piątek, 8 czerwca 2012

Siódmy

          Kochana Cookies! 
          Twoje komentarze mnie rozwalają na najmniejsze kawałki - dosłownie! Pierwszy, kilka rozdziałów temu - rozbawił mnie do łez. Czytałam z cztery razy i dosłownie płakałam ze śmiechu. Kolejny komentarz, ten po poprzednim rozdziałem - czytałam pięć razy i nie mogę uwierzyć, że potrafisz tak bardzo poprawić mi humor swoimi słowami. Tak kolokwialnie - bez kitu - jesteś niemożliwie niesamowita. Az mi się nie chce wierzyć, że moje opowiadanie tak na Ciebie działa. Zmyślasz, co? przyznaj się! Ktoś Ci albo płaci za takie sielankowe gadki, albo Ci się nudzi! Nie ma co - wielkie dzięki. Myślę, że to dzięki Twojemu komentarzowi zmotywowałam się do dodania tego rozdziału, wiesz? Bo jakoś tak ochoty na korektę nie miałam, a przecież niesprawdzonego nie dodam...A Twój komentarz dał mi taką łydę - jeździeckim językiem mówiąc - i ruszyłam do roboty! Liczę, że nie padniesz plackiem na zawał, ani nie dostaniesz jakieś padaczki...Przeczytaj ten rozdział w spokoju i wytknij mi wszystkie błędy, żeby było lepiej. I jeszcze raz Ci dziękuję! Za to, że dodajesz mi siły komicznie napisanymi komentarzami. Zapomniałabym... Kazałaś mi coś sobie obiecać. Pamiętasz? To ja Ci obiecuję - nie przestanę. Pozdrówka! 


         Specjalnie podziękowania dla Patrycji ze szkolnej ławki za to, że tak cierpliwie znosi moje gadania o Hazzie i Amirze. Kochana Pati - błagam, wytrzymaj jeszcze ten niecały miesiąc glindzenia o moich bohaterach, dobrze? Potem pójdziemy do innych szkół, będziemy pisać tradycyjne listy i odpoczniesz ode mnie! Wytrzymasz - jestem pewna. I myślę, że wiesz, jak bardzo jestem Ci wdzięczna za te bransoletki z muliny w kolorach flag Wielkiej Brytanii i Irlandii. To najlepszy prezent, jaki dostałam. Dumnie noszę je na nadgarstku i się " jaram"! ; ) 



