sobota, 19 maja 2012

Trzeci


      

Dla mojego rozbrajającego, jedynego na świecie Dariusza! Daria - jesteś takim małym promykiem słońca, który chociaż jest za chmurką, bo rzadko się kontaktujemy, to i tak rozświetla mi świat. Kiedy tylko nawiązujemy kontakt - rozwalasz mnie na małe kawałki swoją pozytywnością. I zazdrością o Harry'ego Stylesa! Nie bój się, maleństwo, nie zabiorę Ci Hazzy. Myślę, że od czasu do czasu dam Ci się z nim spotkać. Od święta może pozwolę Ci go pocałować w policzek... Dzięki, że mogłam Cię poznać, te dwa, trzy albo cztery lata temu...Sama już nie wiem, kiedyśmy się poznały. Wciąż trzymam w pudle na listy Twoje pocztówki. Nadal pamiętam nasze rozmowy, które całkowicie odbiegały od normy. I oczywiście, nigdy w życiu nie zapomnę opowiadań, które pisałaś i którymi doprowadzałaś mi do zadyszki z tych wszystkich westchnień... Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Na starą ciotkę, którą dla Ciebie jestem! Znaczy, zawsze Cię rozpieszczałam, jako chrześnicę, więc...Więc teraz nie powinnaś zabierać ciotce męża! Dziękuję za miłe słowa odnośnie mojego opowiadania. Podniosłaś mi bardzo samoocenę. Chwilowo, bo chwilowo, ale miło mi się zrobiło bardzo. Ten rozdział jest dla Ciebie, Maluchu, i liczę na to, że Cię nim nie zawiodłam. Soczyste buziaki i przytulańce! 


