Zawsze na początku piszę dedykację. Zawsze dla tych, którzy w jakiś sposób zajmują miejsce w moim roztargnionym umyśle. Raz dziękuję za docenienie, raz wyznaję sympatię a innym razem po prostu dedykuję, by sprawić komuś przyjemność takim nic nieznaczącym psikusem. A dziś siedząc w fotelu i kichając trzydziesty siódmy raz ( Proszę się nie śmiać, ale autentycznie to liczę, bo ostatnimi dniami biję rekordy...) ( Nie wiem, po co to napisałam...) zastanowiłam się, jakim prawem nie zadedykowałam ani jednego rozdziału osobie...Dzięki której powstało to opowiadanie. Gdyby osiemnaście lat temu, pierwszego lutego Anne nie urodziła tego idioty z lekko kręconymi włosami i zielonymi ślepiami, nigdy nie napisałabym tego opowiadania. I prawdopodobnie nie poznałabym tylu wspaniałych ludzi. Nie poznałabym ani Harry'ego. Ani Was... W ostateczności Styles urodził się tego pierwszego lutego, żył sobie w cieniu przez te kilka lat, robiąc w pieluchy i bawiąc się samochodzikami. Wżerał tampony, bo myślał, że to ciastka. Nauczył się biegle mówić po francusku. Wpadł na pomysł ogolenia swoich włosów na cele charytatywne. Uświadomił sobie, że nie cierpi oliwek. A nawet dał zaatakować się koziołkowi. I nauczył się spać nago. Potem coś mu odstrzeliło, tak naprawdę nikt nie wie, co, zapewne On sam też nie wie. I polazł do X - factora. I tenże właśnie spacer w kierunku sławy sprawił, że sławę osiągnął. A potem to już był tylko płacz. Jego i mój. Jego w laptopie, przed kamerą. Mój przed laptopem. On zwierzał się innym, że chciałby móc nie przejmować się krytyką innych. Ja płakałam, bo nie mogłam pojąć fenomenu łez młodego chłopaka, który zamiast pokazać, że jest silny, przed operatorem kamery zwyczajnie zaczął się jąkać i szlochać. Szlochaliśmy oboje, niby jednocześnie, ale jednak nie. Teraz powinnam udać się do psychologa, który pomógłby mi zrozumieć, co zaszło. Ja oczywiście nigdy tak naprawdę nie dowiem się, jak to się nazywa. Psycholog natomiast stwierdziłby, że zakochałam się w zielonych oczach pewnego bruneta z niewyobrażalnie wielkimi dziurami w nosie... W sensie, że dziewucha zauroczyła się swoim idolem. Tak naprawdę nie wiem, jak to się określa. Reasumując... Ten rozdział nie jest idealny. Jest dziwny i nieprofesjonalny. Nie różni się niczym od pozostałych. Nie jest wyjątkowy. I własnie dzięki temu chciałabym zadedykować go Harry'emu Stylesowi. I choć On się o tym nigdy w życiu nie dowie, zrobię to i tak. Dzięki temu człowiekowi napisałam opowiadanie, które jest dla mnie skarbem. Dzięki temu dziwnemu nastolatkowi pojęłam kilka rzeczy. Dzięki Niemu zrozumiałam, że by być szczęśliwą, nie muszę mieć kogoś blisko siebie... Wystarczy, że będę miała zdjęcie, jak wychodzi z samochodu z ogromnym uśmiechem na ustach. W życiu nie można mieć wszystkiego. Nawet, jeśli pragniemy kogoś ponad wszystko, niekoniecznie ten ktoś zamieszka w naszym sercu. To się nie liczy. Liczy się szczęście. Jeśli ta osoba jest szczęśliwa, nie ze mną, gdzieś indziej, gdzieś daleko... Jestem szczęśliwa. Taka prosta lekcja od Harry'ego Stylesa z niewyobrażalnie dużymi dziurkami w nosie. Ten rozdział jest dla Niego. Może kiedyś ktoś przełoży to pieprzone opowiadanie na angielski i jakimś cudem to siajstwo trafi do Stylesa. Może to przeczyta... A jeśli tak się stanie, to błagam, powiedzcie Mu, że się cieszę i w ogóle, o której i gdzie mnie chowają, bo pewnie będę już martwa ze szczęścia....
Klimat, rytm...Muzyka
Klimat, rytm...Muzyka
Nie mogłam ozdrawiać ciała Jego dotykiem.
Nie mogłam ubierać się w Jego zapach. Więdłam cała, siedząc na rozpadającej się
ławce. Zielona farba odpadała z drewnianych belek. I sama już nie wiem, ile trzeba słów, by
wysuszyć łzy. Płakałam nieprzerwanie odkąd wymknęłam się z hotelu.