         Przerwał mój głęboki, przyjemny  sen, ściągając ze mnie kołdrę i narażając  na chłód poranka. Mruknęłabym, gdybym była całkowicie świadoma i rozbudzona.  Ponieważ pływałam jeszcze w niebiańskich, beztroskich myślach, nie przejmowałam się okazywaniem marudzenia. Podkuliłam nogi zakryte krótkimi spodenkami, pod brzuch i wykrzywiłam twarz w grymasie. Ciemne włosy wchodziły mi do ust i oczu. Westchnął cicho, jak mały chłopczyk, a materac dalej uginał się pod Jego ciężarem. Położył dłoń na mojej łydce, ale nie zareagowałam. Opadałam na pyłki snu w dalszym ciągu, odsuwając Go od własnej  świadomości.  Harry klęczał na poduszkach, próbując wyrwać mnie z objęć Morfeusza, a ja wtulona w Jego poduszkę, odsuwałam Go od własnych myśli. Idź precz, chłopaku, daj mi spać, Harry… Kosmyk włosów zjechał mi po policzku na poduszkę, a sen wgryzał się w mój umysł coraz bardziej. Zimno przestało  przeszkadzać, a gęsia skórka na nogach, które Harry złosliwie odkrył, nie była warunkiem do mojej pobudki. Przejechał dłonią po mojej nodze, a potem zacisnął dłonie po moich bokach. I mrucząc nieprzyjaźnie, zostałam podniesiona do pionu, przelewająca się przez ramiona. Co za dziad z tego Styles’a. No, doprawdy.
- Co ty…- wychrypiałam z zamkniętymi oczami, ale nie zdołałam tego dokończyć, zagłuszona przez koszulkę,  którą ściągał ze mnie  przez szyję. I siedziałam tak, rozkraczona na środku łóżka, w samym czarnym staniku, który odkrył, zrywając ze mnie białą górę od piżamy. Pozbawiona ukochanej, pachnącej koszulki, którą teraz on dzierżył w dłoniach, mruczałam zaspana. Zdezorientowana całkowicie przecierałam oczy, trzęsąc się z zimna. Przyzwyczaiłam oczy do jasnych promieni słonecznych padających na łóżko i w moje spojrzenie, a potem wymsknął mi się ziew.  Otworzyłam szerzej oczy, zalepione po długim śnie. Objęłam się ramionami, obserwując z ciekawością siedzącego przede mną Harry’ego. Siedział z zaciętą miną,  trzymając w palcach jedną z moich miękkich, białych bluzek. Zabierał się do tego, żeby ją na mnie założyć. Zagryzłam wargi, powstrzymując się od ziewania, przejeżdżając spojrzeniem po Jego sylwetce. Ciemnogranatowe dżinsy przytrzymywane przez czarny, skórzany pasek. I biała koszulka z szarym nadrukiem.  Nawet nie wiem, co to za nadruk. Byłam zbyt zajęta ziewaniem i przyzwyczajaniem ciała do chłodu poranka. Zerwał ze mnie piżamę, a teraz siedzi i patrzy, jak się trzęsę. Wielce zdziwiony. Pachniał intensywnie perfumami, a gdy nachylił się nade mną, podciągając moje dłonie do góry, puszyste, błyszczące włosy wskazywały na to, ze gdy ja umierałam w śnie, On brał prysznic. Jeszcze w połowie śpiąca, szarpnięta zostałam delikatnie, a potem naciągnął mi na piersi bluzkę. Upadłam na materac głową, popchnięta przez Jego palce. Nie zdążyłam zaprotestować, a już zsuwał mi  bioder satynowe spodenki od piżamy. Rzucił je na podłogę i chwycił za te dżinsowe, leżące na poduszce, z ciemnego materiału. Ubierał mnie szybko, ale z wielkim spokojem i oddaniem.  Jakbym się miała zaraz rozpaść i wsiąknąć w materac. Znów opadłam na poduszki nieprzytomna, tym razem, wymykając się mu z ramion, gdy sięgał za siebie w poszukiwaniu balerinek. Jęknęłam i schowałam policzki w prześcieradle. Pachniało Nim. Całe łóżko pachniało Nim. Nawet moje perfumy tak bardzo nie przenikały między niteczki materiału! Natomiast perfumy Harry’ego, oraz aromat jabłkowego szamponu do włosów, należący do tego samego mężczyzny, wnikały w poduchy natychmiastowo.  
Zaciskałam oczy z całych sił, gdy zwlekał mnie z miękkiego łóżka. Zwisłam jak nieżywe ciało, kiedy przerzucił mnie sobie przez ramię, niosąc sflaczałą do łazienki.
- Wstawaj, kobieto. – mruknął, kiedy dyndałam rytmicznie, zawieszona na Jego ramieniu.
- Przecież wstałam, mężczyzno. Znaczy, ty mnie wstałeś… - odburknęłam cichutko, a włosy zjechały mi z szyi, fruwając na Jego plecach. Bezwładne dłonie spuściłam wzdłuż ciała Harry’ego.  Ziewałam głośno, zagłuszając własny oddech, a gnieciona w brzuch przez ramiona chłopaka, wcale nie oddychałam miarowo. Postawił mnie delikatnie na zimnych kafelkach łazienki. Zachwiałam się niebezpiecznie, ocierając o Jego klatkę piersiową. Grzecznie i spokojnie rozkazał mi do ucha, żebym umyła zęby i twarz. Nie zrozumiałam nic. I huk wie, czy to przez ten zapach, który unosił się wkoło nas, czy to przez to, że wyrwał mnie tak tragicznie gwałtownie z przyjemnego snu. Fakt faktem, wręczył mi szczoteczkę do ręki, a gdy spojrzałam na nią z przerażeniem, rozbawienie wtargnęło na Jego twarz.
I chwiałam się tak cudownie, myjąc zęby przed szeroką umywalką, kiedy On powoli rozczesywał moje długie, czarne włosy. I gdybym tylko mogła, myłabym te zęby w nieskończoność. Tylko jak długo można myć zęby, opierając się o umywalkę i umierając? Wkrótce moje włosy były rozczesane, nie znalazłabym nawet jednego kołtuna, gdybym przeczesała je palcami. A zęby również miałam bielusieńkie i czyste. Stałam tak jeszcze kilka minut z zawrotami w głowie, gdy odkładał szczotkę na stoliczek przy wielkiej wannie. Nie zdążyłam zerknąć na siebie w lustrze, dostałam po ciele oparami moich własnych perfum, którymi psiknął we mnie momentalnie. Zakasłałam, a potem powlekłam się za Nim, ciągnięta powoli za nadgarstek. Jeżeli niemożliwe jest śnienie w pionie, złamałam wszelkie prawa. Zasypiam na chodząco. I dodatkowo, jeszcze śnię! Tylko kangurów mi tu brakuje. W końcu Australia...  