            Cichy trzask wyrwał mnie z lekkiego, nieprzyjemnego snu.  Drgnęłam delikatnie, zaciskając paznokcie na własnym sweterku. Nie otworzyłam oczu nawet na sekundę, sparaliżowana strachem, co mogę ujrzeć. Przycisnęłam ręce do swoich piersi, czując objęcia zimna na plecach. Podkuliwszy nogi pod brzuch, wracałam do  świadomości. Dryfując w świecie ciemności, nie uchylając nawet leciutko powiek, wsłuchiwałam się w to, co naokoło mnie. Cichy szmer, ledwo słyszalne, powolne kroki gdzieś w głębi pokoju. I odgłos wzdychania. Ten odgłos wzdychania, który słyszę zawsze, gdy On nie może znaleźć sobie miejsca.  Otworzyłam oczy, jak za pstryknięciem palca. Leżałam skulona na środku wielkiego łóżka, otoczona miękkimi poduszkami i rozkopaną, pachnącą Nim narzutą. Zacisnęłam usta, dając nieprzyjemnemu dreszczowi przebiec wzdłuż pleców. Z policzkiem przy materacu obserwowałam chłopaka stojącego nieopodal łóżka. Zdrętwiałe ciało nie słuchało się mnie absolutnie. Nie miałam najmniejszej siły, by podnieść zastałe ramiona z wygrzanego miejsca, w którym musiałam już trochę się poniewierać. Jego postać stojącą przy oknie, nonszalancko opierająca się o framugę, zaaferowana tym, co kryją ulice Sydney, przytrzymywała mój wzrok właśnie na sobie.Biała koszulka, którą miał na sobie, gdy witał mnie obojętnie w drzwiach, leżała przewieszona przez fotel. Brunet stojący przed taflą szyby prezentował mi gołe plecy. Poruszyłam nogami splątanymi z kołdrą. Drgnął lekko, zaciskając palce na swoim ramieniu. Zerknęłam niepewnie w tył, zauważając swoją walizkę stojącą nieopodal ogromnej szafy. Tak jak zostawił ją przed opuszczeniem apartamentu, teraz stała nietknięta do chwili obecnej. Poczułam, jakbym tkwiła na tym ogromnym, wysokim łóżku całe wieki. Tak jak ułożyłam się na łóżku zaraz po Jego wyjściu, tak dobudzałam zmysły w podobnej pozycji, przestraszona Jego obecnością. Zapachem. Widokiem drgających mięśni, gdy odwracał się w moją stronę. Moje delikatne próby wyswobodzenia się z długiego materiału zwabiły Jego wzrok. Szmer nagrzanego przez moją skórę materiału sprawił, że musiał domyślić się mojego wybudzania. Bezpowrotnie straciłam samą siebie w tej jednej chwili, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Zastygłam w bezruchu, poluźniając uścisk na kocu.
- Wróciłem z próby, Am. Spałaś… - wychrypiał. Zamknęłam oczy, opadając głową na jedną z poduszek. Jej miękki materiał sprawił, że ponownie zachłysnęłam się Jego zapachem. Biała, pięknie wyszywana poducha przesiąknięta była zapachem perfum i skóry Harry’ego. Jak na moją zgubę… Jęknęłam niedosłyszalnie, próbując naciągnąć na głowę kołdrę, która uprzednio rozwaliłam po całej powierzchni łóżka. Chciałam się uratować, zanim będzie całkowicie za późno…
Wdzierający się we mnie wzrok nie pozostawił mi wyboru. Musiałam wreszcie oprzytomnieć. Musiałam przetrzeć oczy, poprawić skołtunione, czarne kosmyki, opadające na moje zmęczone ramiona w ogromnym nieładzie.  Odetchnęłam głęboko, podnosząc plecy i siadając niewygodnie na łóżku. Biała bluzeczka na ramiączka, pognieciona, podwinęła się, niechcący ukazując kawałek mojego brzucha. Poprawiłam materiał, zasłaniając skrawki skóry i zerkając zaspanym wzrokiem przed siebie. Zgrabnie ominąwszy Jego gołe ramiona, skupiłam się na oknie, przy którym uporczywie stał i za które namiętnie się wpatrywał. Zapadał zmrok, tak subtelnie poszarzając niebo. Zapragnęłam wychylić się bardziej na łóżku i wychwycić wzrokiem więcej krajobrazu Australii. Widocznie było mi to niedane… Zamiast pierzastego nieba pod oczy napłynął mi widok umięśnionej klatki piersiowej, gdy mój piosenkarz  przesunął się obok okna, przodem do mnie.