Wypuszczona z ramion Jacoba obserwowałam w przerażeniu, jak chłopak łapie
czarną torbę. Spojrzawszy ostatni raz na mnie, stojącą a środku pokoju bezbronnie, wyszedł pośpiesznie, trzaskając głośno drzwiami. Harry umiał jedynie patrzeć mi smutno
w oczy. A ja słysząc wciąż w uszach huk zamykanych drzwi, trzęsłam się. Harry spoglądał na mnie Przepraszająco. Chciał mnie tym spojrzeniem przywrócić do życia. Sprawić, bym na chwilę choć poruszyła ciałem. Bym drgnęła...A
potem musiał jedynie obserwować, jak chowam pod kosmykami włosów łzy. Bez słowa
łapałam skrawki płaszcza w trzęsące dłonie. Domyślił się, że chcę uciec. Gdy próbował zatrzymać mnie za
nadgarstek, przy sobie, prawie spadł mu ręcznik
z bioder. Przytrzymawszy go przy ciele, wypuścił z objęć moją dłoń.
Skorzystałam z okazji. Chwyciłam klamkę i zniknęłam…Wybiegłam na korytarz, zostawiając zdezorientowanego Harry'ego. Zacisnęłam paznokcie na połach płaszcza. Zdusiłam ból, słysząc, jak
wybiega na korytarz i woła mnie. Harry wrzeszczał moje imię przerażająco boleśnie. Każdy dźwięk wydostający się z Jego ust miał mnie zatrzymać Krzyk rozchodził się echem po korytarzu, odbijał od ścian, a grymas
pokojówki, którą potrąciłam, biegnąc prędko, brzmiał w moich uszach. Cierpki
łyk życia. Jak zwykle. Nie goniłam Jacoba. Nie chciałam go zatrzymywać. Gdybym pobiegła za przyjacielem, zostawiając w pokoju Harry'ego, byłabym najokropniejszą osobą na świecie. Dlatego uciekłam. Od jednego i drugiego. Nie pobiegłam za Evansem. I nie zostałam przy Harry'm. Słone grochy łez lekko spływały po szczęce, wsiąkając
niewinnie w czarny płaszczyk. Czy musiałam uciekać, gdzieś sama nie
wiem, gdzie? By uspokoić oddech, wysuszyć łzy, ugodzić swoje plecy bolesną
strukturą ławki. Musiałam uciec pod stare drzewo, kołyszące nade mną zielonymi
liśćmi. Tylko po to, by zasiąść pod nim, wsłuchać się w skrzypnięcie
przestarzałej ławki. A właściwie tylko po to, by pozwolić tym wszystkim
bolesnym słowom wrócić do mojej głowy. Zaciskałam paznokcie na drewnie, krusząc
farbę na chodnik. Słowa Jacoba uderzały mocno. Zaczynałam tęsknić. Zaczynałam
płakać na nowo. Płakałam przecież dyskretnie. Tak bardzo po cichu, schylając
się, jakbym szukała wymarzonego kamyka pod stopami. Płacz do wewnątrz? Mieszałam się. Mieszały się wszystkie moje odczucia. Wszystkie emocje były inne. Gryzły się ze sobą. Głupiałam...Dostawałam gorączki ze strachu.
Płacz podobno uwalnia od złych emocji. Te
szare łzy ściekające po moich rozgrzanych policzkach nie uwalniały mnie od
absolutnie niczego. Cierpiałam z każdą chwilą mocniej, czując, jak wewnątrz
mnie rozrywa się każdy organ. Serce pulsowało boleśnie. Płuca ocierały się o żebra, wprawiając mnie w agoniczny paraliż. Żałowałam, że nie potrafię cofnąć czasu. Żałowałam,
ze Jacob musiał zasiać w sobie niezrozumiałego pochodzenia nienawiść do
Harry’ego. Żałowałam, że powiedziałam mu to, co powinnam była zachować głęboko w sobie. Żałowałam, że w obecnej chwili jedynym powietrzem, jakim oddycham,
jest zwykły tlen. W pobliżu nie było mojego chodzącego marzenia. Nie mogłam
zatchnąć się zawsze cudownym zapachem Harry’ego. Pozwalał mi wdychać swoje
perfumy o każdej porze dnia i nocy. Teraz siedział gdzieś w naszym pokoju
hotelowym. Zostawiłam Go samego, absolutnie samego ze strachem w zielonych szkiełkach, wybiegając ze łzami w oczach z pomieszczenia. Wołał, krzyczał, wrzeszczał za mną, jak małe dziecko za zagubioną mamą. Darł się, jakby rozdzierali Go na najmniejsze kawałki. Wrzeszczał, jakbym umierała...A ja Go zostawiłam i uciekłam. Gdzie jest moje serce? Dlaczego je straciłam? Gdzie podziało się moje dobro? Gdzie jest dobro, które dawałam tylko Harry'emu? Codziennie bałam się o Jego życie. Bałam się zostawiać Go samego na krótkotrwałą chwilę, mając świadomość, że moją obecność mogą zastąpić mu prochy. Zapominałam, co to jest zdrowy rozsądek, bo zamiast niego miałam panikę w umyśle. I nagle zostawiłam Go samego....Pragnęłam
wstać z ławki i iść do Niego jak najszybciej, by się przytulić. Zaczerpnąć mojej
dawki marzenia. Tylko nie mogłam. Po prostu nie mogłam…
Nie wiem, ile sił musiałam włożyć w to,
by wstać. Wiem tylko, że nieprzytomnie gnana potrzebą złapania w płuca zapachu
Harry’ego, poczucia Jego ciepłego ciała, podniosłam się żwawo z ławki i ruszyłam szybko kamienistą dróżką. Wtedy tak bardzo zesztywniała i zziębnięta. Prawie
jak ślepa kobieta idąca za przeczuciem. Prawie jak ślepy, ufny koń prowadzony przez jeźdźca. Miałam zaufanie do
Harry’ego. Widziałam, że gdy tylko stanę w drzwiach, zapłakana niczym bezradne,
maleńkie dziecko, natychmiast utuli mnie w ramionach. Gdybym tego zaufania w
sobie nie miała, tkwiłabym bezczynnie na ławce do chwili obecnej. Tylko że ja
za bardzo łaknęłam swojego marzenia. Za bardzo chciałam stać się tym maleńkim dzieckiem w szerokich, ciepłych ramionach chłopaka. Znów zachciało mi się nabrać w płuca perfum Harry'ego, który samym dotykiem odnawiał moje poszarzałe ciało. Każdym
spojrzeniem wstrzykiwał we mnie kolejną dawkę sił. Wystarczyło, że przejechał
koniuszkiem palca po moim ramieniu, a ja od razu oddychałam szybciej. Odnawiał
we mnie życie. I ja miałam tkwić na tej ławce, produkując coraz więcej łez?
