czwartek, 24 maja 2012

Czwarty


Rozdział dedykowany Kredce! Moja droga, nawet Cię nie znam, ale zdążyłam zauważyć, że regularnie tu wpadasz i komentujesz. Każdy Twój komentarz wyławia mi na twarz piękny uśmiech, a miłe słowa sprawiają, że od razu chce mi się pisać dalej. Serdecznie dziękuję Ci za każdą opinię, komplementy oraz za wytrwałe śledzenie losów Amiry i Hazziątka. Jest mi niezwykle miło, że tu trafiłaś, i co najmilsze,  że zostałaś! Mam nadzieję, że dalsze przygody moich bohaterów sprawią, że będziesz dalej z radością czytała o tym literki bazgrane przeze mnie. Pozdrówka! 


        Zmrożona przez strach i czyjeś  koniuszki palców na swoim ramieniu, zamarłam pomiędzy ciemnościami pokoju, a blaskiem księżyca dobijającego się przez szybę, do której wciąż przylegałam. Zachłysnęłabym się wdychanym powietrzem, ale najpierw zmuszona byłam przytrzymać się resztkami sił przy życiu.  Uczucie serca, które w krótką chwilę zatrzymuje się z lekkim szarpnięciem, a potem zaczyna szybciej obijać się o żebra - przerażało. Odchyliłam wargi, łapiąc oddech i zaciskając palce na marmurze parapetu.  Zimno przebiegające wzdłuż pleców atakowało skrawki skóry.Nieprzyjemnie wbijające się fragmenty parapetu drażniły spowite zimnem uda. Ból kręgosłupa i karku był sprawiedliwy po tym, jak nieświadomie zasnęłam mocnym snem na parapecie, uśpiona zapadającymi ciemnościami za taflą szkła.  Obserwowanie zbliżającej się nocy, chłód ściany za plecami, ciche odgłosy miasta, wkradające się do hotelowego pokoju przez uchylone okno. Zapach męskich perfum należących do dobrze znanego mi kędzierzawego młodzieńca, specyficzna woń nocy jednej z ulic w Sydney. Choćbym bardzo starała się nie usnąć, moje powieki same opadły. Nawet nie wiem, gdy zjechały w dół.  Tak całkiem nieoczekiwanie, kiedy umierałam, konałam,  myśląc o niewartych uwagi rzeczach. Myśląc o tym, o czym absolutnie nie powinnam zaprzątać sobie słabej głowy. Powinnam uznać za cud to, że nie zjechałam gwałtownie  i z hukiem na podłogę i przespałam na tym parapecie kilka godzin, bez lądowania na zimnych, drewnianych panelach. Jak udało mi się spać spokojnym snem, mając przy uchu cichutkie szmery uliczne? Jak udało mi się pływać w ramionach Morfeusza, gdy w głowie  myśli tańczyły tango... Poderwałam głowę do góry, sapiąc głośno i czując wpadające kosmyki włosów do ust. Z minuty na minutę rosło we mnie przerażenie, a ciśnienie podnosiło się niezwykle  szybko. Nie wiedziałam, czy serce nadal mi bije. Czy nie zostało samoistnie zamrożone w lód. Ocucona, zdławiłam strach, czując szybko pulsującą w żyłach, spienioną krew. Obudzona zostałam spokojnie, momentalnie jednak doznałam szoku spowodowanego zdezorientowaniem i cichą ciemnością naokoło. Ciemność wszędzie, przy każdym skrawku firany, przy najmniejszym kawałku stołu. Jak mogłam próbować jasno myśleć, w tej okropnej ciemności... Nie widziałam nic. Na samym początku obserwowałam jedynie czerń i szarość. Bez zastanowienia, jedną dłonią przylgnęłam do szyby, bojąc się zjechania z parapetu.  Asekuracyjnie zacisnęłam paznokcie na parapecie, niezwykle mocno się go przytrzymując. Drugą zaś, zupełnie nieprzemyślanie, zacisnęłam na koszuli osoby, która stała obok mnie. Po zdrętwiałych udach przebiegł nieprzyjemny dreszcz, gdy w amoku, zagłuszona przez własny oddech, próbowałam usiąść wygodniej. Nie wiedziałam, co się dzieje wkoło mnie. Co się dzieje ze mną.
- Spokojnie.
Zastygłam w bezruchu, słysząc cichy pisk, gdy moje palce przejechały po szybie. Zamknęłam usta, uspokajając oddech. Poluźniłam dłoń na miękkim materiale koszuli opinającej klatkę piersiową chłopaka. Moją głowę wypełnił spokój. Tak na drobną chwilę, prawda? Zaraz ucieknie, jestem tego pewna!  Wycedziłam gorące powietrze, marszcząc  czoło. Stał tuż obok, cały czas dotykając dłonią mojego ramienia. Palce ułożone delikatnie na kołnierzyku mojej koszuli, ciepłe opuszki dotykające skrawka  sztywnej, boleśnie zgiętej szyi. Harry? Pachniał sobą i zapachem sceny. Chciałabym dożyć momentu, gdy to pomieszczenie zaleje światło lampy. Tak strasznie brakowało mi oddechu, gdy nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Tak kompletnie oddalałam się od życia. Przecież słabłam z minuty na minutę, coraz mocniej blednąc. Nie umiałam puścić skrawków koszuli. W blasku księżyca, po podniesieniu brody w górę, dostrzegłam Jego twarz. Nie patrzył na mnie. Zburzyłam coś, co pozwalało mi trzymać się resztkami sił. Rysy twarzy opatulone loczkami, szare oblicze rozjaśnione nieznacznie nocną gwiazdą. Był zmęczony, zamyślony i spokojny. W melancholii trwał obok mnie, nieobecny wzrok kierując na Sydney, przy którym nieświadomie zasypiałam. Tak strasznie mętnym wzrokiem obserwował  to, co kryły ulice za szybą tego okna. Co On tam zobaczył... W ciemnym spojrzeniu skierowanym na nocny widok Sydney nie odnalazłam obojętności.  