- Harry… - wychrypiałam. Nawet nie wiem, czy to usłyszał. Nawet nie wiem, czy tylko mi się nie ubzdurało, że to wydobyło się z moich spierzchniętych ust. Wycedziłam te słowa tak kompletnie nieświadomie. Jak naćpana. Jak stłamszona gorączką. Stał przede mną, w całej swojej okazałości, a ja tęskniłam. Jak mogłam tęsknić za czyimś ciałem, które mam na wyciągnięcie zdrętwiałej ręki? Przecież mogłam wychylić ciało i złapać Go za ramię. Przyciągnąć… A ja tak tęskniłam. Za Jego dłońmi, które pomimo niewykonywania ciężkiej pracy, zawsze były tak samo, lekko i przyjemnie szorstkie. Za oczami, tymi zielonymi, wielkimi zwierciadłami, gdzie zawsze mogłam dostrzec iskry.  Nieważne, czy były to iskry gniewu, radości, miłości. Były Jego, a to się liczyło, prawda? Te maleńkie iskierki energii, unikatowe światełka, które niezależnie od tragizmu sytuacji, wprawiały mnie w odrętwienie z miłości.  Tęskniłam niewyobrażalnie boleśnie za miękkimi wargami, które dotykać mogłam jedynie opuszkami palców. Niezależnie od tego, czy wolno mi, czy nie – tęskniłam każdym skrawkiem ciała. Ze wszystkich sił.
Zatarłam ślady tęsknoty, oblizując usta. Miały smak smutku?
- Musiałaś zasnąć zaraz, jak wyszedłem, nawet nie zdążyłaś się rozpakować – zauważył cicho, drapiąc się po brzuchu. Skórzany, czarny pasek przytrzymujący dżinsy na Jego biodrach pięknie komponował się z opalenizną umięśnionego brzucha. Stał niepewnie, wpatrując się w dywan. Nie odzywałam się nawet szemranym szeptem. Jedynie pochłaniałam Jego sylwetkę łapczywym wzrokiem, bojąc się, że zaraz ponownie gdzieś wyjdzie, zostawiając mnie ze zbolałą miną, całkiem samotnie. -  Dobrze, że przyjechałaś. – mruknął, nie patrząc na mnie. Za to ja zerkałam w stronę szarej twarzy otoczonej loczkami, bardzo uważnie. W obecnej chwili zapamiętywałam każdą najmniejszą rysę twarzy chłopaka. Każdy zabłąkany loczek, spadający na Jego czoło zdawał się prosić, by go odgarnąć. Trwałam w bezruchu zastanawiając się, kiedy wreszcie odważę się poruszyć ciałem.  Zastygła kompletnie, nie miałam odwagi poruszyć nawet jednym palcem u stopy. Bałam się swobodnie wypuścić powietrze spomiędzy ust. Dusiłam się, chociaż na mojej twarzy widniał niewyobrażalnie idealny spokój. W oczach jednak można było dostrzec strach. Ten bez poparcia. Strach bez powodu…? Obawiałam się, że gdy tylko cokolwiek zrobię, moje ciało rozpadnie się na tysiące kawałków. Czy ja jeszcze istnieję? Czy to tylko moje dziwne wrażenie – pozostałość po życiu? Nie wydaje mi się, żeby ten płytki oddech był dowodem na moje życie. Ledwo dostarczałam organizmowi powietrza. Przecież nic by się nie stało, gdybym nagle przestała, tak zwyczajnie, oddychać. I żyć. Kangury by nie płakały. On tym bardziej. Prawda?
- Chciałbym z tobą porozmawiać. Chyba jako jedyna zawsze umiałaś mi pomóc. Jedynie rozmowa z tobą przynosiła jakikolwiek spokój w moim zrytym umyśle. Zadzwonię, żeby przywieźli nam jakąś kolację, dobrze? Na co masz ochotę?
Rozgadał się tak mocno, że nie zdążyłam dwa razy mrugnąć, a On już rozpoczynał kolejne zdanie.  Przymknęłam zmęczone powieki, pod którymi uzbierała mi się odrobina piasku. Bolało mnie patrzenie na tego człowieka. Bolała mnie tęsknota, która skrywałam. Zakręciło mi się w głowie od natłoku myśli, słów, zapachów, gestów… Serce zebrało się do natychmiastowego galopu, gdy powolnym krokiem podszedł do łóżka i oparł się o jego ramę. Nie mógł zauważyć, jak odsuwam się nieznacznie w głąb, obserwował swoje żyły na przedramionach. Zamknęłam usta i patrzyłam, jak zwinnym ruchem odrzuca swoje ciemne loki na bok. Spojrzał na mnie. Zakołysało mi się przed oczami. Zakołysała mi się rama łożka, Jego sylwetka, ściana, fotel…Świat zatańczył. Roziskrzone, zielone oczyska tuż przede mną, dawkowały mi niezliczoną ilość obojętnego spojrzenia. Przedmiotowość? Harry, znowu? Znowu jestem Ci obojętna? Zdławił mnie żal. Skąd on się bierze, ten żal? Gdzie ja skrywam takie wielkie ilości smutku. Gdzie są te pokłady goryczy? Moje spojrzenie nagle stało się pytające. Tylko skąd zielonooki mógł wiedzieć, o co chcę spytać, gdy suche usta zaciskałam w tak wąską linię, że aż mi pobielały. Spomiędzy moich warg nie wymsknęło się żadne, nawet najmniejsze pytanie. Co mi się dzieje?