Kiedy On czekał na mnie w pokoju, zapewne odchodząc od zmysłów? Kiedy tak z
minuty na minutę chłonęłam ramionami chłód, w głowie zaczęły kotłować się
nieprzyjemne myśli. Zostawiłam Go samego w pokoju. Pośpiesznie wybiegając z
hotelu pozostawiłam Go na pastwę złych myśli. Nie będzie mnie przy Nim, jeżeli
znajdzie Go słabość. Co zrobię, jeżeli znów ucieknie w stronę narkotyków? Co,
jeżeli gdy ja tkwiłam na ławce w parku, On kolejny raz zrobił błąd? A ja nie złapałam
Go za dłoń? Musiałam wstać z tej ławki. I
biegiem, ze spadającymi na ulicę łzami, popędzić w stronę hotelu.
Nieważne były te łzy, które przez wiatr, rozpływały się i ślizgały na
policzkach. Nie wiem, jakim cudem omijałam wszelkie latarnie, budynki, drzewa. Pomimo wciąż na nowo
napływających do oczu łez, pędem przemierzałam nieznane mi ulice. Nie czułam tchu, który powoli traciłam. Po prostu uciekałam w stronę...ratunku. Dlaczego sól w błyszczących łzach znów płynęła po
moich policzkach? Przykra wymiana słów z Jacobem wycisnęła ze mnie wiele
słonawych kropel. Strugi na policzkach zdawały się nie zasychać. A teraz, gdy
przywitałam szarą myśl, a raczej obawę o Harry’ego, lęk wyciskał ze mnie resztki. Kiedy miałam
szesnaście lat, zastanawiałam się, czy łzy kiedykolwiek się kończą. Nie
dowiedziałam się. A teraz myślę, że łzy to skroplony ból. Mogę płakać ile
wlezie, prawda? Bólu i tak z siebie nie wyrzucę… Tak pomyślałam i
przyspieszyłam, wbiegając po dwa stopnie, po marmurowych, śliskich schodach.
A kiedy wreszcie złapałam za tę klamkę,
przymykając oczy, bałam się zrobić kolejny, powolny ruch. Jakby mi to miało
sprawić niewyobrażalnie trudny do zniesienia ból. Tylko dlaczego ja bałam się
otworzyć drzwi, za którymi był mój ratunek?
Wystarczyło zrobić krok,
naciskając klamkę. Odwaga kosztuje dużo, trzeba przyznać. Najwięcej poszło
obaw, na te wszystkie sekundy, które paraliżowały i zjadały mnie żywcem. Czego
tu się bać? Przecież On tam jest. Otworzę te drzwi, stanę w progu, spojrzę mu
znacząco w oczy i… I co? I poczuję wreszcie Jego zapach przynoszący ratunek?
Pozwolę mu się ciasno, czule objąć? Rozluźnię wszystkie spięte mięśnie i
pozwolę mu się trzymać tak przez godziny? Czy będę musiała znów wycierać łzy,
bo nie daj Boże przyszłam za późno, a On… A On jednak został dopadnięty przez
słabość?
Otworzyłam te cholerne, skrzypiące drzwi.
Ale sama nie wiem, jak to zrobiłam. Miałam wrażenie, że przyjmuję bolesny cios.
Poczułam, jakby ktoś oślepił mnie ogromnym reflektorem. Dlatego, kiedy tylko
uchyliłam drzwi, przymknęłam prędko oczy. Trzask zamykanych drzwi obudził mnie.