                Nie przestałam śnić nawet wtedy, kiedy prawie zjeżdżałam ze ściany, o którą się opierałam, gdy Harry zamykał nasz hotelowy pokój. Wcisnął mi wcześniej swój telefon i mały notatnik do dłoni, przekręcając srebrnym kluczykiem w zamku. Oparłam policzek o ścianę i zamknęłam oczy, wyobrażając sobie, że jestem w łóżku, a ten chodzący cud, który właśnie majstrował przy drzwiach, wcale mnie z tego łóżka nie ściągnął. Która mogła być godzina, gdy staliśmy sami w długim korytarzu hotelu? Nie dane mi było dowiedzieć się, o której godzinie brutalnie przerwał mój sen. Pociągnął za klamkę, sprawdzając, czy drzwi są zamknięte. Zerknął na mnie ukradkiem, wysuwając z palców swój telefon. Splątał nasze palce i pociągnął mnie wzdłuż długiego, wąskiego korytarza. Szedł przodem, co jakiś czas odwracając się w moją stronę i sprawdzając, czy oby na pewno za Nim podążam, i czy te palce splątane z Jego należą do mnie. Obraz kremowych ścian korytarza rozmazał  mi się nagle, gdy skręciliśmy w lewo. Ścisnąwszy mnie mocno za palce, szedł uparcie blisko ściany, by wreszcie zatrzymać mnie przed szerokimi i wielgachnymi drzwiami. I tak oto, zatrzymałam się gwałtownie z brodą na Jego ramieniu, nieprzygotowana na postój. A przed nami wielkie, dwuskrzydłowe drzwi z metalowymi klamkami. Szarpnął za jedno ze skrzydeł drzwi i obejmując mnie w pasie, weszliśmy do środka. Moim oczom ukazał się widok wielkiego pomieszczenia. Stanąwszy na skrzypiącej, drewnianej podłodze, obserwowałam uważnie każdą ze ścian obwieszoną dużymi lustrami. Po lewej stronie znajdowały się ogromne okna, przez które zaczynały wpadać maleńkie promyczki, dopiero budzącego się słońca.  Poranek, tak? Słońce dopiero zaczynało się budzić. Promienie wbijały się swoimi igiełkami, oświetlając nieśmiało parkiet. Przekręciliśmy  głowy w drugą stronę, gdzie wyjątkowo głośno huknął…Wzmacniacz upuszczony przez Liam’a. Stał zdezorientowany nad czarnym pudłem, obserwując swoje dłonie, a potem przekręcił szyję i wbił w nas swoje wielkie, brązowe oczy. Gdybym nie była tak zaspana, uśmiechnęłabym się szeroko, tak szeroko, że bardziej bym nie umiała.
- Amira! – I podskoczył sprężyście i wysoko w swoich białych trampkach. Oczy mu się powiększyły, uradował się na mój widok dokładnie tak samo, jak ja na jego. Stał niedaleko ukazując mi w radosnym uśmiech rządek swoich równych zębów. Zdołałam się pięknie uśmiechnąć, na powitanie. Żeby mi wybaczył, że tak dawno się nie widzieliśmy…  Zza skórzanej, czarnej kanapy wychyliła się głowa Louis’a, zaciekawionego wykrzykiwaniem szatyna. W jednej chwili powiększyły mu się oczy, zniknął za meblem i zaczął się kotłować. Spojrzałam niepewnie na Harry’ego, rozbawionego szamotaniną przyjaciela. Liam zdążył przywyknąć do mojego widoku. Stęskniony skierował kroki w naszym kierunku, nie przejmując się zostawionym na pastwę losu wzmacniaczem. Louis rozwala kable i przedłużacze za kanapą, głośno się zachowując. Dopiero kiedy poległ na ziemię zaplątany w kable, zaczęłam rozumieć, że chce podbiec do mnie tak, jak zrobił to w tej chwili Payne. Ów Payne machnął na wzmacniacz poniewierający się na podłodze, a potem rzucił się ekspresyjnym biegiem w naszą stronę. I jak jeszcze maleńką chwilkę temu, niedobudzona do końca, stałam obejmowana przez Harry’ego, tak teraz ściskał mnie Liam. Uśmiechnęłam się lekko, gdy podnosił mnie do góry, a moje bezwładne nogi z balerinkami na stopach, dyndały uroczo, jakbym była małą dziewczynką. Postawił mnie wreszcie na ziemi, trzymając za ramiona odsunął od siebie na kilka centymetrów. Uśmiechał się szeroko, ukazując mi wszystkie swoje białe zęby w szczerym geście. Wyglądał tak samo, jak ostatnio, gdy widziałam go na lotnisku w Londynie, żegnając się i odprawiając go do Australii. Stęskniłam się za jego czekoladowymi, czułymi oczami. Zawsze znajdywałam w jego spojrzeniu troskę i zainteresowanie. Nie bez powodu wszyscy zwracali się do niego, jak do tatusia całego zespołu. To właśnie u Payne’a gromadziły się wielkie pokłady ludzkich uczuć. Emanował ludzkością, jak jaśmin z moich i Harry’ego poduszek. Dosłownie.  Uściskał mnie jeszcze raz, tak z całych sił, aż jęknęłam niedosłyszalnie i mimowolnie, wypuszczając spomiędzy ust powietrze. Za naszymi plecami znów coś gruchnęło. Odwróciliśmy się jednocześnie, ja, Harry i tulący mnie Liam, obserwując zmagania Tomlinsona, wijącego się w kablach, w dzikich pląsach po podłodze. Szarpnął się, naprężył mięśnie, i z okrzykiem radości wypełzł ze sprzętu. Z miną zwycięzcy poderwał się do lotu, i machając głową w geście poprawienia niesfornych, brązowych włosów, podbiegł do nas. Cofnęłam się kilka drobnych kroczków przewidując, że zaraz wpadnie mi w ramiona, tak jak niedawno zrobił to Liam, teraz stojący obok Harry’ego. I rzeczywiście, gdy przymykałam oczy, gotowa na atak tomlinsonowych ramion, Liam cichutko się zaśmiał. A potem rzuciło się na mnie wielkie, pięknie pachnące, oczekujące czułości, bydle z anielską twarzą Louisa. Złapawszy mnie ciasno, przekręcił się, a ja poszybowałam wysoko, piszcząc. Poza swoimi rozwianymi włosami nie widziałam nic. Dopiero kiedy otworzyłam szeroko oczy, bojąc się upadku, wrócił mi wzrok. Odbicia w lustrach naokoło wirowały tak samo, jak ja uczepiona paznokciami pleców Louisa. Liam wstrzymał oddech, gdy chłopak w którego ramionach wirowałam, zachwiał się niebezpiecznie.