Harry nie atakował mojego serca lodem, tak jak robił to wtedy, gdy w oczach skrywał przedmiotowość. Miliony zwątpień uciekły gdzieś, rozpłynęły się w ciemnościach tego pomieszczenia. Wymsknęły się cichutko przez szczelinę okna, zostawiając mnie sam na sam z zielonookim.  Przecież się bałam. Że gdy tylko wróci, znowu dobije do mnie okropna dawka obojętności. Bałam się tego ciosu tak samo, jak ciemności. Powrót Harry'ego do pokoju hotelowego zwiastował dwie rzeczy - radość i niepewność. Radość kryła w sobie niezliczoną ilość drobnych powodów, dlaczego tak bardzo wyczekiwałam Jego osoby. Największym powodem był oczywiście fakt, że dostarczy mi swojego słodkiego zapachu, bez którego nie umiałam normalnie oddychać. A niepewność? Łapała mnie za chudą dłoń, kiedy tylko uświadamiałam sobie, że Harry znów może zadźgać mnie swoim zielonym, pięknym spojrzeniem nasączonym goryczą i obojętnością. Radość i niepewność - to nie była udana para...Mrugnęłam oczami, przełykając ślinę. Nie było tu ze mną chłodnego, oschłego Harry'ego.  Chłopak stojący obok, trzymający dłoń na moim ramieniu był moich Harry'm. Wyprostowałam dłoń, dotykając opuszkiem palca jednego z guzików na Jego brzuchu. Rozluźnił szyję i spuścił głowę, zerkając w moją stronę. Błyszczące źrenice i zielone tęczówki nawet w takich ciemnościach sprawiały, że zasychało mi w gardle. Przełknęłam niedosłyszalnie ślinę, podciągając się bliżej ściany. Wzdrygnęłam się od chłodu szyby, ściany, marmuru, spojrzenia, które nagle zaatakowało mnie zobojętniałym smakiem. Zamroczyła mnie gorycz. Mój Boże. Obojętność to paraliż duszy. Zwiędłam. 
- Zasnęłaś na parapecie. Koncert się skończył, ja… - wycedził tak cicho i tak zachrypniętym głosem, że musiałam poświęcić wiele sił, by nie zatkać uszu.  Wrócił NIE mój Harry Styles. Znów wtargnęło w Niego czyste zło. Dawkujące mi bolesne ilości goryczy i przykrości. Kolejny raz wstrząsnęło   ramionami od chropowatych słów, które podarował mojemu słuchowi. Zadrżałam jawnie, plątając się we własnym, niespokojnym oddechu. Umilkł właśnie w tym momencie, gdy przetrzepało mną porządnie. Spuścił głowę jeszcze bardziej, obserwując mnie bacznie. Oderwałam palce od koszuli bruneta i przetarłam dłonią po swoich ramionach.  Wystraszyłam się Jego trawiastych oczu. W żadnym wypadku nie były czułe... Nie były kochane. Nie były moje! – Jestem zmęczony… Chodź. – I nim zdążyłam ostatni raz przejechać szarymi tęczówkami po widoku zalanych nocą ulic, dłonie Harry’ego wślizgnęły się zwinnie pod moje kolana i plecy. Odepchnęłam do siebie smutek i przerażenie.   Tak na jedną, malutką chwilę, by nie trząść mu się w ramionach. Bardzo nie chciałam, żeby spytał mnie nagle, przeszywając wzrokiem, dlaczego się trzęsę. Jedynym sposobem było zamknięcie powiek i wyobrażenie sobie, że zielonooki wcale nie rani mnie swoimi spojrzeniami. Poszybowałam w górę, przylegając do Jego klatki piersiowej, a widok księżyca, lśniących neonów, gwiazd, rozmazał się. W tę jedną, krótkotrwałą sekundę, gdy frunęłam subtelnie w górę, obraz się zamazał. Widziałam szarawą plamę, bez wyraźnych, pięknych konturów Sydney. Utknęłam w Jego ramionach, przytrzymana ciepłymi dłońmi. Nie miałam możliwości zaprotestować, nie? Tak momentalnie przygarnął mnie do siebie. Zachłysnęłam się Jego zapachem, chcąc troszeczkę Go skosztować. Nigdy nie wiedziałam, co to znaczy umiar, jeżeli chodzi o Jego zapach. Zawsze łaknęłam jak najwięcej. Skołowana i nie do końca rozbudzona wiedziałam jedynie, że podgarnia moją głowę pod swoją szyję. Czołem otarłam się o Jego ciepłą szyję. Dotyk miękkiej skóry, tak tragicznie blisko mojej sprawiał, że nie udało mi się powstrzymać dreszczyków.  Zalała mnie fala ciepła od Jego skóry.  Objąwszy mnie ciaśniej, chwiejnym krokiem wkroczył w ciemniejszą część hotelowego pokoju. Uciszyłam swoje zaskoczenie, zamykając oczy i przylegając policzkiem do śliskiego materiału marynarki, którą założył specjalnie na koncert. Była tak przyjemnie chłodna. Łagodziła rozpalony policzek.   Niesiona w nieznaną mi z powodu ciemności stronę, zwisałam bezwładnie z Jego ramion. Przytulał mnie - fakt faktem, musiał, bo niósł mnie. Jednak nie musiał schylać głowy, by przysunąć ją bliżej mojego policzka, prawda? Teraz ponownie wygonił tę pieprzoną obojętność. Zwariuję. Jeszcze tylko troszeczkę, a naprawdę zwariuję. Mój Harry? Niósł mnie ten mój Harry...? Pachniał nocą, sceną, zmęczeniem. I wciąż marzeniem.