Wtedy chcąc czy nie chcąc, musiałam podnieść powieki. Powinnam była zdjąć
płaszcz. Powinnam odgarnąć te wszystkie drobne kosmyki z czoła. Powinnam
wreszcie przestać płakać i wytrzeć łzy. Powinnam oddychać? Zacisnęłam paznokcie
na połach płaszcza i zagryzłam wargi. Już prawie czułam smak krwi, wyciekającej
subtelnie z moich suchych warg. I w tym samym momencie podniosłam oczy z
dywanu, prostując szyję. Patrzył na mnie. Stał tak bezradnie, pod oknem,
niedaleko firanki. A ta firanka tak pięknie tańczyła z powietrzem uciekającym z
zewnątrz do wewnątrz… Niedaleko stał fotel, ten z jasnymi poduszkami. Ten taki miękki i wygodny... I Harry. Tak
niesamowicie zlękniony? Czy On się bał? Czego On mógłby się bać… Nie mógłby. Tylko
że stał tak niemrawo. Jakby zaraz miał upaść na kolana. Na rękach wyszły mu
wszystkie żyły, widoczne, bo podciągnął białe rękawy bluzki do łokci. Czarne, dresowe spodnie tak z Niego zjeżdżały. Był chudy, ale dlaczego dopiero teraz to zauważyłam? I patrzył się. Zjadał mnie wzrokiem, od czubka
głowy po stopy. Calusieńką. W całości. Duże, soczyście zielone oczy. Smoliste, błyszczące źrenice na wskroś przecinające mnie bólem. Nie był zły. Nie miał zamiaru na mnie krzyczeć. On się bał. Bał się o mnie, a to bolało. Jego przerażone oczy mnie bolały...Bez namysłu zrobił krok i zatrzymał się. Milczał tak pięknie, że aż zaschło mi w gardle. Można milczeć
pięknie – a jednak. On milczał idealnie. Tak lekko, zdecydowanie. Tylko tak
bardzo w tym gardle mi zaschło, że nawet przełknięcie śliny, gdy znów ruszył
powolnym krokiem do mnie, było bolesne. I nagle zapomniałam, że miałam
zdejmować płaszcz. Że miałam odgarniać włosy z twarzy. W zapomnienie odleciał
plan ściągania niewygodnych butów. A był już blisko, gdy przypomniało mi się,
że oddychać też miałam...
I nie wiedziałam, dlaczego kiwał głową z
dezaprobatą, stojąc już całkiem przy mnie. Owionął mnie swoim zapachem. Tymi
perfumami, których tak potrzebuję. I które potajemnie wdycham we wszystkich
perfumeriach w Londynie. A i tak nigdy nie potrafię zapamiętać nazwy. Zresztą,
to jest po prostu zapach marzenia. I nie moja to wina, że gdybym powiedziała
ekspedientce w perfumerii, że potrzebuję zapach marzenia, spojrzałaby na mnie,
jak na opętaną. Owionął mnie oddech zielonookiego. Harry nadal stał. Wcale nie upadał, czego się obawiałam. Spoglądał
na mnie spod swoich czarnych loków. Tak niesfornie opadający loczek drażnił Go
w nos. Nie strzepnął go na bok, jak zazwyczaj to robi, jednym ruchem głowy.
Stał sztywno, w palcach lewej ręki trzymając sznurek od dresowych spodni. Na co
Ci ten sznurek, człowieku? Ty już powinieneś trzymać mnie w ramionach. A nie
ten sznurek tak miętosić… Sznurkiem się bawi, zamiast mnie ratować. Wzdycha tak
ciężko, jakby wiele sił mu zabrał ten spacer spod okna, do mnie. Nie umie się
domyślić. Że pragnę. Potrzebuję. Chcę?
Sama nie wiedziałam, czy upuszczać ten
płaszcz na podłogę i prosić Go cicho, tak pod nosem, żeby wreszcie mnie zgarnął
do siebie, pod brodę. Było mi tak błogo, gdy jeździł po mnie wzrokiem
błyszczących, zielonych oczu. Sznurek nadal był w posiadaniu Jego zsiniałych
palców. Odpięłam pierwszy, czarny guzik. Kolejny kosmyk włosów zjechał na
czoło. Przechylił głowę w bok, nie odrywając spojrzenia od moich policzków.