- Nie sądzisz, że powinieneś mnie odprowadzić do mojego apartamentu? – To były pierwsze poważne słowa, które zdołałam wycedzić w Jego kierunku.  Jak udało mi się to wycedzić, bez zadrgania warg…Naprawdę nie wiem. Dławiłam się smutkiem, ale i tak powiedziałam to nad wyraz spokojnie. Pierwsze słowa, jakie skierowałam w stronę bruneta, odkąd patrzymy sobie w twarz. Tlił się we mnie żal. Te łzy, które jeszcze przed snem spływały po moich policzkach w szybkim tempie, zastygły niedawno. Przetarłam skórę policzków kciukami, rozcierając zaschłości  niepewnie obserwując jak Jego twarz wykrzywia się w grymasie. Nie rozumiałam tego grymasu. Targały Nim dziwne emocje, których nie dane mi było poznać. Postanowiłam nie pokazać, jak bardzo zdusił mnie przykrością, tym traktowaniem. Zawsze tak robił. Jednym słowem lub gestem odpychał wszystkie żale, jakie tylko wyhodowałam sobie w podświadomości z Jego winy. Nie miałam żadnych szans, kiedy patrzył mi w oczy. Wszystkie pretensje topniały od tych iskierek schowanych w Jego tęczówkach. Czy ja jestem taka słaba, czy to On mnie omamia? Lawirując spojrzeniem między Jego szyją, szczęką a ramionami, naciągnęłam rękawy sweterka na nadgarstki. Znowu opadałam na dno, przegrywałam. Kiedyś myślałam, ze jestem kuloodporna. Że nauczyłam się walczyć. Nie nauczyłam się. Teraz to już wiem.
- Myślałem, że zostaniesz w moim apartamencie. W końcu przyjechałaś do mnie, a nie po to, by sprawdzać komfortowość apartamentów tego hotelu… - wyparował po kilku minutach milczenia. Złożył dłonie, machając nimi i nonszalancko opierając się o tę drewnianą ramę. Uschłam.
- Nie wydaje mi się, by twój menager był zadowolony. – odparłam delikatnie, zdejmując z kolan koc. Niemrawo ziewnęłam i ułożyłam miękki materiał w schludną kostkę. Uciekałam wzrokiem, gdzie tylko mogłam. Donica z przepięknym, dorodnym kwiatem łaknęła moje speszone spojrzenie idealnie. Gdy tępe wpatrywanie się w białą donicę było podejrzane, zjeżdżałam szarymi tęczówkami w stronę tafli lustra. Trzymałam się z dala od trawiastych zwierciadeł otoczonych czarnymi rzęsami. Uciekałam tak niewinnie od Jego oczu. Jakbym była wstydliwą nastolatką.
- Nie wydaje mi się, by obchodziło mnie, co ten człowiek uważa. – odparował momentalnie, wzdychając i wyprostowując się. Przeczesał palcami swoje ciemne loki, odgarniając je z czoła i odchylając głowę. Wspiął się na palce, przeciągając ciało. Naprężył mięśnie pleców i westchnął głośno. Zasępiłam się, mrugając subtelnie i spoglądając zażarcie na swoje słabe odbicie w lustrze stojącym przy jednej ze ścian. Czy ta zmarkotniała brunetka to ja? Ta wymemłana, ledwo żywa dziewczyna siedząca krzywo na wysokim, pięknym łóżku, to naprawdę ja? Na szarej twarzy nie w sposób odnaleźć uśmiech. Czy ja czasem nie oduczyłam się uśmiechać? Silę się na nadzieje, że kangury przywrócą mi umiejętność wykrzywiania ust w uśmiechu. A może On to zrobi?
- Ale tu jest jedno łóżko… - wyspałam nagle, odwracając się gwałtownie w stronę bruneta. Stał na środku pomieszczenia, mrużąc oczy. Speszona przeniosłam szarawe spojrzenie w stronę lustra. Zachciało mi się płakać, gdy znalazłam w odbiciu luźno spadające, rozczochrane, kruczoczarne włosy. Dlaczego muszę wyglądać jak sierota? Przecież wyglądam naprawę tragicznie, tak niesamowicie niepasująca do tego otoczenia.
- Przeszkadza ci to? – Dobiegło do moich uszu ochrypłe pytanie Harry’ego. Spuściłam głowę na kolana, pocierając palcami o materiał dżinsu na udach.
- Nie.
Nie mogłoby mi to przeszkadzać, prawda?