- Tak za tobą tęskniłem, Ami! – wysapał, nadal kręcąc się ze mną po całej przestrzeni tego pomieszczenia. Podskakiwał w kółko, rzucając mną na wszystkie strony i obwieszczając innym, jak bardzo cieszy go mój widok.  W jednej chwili zachciało mi się płakać ze szczęścia. W drugiej pragnęłam, by chłopak postawił mnie bezpiecznie na posadzkę. Ryzykował tym, że zaraz zwrócę na niego zawartość mojego żołądka. I to wcale nie były groźby i preteksty.
- Louis, ja za tobą także bardzo tęskniłam. Ale postaw mnie, proszę, na ziemi, bo zaraz zwymiotuję. – wycharczałam, zaciskając oczy i mocniej uczepiając się paznokciami jego łopatki. Zachichotał pod nosem i zatrzymał się nieopodal pozostałej dwójki. Odetchnęłam z ulgą, gdy moje stopy dotknęły śliskiej podłogi. Otworzyłam ostrożnie oczy i czułam, jak nadal wszystko naokoło wiruje. Uchyliłam usta, gotowa złapać haust powietrza, i uczepiłam się brązowej koszulki Liama, by czasem nie fiknąć zgrabnie na podłogę, jak kukiełka. Louis stał nieopodal, patrząc na mnie zjadającym wzrokiem. Gotował się od środka. Widziałam, jak w nim buzowało. Uśmiech powoli wyłaniał się na twarz chłopaka. Szaleńczy i wręcz rozbrajający. Wreszcie nie wytrzymał, podskoczył klaszcząc w dłonie i doskoczył prędko do mnie.
- Daj się wyściskać, no! Brakowało mi ciebie i twoich włosów! – wypaplał na wdechu, łapiąc moje policzki w dłonie. Ścisnął je, tworząc z  ust dziubek. Nim zdążyłam zamrugać oczami, soczyście ucałował mnie w czoło. Znów zakręciło mi się w głowie. Liam zarechotał.
- Pacany, ona jeszcze śpi! Dajcie jej dojść do siebie.
I tu się odezwało moje prywatne, chodzące, pachnące, uśmiechające się marzenie. Harry wywrócił oczami, wplatając palce we włosy i obserwując mnie uważnie. Skinęłam głową potwierdzająco, owijając się szczelniej  miękkim swetrem, narzuconym  na moje ramiona jeszcze przed wyjściem, przez Styles’a. Louis grzecznie zostawił moją wymiętoszoną twarz, odsunął się na bezpieczną odległość i caluchny w skowronkach odszedł w stronę kabli, z którymi niedawno zażarcie walczył. Liam z Harrym pokręcili głowami. Uśmiechnęłam się pod nosem, obserwując własne odbicie w lustrze. Wytarmosili mnie porządnie. Każdy kosmyk czarnych włosów sterczał w inną stronę. I wcale nie utworzyli artystycznego, smacznego  nieładu. Byłam potargana i wyglądałam jak sierota. Obok obrazu sieroty zaraz pojawiło się bożyszcze nastolatek z lokami na głowie. Bożyszcze nastolatek…Dobrze powiedziałam. Miałam ogromne szczęście, że mogłam stać obok tego człowieka. Miliony nastolatek dałoby się pokroić za to, by stać w tym miejscu zamiast mnie.  A Harry, niewzruszony, stał obok mnie tak całkowici wyluzowany. Obserwował, jak patrzę na jedno z luster. Ukryłam ręce pod pachami, obserwując w odbiciu zwierciadła Liamia i Louisa dźwigających głośnik.
- Stęsknili się za tobą, mówiłem. Zaraz tu wparuje Niall z Zaynem – zagadnął nad wyraz ciepło i czule, odgarniając z mojego czoła pogniecione kosmyki włosów. Westchnął, stanął centralnie przede mną i skupił się na odgarnianiu włosów z moich policzków. Ukradkiem zaczerpnęłam trochę Jego perfum, gdy był nienaturalnie blisko mnie. Zagryzł wargę i wsunął za ucho resztkę grzywki. Zapatrzył się w moje oczy tak martwo, że spojrzenie zaszło mi mgłą. Zamrugałam prędko, gdy skrzypnęły drzwi. Gdy odwracałam twarz od Harry’ego wciąż wpatrującego się we mnie intensywnie, dostrzegłam w drzwiach Zayna. Z nosem w kubku kawy, lewą ręką ściągał z siebie skórzaną kurtkę. Kiedy pozbył się ubrania, maczając wargi w zawartości kubeczka, rzucił skórę na jedno z  wysokich krzeseł ustawionych pod lustrem. Podniósł oczy i skierował je w moją i Harry’ego stronę, ignorując słowa Louisa o tym, że chyba Liam popsuł wzmacniacz. Brunet uśmiechnął się lekko na mój widok, opuszczając dłoń z kubeczkiem. Niewdzięcznie zapomniałam o Harry’m, stojącym nieopodal mnie, z dłońmi w kieszeniach. Zaraz za plecami największego zespołowego buntownika pojawiło się chodzące słoneczko. Zawsze uśmiechnięty, pozytywnie nastawiony Niall maszerował z kapturem na jasnych włosach,  w obu dłoniach trzymając kubeczki z parującą kawą. Obserwował