Nie uchyliłam powiek, wciąż zastanawiając się, czy sen trwa dalej, czy tylko śni mi się, że już nie śpię. Śni mi się, że się budzę? Potarłam nos o puszystą poduchę emanującą jaśminem. Aromat jaśminu, gdy zamykałam oczy i gdy je otwierałam. Jak będę zasypiać, gdy wrócę do Londynu, zostawiając  aromat  na tych poduszkach? Zimna powierzchnia materiału dawała ukojenie rozpalonemu policzkowi. Dobudzała mnie i odganiała resztki zaspania. Wyciągając gołe stopy na prześcieradle, ziewnęłam przeciągle, uchylając powieki. Porażające promienie słońca wsuwające się śmiało przez szparkę między zasłonami. Smuga słonecznego światła układała się na kołdrze, pod którą spałam. Bałam się, prawda? Odwrócić się w drugą stronę i sprawdzić niepewnie, czy leży obok. Tak jak kilkanaście godzin temu, gdy nieśmiało układałam głowę na swojej poduszce, leżącej tuż obok tej, na której miał zamiar spać On. Nie był skrępowany. Przecież pamiętam doskonale, jak bez najmniejszego zawahania odgarnął miękką, puszystą kołdrę i obserwując mnie spod byka, ułożył się wygodnie. Loczki rozłożyły mu sie wkoło głowy, a poduszka się wgniotła.  Poprawił czarne, dresowe spodnie. Podrapał się po gołym brzuchu i kładąc sobie rękę pod szyją, patrzył. Wtedy, jak taka mała dziewczynka, przejechałam zlęknionym spojrzeniem po pomieszczeniu, jakbym chciała wyłapać bystrym okiem paparazzi, kryjącego się za komodą, który tylko czyha, by zrobić zdjęcie wielkiej gwieździe i przerażonej brunetce. Przykleiłam się gołymi stopami do ciemnych paneli, czyli całkowicie postradałam wtedy zmysły i zapomniałam, że czas się przełamać? Pojedyncze loczki spływały mu na czoło. Nie zwracał na to uwagi. Obserwował mnie, jak stałam tępo przed łóżkiem, miętosząc satynowy sznurek od luźnych piżamowych spodni. Westchnął i właśnie tym cichym pomrukiem zmotywował mnie, żebym wreszcie przypomniała sobie o tym, że przecież umiem zebrać się na odwagę. Podwinęłam kołdrę i wskoczyłam, zanurzając nogi pod białą pierzynką. Jego zapach się uniósł. Przymryżyłam oczy. Czarne włosy rozsypały  się po rażąco białej poduszce, a wkoło rozniósł się zapach jaśminu i perfum Harry’ego, którymi ta poduszka przesiąkła, gdy poprzednie kilka nocy spał tu sam. Zesztywniałam, gdy ułożyłam się wygodnie i mogłam bez problemu lampić się na sufit. Czekałam, aż zgasi niemrawą lampkę wiszącą nad naszymi głowami. Ale lekka żarówka zakryta kremowym abażurem w dalszym ciągu rzucała na kołdrę delikatną, jasną poświatę, pozwalając mi obserwować nasze nogi, leżące blisko siebie. Wtedy poruszył się, szelest kołdry zmotywował mnie do otwarcia oczu. I ujrzałam Jego twarz nad swoją, zbliżające się ku moim policzkom loczki.  Zamarłam. Był tak bliziutko, że mogłam w spokoju policzyć mu zmarszczki mimiczne wokół oczu, których nabawił się od uśmiechu. Był ta blisko, że mogłam łaknąć Jego spokojny oddech, ślizgający się po moich policzkach. Drętwiałam z sekundy na sekundę, czując, jak rozstawione obok mojej głowy; dłonie, na których  się opiera, drżą.  Na chwilę zastygł z szyją zgiętą nieprzyjemnie i twarzą nad moją, obserwując moją reakcję, jakby bardzo ciekawił Go strach w moich szarych, dużych oczach. Umarłam na kilka  chwil, dokładnie obserwując Jego szczękę, nie ruszając się nawet na milimetr. Zamknięte, spierzchnięte malinowe usta. Zielone oczy i błyszczące, powiększone źrenice. I ani szczypty zobojętniałego, raniącego wyrazu. Zamrugałam, przełykając ślinę. Schylił się i przylgnął ustami do mojego czoła, uprzednio odsuwając trochę włosów na bok.