Mokre, co? Drugi guzik odpięty, niezdarnie, bo niezdarnie, ale jednak. Wyprostował
się, wypuszczając sznurek z palców. Otworzyłam usta, ale nie chciałam nic
mówić. Chciałam tylko złapać ostatni haust powietrza, bo podszedł. Bo podszedł,
odpiął ten ostatni, trzeci guzik, bo tylko te trzy zapięłam i… Płaszcz spadł na
ziemię. Z cichym szumem materiału opadł gdzieś obok moich nóg. Cisza była
lekka. Trochę tak lekka, jak mój oddech. Bo on z chwilą robił się coraz płytszy. Patrzyłam,
czekałam, oddychałam, konałam. Żyłam przecież, a dygotałam cała od środka,
jakbym umierała. Ostatnie tchnienie i zamknęłam oczy. Wreszcie byłam Jego. Z
zaciśniętych ust wypuściłam powietrze, gdzieś tam koło Jego ucha, gdy oplatał
mnie rękami. Nie zastanawiałam się, co szeptał. Szeptał coś ewidentnie, blisko
mojego ucha, gdy układałam policzek na Jego obojczyku. Kościsty jest, jak
zawsze, dziś tak bardziej wyjątkowo. Oparł brodę, też jak zwykle kościstą, o
moje czoło. Pewnie masował moje plecy swoją wielką dłonią, ale nie wiem. Nie
czułam. Nie czułam, bo tak okropnie szeptał mi do ucha, że nie wiedziałam, co
mi jest. Nie umiałam nawet zrozumieć, co do mnie szepta. Skończył wreszcie,
zamykając usta. Martwiłam się, że mógł o coś mnie spytać. Przecież nie
zrozumiałam nic. Zadrżałam, gdy niepewnie się zachwialiśmy. Odłączeni od
świata. Policzki chyba już mi wyschły. Tego też nie wiem na pewno. Nie wiem
nic. Na pewno… Pocałował. W głowę. To wtedy wiedziałam, że się martwił po
prostu. I zjadła mnie ciekawość, co mi tak szemrał po cichutku do ucha. Chyba
się nie dowiem. Bo On zajął sobie usta czym innym, niż rozmową…
Ten rozdział totalnie zwalił mnie z nóg, a myślałam, że doskonalszym się nie da być. Jak Ty możesz z taką łatwością wywierać tyle uczuć ? może kiedyś się do wiem, rozdział wspaniały. ZwajP.
OdpowiedzUsuńPiękna dedykacja. Popłakałam się. I muszę dodać, że również płakałam gdy oglądałam jak Hazz płacze. Więc możemy przybić sobie żółwika.
OdpowiedzUsuńMam do ciebie pytanko... Czy zgodziłabyś się, przesyłać mi niektóre ze swoich prac, które potem bym umieszczała w kąciku poetyckim w gazetce mojej szkoły, której (muszę się pochwalić :)) jestem redaktorem naczelnym?
Chciałam przytulić Amirę. Pocieszyć ją i powiedzieć, że będzie dobrze... Strasznie mi się jej szkoda zrobiło. Tak bardzo martwi się o Harry'ego... Tak bardzo martwi się o to, że znowu weźmie narkotyki, że zacznie płakać, że coś mu się stanie... I wtedy tak bardzo chciałam ją przytulić... Tak bardzo chciałam powiedzieć, że z Harrym będzie okey. Niestety to tylko opowiadanie i nie mogłam tego zrobić :(
Coś krótki ten komentarz, ale nie mam siły na więcej. Wypisałam się w szkole, niestety.
Kasieńko, nie płacz... Nie płacz, bo nie lubię, gdy płaczesz. I oczywiście, możesz umieścić moje prace w gazetce. To będzie ogromny zaszczyt dla mnie. ;)
UsuńNie przejmuj się. Jak popłaczę sobie przy jakimś opowiadaniu, to jest mi lżej :) I nie mogę się doczekać aż wyjdzie pierwszy numer gazetki :D
UsuńJa, nie wiem co mam tu napisać. Już nie potrafię. Płakałam gdy czytałam. Rozdział cuudowny. Piękna dedykacja. Mam nadzieję, że Harry przeczyta kiedyś to opowiadanie i, będzie wiedział jaką ma utalentowaną i oddaną fankę. Dziękuję, że dzięki Tobie mój świat staje się coraz piękniejszy!!! :) xx
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje dedykacje, a tą nad dzisiejszym rozdziałem , uwielbiam ponad wszystko. Cholera.. mam nadzieje że Harry kiedyś to przeczyta, wzruszyłby się, doprowadziłabyś Harrego Stylesa do płaczu, rozumiesz? Mi także poleciała łza, BA...nie jedna. Czytając twoje opowiadanie, dotykasz mnie po całym ciele, dotykasz mnie wewnętrznie. Już na początku zauważyłam piękne słowa , wyszukane spośród reszty pięknych słów " sama już nie wiem, ile trzeba słów, by wysuszyć łzy " A ile trzeba słów by je spowodować? Niewiele, wystarczy parę twoich.
OdpowiedzUsuńłapie za serce, i to bardzo mocno.
OdpowiedzUsuńopowiem pewną anegdotkę z mojego życia. Moja przyjaciółka nienawidzi opowiadań, powieści i innej prozy. Nienawidzi czytać opisów dlatego tak bardzo uwielbia szekspirowskie dramaty czy poezję. Będąc jej przeciwieństwem na prawdę wiele w życiu czytałam. I po tym rozdziale zastanawiam się czy to opowiadanie nie nawróciłoby ją na właświwą drogę. Wydaje mi się, że pokochałąby wszystkie opisy bacznie czytając najkrótszy wyraz. Chyba muszę spróbować, właśnie z tym opowiadaniem, a nie z powieściami hemingwaya czy dennym zmierzchem. Chylę czoło.