swoje trampki, wpatrzony w nie do granic możliwości. Odchrząkający Zayn przywrócił go niezgrabnie na ziemię. Blondyn podniósł na nas swoje niebieskie, cielęce oczy i przystanął. Uśmiechnęłam się do niego najcieplej, jak umiałam. To właśnie ten chłopaczek o blond włosach zawsze najczęściej mnie opatulał ramionami. Uwielbiał się przytulać. Tak samo, jak jeść. Chodzący, przytulający, pełen czułości Niall odkurzacz. Myślałam o nich w samych superlatywach, kiedy zdążyli do nas podejść. Odizolowałam się od bruneta z loczkami, skupiając swoją uwagę na Maliku żłopiącym kawę. I na Niall’u. Znów zostałam tak miło uściśnięta. Odsuwając jak najdalej rękę trzymającą kubeczek kawy, Zayn wtulił się we mnie, przejeżdżając szorstkim policzkiem po szyi. Zapachniało mi odrobinę papierosami, ale zignorowałam to. Wiedziałam, że brunet walczy z nałogiem. Gdyby teraz rzucił palenie, przytulając go, nie czułabym się, jakbym przytulała Zayna. Przecież on od zawsze pachniał tytoniem!
- Dobrze cię znów widzieć, maleńka.
Posłałam mu wdzięczny uśmiech, ciesząc się widokiem bruneta. Przeniosłam stęsknione oczy na okapturzonego Niall’a.
- Popatrz, pomyślałem o tobie. Wiedziałem, że będziesz ledwo stała na nogach, niewyspana. Trzymaj kawę, Ami. – odezwało się to małe z cielęcymi oczkami o blond włosach. Zrzucił jednym ruchem kaptur z głowy, podając mi ciepły kubeczek. Kiedy odebrałam z jego dłoni swój napój, przytulił mnie miękko. Pachniał deszczem i jak zwykle, swoimi pięknymi perfumami.  Pachniał dla mnie, jak brat. Był dla mnie bratem – wcale nie biologicznym. Ale to nie miało najmniejszego znaczenia…
- Zawsze o mnie myślisz! Ładnie się podlizujesz, ładnie – zachichotałam, ściskając go z całych sił. Mruczał, że go duszę, ale nic sobie z tego nie robiłam.  – Tęskniłam z tobą, Horanie. – stwierdziłam śmiertelnie poważnie, nurkując nosem w jego mokrym kapturze. Zaśmialiśmy się w tym samym czasie, uważając, by nie wylać czarnej, aromatycznej kawy na drewniany parkiet.
- Ami, delektuj się gorzką kawą od Nialla. Pacan znowu zapomniał ci posłodzić! I oglądaj naszą próbę! – wrzasnął Zayn w dalszym ciągu stojący pod ścianą z lustrami. Chował telefon do kieszeni i uśmiechał się pod nosem, zerkając na moją reakcję.
- Widok Hazzy jej tę kawę osłodzi, już ty się nie martw jej kofeiną! – odsapał Liam, ciągnący inne kable, zupełnie inne niż te, którymi zabawiał się Tomlinson. Od natłoku słów chłopaków zakręciło mi się w głowie. Nie wiedziałam już, który i co do mnie mówi. Zerknęłam na uśmiechniętego od ucha do ucha Horana. Ucałował mnie w policzek, jak każdy z pozostałych członków zespołu. Wypuszczona z ramion, mogłam odwrócić się w stronę zielonookiego o bujnych lokach. Stał blisko, chowając dłonie pod pachami. Obserwował moje kolana.   Podszedł bliżej mnie, nie obdarowując mnie nawet malutkim, nic nie znaczącym spojrzeniem. Szepnął mi na ucho, bym usiadła sobie wygodnie na kanapie, ponaglany przez Louisa taszczącego dwa długie kable. Przejechał dłonią wzdłuż moich pleców, a potem odprowadzając mnie wzrokiem do dużej, miękkiej, czarnej kanapy, skierował kroki w stronę przyjaciół. Przekładając kubeczek z jednej dłoni do drugiej, zasiadałam wygodnie na skórzanej kanapie. Odetchnęłam głęboko i podkurczając nogi, obserwowałam z rozbawieniem tak dobrze znaną mi piątkę chłopaków. To chodzące cudo, które od kilku dni dzieliło ze mną łóżko, obracało w palcach mikrofon, do momentu, aż wypadł mu z dłoni przez Louisa. Ów chłopak podszedł do Harry’ego i bezpretensjonalnie wydarł mu się prosto do ucha, przeraźliwie podniesionym głosem, że brunet ma się ruszyć i podłączyć nagłośnienie. Mikrofon potoczył się po podłodze, a Harry zamknął oczy, zaciskając zęby. Niall z ustami w kubku zmarszczył czoło, oderwał wargi od krawędzi naczynka i zaczął się śmiać, krztusząc i plując kawą. Louis zbyt bardzo pochłonięty swoimi kablami, poświęcał im czas, nie przejmując się niczym innym naokoło. Zayn zaś obserwował wszystko z dala, stercząc pod jednym z luster, ściskając telefon. Kiedy przeniosłam na niego oczy, skinął mi przyjaźnie głową. Nie jestem w stanie sprecyzować momentu, kiedy nieoczekiwanie zjechałam bezwładnie na kanapę, zasypiając. Gdzieś po kątach tego pomieszczenia rozchodził się melodyjny śpiew Zayna, a Louis zagłuszał go waleniem stopami o podłogę, gdy tańczył swoją wyimaginowaną choreografię. Kawa wręczona przez Niall’a wcale mnie nie rozbudziła. Wręcz przeciwnie. Zachciało mi się spać jeszcze bardziej, niż przedtem. Wkrótce utkwiony w Styles’ie wzrok rozmył mi się, a ramiona zsunęły  z oparcia. Widok pięciu młodych szaleńców biegających i śpiewających wkoło zniknął za czarną przestrzenią. Spałam mając świadomość, że jestem w odpowiednim miejscu. Z odpowiednimi osobami. 