      Zapierało dech w piersiach. Odbierało świadome myślenie. Pomarańczowo-fioletowe smugi na niebie i przepiękne czerwone słońce zachodzące za budynki.  Australia i zapadający zmierzch. Oparłam policzek o zimną szybę, wzdychając pod nosem. Chłód marmuru, z  którego wykonany został parapet na którym to siedziałam, wymusił na moich ramionach subtelny dreszcz. Zachodziło słońce, wschodził spokój. Szkło dotykające mojego policzka złagodziło cały smutek.  Przynajmniej tak sobie wmawiałam. Ukojenie zmysłów widokiem oparów malujących się na niebie. I ta firanka, która gdzieś za moimi plecami spływała aż do ziemi, na ciemną, drewnianą podłogę. Pachniała Nim. Wszystko tu pachniało właśnie Nim. Czy to ta śnieżnobiała, satynowa poducha, którą dziś rano przyciskałam do piersi. Czy to fotel na którym kucałam i czytałam harmonogram koncertów w Sydney. Powietrze pachniało Harrym. Oddychałam marzeniem?
Koniuszek mojego palca powędrował na taflę szyby. Przejechałam krawędzią paznokcia, zakreślając kontury dużej, pomarańczowej kuli, która coraz bardziej spadała za ogromny wieżowiec. Niewidocznym tańcem osuwało się, z sekundy na sekundę oddalając się od moich oczu. A fiolet i czerwień coraz mocniej kolorowały niebo.
Kolejny raz zostałam sama. Pozostawił po sobie tylko zapach i resztki słów, które gdzieś w czeluściach tego pomieszczenia odbijały się echem.  Tańczyły przy szafie, stały koło komody, obijały się o kryształki żyrandolu. Nie mogłam zabronić mu wyjść na własny koncert, prawda? To On chciał zabronić mi tu zostać. Do ostatnich chwil namawiał mnie, bym wcisnęła się w bluzę i pojechała z nimi. Nie chciałam. Wreszcie, gdy do tej klitki przepełnionej Jego perfumami wparował zdyszany Liam, błagający wręcz na klęczkach bruneta, by ten się pośpieszył… Odpuścił. Wcisnąwszy na nos czarne okulary przeciwsłoneczne, pozwolił mi zostać na parapecie. I wyszedł, zostawiając w moim umyśle widok obojętnych oczu, wzruszających ramion. I moje odbicie w szkiełkach tych czarnych okularów.
Dlaczego nie skusiłam się na obserwowanie, jak radośnie skacze po scenie? Byłam tak bardzo zdesperowana, że zostałam przy szybie, by patrzeć na fioletowe wzory na niebie? Czy ten widok był cenniejszy od spełniającego się, szczęśliwego Harry’ego? Bałam się, prawda? Bałam się, że zgubi mój wzrok pośród milionów wrzeszczących, płaczących dziewczyn. A ja tak nienawidziłam, gdy ktoś odbierał mi te iskry. Te zielone, nasączone Harrym iskry.
Cisza waląca z całych sił w moje serce, gdy obserwowałam Sydney sprawiała, że wreszcie czułam ulgę. Nie byłam w obstrzale spojrzeń. Bez krępacji mogłam łaknąć zapach. Nie musiał patrzeć na mnie podejrzliwie, gdy zamykam oczy i swobodnie wdycham opary Jego perfum. Mogłam bez wstydu namalowanego czerwienią na moich policzkach poczłapać do wielkiej szafy, gdzie schował wszystkie swoje ubrania. Na czas kilku godzin, gdy w oparach dymu i w akompaniamencie wrzasków wszystkich swoich fanek, oddaje  serce, poświęca  głos, mogłam wcisnąć na swoje ramiona Jego bluzę. I chodzić w niej po całym apartamencie, nerwowo zerkając na zegarek, pilnując swoich powiek, by czasem nie zasnąć. Żeby nie zastał mnie nieprzytomnej w Jego ubraniach. Pomimo potrzeby, nie zrobiłam tego. Dalej tkwiłam zamrożona, przyciśnięta ramionami do szyby. Fiolet przechodził w granat, wpuszczając do pomieszczenia ciemniejsze barwy. Cień, rzucany na moje ramiona zdawał się zmuszać mnie, bym zapaliła lampkę i nie siedziała w ciemnościach. Ale przecież w ciemnościach nie widać łez. A łzy są lżejsze, gdy nikt ich nie dostrzega. I szybciej wysychają. 