Pozdrawiam, BooBoo :)
To było piękne. Naprawdę. Tak uwielbiam to opowiadanie! ♥
OdpowiedzUsuńKiedyś kupię Twoją książkę, kiedy ją przeczytam pewnie setny raz w końcu położę ją na jakimś wyjątkowym, specjalnym miejscu na mojej szafce. Założę się, że będę do niej wracała dużo razy i opowiadała wszystkim jak to czytałam kiedyś Twoje opowiadanie tutaj, w internecie i jak z boku patrzyłam jak powstaje historia Amiry i Harrego. Wiem, że to się wydarzy i już nie mogę się na ten moment doczekać. -Iga
Jak rozpoczac dzien pieknie? Znam przepis, zdradze ci go ,ale ty i tak go nie wykorzystasz ... Ty musisz go urzeczywístnic !
OdpowiedzUsuńWiec, powinno sie najpierw wygodnie rozlozyc na kanapie (w moim wypadku jest to fotel autobusowy) i wlaczyc twoje opowiadanie. Pozniej jedyne co pamietasz to brokat, ptaszki, gwiazdki i nasz piekny Harry z Amira. Dochodzi do tego jeszcze fakt ze przez ostatnie 10 min. bylo síe oficjalnie off z zycia. Kolejny raz sprawiłas mi ogromna przyjemnosc przez rozdzial.
Gdybym tylko mogla zrobilabym wszystko zebys mogla spotkac Stylesa :) niestety nie mam takiej mocy ,ale jesłi 1D przyleci do nas na koncert to sama zafunduje ci bilet !
Jestes wprost niezastapiona , caluski,
Elipse
Wiesz, zawsze zastanawiało mnie, jak ludzie potrafią rozpoznać nastrój człowieka jedynie na niego patrząc. I nikt nigdy nie potrafił mi tego wytłumaczyć. "To się po prostu wie" - odpowiadali, a ja jedynie kiwałam głową z głupim uśmieszkiem. I pewnie nadal zgadywanie humoru byłoby dla mnie zagadką, gdyby nie... Gdyby nie Pewna Kasia, która swoimi dedykacjami natychmiast mnie rozczula, a później doprawia o słone kreski na policzkach. I gdybyś miała teraz możliwość zobaczenia mnie, to z pewnością (nawet jeśli jesteś w tej sztuce tak samo beznadziejna, jak ja) odgadłabyś jakie emocje mną targają. Każdy rozdział twojego opowiadania to przepis na to, aby dowiedzieć się, jak wiele dzieje się wokół nas, jak wiele zauważamy, a ile rozumiemy. I nie będę ci następny raz opowiadać, jak bardzo cię kocham itd. itp. Dobrze już to wiesz, a ja nie będę zanudzać, więc może po prostu skończę?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kama
Popieram po stokroć tą wypowiedź. :)
UsuńWiesz, Popiele - nawet Twoja niesamowita dedykacja była przepełniona uczuciami. Każde słowo oznaczało jedną emocję, którą kierowałaś do szanownego Pana Styles'a. I mimo, że nie jestem nim to również czułam to w zakamarkach swojej duszy. To było piękne.
OdpowiedzUsuńNad rozdziałem znowu, mogłabym się rozpływać godzinami (niestety ukróca mi to błogie krążenie w krainach zapomnienia, nauka i takie tam inne) czytając każde słowo literka po literce i robiąc sobie krótkie przerwy na wzięcie głębokiego, odprężającego oddechu. Tak, odprężającego - bo czytając Twoje dzieło nie można się czuć zrelaksowanym, raczej podekscytowanym i "podnieconym" wydarzeniami, które są tam zapisane i czekają tylko żebyś je odczytał. I wiesz, Popiele że chyba po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna jestem bezapelacyjnie neutralna wchodząc tutaj? Nie czuję bólu, smutku, radości, żalu, ciężaru przygniatających mnie problemów i ogromu spraw które na mnie ciążą. Jestem neutralna, zupełnie, stuprocentowo neutralna. A dzięki Amirze poczułam na chwilę co to miłość - ta ponura, okrutna miłość, o której już trochę zapomniałam i tak naprawdę nie chciałam sobie bardzo długo przypomnieć jak smakuje. Ale właśnie, dzięki Tobie znowu zapragnęłam kochać i to cudownie wiesz?
Kończę swój wywód i śmigam na kurs prawa jazdy (przecież słuchanie o tym jak powinno się wyprzedzać bądź gdzie ustąpić pierwszeństwa jest znacznie ciekawsze od siedzenia tutaj i tonięcia w morzu emocji!).
ps. I gdybym mogła jednej osobie na świecie dać Harry'ego Styles'a to właśnie ty byłabyś nią. Bo chyba najbardziej na świecie, zasługujesz na tego lokatego stwora, Popiele.
Kochana Kasiu, nie wyobrażam sobie życia bez czytania twojego opowiadania, piszesz tak cudownie, niesamowicie ! Kilka łez wyleciało z moich oczu podczas czytania tego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńChciałam zapytać moja droga czy publikujesz gdzieś opowiadanie przyjaciółce Nialla która na imię miała Mia ?
Heh, wczoraj się dowiedziałam że to ty jesteś tą dziewczyną która je przejęła xd
Skarbeńku, ale ja żadnego opowiadanie nie przejęłam...