23 komentarze:

  1. Zdecydowanie potrzebuje milosci. Moze w Twoim opowiadaniu, nie ma takich doslownych, milosnych relacji miedzy Harrym, a Amira, ale jest tyle czulych gestow i slow, ze ja po prostu umieram forever alone.
    Dobra, first - kiedy przeczytalam list do mnie, po prostu nie drgnelam przez kolejne 5 minut. Cholera jasna, autorka mojego ulubionego opowiadania dziekuje mi za komentarze, ktore sa zabawne. Ze praktycznie dzieki mnie dodala w takim tempie ten rozdzial. Nie no, ja sie dziwie, ze sie nie poryczylam. To naprawde duzy sukces.
    Second - Juz ci to raczej mowilam, ale kiedy czytam kazdy, kolejny rozdzial, czuje jakbym podrozowala w czasie. Po prostu jestem w tym pokoju, na tym korytarzu, przed tymi drzwiami. Piszesz tak pieknie. Szalenstwo, jak dla mnie. Po prostu czuje zapach perfum Harrego, kiedy Amira go czuje. Normalka, co?
    Third - Brawo, dotarlas juz prawie do konca mojego komentarza. Jakis dziwnie normalny, prawda? Tylko dlatego, ze jest po dwunastej. Ale po prostu nie moglam sie oprzec. Od razu po przeczytaniu, musialam dodac komentarz. No, bo po co go pisac po opadnieciu emocji? Bezsensu.
    Haha, ale teraz nie zasne. Blagam. Bede miala przed oczami Harrego, ktory ubiera Amire jeszcze przez conajmniej 15 minut. I tu przyznaje - to dziwne.
    Ale wiesz? Kiedy sie poloze, na pewno znowu poczuje te intensywne perfumy Harrego. Czy moge sie osmielic i powiedziec, ze bedzie pachnialo marzeniem, co?
    PS. Kochana, zadna padaczka! Zwykle przyspieszenie akcji serca na czas czytania rozdzialu. I dreszcze. Ale nie martw sie. Bede nad tym pracowac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, no tak sie rozpisalam, ze zapomnialam odpowiedziec na Twoje pytania.
      1. Nikt mi nie placi, ale owszem mam nudne zycie. Dlatego moje komentarze z czasem beda coraz dluzsze i w koncu nie bedzie ci sie chcialo ich czytac. ;)
      2. Skarbie, bledow nie ma. Za to jest cudowny rozdzial, wiedzialas o tym?
      Znikam, ale znow sie pojawie. Nie pozbedziesz sie mnie, o nie!

