerwowo zerkając na zegarek,
pilnując swoich powiek, by czasem nie zasnąć. Żeby nie zastał mnie
nieprzytomnej w Jego ubraniach. Pomimo potrzeby, nie zrobiłam tego. Dalej
tkwiłam zamrożona, przyciśnięta ramionami do szyby. Fiolet przechodził w
granat, wpuszczając do pomieszczenia ciemniejsze barwy. Cień, rzucany na moje
ramiona zdawał się zmuszać mnie, bym zapaliła lampkę i nie siedziała w
ciemnościach. Ale przecież w ciemnościach nie widać łez. A łzy są lżejsze, gdy
nikt ich nie dostrzega. I szybciej wysychają.
już nie mam słów, aby opisywać swój zachwyt i aby wyrazić wszystkie ochy i achy..
OdpowiedzUsuńZdecydowanie najlepszy rozdział jak dotąd, choć pełen jest goryczy, żalu i wielkiej tęsknoty. Jednak wszyscy mamy nadzieję, że wkrótce smutek zniknie z jej oczu, a obojętność z oczy Harrego. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDopiero po kilku minutach ciszy po tym wszystkim się otrząsnęłam. Jesteś tutaj perfekcyjna we wszystkim. Całe te emocje Amiry są tak idealnie opisane... Nie mogę powstrzymać w sobie zachwytu. Czuję przeogromną radość, że tutaj trafiłam. Wprowadzasz w swój świat, do którego chce się wracać! (;
OdpowiedzUsuńKredka
Więc najpierw muszę ochłonąć, a dopiero później opisać przynajmniej w drobnym calu swój zachwyt...Uff..Już. Więc po pierwsze już sama dedykacja była zapowiedzią nieziemskiego rozdziału. Dziękuję Ci moja droga. Wypadałoby jakoś odnowić kontakt? Sukces, że jeszcze w jakimś calu o sobie pamiętamy! Co do tych promyczków i w ogóle - Baby you light up my world like nobody else! Po prostu ;- ) Ach, odbiegające od normy tematy to moja specjalność. Wypadałoby to powtórzyć! Dobra, przechodząc do konkretów - Rozdział. Co ja mam mówić? Co Ci po opinii twojego słoneczka? Przecież Ty dobrze wiesz, jak ja kocham te wszystkie Twoje opowiadania, każde słowo jakie wystukasz na klawiaturze, wszystkie te barwne opisy którymi swobodne operujesz w opowiadaniach. Jestem pod wrażeniem, że moja ciocia jest aż tak utalentowana. Dobra, nie będę tu się już rozpisywać, bo sama dobrze wiesz, że mogłabym gadać i gadać i gadać i tak bez końca! P.S. Swoim opowiadaniem przypominasz mi "stare czasy" i aż chce mi się coś naskrobać ;-) ! Ale czym by było moje marne opowiadanie przy Twoich arcydziełach? Buziaki, Dariusz Xx
OdpowiedzUsuńPerełka, jak zwykle.
OdpowiedzUsuńWspaniałe...nic dodać, nic ująć. Wzrószające, pełne bólu, smutku. Po prostu ŚWIETNE JAK ZWYKLE. :)
OdpowiedzUsuńNajlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńO. Mój. Borze. KIM TY JESTEŚ? Zstąpiłaś z nieba specjalnie po to, żeby przywrócić mi wiarę w ludzi? Co wiem o tobie? O tym jak piszesz? Praktycznie nic. A już jestem zakochana. W tym, jak dobierasz słowa, jak konstruujesz zdania... Opisy zapierają dech w piersi. Powiem szczerze, "siedzę" w szeroko pojętym pisarstwie już ładnych parę lat i rzadko zdarza mi się trafić na tak niezwykły talent. Po prostu czuje się wszystkie te emocje, cały ból, strach, nadzieję. to wszystko rozgrywa się i w moim sercu, kiedy czytam to, co tu napisałaś.
OdpowiedzUsuńDziękuję, za te wspaniałe przeżycia.
Z uwielbieniem i pokłonami dla talaentu-
Jashia
Harry jakie ja mam zajebiście mieszane uczucia co do Ciebie!
OdpowiedzUsuńAww! Harry jest moim ulubieńcem, ale co do postacie w opowiadaniu mam mieszane uczucia.
OdpowiedzUsuńCzekam ,ze w kolejnym rozdziale(który pojawi się, miejmy nadzieję nie długo) wszytko się wyjaśni.
i co ja mam z Tobą Harry zrobić, powiesz mi? jak możesz tak piekielnie niedbale obcować z Amirą, jednocześnie Jej pragnąć? jak? wytłumacz mi, bo gubię się w Tobie człowieku.
OdpowiedzUsuńsłońce.. Ty też mi odpowiedz - jak to jest pisać tak piękne opowiadanie, co? jak to jest stworzyć tak cudowną historię? kolejna perełka do kolekcji ewidentnie.
@CassieMint
Szczerze, ślisznie piszesz, ale ten blog jest trochę nudny. Za mało dialogów według mnie. Albo za dużo opisujesz jak główna bohaterka się czuje. I w ogóle. Ale to tylko moje zdanie. :))
OdpowiedzUsuńpopłakałam się!dziękuję Ci za ten rozdział..mam nadzieję, że wszystko skończy się szczęśliwie.
OdpowiedzUsuńJezuuuuuuuuuu masakra, jak można opisywać tyle .. sorki,ale to bardzo nudzące, gdy czytasz ;/
OdpowiedzUsuń