14 komentarzy:

  1. już nie mam słów, aby opisywać swój zachwyt i aby wyrazić wszystkie ochy i achy..

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie najlepszy rozdział jak dotąd, choć pełen jest goryczy, żalu i wielkiej tęsknoty. Jednak wszyscy mamy nadzieję, że wkrótce smutek zniknie z jej oczu, a obojętność z oczy Harrego. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero po kilku minutach ciszy po tym wszystkim się otrząsnęłam. Jesteś tutaj perfekcyjna we wszystkim. Całe te emocje Amiry są tak idealnie opisane... Nie mogę powstrzymać w sobie zachwytu. Czuję przeogromną radość, że tutaj trafiłam. Wprowadzasz w swój świat, do którego chce się wracać! (;
    Kredka

    OdpowiedzUsuń
  4. Więc najpierw muszę ochłonąć, a dopiero później opisać przynajmniej w drobnym calu swój zachwyt...Uff..Już. Więc po pierwsze już sama dedykacja była zapowiedzią nieziemskiego rozdziału. Dziękuję Ci moja droga. Wypadałoby jakoś odnowić kontakt? Sukces, że jeszcze w jakimś calu o sobie pamiętamy! Co do tych promyczków i w ogóle - Baby you light up my world like nobody else! Po prostu ;- ) Ach, odbiegające od normy tematy to moja specjalność. Wypadałoby to powtórzyć! Dobra, przechodząc do konkretów - Rozdział. Co ja mam mówić? Co Ci po opinii twojego słoneczka? Przecież Ty dobrze wiesz, jak ja kocham te wszystkie Twoje opowiadania, każde słowo jakie wystukasz na klawiaturze, wszystkie te barwne opisy którymi swobodne operujesz w opowiadaniach. Jestem pod wrażeniem, że moja ciocia jest aż tak utalentowana. Dobra, nie będę tu się już rozpisywać, bo sama dobrze wiesz, że mogłabym gadać i gadać i gadać i tak bez końca! P.S. Swoim opowiadaniem przypominasz mi "stare czasy" i aż chce mi się coś naskrobać ;-) ! Ale czym by było moje marne opowiadanie przy Twoich arcydziełach? Buziaki, Dariusz Xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniałe...nic dodać, nic ująć. Wzrószające, pełne bólu, smutku. Po prostu ŚWIETNE JAK ZWYKLE. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O. Mój. Borze. KIM TY JESTEŚ? Zstąpiłaś z nieba specjalnie po to, żeby przywrócić mi wiarę w ludzi? Co wiem o tobie? O tym jak piszesz? Praktycznie nic. A już jestem zakochana. W tym, jak dobierasz słowa, jak konstruujesz zdania... Opisy zapierają dech w piersi. Powiem szczerze, "siedzę" w szeroko pojętym pisarstwie już ładnych parę lat i rzadko zdarza mi się trafić na tak niezwykły talent. Po prostu czuje się wszystkie te emocje, cały ból, strach, nadzieję. to wszystko rozgrywa się i w moim sercu, kiedy czytam to, co tu napisałaś.
    Dziękuję, za te wspaniałe przeżycia.
    Z uwielbieniem i pokłonami dla talaentu-
    Jashia

    OdpowiedzUsuń
  8. Harry jakie ja mam zajebiście mieszane uczucia co do Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Aww! Harry jest moim ulubieńcem, ale co do postacie w opowiadaniu mam mieszane uczucia.
    Czekam ,ze w kolejnym rozdziale(który pojawi się, miejmy nadzieję nie długo) wszytko się wyjaśni.

    OdpowiedzUsuń
  10. i co ja mam z Tobą Harry zrobić, powiesz mi? jak możesz tak piekielnie niedbale obcować z Amirą, jednocześnie Jej pragnąć? jak? wytłumacz mi, bo gubię się w Tobie człowieku.
    słońce.. Ty też mi odpowiedz - jak to jest pisać tak piękne opowiadanie, co? jak to jest stworzyć tak cudowną historię? kolejna perełka do kolekcji ewidentnie.

    @CassieMint

    OdpowiedzUsuń
  11. Szczerze, ślisznie piszesz, ale ten blog jest trochę nudny. Za mało dialogów według mnie. Albo za dużo opisujesz jak główna bohaterka się czuje. I w ogóle. Ale to tylko moje zdanie. :))

    OdpowiedzUsuń
  12. popłakałam się!dziękuję Ci za ten rozdział..mam nadzieję, że wszystko skończy się szczęśliwie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jezuuuuuuuuuu masakra, jak można opisywać tyle .. sorki,ale to bardzo nudzące, gdy czytasz ;/

    OdpowiedzUsuń