      Usuń
    2. Zdecydowanie, Cookies, uwielbiam Cię. Powinnaś wiedzieć, że strasznie doceniam Twój czas poświęcony na napisanie tego komentarza. Uśmiecham się sama do siebie - poprawiasz humor zawodowo! Od dziś każdy rozdział powinien być ze specjalną dedykacją dla Cookies - najwierniejszej czytelniczki tego bloga. Uwielbiam Cię, dziewczyno. ; )

      Usuń
  2. Po raz kolejny muszę ci powiedzieć, jak bardzo to kocham. Bo kocham niesamowicie mocno, wiesz? Wszystkie te emocje uderzając o moje serduszko, sprawiają mi przeogromną radość...

    Kredka

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle nie mogłam się doczekać, kiedy dodasz kolejny rozdział, a gdy dzisiaj rano zobaczyłam, że jest, to skakałam przez pięć (CO NAJMNIEJ) minut po pokoju z radości. Mój tata może potwierdzić :)
    Co do rozdziału... Nareszcie jest więcej takich czułych gestów, Harry się odważa i coś robi :) Nie mogłam się tego doczekać.
    Jak zwykle czekam z zapartym tchem na kolejny, więc proszę, dodaj go jak najszybciej, bo nie chciałabym się udusić.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie skacz tak, bo jak zlamiesz nogę, to nie będziesz mogła sie cieszyć! :)

      Usuń
  4. Moja ty Pisareczko! Jakbym mogła nie wytrzymać ,,ten niecały miesiąc glindzenia'' skoro zaskakujesz mnie z każdym rozdziałem coraz bardziej! Nie wiem jak to będzie gdy skończymy szkołę i nie będę mogła dyskutować z Tobą na temat przyszłości bohaterów. Wystarczać mi będą musiały listy ( oby były długie i na długo). Na koniec dodam, że bardzo Ci dziękuję za tą piękną dedykację i jaraj się jak najdłużej tymi drobnymi upominkami bo robisz to tak niesamowicie, że jak tylko Cię widzę to się uśmiecham :)!!! Pozdrawiam, Patrycjusz ze szkoły ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mamo, Patrycja! Nie sądziłam, że odważysz się skomentować. Jak miluchno Ciebie tu widzieć! :) Dziękuję za komentarz.