UsuńNiee ? ;(
UsuńChyba się coś popierdzieliło byłej autorce ;x
A mogę wiedzieć, co to za opowiadanie?
UsuńMia przyjaźni się z Niallem namawia go żeby poszedł do x-factora, zakochuje się w Liamie ale on znajduje na dziewczynę i łamie jej serce, no i w końcu jest z Harrym... i tak kończy się opowiadanie
Usuńmmm, uwielbiam ten rozdział ;3 wiem, że może nie jest zbytnio radosny czy cos, ale i tak go uwielbiam ♥ a nad tą końcówką to już w ogóle się rozpływam...
OdpowiedzUsuńjuż nawet nie wiem, co mam ci pisać, bo ja wiem, że ty wiesz, co ja sądzę o twoim opowiadaniu, że je kocham i tak dalej, i że wszystkie szczegóły moich myśli wyjawiłam ci w poprzednich komentarzach, no ale no nie mogłam się oprzeć, żeby nie skomentować, bo wiem, że to jednak fajnie dostać kolejny komentarz ;)
zdaję sobie także sprawę, że ta moja powyższa wypowiedź prawdopodobnie nie ma ładu i składu, ale niestety ja o tej porze już nie myślę. w sumie to ja w ogóle nie myślę, ale whatever.
powiem ci jeszcze tylko, że nieświadomie sprawiłaś, że ten dwudziesty rozdział jest wspaniałym prezentem na moje urodziny <3 masz wyczucie czasu, nie ma co! ;) ♥
Kramel
Bożee te opowiadanie jest przecudne myslałas o zrobienie kariery na pisaniu ?
OdpowiedzUsuńPiękna dedykacja,aż się popłakałam..A myślałam,że już żadna łza nie poleci,po tych trudnych dla mnie dniach,a jednak myliłam się..
OdpowiedzUsuńMasz rację,nie można mieć wszystkiego w życiu..ludzie tego nie doceniają i ja nie doceniłam i straciłam dla mnie bardzo ważną istotkę.Tylko dlatego,że moje życie mnie nudziło..I tak życie pokazało,zabierając mi coś co było śliczną gwiazdeczką w tym niby szarym życiu..i pomagało mi żyć jakoś okazale..Tak mało nam do szczęścia..tak niewiele, lecz daleko dla nas..
Bo jeśli coś sprawia Ci szczęścię a jest daleko,to czemu tego nie brać?
Sróbuję funkcjonować tak jak ty,może mi się uda?..
A rozdział odpowiedni na mój stan,zdecydowanie..
Kochana,nie przeszkadzam Ci? może komentarze,być może są zbędne..
Paulina
Przeczytałam go... dzisiaj w szkole. Chciałam to olać przez załamanie psychiczne, jakie mnie dopadło i nie opuści pewnie przez długi czas, ale... Wolę zająć czymś myśli. A układanie sensownego komentarza zmusza moje otępiałe szare komórki do wysiłku.
OdpowiedzUsuńNie lubię Jacoba, dlatego ucieszyłam się, że wyszedł. Jakoś tak... jest irytujący, nie wiem. Mój przyjaciel... Kurczę, w sumie nie wiem, jak by się zachował w takich sytuacjach, bo jestem alone od początku naszej burzliwej znajomości, jednakże... Nie lubię go.
Troszeczkę żałowałam, że nie wplotłaś jakiegoś dialogu pod koniec rozdziału między nimi. Tego chyba najbardziej brakowało...
Ach, nie wiem, co napisać oprócz tego... że czekam na następny rozdział? Ty o tym bardzo dobrze wiesz! ;*
Tym razem nie będzie nawału słów. Nie przykryje Cię lawina kryształkowych wyrazów, tony przecinków nie spadną z cichym hukiem na barwny parasol. Do koniuszków balerin nie dotrze powolnym strumykiem kałuża spacji.
OdpowiedzUsuńDlaczego? Bo słowa są cenne. Każde warte tysiące, jedyne i niepowtarzalne na świecie. One dużo obiecują. A ja nie chcę tyle Ci przyrzekać. Chyba rozumiesz czemu. A może dlatego, że wystarczyłaby pozostawiona przeze mnie tutaj sama kropka, żebyś wiedziała, że ten jeden, mały znak zostawia po sobie miliony wspomnień, wdzięczności, ciepła w sercu. Żebyś domyśliła się, ile dla mnie znaczysz. Bo nie jesteś przypadkowo potrąconą na chodniku kobietą. Wiesz, kim jesteś? Jesteś nadzieją dla zgubnych duszeczek.
I podczas gdy my tkwimy wciąż w jednym miejscu, zahibernowani lenistwem, ty zmieniłaś się w perłę. Taką, którą potem z dumą nosi się na gale i spotkania organizacji charytatywnych. Pracą i chęcią zaskarbiłaś sobie lśnienie i blask.
Proszę tylko o jedno: Nigdy nie przestawaj błyszczeć. Znajdź kogoś, kto będzie Cię polerował, byś nie uległa słodkim słówkom kurzu.
julia
Nie zauważyłam... Cholera, nie zauważyłam. Jak ja mogłam nie zauważyć tego rozdziału, no jak? Tego cudownego rozdziału, z którego wypływa magia emocji i uczuć. Nie jest dla nas tajemnicą, co czuje Amira w każdej sekundzie, bo potrafisz wszystko wiernie oddać.