- Dobrej nocy, Am.
Chwilę potem lampka cicho brzdęknęła, gasnąc. Hotelowy pokój skąpał się w pachnących jaśminem ciemnościach. Zalało mnie ciepłe, przyjemne poczucie bezpieczeństwa. I zapomniałam na kilka chwil, tych przed snem, co to znaczy słowo „ obojętność”.
Ziewnęłam kolejny raz, odganiając od siebie obraz ostatniej nocy. Pokierowawszy szare, zaspane oczy w stronę smugi słońca, która w dalszym ciągu układała się pięknie na powierzchni kołdry, postanowiłam drgnąć. Względnie przygotowana na Jego widok za swoimi plecami, wstrzymałam oddech i przekręciłam się na plecy. Jak najciszej potrafiłam, chciała przekręcić się na boczek i poobserwować Go, jak śpi.  Wiedziałam, że ma bardzo lekki sen, dlatego każdy ruch musiał być wyjątkowo cichy, by nie wyrwać Go z przyjemnego  regenerowania sił. Podciągając sztywną kołdrę pod brodę, obróciłam się lekko w stronę, gdzie powinien spać. Zastałam jedynie małą karteczkę. Koniuszkiem palca przysunęłam kartkę bliżej siebie. Powstrzymując ziewanie, przeczytałam jej treść. Pochyłym, wyćwiczonym i fikuśnym pismem Harry zostawił mi informację, że jest na śniadaniu z chłopakami. Wciąż obowiązywały Go posiłki z zespołem. Na końcu dopisał, że w pokoju pojawi się, gdy tylko odciągną razem z chłopakami Nialla od talerza. Po poduszce potoczył się odgłos cichego śmiechu, wyrywanego spomiędzy moich ust. Tak trudno było mi oderwać ciało od jaśminowego materiału. Tak trudno było spotkać się z zimnością drewna na podłodze. Smuga słońca na kołdrze zmieniła się w wielką taflę, gdy szarpnęłam zasłonami w dwie różne strony. Stanąwszy w blasku rażącego słońca Australii, pokryła mnie gęsia skórka. Chwilę potem odwracałam szyję w stronę drzwi. Otworzyły się z cichym skrzypnięciem, gdy klamka naciśnięta została przez palce Styles’a. Zmrużyłam oczy, obserwując Jego sylwetkę. Śnieżnobiała koszula odkrywająca maleńki kawałek Jego torsu, przez niezapięte pod szyją guziki. Rękawy, jak zwykle miał w zwyczaju, podwinął do łokci. Zawsze wtedy mogłam do oporu obserwować Jego widoczne żyły. Czarny, skórzany pasek podtrzymywał szare spodnie, które i tak lekko spadały. Materiał białej, z pewnością wyjątkowo pachnącej koszuli wcisnął pod pasek. Ściągnęłam brwi, oblizując zaschłe, spierzchnięte usta. Serce tak na momencik wypadło z normalnego rytmu. Niedawno obudzona, sztywna i nie do końca świadoma, trzymałam się ściany, by nie upaść.  Stanął w progu i podnosząc wzrok z moich gołych stóp, zatrzymując go chwile na biodrach, zakończył podróż oczu, wgłębiając się w moje spojrzenie. Tak jak miałam w nawyku, zerwałam połączenie naszych źrenic, obawiając się odtrącenia i chłodu zamieszkującego od czasu do czasu w Jego tęczówkach. Nie wydawał się tym gestem zaskoczony. Zamknął drzwi. Ja zamknęłam oczy. Odkaszlnął, jakby niedługo miał się rozchorować, po czym słyszałam, jak szura butami o włochaty dywan. I stałam tak, wyobrażając sobie, że nie ma nic poza mną i słońcem. Sprężyny łóżka ugięły się pod ciężarem chłopaka.  Odkaszlnął po raz drugi, zirytowany lekko drażniącym Go gardłem. Promienie słońca tańczyły po moich policzkach i nosie. I stałam tak. Marząc o kangurach. I o Nim. 