      Usuń
    2. Zbierałam się dobrą godzinę na tą ,,odwagę'' ale idzie mi chyba coraz lepiej.;). Musisz mi coś jeszcze powiedzieć, ale o tym w szkole, w końcu to nie forum tylko miejsce na komentowanie Twoich rozdziałów! Patrycjusz ( pozwolisz, że tak będę się tu nazywała :)).

      Usuń
  5. Nie będę się rozpływać nad kunsztem Twojego stylu bo stanę się nudna. Napiszę tylko, że ciekawie się ta cała sytuacja rozwija i z napięciem czekam na kulminacyjny moment! Już odliczam dni i godziny do następnego rozdziału.
    Tak mnie natchnęłaś, że sama wróciłam z krainy bierności do świata opowiadań!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że rozprawianie się nad moim stylem pisania jest bez sensu, bo planuję jeszcze dużo rozdziałów i pisanie tergo samego - czysty kretynizm, prawda? Dlatego cenię sobie Twoją ogolność w tym komentarzu. Dziękuję za miłe słowa. ; )

      Usuń
  6. pierwsza część, to fragment, który wysłałaś mi w trakcie naszej pierwszej rozmowy, wiesz? pamiętam to bardzo dokładnie, bo właśnie wtedy ukochałam sobie Twoje opowiadanie. czytając siódmy rozdział kocham je jeszcze bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę wysłałam Ci to podczas naszej pierwszej rozmowy? Toż to ja nawet tego nie pamiętam! Wow - cieszę się. ; )

      Usuń
  7. Świetny rozdział, bardzo przyjemnie się go czyta :) Rozwaliłaś słowami 'ty mnie wstałeś', heh. Czekam na kolejną dawkę wrażeń ;) Pozdrawiam, Ania. <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam cię :)
    Twoje opisy mnie rozwalają na drobne kawałeczki, ale brakuje mi odrobinę dialogów, które też przecież piszesz wspaniale (chociaż próbki tego talentu mamy tutaj tak niewielkie :)).
    Z wyrazami wszelkiego uwielbienia-
    Jashia

    OdpowiedzUsuń
  9. Naoglądałam się Euro i zdanie "Przecież on od zawsze pachniał tytoniem!" nabiera zupełnie innego sensu, hahahahaha. Rozdział jak zwykle cudeńko! Wisienka na torcie jeśli chodzi o mój dzisiejszy dzień. Teraz spokojnie mogę już iść spać :) P.S. Z niecierpliwością czekam na list! Pozdrawiam, pannna Dariusz Xx

    OdpowiedzUsuń
  10. Nawet ciekawy blog, chociaż pomysł na niego taki sobie. Fajnie piszesz, życzę dużo weny i pozdrawiam. xx

    http://one-direction-fan-fics.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeju...jak zwykle genialne opowiadanko. Oczywiście, jak zawsze czekam na następną część :) Gdy czytam tego bloga czuję, że zbierają się we mnie coraz większe pokłady wyobraźni. Przed snem rozmyślam o Harrym, w szkole rozmyślam o Harrym, w domu rozmyślam o Harrym. Czytając to przez pół godziny nie mogę ochłonąć z nadmiaru emocji. Wrażliwości, smutku, radości. Kompletnej mieszanki uczuć. Kompletnie wymieszanej i wstrząśnientej mieszanki uczuć :)
    Areska

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo ładnie piszesz. Ale Twoje opowiadanie jak dla mnie jest trochę monotonne, nic się nie dzieje, tylko cały czas jest o tych perfumach i tym jak go bardzo kocha, ale nic tym nie robi.. Pozdrawiam. xx

    OdpowiedzUsuń
  13. uwielbiam. Czytam kazdy rozdział. Wczoraj do 3.45 siedziałam i czytałam rozdziały. Mama starsznie się zdenerwowała, ale warto było. Postanowiłam komentować kazdy rozdział na znak tego, ze jestem wierną fanką. Ale wczoraj juz mama wylaczyła mi internet, całe szczescie ze mialam rozdziały właczone w innych kartach. KOCHAM TO OPOWIADANIE, TAK FOREVER.

    OdpowiedzUsuń