OdpowiedzUsuńJa również mam swój taki zapach marzenia, który potajemnie wdycham w perfumeriach. Myślę, że każdy ma swój prywatny zapach marzenia...
A wiesz, że ja też pokochałam Harry'ego za te jego łzy, które uronił przed kamerami? Dla mnie to było coś nie pojętego, bo zawsze wpajano nam, że celebryta jest idealny i silny. A to stek bzdur. To tylko ludzie z mnóstwem uczuć w duszy. Oni też marzą, wierzą, pragną.
I powiem Ci coś zabawnego. Gdy po raz pierwszy zobaczyłam teledysk do WMYB, od razu zwróciłam uwagę na zielonookiego. A wiesz czemu? Bo miał przyduże zęby na przodzie, tak zwane jedynki. I te właśnie zębiska ukazały jego piękny uśmiech. I ukazały, że nie trzeba być idealnym, by miliony ludzi na świecie Cię kochały.
Ja w ciebie wierzę. Wierzę cholernie mocno. Wierzę, że wydasz Zapach Marzenia. Że ludzie i Ciebie będą kochać za to, iż idealna nie jesteś. Że osiągniesz sukces i poznasz tego wspaniałego chłopca, nie kryjącego się z uczuciami.
Życzę Ci, abyś w życiu nie szczędziła sobie łez, uśmiechów, krzyków i śpiewu. Życzę Ci jak najlepiej.
Pozdrawiam, Joan.x
Generalnie, lubię tutaj zaglądać. Mimo że rozdziały w większości wypadków znam, to zawsze z zainteresowaniem czytam dedykacje przed fragmentami opowiadania. Są cudowne. A to tutaj... Cóż. Ja doskonale wiem, co i jak się układa na linii Kasia - Harry, ale ta dedykacja przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Jest tak szczera i czysta, że chyba bardziej się nie da. Nie muszę nic więcej pisać. Chylę czoło :)
OdpowiedzUsuńJacob.
Ps.
A do osób, które piszą, że mnie nie lubią - get the fuck out! :D
Witaj, chciałabym zaprosić Cię na mój nowy blog, jest już pierwszy rozdział (: Mam nadzieję, że przeczytasz oraz skomentujesz! +Przepraszam za spam ! <:
OdpowiedzUsuńPewna osoba powiedziała, że jestem uzależniona od tego bloga. I chyba miała rację. Mogę pisać pochlebne komentarze pod jakimś innym blogiem, ale ten zostanie moim ukochanym... No i to jest tak jakby mój prywatny narkotyk... Ups! Przepraszam za to określenie, zwłaszcza, że Harry ostatnio w ZM miał problemy z narkotykami... Ale cóż, taka jest prawda. To opowiadanie to mój narkotyk. Ale nie musisz się o mnie martwić. Jak już napisałam, to jest zdrowe uzależnienie :)
OdpowiedzUsuńI kurczę, zrobiłam sobie zdjęcie jednej z twoich odpowiedzi. Tak się rozpłynęłam dzięki niej, że MUSIAŁAM to udokumentować, no i jest już wklejona w moim pamiętniku :D
Hej Kruszyno!
OdpowiedzUsuńChciałam Ci tylko przekazać, że masz nową fankę i to już od jakiegoś czasu. Chociaż nie słucham one direction, nie interesuję się nimi i właściwie nie wiem, który jest który, to Twój kawałek sztuki (bo tym jest to opowiadanie) kocham
Zaczęło się od tego, że usłyszałam jak na korytarzu z kimś o tym rozmawiałaś. Wiem, że nie wypada podsłuchiwać, ale w tym przypadku cieszę się, że to zrobiłam. Więc po powrocie do domu wygooglowałam sobie tytuł i już pierwszy link zabrał mnie tutaj. I przeczytałam prolog, żeby zobaczyć jak dobra jesteś, potem pierwszy rozdział, żeby upewnić się, że to nie przypadek, a później całą resztę jednym tchem z dwóch powodów. Po pierwsze musiałam wiedzieć jak dalej potoczą się losy Amiry i Harry'ego, a po drugie Twój styl jest tak przyjemny jak drzemka w leniwie płynącej łódce w lipcowe popołudnie. Cudo nad cudami.
I nie wiem co jeszcze mam napisać, żeby wyrazić mój zachwyt. Za często piszę 'żeby', ale to nie ważne. Pamiętam jak jakiś czas temu wyczytałam Ci z ręki linię przeznaczenia, a Ty zasugerowałaś, że może chodzi o pisanie. NIE może, tylko napewno! Dziewczyno, Twój talent jest wielki, Ty przecież zaklinasz te cholerne literki i czarujesz nimi ludzi, a komentarze wyżej tylko mnie w tym utwierdzają.
Więc pisz dalej, żebym mogła czuć się oczarowana wieczorami z kubkiem zielonej herbaty w ręku.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Patrycja