Ostatnio Alevue zaczęła mi jęczeć, że nie nadąża za mną, bo tak szybko dodaję tu rozdziały. No, to się złapałam za głowę, uznałam całkiem poważnie, że rzeczywiście trochę za szybko gonię i się zawzięłam. Nawet pojedynczy skowyt Dariusza, że przydałoby się dodać nowy rozdział - nie zadziałał, o dziwo, bo przecież byłam bliska i całkowicie chętna ulec. 
Mam serdecznie dość. Ja się poddaję. Już kompletnie nie czuję się dobrze, gdy muszę wszystkie swoje mysli odnośnie Amiry i Harry' ego zapisywać na kartce na przerwach w szkole... Jestem tak ograniczona czasowo we wszystkim co robię, że nawet najciekawsze myśli musze skrobać na przerwach. Bo to jedyna chwila, kiedy nie robię czegoś ważnego. Jakie to przytłaczające, to sobie nie wyobrażacie.  A jeszcze te wścibskie oczyska ludzi z korytarza, którzy gdyby mogli, wyrwaliby mi te zapiski źrenicami... Jak nie umrę, to opublikuję całe opowiadanie. Jak nie umrę, pragnę podkreślić...
Plus - chyba się zakochałam, a nie wiem, czy wiecie, co to oznacza...Jak nie wiecie, to pół biedy. 

10 komentarzy:

  1. Za szybko dodajesz rozdziały?! PROSZĘ. Ja bym mogła czytać po kilka rozdziałów dziennie tego cudeńka. Widzę, że Harry i Am już jakoś się przełamują. Ale dodaj trochę akcji, DARIIUSZ chce więcej! Niech się wreszcie coś wydarzy, przecież Ci idioci nawet słowa ze sobą nie zamienili, pfff. Zaraz tam do opowiadania wtargnę i zrobię porządek! ;- ) Buziaki, Twója Najukochańsza-Najcudowniejsza Chrześnica DARIUSZ xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Umpf. Jak chcesz, to mogłabyś dodawać dwadzieścia dziennie, a dla mnie i tak byłoby za mało.
    Och, czymże jest powietrze.
    Idę płakać.

    Jashia

    P.S. Dodaj szybko nowy rozdział, bo umieram.
    P.S.2 Zlituj się nad nami śmiertelnikami, my też nie mamy łatwo. Nalezy nam się od czasu od czasu coś takiego jak twoje opowiadanie. Owszem, uważam je za nagrodę od Boga za to, że jestem taką dobrą osobą (nie jestem, ale jestem wdzięczna, najwyraźniej bardzo mnie kocha).

    OdpowiedzUsuń
  3. ponieważ ostatnio bardzo zdziwiłaś się, że ja też czytam twoje opowiadanie to obiecałam sobie, że zostawię Ci pod nowym rozdziałem wartościowy, długi i błyskotliwy komentarz.
    Twoje opowiadanie jednak jest tak wspaniałe, że brakuje mi słów i jedyne co moge zrobic to wzdychać do monitora podczas czytania a potem zostawić Ci najzwyklejsze "*.*" albo "<3" mając nadzieję, że zrozumiesz to, co chce Ci przekazać. Aaaach.... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. i co ja mam Ci napisać, misiu? tylko Ty mówisz do mnie kitunia i tylko Ty piszesz mi takie ładne rozdziały, tworząc czwartkowe niespodziewane niespodzianki (jakby niespodzianki mogłyby być spodziewane). to dopiero czwórka, a ja się czuję jakbym żyła tą historią co najmniej nie cztery rozdziały, ale cztery lata.

    OdpowiedzUsuń
  5. Aww! Super! Jak za często? Publikuj częściej:p
    Serio;]
    Mam nadzieję, że w końcu sprawa Harrego i Am się wyjaśni:]

    OdpowiedzUsuń
  6. Aktualnie to brakuje mi słów. Kiedy zobaczyłam tę dedykację, to od razu mi się ciepło zrobiło w serduszku! Teraz na twarzy mam ogromnego banana. Wiesz, że Cię uwielbiam? A jeszcze bardziej literki przepełnione emocjami, które tutaj są. Zakochałam się w tym opowiadaniu i szybko mi to nie minie. Tym razem mnie zaskoczyłaś. Nie myślałam, że w Harry'm zniknie ta cała obojętność... Każdy jego ruch i gest sprawiał, że czułam dreszcze na całym moim ciele. Moja ciekawość chyba nie wytrzyma do następnego rozdziału! Także bardzo Ci dziękuję, sprawiłaś mi przeogromną radochę.

    Kredka

    OdpowiedzUsuń
  7. Super, z resztą jak zwykle. Wiem co to znaczy zakochać się i ci współczuję bo to nie jest nic przyjemnego ( przynajmniej ja tak miałam ). Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju...jesteś genialna :) Jak chcesz to dodawaj roździały kilkanaście razy dziennie ja i tak z ogromną chęcią je przeczytam. To najgenialnieszowspaniałowzrószający blog jaki kiedykolwiek czytałam. Jestem tu od pierwszego roździału i po każdym chce mi się płakać. Piszesz tak piękne opowiadania, że mam nadzieję, że ujrzę kiedyś w księgarni Twoją książkę ;)
    Areska

    OdpowiedzUsuń
  9. Trafiłam na blog Maćka,a z niego na twój , pomyślałam sobie, że skoro ma Twój blog w najlepszych opowiadaniach wszechczasów to musi być to naprawdę świetny blog, bo chłopak ma dobry gust i sam pisze genialnie . Wchodzę tu codziennie po kilka razy żeby sprawdzić czy czegoś nie dodałaś. Codziennie zgaduję co może być w następnym rozdziale , ale i tak zawsze mnie zaskakujesz . Jesteś nieprzewidywalna , bo byłam przekonana, że Harry dalej będzie oschły, bo w ostatnim rozdziale było tyle smutku, goryczy , że myślałam, że tak szybko to nie minie. A tu taki promyczek nadziei :). Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i wcale nie dodajesz ich zbyt często ! :D / amik

    OdpowiedzUsuń
  10. wiesz co Ty ze mną robisz, z moją wyobraźnią tymi słowami? czytając każdy rozdział mam wrażenie jakbym oglądała film. każdy najmniejszy szczegół w piękny sposób opisany, każdy oddech, każde mrugnięcie. Twój sposób pisania jest zniewalający. jestem urzeczona, ale to już wiesz.
    szybko tylko napiszę, że Harry, że cała ta sytuacja jest taka tajemnicza.. niby taka zdystansowana, ale mimo wszystko pokryta wielkim czuciem.
    rozdziale piąty - szykuj się, nadchodzę.

    @CassieMint

    OdpowiedzUsuń